maraton korek
13 listopada 2025 Krzysztof Brągiel Lifestyle

Maratończycy znów zablokowali miasto! Dlaczego biegi uliczne organizowane są w centrum?


Siedzą i trąbią. Złoszczą się. Pomstują. Aż wreszcie biorą w dłoń telefon, żeby zadać cios ostateczny i oburzyć się w internecie. CZY NIE MOŻECIE POBIEGAĆ SOBIE W LESIE GAMONIE W RAJTUZACH? – pytają. W imieniu owiniętych w lajkrę odpowiadam: MOŻEMY. Mało tego, biegamy. Po lasach, zagajnikach, borach, polach, górach i dolinach, po betonowych płytach, parkach narodowych, pasach startowych, trotuarach, promenadach, plażach piaszczystych i tych z kamulcami też, po Saharze, Bajkale jak zamarznie, a nawet dookoła stołu. Biegamy też po ulicach wielkich miast. I to z kilku powodów.

Dlaczego biegamy po ulicy?

Najbardziej prozaiczny to przepustowość. Nie zrobisz biegu na 10 tysięcy osób w lesie. To znaczy zrobisz, ale z lasu niewiele zostanie, a poza tym ekolodzy, Greenpeace, sami rozumiecie. Miejska szosa nadaje się do biegów masowych znacznie lepiej. Daje przestrzeń, infrastrukturę, bezpieczeństwo i kibiców.

Wiem, co myślisz: po co wam, czyli nam, te duże biegi? Żeby odpowiedzieć na to pytanie, musiałbym zacząć o poczuciu wspólnoty, sile grupy, współdzieleniu emocji i innych dyrdymałach, które i tak nikogo nie przekonają, więc przejdźmy dalej. Nie wszyscy biegacze się do tego przyznają, ale w gruncie rzeczy biegamy dla życiówek. Możesz teraz zaprotestować i rzucić coś o zdrowiu i endorfinach, ale tak jest. Chcemy się poprawiać. Więcej, szybciej, mocniej.

Żeby to zrobić, potrzebujemy płaskiej trasy, niewielkiej liczby zakrętów, równego asfaltu, ludzi na podobnym poziomie, kibiców z wuwuzelami i zabudowy, która chroni przed wiatrem. Krótko mówiąc, potrzebujemy dużych biegów ulicznych.

Tak wiem. „A co mnie tam interesują twoje życiówki, ja tu w korku stoję!”. Tylko że my też stoimy. Na przykład w kolejkach do lekarza. Płacimy składki, a ochronę zdrowia obciążamy mniej niż statystyczny Kowalski*, bo rzadziej chorujemy. Ale gdy raz na 20 lat zdarzy nam się zachorować, czekamy. Bo tak się umówiliśmy jako społeczeństwo. Umówiliśmy się, że Rzeczpospolita, w tym ulice naszych miast, jest dobrem wspólnym wszystkich obywateli: tych biegających i niebiegających. Ale żeby tak było, czasami trzeba trochę przesunąć się na zydelku i zrobić jeden drugiemu miejsce

Na obronę sensu biegów masowych chciałbym dorzucić kilka liczb. Jak informują organizatorzy Maratonu Warszawskiego, w tym roku do stolicy na te wrześniowe zawody przyjechało pobiegać niespełna 2 tysiące osób zza granicy. Każda z nich musiała gdzieś przenocować i coś zjeść. Rachunek? Do budżetu miasta trafiło ponad 30 milionów złotych. To więcej niż niejeden festiwal muzyczny. Biegi uliczne to także turystyka sportowa, promocja miasta i ogromny impuls dla lokalnych usług.

Najpierw wyjechałem z konstytucją, teraz z wielkim impulsem dla gospodarki, ale tak: tu chodzi też o nasze ego. Biegi masowe są też po to, żeby pokazać światu, jacy jesteśmy fajni, zdrowi i „pozytywnie zakręceni”. Jasne, że można byłoby się bez nich obejść. Podobnie jak bez bankowości elektronicznej, smartfonów czy tekstyliów z sieciówek, szytych za grosze przez biedne dzieci z krajów Trzeciego Świata… I tak możemy się licytować na rzeczy, bez których można się obyć w imię wyższego dobra. 

Na koniec kilka twardych danych*. W 2014 roku w Journal of the American College of Cardiology opublikowano badania obejmujące ponad 55 tysięcy osób. Wyniki? Biegacze mają o 45% mniejsze ryzyko chorób serca i żyją średnio o 3 lata dłużej niż osoby niebiegające. W 2008 roku naukowcy ze Stanford University School of Medicine przez 21 lat obserwowali grupę ponad 500 sportowców. Efekt? Wiek biologiczny biegaczy był średnio o 16 lat niższy. W 2018 roku badacze ze Swiss Federal Institute of Sport Magglingen przeanalizowali raporty o zdrowiu ultramaratończyków i stwierdzili, że ci rzadziej chorują, rzadziej opuszczają pracę i mają niższe ryzyko nowotworów oraz cukrzycy.

Bieganie to nie tylko zajawka, to realna inwestycja w zdrowie. W miastach takich jak Warszawa, Kraków, Łódź, Gdańsk, Białystok czy Poznań biegi masowe przyciągają tysiące uczestników i turystów, promując pozytywny, zdrowy styl życia. Bo bieganie, nawet jeśli na chwilę spowalnia ruch miejski, na dłuższą metę napędza zdrowie, gospodarkę i wspólnotę.

Biegacze zablokowali ci miasto? W ramach rekompensaty skorzystaj z mojego miejsca w kolejce do kardiologa.

Bądź na bieżąco
Powiadom o
0 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
Krzysztof Brągiel
Krzysztof Brągiel

Biega od 1999 roku i nadal niczego nie wygrał. Absolwent II LO im. Mikołaja Kopernika w Kędzierzynie-Koźlu. Mieszka na Warmii. Najbardziej lubi startować na 800 metrów i leżeć na mecie.