Nazywam się Piotr Fiłonowicz. Jestem terapeutą w Centrum Leczenia Uzależnień „Zapowiednik” w Opaleniu nad Wisłą. Od siedmiu lat pracuję z osobami uzależnionymi od środków psychoaktywnych. Od prawie trzech lat biegam. Biegać nauczyłem się właśnie w ośrodku.
Tutaj bieganie jest na porządku dziennym. Jest czynnością powszechną, naturalną i oczywistą. Stanowi ważny czynnik wspierający proces terapii. Poprawia samopoczucie, rozładowuje stres, podwyższa samoocenę. Jest prawdziwym błogosławieństwem dla kogoś, kto zdecydował się stanąć oko w oko ze swoimi słabościami i podjąć walkę z nałogiem. Pozwala przekraczać granice własnych możliwości. Bieganie jest dla nas ważne.
Zanim zacząłem pracować w Centrum wydawało mi się, że aby przebiec maraton trzeba być zawodowym sportowcem. Regularnie trenować pod okiem trenera. Odpowiednio się odżywiać. W ogóle zdrowo się prowadzić. I wtedy – po kilku latach przygotowań – można zmierzyć się z dystansem 42 km 195 m. Oczywiście w profesjonalnym stroju i obuwiu. Tymczasem w ośrodku przekonałem się, że maraton przebiec może ktoś, kto jeszcze dwanaście miesięcy wcześniej był tak wyniszczony wieloletnim braniem heroiny, że nie był w stanie wejść po schodach na piętro naszego dworku. Przebiec! Na dodatek w zwykłych sportowych butach i bawełnianym t-shircie.
Bieganie w ośrodku pełni kilka funkcji. Po pierwsze, przyspiesza odtrucie i poprawia kondycję fizyczną. Branie narkotyków wyniszcza organizm. Ludzie, którzy przyjeżdżają się leczyć są przeważnie w złej lub bardzo złej formie. Biegać zaczynają praktycznie od pierwszego dnia pobytu. Codziennie z wyjątkiem niedziel biegają tzw. "wałówkę" – dystans ok. 2200 m do wału na Wiśle i z powrotem. Myślę, że są to najdłuższe dwa kilometry w ich życiu. Mało kto jest w stanie na początku pokonać je bez zatrzymywania się. Po drugie, bieganie poprawia samopoczucie i redukuje stres. Stres związany z odstawieniem środków psychoaktywnych oraz ten związany z pobytem w ośrodku, terapią, życiem w grupie i codzienną walką o nowego siebie. Po trzecie, bieganie pozwala przekraczać granice swoich możliwości i poprawia samoocenę. Osoby uzależnione od środków psychoaktywnych myślą o sobie źle, nie wierzą w siebie. Biegając coraz dłuższe dystanse uświadamiają sobie, że granice ich możliwości leżą o wiele dalej, niż sądzili. Na nowo nabierają szacunku do siebie.
Wałówka (fot. Stanisław Fajkowski)
Trzy razy do roku organizujemy w ośrodku półmaraton – jesienią, zimą i na wiosnę. Latem – podczas uroczystości z okazji obchodów rocznicy Centrum – rozgrywany jest bieg maratoński, do którego przystąpić mogą pacjenci z co najmniej rocznym stażem leczenia. Start w maratonie poprzedzają siedmiotygodniowe przygotowania, podczas których biega się codziennie od 5 do 21 km (ok. 70 km tygodniowo). Nasz system przygotowań jest niezgodny chyba z wszystkimi szkołami trenerskimi, ale pamiętać należy, że nie chodzi tu wyłącznie o sport, ale także – czy raczej przede wszystkim – o terapię. Pacjenci codziennie pracują fizycznie, uczestniczą w sesjach terapii indywidualnej i grupowej, mają szereg obowiązków. Wygospodarowanie czasu i zmobilizowanie się do codziennego biegania stanowi dla nich ogromne wyzwanie. Samo ukończenie przygotowań to ogromny sukces.
Ja sam kiedyś nie lubiłem biegać. Delikatnie mówiąc. Ważyłem ponad sto kilogramów. Wypalałem półtorej do dwóch paczek papierosów dziennie. Bieganie było dla mnie torturą. Uważałem, że jest to czynność niefizjologiczna. Jak śpiewa Sting: gentleman would walk but never run. Bardzo to sobie wziąłem do serca. Na tym, że zakochałem się w bieganiu zaważyły dwa zdarzenia. Wiosną 2009 roku zacząłem szybko chudnąć. Bez jakiegokolwiek wyraźnego powodu. Wylądowałem w szpitalu. Okazało się, że mam cukrzycę pierwszego typu. Insulinozależną. Nie spowodowało to bynajmniej, bym zaczął jakoś szczególnie o siebie dbać. Za wszelką cenę starałem się – pomimo choroby – prowadzić ten sam tryb życia. Jeść byle co. I palić jak smok. Rok po tym jak zachorowałem, 10 kwietna 2010 roku (spokojnie!) przyszła na świat Zuzanna Fiłonowicz, mała dziewczynka, która na zawsze odmieniła moje życie. Ponieważ bardzo nie chciałem, by przedwcześnie straciła ojca, postanowiłem o faceta zadbać. Przerzuciłem się więc z papierosów na bieganie. I tym samym przestałem być dżentelmenem.
Biegać uczyłem się w ośrodku od moich pacjentów. Zabierali mnie ze sobą na trasy. Motywowali. Popędzali. Doradzali. Myślę, że mieli z tego niezłą frajdę. Ja zaś coraz bardziej i z pełną premedytacją dawałem się opanować nowej pasji. Odkryłem, że bieganie to nie tylko szybkie przebieranie nogami. Bieganie to cały osobny świat – książki, czasopisma, strony internetowe, fora, portale społecznościowe, stroje, buty, gadżety. I ludzie. Tysiące ludzi. Zacząłem jeździć na zawody. W miarę możliwości zabierałem ze sobą pacjentów. W ciągu minionych niespełna trzech lat przebiegłem siedem maratonów. Moi podopieczni startowali w największych polskich maratonach – w Dębnie, Warszawie, Krakowie i Maratonie Solidarności.
W czerwcu tego roku obchodzić będziemy dziesiątą rocznicę powstania Centrum. Z tej okazji po raz dziesiąty wystartuje Maraton Wolnej Republiki Zapowiednik w Opaleniu – bieg na królewskim dystansie, którego trasa prowadzi wśród malowniczych pól i lasów Kociewia. Bieg marzeń dla kilkudziesięciu osób, dla których rok wcześniej przebiegnięcie jednego kilometra ocierało się o granicę niemożliwego. Bieg po nowe, lepsze życie.
Piotr Fiłonowicz
PS. Kilka słów o historii ośrodka…
Wszystko zaczęło się w 1982 roku, kiedy to w zrujnowanym dziewiętnastowiecznym dworku, położonym w leśnej kociewskiej osadzie powstał Autonomiczny Ośrodek Monar w Zapowiedniku, placówka przeznaczona do leczenia i rehabilitacji osób uzależnionych od narkotyków. Do stworzenia ośrodka Marek Kotański wydelegował dwudziestodziewięcioletnią wówczas absolwentkę filologii polskiej i resocjalizacji, Barbarę Karaczyńska. Barbara przeniosła się z Warszawy do oddalonego o ponad trzysta kilometrów Zapowiednika wraz ze swoją pięcioletnią córką, Anią. Miała założyć ośrodek i po około dwóch latach wrócić do Warszawy, nigdy jednak do stolicy nie powróciła. Zapowiednik i leczący tam się ludzie stali się całym jej życiem. W 1987 roku ze względów merytorycznych rozstała się ze stowarzyszeniem Monar, a Zapowiednik został przekształcony w Wojewódzkie Centrum Leczenia Uzależnień w Zapowiedniku.
Barbara Karaczyńska była wspaniałym człowiekiem, znakomitym terapeutą i nauczycielem. Pomogła bardzo wielu ludziom w walce z nałogiem i w rozpoczęciu nowego, trzeźwego życia. Podczas dwudziestu siedmiu lat pracy z osobami uzależnionymi opracowała bardzo skuteczny autorski program terapeutyczny. W wielu osobach zaszczepiła pasję pomagania i zamiłowanie do pracy z osobami uzależnionymi. Basia zmarła w 2009 roku po ciężkiej chorobie. W 2012 roku powołaliśmy do życia Fundację DASZRADE im. Barbary Karaczyńskiej, działającą na rzecz pomocy osobom wychodzącym z uzależnienia. Fundacja skupia wokół siebie grupę zapaleńców, którzy od lat ze sobą współpracują i którzy podobnie rozumieją ideę pomagania. Jej cele to propagowanie metody społeczności terapeutycznej, która jest nam najbliższa i w naszym odczuciu jest niezwykle skutecznym orężem w walce z narkomanią, a także poszerzanie horyzontów leczących się pacjentów, ułatwianie im powrotu na rynek pracy oraz promowanie zdrowego stylu życia poprzez finansowanie nauki, kursów zawodowych, obozów i imprez sportowych. Tegoroczny maraton po raz pierwszy odbędzie się pod patronatem Fundacji.
Ośrodek, w którym pracuję – Centrum Leczenia Uzależnień „Zapowiednik” w Opaleniu nad Wisłą – powstał w 2003 roku na wzór i podobieństwo Zapowiednika. Został założony przez Annę i Krzysztofa Jakubus, córkę i zięcia Barbary Karaczyńskiej. W Centrum realizowany jest ten sam co w Zapowiedniku autorski program terapii Barbary Karaczyńskiej.
KONTAKT:
Piotr Fiłonowicz
piotrfilonowicz@wp.pl
+48 606 448 777
Centrum Leczenia Uzależnień „Zapowiednik” w Opaleniu nad Wisłą