Redakcja Bieganie.pl
Poniższy artykuł jest polemiką jednego z dziennikarzy Bieganie.pl z tekstem Bartosza Olszewskiego pt. 4 powody dla których bieganie po śniegu nie jest super.
1) Bieganie po śniegu zmniejsza ryzyko kontuzji!
Wbrew temu, co się ostatnio sugeruje, bieganie po śniegu zmniejsza ryzyko wystąpienia kontuzji, ponieważ wzmacnia nasz aparat ruchu. Ogromna większość biegaczy-amatorów ma braki w dziedzinie sprawności i siły, i każde ćwiczenie tych słabych ogniw jest wskazane. Bartek pisze, że istnieją odpowiednie ćwiczenia dla wzmacniania stawów i mięśni. Uważam, że bieganie w śniegu jest właśnie doskonałym ćwiczeniem: angażuje cale ciało, uaktywnia szereg małych mięśni stabilizujących postawę, poprawia propriocepcję i refleks. Wszystko to dzieje się w spontaniczny, naturalny sposób. Do tego, jeśli śnieg nie jest zbity na beton, amortyzuje lepiej niż twarda nawierzchnia chodników i jezdni. Przykłady zawodowców mnie nie przekonują. Po pierwsze, wykonują oni treningi na innych prędkościach. Po drugie, cały czas balansują na granicy niedowagi, z oczywistych względów. Mają inne potrzeby niż amatorzy. Rady fizjoterapeutów i ortopedów brzmią znajomo: „Boli? To nie biegaj!” Rozumiem, że w specjalistycznym treningu zawodowca każde zakłócenie biomechaniki jest niepożądane. U amatora – niekoniecznie.
2) Na śniegu świetnie robi się szybkie treningi
W ciężkim treningu chodzi przede wszystkim o określony poziom intensywności. Tętno, tempo itp. – to tylko mierniki intensywności. Podam absurdalny przykład: jeżeli chodziłoby o bezwzględne tempo, to opłacałoby się robić WSZYSTKIE treningi na bieżni antygrawitacyjnej albo w przypadku mniej zamożnych – z górki z wiatrem, byleby tempo było wysokie. Rzecz jasna, nie ma to sensu, ponieważ ważna jest intensywność. Jeżeli nie będziemy biegać po lodzie albo ekstremalnie nierównym, wydeptanym i i zmrożonym śniegu, to można spokojnie robić szybkie treningi. Tak, jak pisze Bartek: nie będzie idealnej techniki i prędkości będą niższe. Co z tego, skoro intensywność podobna? Z pewnością to o wiele lepszy pomysł niż zrezygnowanie z szybkich treningów na przynajmniej kilka tygodni. Kilka tygodni temu biegałem wraz z przyjaciółmi fartlek po zaśnieżonym lesie. Szalone zbiegi, a czasami zjazdy na podeszwach, dzikie susy przez głęboki śnieg pokrywający polanę i łapanie przyczepności na podbiegach – wszystko to złożyło się na jeden z lepszych treningów ostatnich miesięcy. Myślę, że każdy z kolegów, z którymi miałem przyjemność biegać, potwierdzi. Zimą jest inaczej, ale wcale nie gorzej.
3) Moje stopy nie marzną!
Osoby niebiegające spoglądają na mnie z pobłażaniem/politowaniem/przerażeniem (niepotrzebne skreślić) za każdym razem, kiedy rozpływam się na temat biegania zimą, np. w głębokim śniegu. „A buty i skarpetki ci nie przemakają?”, słyszę ostrożne pytania. „Przemakają”, odpowiadam radośnie. „I co?”, pytają w sposób, który niechybnie sugeruje, że powinienem iść się przebadać u psychiatry. „Nic, biegnę dalej” – mówię z uśmiechem. Stopa podczas biegu wytwarza mnóstwo ciepła, dzięki któremu nawet mokry but i skarpetka nie powodują wychłodzenia. Przynajmniej u większości osób, bo po lekturze artykułu Bartka wiem już, że są i tacy, którzy faktycznie marzną. No cóż, bez ankiety się nie obędzie… Komu marzną, a komu nie?
4) Sól, wszędzie sól