20.10.2024
Około 2 miesiące temu udało się namierzyć źródło moich problemów z nogą. Żyłem i trenowałem z tym kilkanaście lat. Pierwsze większe problemy pamiętam już z 2012r. Przez cały ten czas szukałem pomocy, a to u ortopedy, a to u fizjoterapeutów. W tamtym okresie zarówno usg, jak i rtg nikogo nie nakierowało. Odwiedzałem nawet Poznań aby tylko wysłuchać inną teorię. Ostatecznie nigdy na stałe nie udało mi się pomóc, mimo przeróżnych teorii i terapii. Mimo wydania ogromnych pieniędzy.
Ja tyle razy próbowałem wrócić do sportu...
Z racji tego że ja zawsze trenowałem z bólem i nikt nigdy nie potrafił mi pomóc, to uznawałem że ja tak po prostu już mam. Że jestem słabszy, że mój aparat ruchu po prostu jest gorszy. Dlatego od 2014r przestałem myśleć o maratonach, bo było mi coraz trudniej wytrzymywać wybiegania. Tak jak kiedyś udawało mi się przedzierać przez ten ból, to przy każdej kolejnej próbie powrotu liczyłem że znowu go wytrzymam, ale już albo nie miałem sił psychicznych, albo ból stał się już zbyt duży i zwyczajnie już się nie dało. Niesamowicie mnie to zniszczyło. I przez cały ten czas nie wiedziałem dlaczego.
Te kilka miesięcy temu znowu doszedłem do takiego poziomu bólu, że nie mogłem normalnie funkcjonować. Nie byłem w stanie nawet siedzieć. Skończyłem na USG, a potem na rezonansie. Ten kilkunastoletni ból pośladka prawdopodobnie wynika ze zbliznowaceń (ponad 1cm) na wysokości guza kulszowego pomiędzy przyczepem mięśnia dwugłowego i półścięgnistego, tak to wtedy wykazało USG. Na rezonansie natomiast, po moim pytaniu czy widać coś jednoznacznego, radiolog oglądający wyniki badań przekazał mi że na razie nie widzi niczego co by było odpowiedzialne za moje bóle. Wydałem kolejny 1000zł na badanie i znowu słyszałem że nic nie wiadomo. Straszne to było. Wydaje mi się, że gdybym wtedy nie porozmawiał z lekarzem i nie opisał mu mojej historii i tego gdzie odczuwam ból, to by zamknął temat, ale być może jakoś go to poruszyło i zarzekł się że poszuka głębiej. Po kilku dniach potwierdził zbliznowacenia i odnalazł jeszcze problem z biodrem, na które też coraz bardziej narzekałem, ale z którym też się przyzwyczaiłem żyć, idąc tym samym kluczem - jestem słabszy i musi boleć.
Okazało się że oprócz na problem z pośladkiem, cierpię na konflikt udowo-panewkowy. Rezonans wykazał już ("rozległy") uraz obrąbka.
Oczywiście jestem bardzo wdzięczny lekarzowi i na pewno osobiście podziękuję, ale jeszcze nie teraz.
Przyszedłem szukać odpowiedzi na bóle pośladka, a wyszedłem z uszkodzonym stawem. Przewrotne.
Od ponad dwóch miesięcy nie biegam już wcale. Zakupiłem sobie taki tani i używany orbitrek, na którym staram się wejść chociaż na pierwszy zakres tlenowy, aby totalnie nie zwariować. Do tego ćwiczę.
W grudniu poddam się operacji laparoskopowej biodra (ze 3x droższa niż haglund). Bardzo się jej boję. Ostatnia operacja skończyła się tym, że do tej pory cierpię na niedoczulice, oraz zatraciłem pełny zakres ruchu w stawie skokowym. Boję się, że skończy się podobnie ze zginaczem biodra. Operować mnie będzie jeden z dwóch najlepszych lekarzy specjalizujących się w tej dziedzinie w kraju, ale skłamałbym mówiąc że mnie to uspokaja. Od dłuższego czasu jestem pod sporym stresem, co rzutuje na moje codzienne funkcjonowanie. Sam widzę, że nie potrafię się skupić na pracy. Mam też problemy ze snem. Są oczywiście dni lepsze i gorsze. Wielość rzeczy do zamknięcia przed operacją też nie pomaga w wyciszeniu się.
Zapewne przesadzam, ale ilość porażek przez ostatnie lata nie pozwalają mi inaczej patrzeć na pewne rzeczy. Behawioryzmu nie oszukasz. Znam przypadki osób, które powróciły do wyczynowego sportu, ale znam też takie które nie tego nie zrobiły. Badania jednak wykazały, że powroty do sportu są około 80%, ale badanie nie uszczegóławiały jak mocno te osoby trenowały daną dyscyplinę przed operacją. Pomija aspekt psychiczny. Pomija też to, że może pośród tych 20% były osoby, dla który było już za późno na tą operację, że staw był już na tyle uszkodzony, że czeka ich endoproteza.
Oprócz tego staram się coś zrobić pośladkiem. Fizjo, cotygodniowa fala uderzeniowa no i niedawno osocze. Jest lepiej, to na pewno, ale to wciąż nie jest to. Za jakiś czas postaram się o drugi zastrzyk. Przez dłuższy czas po operacji nie będę mógł już tak mocno pracować nad pośladkiem z racji zarówno niepełnosprawności, jak i skupieniu się na rehabilitacji.
Z jednej strony człowiek powinien się cieszyć, że w końcu coś znalazł, ale z drugiej jakoś boli mnie to, że tylko potwierdziłem to co zawsze wiedziałem. Że mam słabe papiery na takie sportowe zabawy. Że gdyby nie one, to byłbym w stanie osiągnąć o wiele więcej. Niby sport to kontuzje, ale moje są bardziej przejebane od innych.
Oby się udało wrócić do pełni zdrowia. Naprawdę bym chciał jeszcze coś nabiegać. Wierzę, że nawet teraz, po dwóch pełnych sezonach, byłbym w stanie zbliżyć się do swoich wyników. Po prostu potrzebuję aparatu ruchu, który nie będzie mnie chronicznie boleć.