co wkurza biegaczy
12 sierpnia 2021 Krzysztof Brągiel Lifestyle

Biegacz hejter. Co nas wkurza?


Nic tak nie wkurza jak to, gdy ktoś ma inne zdanie. A już najgorzej, jeśli się nim dzieli. Pod tym względem biegacze nie wyróżniają się jednak na tle społeczeństwa. Co nas wkurza? Nas, miłośników longów, marszobiegów, interwałów i głośnego wydmuchiwania nosa po uprzednim „prawa wolna!”. Cała masa rzeczy, ale najbardziej komary.

Słit focia nie wskazana

W czerwcu jest jeszcze spokojnie. W lipcu też da się wyżyć. Ale kiedy nadchodzą sierpniowe wieczory, komary nie mają dla biegaczy litości. Lecą do potu, jak chytra baba z Radomia po „Zbyszko 3 Cytryny”. Póki biegniesz, jest nadzieja. Najgorzej, jeśli postanowisz przystanąć na chwilę stretchingu albo ustrzelenie fotki na Insta. One już wiedzą, że właśnie dostały talon na wielką dolewkę.

Napęczniałe żyły biegacza są dla komarów jak bezdenny wodopój. Nadlatują ze wszystkich stron, jak niegdysiejsze Messerschmitty. I na nic chaotyczne wymachiwanie rękami czy skakanie na jednej nodze. Chmara (bez skojarzeń) owadów zdaje się tylko wesoło podśpiewywać lidlowe: „na zapas, zjedz więcej, zjedz więcej”. I wracasz do domu z bąblami nabrzmiałymi jak oczy Rocky’ego Balboa po każdej z walk, bo nie wiedzieć czemu, nigdy nie trzymał gardy.

Komary są najgorsze. No i jeszcze meszki, muszki i tony innego dziadostwa, które wlatują ci w oczy i otwór gębowy, gdy tylko próbujesz złapać głębszy oddech. Zen. Mimo wszystko zachowaj zen. Udało się? To teraz zobacz, co jeszcze nas wkurza.

hejter

Orgowie to nie rodzina Shreka

Organizatorzy biegów nas wkurzają. To jasne. Kiedyś, bo robili za dużo imprez, teraz bo się wycofują i zwijają biznesy, a na koniec nie zwracają wpisowego. Bo trasa źle zabezpieczona, bo banany się skończyły, a tym co zamykali stawkę nawet kubeczków z wodą zabrakło. A tak w ogóle, to końcu był atest czy nie było, bo mój GPS pokazał…?!

No i te medale jakieś nie takie. Albo brzydkie, albo za małe i na wstążce w złe kolory. Kategorii wiekowych nie ma? Skandal! Są? A na co to komu, tylko OPEN nagradzać! Ale to wszystko pikuś, to jeszcze można przeżyć. Nic tak nie wkurza biegaczy, jak stosunek opłaty startowej do zawartości pakietu.

Co!? 150 złotych za numerek i dwie agrafki?! – któż z nas nie spąsowiał z nerwów wypowiadając podobne słowa. Gdzie te czasy, jak płaciłeś 3 dychy i w ramach startowego dostawałeś: koszulkę, długopis, kalendarz z logo urzędu miasta, trzy odblaski, piwo kraftowe i zniżkę do sklepu biegacza? To se ne vrati pane Havranek. Teraz płacz, płać albo po lesie sobie pobiegaj, jak często pomstują niezadowoleni z zamykania ulic kierowcy.

Złośliwość rzeczy martwych

Wszystko powinno być w porządku. Podszedłeś do tematu uważnie. Naprawdę się nagłowiłeś. Próbowałeś różnych rozwiązań, a przed samym wyjściem wykonałeś próbę wytrzymałościową. Egzamin zdany. To musi wytrzymać. Tej siły już nie zatrzymacie! – powtarzasz w myślach zamykając za sobą drzwi.

Tymczasem nie mija 1 kilometr i jeb, sznurówka rozwiązana. Jak do tego doszło? Wiemy. To złośliwość rzeczy martwych.

hejter4

Krzaki przyjacielem twoim

3 godziny po jedzeniu minęło jak z bicza strzelił. Można atakować 4×3 km na 2 minutowej przerwie. Jeszcze dla pewności odwiedziłeś miejsce, gdzie król rikszą nie jeździ. Teraz to już naprawdę, nic tylko rzucić wyzwanie kilometrom i dryfowi tętna. Startujesz. Jesteś lekki jak piórko i silny jak Hulk Hogan (tylko fryzurę masz lepszą i wąs zgolony).

Wtem. Ni z tego ni z owego, czujesz, że jelita marsza ci grają. Żałobnego oczywiście. Do godziny „zero” pozostało nie więcej jak 5 minut, a później nastąpi zwolnienie blokady. Krzaki. Tylko krzaki mogą cię uratować. Skanujesz w popłochu teren, szukając tej najgęstszej grządki, umajonej najmocniej. Gdzie skryć się będziesz mógł przed całym światem i oddać matce ziemi, co wcześniej z niej skonsumowałeś.

Tak, to nas wkurza. Ale jeszcze bardziej, gdy biegniesz po miejskiej dżungli i żaden krzak cię nie poratuje. Pozostaje już tylko ten lufcik między kioskiem Ruchu a wiatą autobusową. Przeszkloną wiatą, niestety.

Oczywiście wkurzają nas też kontuzje, przeziębienia, lockdowny, przerwy w treningu. Przeciążenia, naderwania, ITBS-y, kolana skoczka, łokcie tenisisty, rozcięgna podeszwowe. Zamykanie lasów, bieganie w maseczkach, czerwone światła, roztopy, oberwania chmury, zgubiony sygnał GPS. Hasające luzem Dobermany i ich właściciele, rzucający wesoło: „on chce się tylko bawić”. Gdy okazuje się, że buty z karbonem wcale nie pomogły i nadal jesteśmy wolni. To wszystko wkurza nas niemożebnie. Ale jednak te komary…

Możliwość komentowania została wyłączona.

Krzysztof Brągiel
Krzysztof Brągiel

Biega od 1999 roku i nadal niczego nie wygrał. Absolwent II LO im. Mikołaja Kopernika w Kędzierzynie-Koźlu. Mieszka na Warmii. Najbardziej lubi startować na 800 metrów i leżeć na mecie.