Redakcja Bieganie.pl
Podnoszenie ciężarów, zapasy, szachy to dyscypliny narodowe Ormian i Gruzinów. Znaleźć lokalnego przewodnika, który wyruszy z nami na choćby lekki trekking nie jest łatwo – poza takimi regionami jak Mestia, czy okolice Kazbegi, graniczy to niemal z cudem. Jeśli wybiera się ktoś z Was latem do Gruzji czy Armenii – oto nasze biegowo/trekkingowe propozycje. Gigantyczne łańcuchy Wielkiego Kaukazu czy Zangezuru mogą też stanowić piękne tło, a czasami nawet i cel dla naszych wycieczek.
Czym są szkolenia biegowe czy obozy, większość z biegaczy amatorów już wie, czy to z pierwszej, czy drugiej ręki. Teraz opowiemy o bieganiu z nutką przygody, czyli o biegowej destynacji (popularne ostatnio słowo), która wymaga jednak odwagi lub właśnie zdania się na doświadczonych przewodników. Tego rodzaju wyjazdy organizuje od kilku lat tandem trenerów z Tatra Running.
Zakaukazie czy Kaukaz Południowy, to region z olbrzymim potencjałem biegowym i sportowym. Mam na myśli dwa kraje: Armenię i Gruzję – dwa bardzo stare państwa leżące pomiędzy Rosją, Turcją, Iranem i Azerbejdżanem. Warto się tam wybrać z kilku powodów. Po pierwsze dorobek kulturowy obu państw jest gigantyczny, a sięga starożytności. Poza tym chrześcijańskie korzenie tutaj są dużo głębsze niż z pozoru może się wydawać. Armenia i Gruzja jako jedne z pierwszych przyjęły chrześcijaństwo jako religię państwową, a stało się to już w IV wieku. Stąd wielość świątyń, monastyrów, klasztorów i innych zabytków jest przeogromna. Oba kraje maja też gigantyczny potencjał turystyczny, a o tym za chwilę nieco dokładniej.
Gruzja stała się popularna wśród Polaków także jako destynacja narciarska, wspinaczkowa (warto tu wspomnieć szczyt Uszby, Szchary czy Kazbegu), czy zwyczajnie backpackerska. Poza Tbilisi turyści europejscy coraz odważniej zapuszczają się właśnie do Mesti, czy nawet bardzo oddalonej od utartych szlaków Dżawachetii. Gruzja przeciętnie aktywnemu turyście daje spory wachlarz możliwości. Od nieco łagodnych gór w rejonie Bakurjani czy Borżomi, aż po wspomniane kolosy Wielkiego Kaukazu. Nie zawsze trzeba jednak wchodzić, czy wbiegać na szczyt. Często wejście już na bardziej dostępną przełęcz, czy bieg dnem doliny przynosi niezapomniane wrażenia.
Armenia ma równie spory potencjał, ale to wciąż raczej terra incognita, a turyści poza Erywań i okoliczne zabytki kultury chrześcijańskiej (Khor Virab, Geghrard) raczej się nie zapuszczają. W okresie letnim popularnym kierunkiem turystyczno-plażowym jest Sewan – słodkowodne jezioro leżące na wysokości 2000 m. npm. Oczywiście wokół tego akwenu mamy mnóstwo górek i gór na które warto się wybrać. Warto zaznaczyć, że na całym Zakaukaziu szlaków turystycznych jest tu jak lekarstwo. W Gruzji sytuacja wygląda odrobinę lepiej, ale w samej Armenii jest dosłownie jeden znakowany szlak pieszy (sic!). Pomimo swojej „egoztyczności” oba kraje są bardzo bezpieczne, i a ich mieszkańcy przyjaźnie nastawieni do nas, Polaków. W jednym i drugim kraju na hasło „Polska” gospodarzom z Zakaukazia szerzej otwierają się ramiona.
W samej stolicy o bieganie ciężko. Jedynym miejscem, które warto odwiedzić na porannym rozruchu jest Park Cicernakaberd (Jaskółcze Gniazdo) położony na wysokim brzegu rzeki Hrazdan. Nie ma tu w zasadzie płaskiego odcinka, zatem trzeba się nastawić, że tętno będzie szaleć. No i trzeba mieć na uwadze to, że wyskakując w gaciach biegowych na erywańskie ulice jesteśmy jak Brian Adams na środku sceny w Wembley- widok biegacza to wielki rarytas i atrakcja dla autochtonów. Generalnie Erywań jest dość głośnym i zatłoczonym miastem, zatem chcąc znaleźć ukojenie na łonie natury proponujemy wycieczki biegowe poza miastem.
Wajocsar – wulkan leżący w prowincji Wajoc Dzor, u podnóża bardzo starej wsi Herher – około 15 km od głównej drogi łączącej Erywań z Iranem. Mieszkańcy chlubią się tym, że zamieszkują tę osadę w sposób ciągły od dwudziestu wieków i mówią własnym dialektem języka ormiańskiego. Sama wieś nie ma „szwajcarskiego” alpejskiego uroku, a stanowi raczej mix bliskowschodniego chaosu połączonego z postsowieckim bardakiem (ros. Bardak – bałagan). Poza XI wiecznym kościółkiem Surb Sion niewiele tu do zwiedzania. Co innego krajobraz wokół wsi. Z Herher idąc dalej na zachód drogą gruntową (asfalt kończy się na pierwszym skrzyżowaniu we wsi) trzeba dalej podążać w górę, aż do obszernego zakrętu na którym wyłania się ścieżka prowadząca na sam szczyt krateru Wajocsar. Armenia, a w szczególności południowe prowincje Armenii to tereny półpustynne niczym ze starwarsowego Tatooine, zatem orientacyjnie jest dość łatwo.
Wieś Herher leży na wysokości około 2000 m. npm a Wajocsar to wysokość 2581 (wg Wikipedii ormiańskiej😊 Cała trasa obejmuje 15 km i jest technicznie bardzo łatwa. Widok ze szczytu obejmuje zarówno Ararat (Masis) w Turcji jak i Nachiczewań i irańskie góry prowincji Azerbejdżan. Jednym słowem przestrzeń, której nie da się uwiecznić nawet najbardziej szerokokątnym obiektywem.
Logistycznie najprościej wydaje się dotrzeć busem (lub własnym autem) do Wajku, tu spędzić jedną noc (Hotel Vayk – jest jedynym na dobrym poziomie w miasteczku) i lokalną taksówką następnego dnia dojechać do wsi Herher.
Aragac – kolejny wulkan Armenii i najwyższy szczyt tego pięknego kraju. Aragac składa się z 4 wulkanicznych szczytów – ten najwyższy – północny ma 4090 m. npm, ale wbiec i wejść na niego jest niezwykle trudno. Ostatni fragment drogi to podejście już wspinaczkowe typu Orla Perć – stosując polską skalę górskich trudności. My proponujemy pętle wokół Kari Licz (Kamienne jezioro), którego lustro znajduje się na wysokości 3185 m. Wysoko. Jak na bieganie dla wielu z nas będzie to ambitne wyzwanie. Zapewniamy jednak że choćby powolny trucht po trawiastych łąkach na zboczach wulkanu Aragac to wrażenie niezapomniane.
Przy Kari Licz jest niewielka „restauracja” i tutaj można zostawić auto lub ewentualnie dojechać taksówką (transport publiczny nie dojeżdża aż tak wysoko). Po minięciu jeziorka z lewej strony idziemy dalej wybitną ścieżką w kierunku przełęczy pomiędzy zachodnim a południowym szczytem. Cała pętla wokół jeziora ma około 5 km. Można zatem według uznania powtarzać okrążenia pamiętając jednak, że 3000 m. npm. to wysokość już znaczna dla każdego biegacza.
Szczególnie godny polecenia jest Borżomsko-Charagaulski Park Narodowy. Krajobraz przypomina nieco nasze Tatry Zachodnie. Zatem nie ma skalistych zboczy, bardzo stromych podbiegów/zbiegów, lecz jak już osiągnie się odpowiednią wysokość jest to naprawdę przyjemne hasanie po połoninach i ukwieconych łąkach – szczególnie urokliwych w maju.
Proponujemy trasę ze wsi Likani na szczyt Lomitsma na granicy regionu Imeretii i Dżawachetii. Chcąc urozmaicić sobie trasę można zdecydować się na nieco dłuższy wariant, pozwalający zamknąć pętlę biegową i zbiec do innej wsi Kvabishevi. Początkowo trasa biegowo dość wymagająca, bo stosunkowo stroma jednak po 2-3 km teren stopniowo wypłaszacza się i jedynie łagodnie wznosi się. Bardzo strome podejście (raczej nie będzie to dla wielu podbiegnięcie) czeka nas pod samym szczytem Lomitsmy. Trasa wiosną i latem jest synonimem radosnego biegania. Potoki z czystą jak kryształ wodą sprawiają, że nie trzeba brać hektolitrów wody do camelbaga. Całość wycieczki to koło 25 km biegu. Wycieczka biegowa z widokową wisienką na torcie – piękny widok na pasmo Małego i Wielkiego Kaukazu.
Chcąc dotrzeć do Likani lub Kvabishevi najprościej zamówić taksówkę z Borzomi lub oczywiście dotrzeć wypożyczonym autem do jednej z dwóch wspomnianych wsi. Dla korzystających z transportu publicznego, z Tbilisi proponujemy marszrutką dotrzeć do Borżomi (tu baza noclegowa jest olbrzymia) i z samego rana udać się na naszą trasę. Wieczorem w ramach regeneracji najlepiej zanurzyć się w basenach termalnych w Parku Zdrojowym Borżomi.
Armenia i Gruzja to kraje bardzo górzyste, a co za tym idzie – wielość pasm górskich to wachlarz nieskończonych możliwości. Dobór odpowiedniej długości tras i ich trudności zatem może wielu doprowadzić do zawrotu głowy.
Laila, Roszka, Altihut-Kazbeg, Gudari, Chuksha – to tylko niektóre z naszych ukochanych tras, które tylko czekają na biegaczy. Większość z nich nie wymaga super przygotowania czy formy budowanej pod igrzyska. Średniozaawansowani biegacze amatorzy spokojnie poradzą sobie z trudnościami biegowymi Kaukazu.
Trzeba dodatkowo pamiętać, że Kaukaz to także oprócz wspomnianej starożytnej kultury materialnej – także i kultura biesiadowania – nie samym bieganiem człowiek żyje. Zatem po sytej kilometrowo wycieczce biegowej wypada usiąść do suto zastawianego stołu i spożyć butlekę lokalnego trunku. To taka tradycja – także obozu biegowego – opierać się nie wypada.
Artykuł dla Bieganie.pl napisali: