Wszystko ulega zmianom. W 1987 roku, kiedy Wanda Panfil debiutowała w maratonie w Berlinie (raport z treningu z Wandą Panfil może jeszcze dziś), maraton ukończyło tam wówczas 12672 osoby, z czego 114 osób to byli Polacy (niecały 1%). W zeszłym roku Berlin ukończyło prawie 36 tys biegaczy, z czego Polacy stanowili około 1,65% (595 osób). Czyli zwiększyliśmy nasz udział, ale rząd wielkości jest w porównywalny.
Kiedy jednak przyjrzymy się strukturze wyników, tego maratonu sprzed 30 lat i zeszłorocznego maratonu w Berlinie zobaczymy jak ogromne nastąpiły zmiany. Poniżej wydać to na wykresie:
Dla tych, którzy wolą słowny opis od tabelowego: w 1987 roku najwięcej zawodników (i zawodniczek) przybiegało w strefie: 2:30 – 3:00 (39), a zawodników i zawodniczek poniżej 2h30 było 19 !!! (w zeszłym roku w Berlinie ani jednego).
Oczywiście to był jeszcze komunizm, wtedy na zagraniczny maraton jeździli ci najbardziej zdeterminowani, poza tym teraz jest większa konkurencja, na jesieni mamy w Polsce duże maratony w Warszawie (choć wtedy też był ale poziom był bardzo słaby), Poznaniu, Wrocławiu. Jest gdzie startować.
Ale patrząc na wykres, od razu narzuca się wniosek, że ten „masowy ogon” wyciągnął wszystko w stronę wolniejszych wyników. Rzeczywiście, rok 1987 to jeszcze był rok, kiedy o masowym bieganiu w Polsce nie mogło być mowy. Ale ten przypadek obrazuje też jeszcze jeden efekt. Że w tamtych czasach było w Polsce znacznie więcej mocnych biegaczy. I nie koniecznie mowa o zawodnikach z poziomu w okolicach 2:10 bo na nadmiar takich nigdy nie mogliśmy narzekać. Ale mowa o zawodnikach z szerokiej jak na wyczyn strefy <2:20. W 2016 roku takich zawodników mieliśmy 8. Kto zgadnie ilu było ich w 1987 roku? Zagadka nie jest trudna dla tych, którzy znają serwis bieganie.pl, ale podpowiadamy jak znaleźć te informacje, wystarczy kliknąć w poniższy obrazek:
To tylko przyczynek do dyskusji na temat tego czy jest szansa na to, żebyśmy mieli w Polsce mocnych zawodników. Raczej nie ma. Bieganie po prostu przestało się opłacać (dotyczy to tylko białych, bogatych społeczeństw). Musimy poczekać pewnie kilkaset lat aż wzrośnie poziom bogactwa w Kenii i Etiopii, czyli aż im się przestanie chcieć.