MatiR - Pudrowanie trupa
Moderator: infernal
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1490
- Rejestracja: 12 lip 2017, 22:48
- Życiówka na 10k: -
- Życiówka w maratonie: -
Podsumowanie tygodnia 23.09.19 - 29.09.19
W nogach po wczorajszym "starcie" śladu w nogach nie ma. Nawet bym powiedział, że z nogami mięśniowo lepiej (choć jakieś delikatne ukucia w płaszce, stopie to u mnie się co jakiś czas zdarza jak nie poroluję) aczkolwiek na ostatni tydzień, półtora tygodnia sezonu trzeba dopilnować plecków żeby mnie nie spięło w dniu/dniach próby. Kilometraż słaby - 62km. Na tą chwile uważam, że niepotrzebnie tak mocno luzowałem, bo wydaje mi się że "przeluzowałem". Super się czułem gdy tych kilometrów było więcej - 80, 90 czy nawet 100. Optymalnie 85-90km. Bieg położyłem przez spięcie w krzyżu. Powalczyłbym jeszcze jakiś czas tym bardziej, że 4km w drugą stronę były przyjemniejsze, ale skończyłbym walkę z bólem niewiele dalej. Forma jeszcze się utrzymuje, ale to już ostatnie podrygi by coś nabiegać, więc:
Plany na najbliższy tydzień-półtora
Ze względów zdrowotnych dużo wcześniej planowałem biec w najbliższą niedzielę 10km (by ewentualnie poprawić wynik z soboty). Taki był pierwotny plan i to dość temu. Plany staram się zmienić - uzależnione jest to od organizatora, czy zezwoli na zmianę dystansu na 21km. Jeśli zezwoli to będę szczęśliwy. Po co to robię ?
Przede wszystkim zależy mi na spokojnym i bez ciśnieniowym zakończeniu sezonu, a półmaraton (uzgodniony z fizjo) byłby fajną informacją zwrotną pod kątem przygotowań i treningu na najbliższą wiosnę oczywiście jeśli zdrowie pozwoli, a liczę że pozwoli. Sprawdziłbym nogi jak to wszystko kula itd. Mam spory zapas szybkości, który nie do końca potrafię wykorzystać. Niby ukierunkowałem ten trening pod 10km, ale jak to się ma do 21km. Właśnie tego jestem ciekaw. Czy to będzie 1:15, 1:16, czy też może 1:19 i wolniej to zobaczymy. Dużo zależy od kręgosłupa, bo nogi jeszcze trzymają i pozwalają mi spróbować sił w półmaratonie, ale no właśnie... Jak się ma mój aktualny trening do dystansu dwa razy dłuższego. To będzie zabawne, a bez spiny mając spore rezerwy oddechowe to może być fajna zabawa jak mi nogi nie umrą.
Odnośnie 10km. Jak organizator mnie nie dopuści do półmaratonu to lecę 10km. Jeśli pobiegnę półmaraton to na pewno uderzę 10km ale samotnie (może ze znajomym, który częściowo pomęczy się ze mną) na bieżni. Bieżnia w mojej pobliskiej miejscowości jest w dość średnim stanie, tartan twardy i jakościowo no kiepski także będzie to fajna imitacja asfaltu no i w dodatku dokładnie wymierzonego. Biegam dla siebie, blog pomaga mi kontrolować swoje treningi i daje mi satysfakcję, a to że w tej chwili na enduhubie nie będę mieć 10km w 34:20-34:30, bo tak się aktualnie oceniam to nic nie szkodzi Ważne, że swój bieg mam szansę udokumentować i że będę mieć świadomość, że tyle nabiegałem. To co wytrenowałem od czerwca do teraz to zostanie i odda w przyszłych sezonach
29.09.19 - pon
Mecz + BS 30'
Z meczu wróciłem, ale 5-6km już mi się robić nie chciało. Na meczu około 8,5km- 8,6km.
W nogach po wczorajszym "starcie" śladu w nogach nie ma. Nawet bym powiedział, że z nogami mięśniowo lepiej (choć jakieś delikatne ukucia w płaszce, stopie to u mnie się co jakiś czas zdarza jak nie poroluję) aczkolwiek na ostatni tydzień, półtora tygodnia sezonu trzeba dopilnować plecków żeby mnie nie spięło w dniu/dniach próby. Kilometraż słaby - 62km. Na tą chwile uważam, że niepotrzebnie tak mocno luzowałem, bo wydaje mi się że "przeluzowałem". Super się czułem gdy tych kilometrów było więcej - 80, 90 czy nawet 100. Optymalnie 85-90km. Bieg położyłem przez spięcie w krzyżu. Powalczyłbym jeszcze jakiś czas tym bardziej, że 4km w drugą stronę były przyjemniejsze, ale skończyłbym walkę z bólem niewiele dalej. Forma jeszcze się utrzymuje, ale to już ostatnie podrygi by coś nabiegać, więc:
Plany na najbliższy tydzień-półtora
Ze względów zdrowotnych dużo wcześniej planowałem biec w najbliższą niedzielę 10km (by ewentualnie poprawić wynik z soboty). Taki był pierwotny plan i to dość temu. Plany staram się zmienić - uzależnione jest to od organizatora, czy zezwoli na zmianę dystansu na 21km. Jeśli zezwoli to będę szczęśliwy. Po co to robię ?
Przede wszystkim zależy mi na spokojnym i bez ciśnieniowym zakończeniu sezonu, a półmaraton (uzgodniony z fizjo) byłby fajną informacją zwrotną pod kątem przygotowań i treningu na najbliższą wiosnę oczywiście jeśli zdrowie pozwoli, a liczę że pozwoli. Sprawdziłbym nogi jak to wszystko kula itd. Mam spory zapas szybkości, który nie do końca potrafię wykorzystać. Niby ukierunkowałem ten trening pod 10km, ale jak to się ma do 21km. Właśnie tego jestem ciekaw. Czy to będzie 1:15, 1:16, czy też może 1:19 i wolniej to zobaczymy. Dużo zależy od kręgosłupa, bo nogi jeszcze trzymają i pozwalają mi spróbować sił w półmaratonie, ale no właśnie... Jak się ma mój aktualny trening do dystansu dwa razy dłuższego. To będzie zabawne, a bez spiny mając spore rezerwy oddechowe to może być fajna zabawa jak mi nogi nie umrą.
Odnośnie 10km. Jak organizator mnie nie dopuści do półmaratonu to lecę 10km. Jeśli pobiegnę półmaraton to na pewno uderzę 10km ale samotnie (może ze znajomym, który częściowo pomęczy się ze mną) na bieżni. Bieżnia w mojej pobliskiej miejscowości jest w dość średnim stanie, tartan twardy i jakościowo no kiepski także będzie to fajna imitacja asfaltu no i w dodatku dokładnie wymierzonego. Biegam dla siebie, blog pomaga mi kontrolować swoje treningi i daje mi satysfakcję, a to że w tej chwili na enduhubie nie będę mieć 10km w 34:20-34:30, bo tak się aktualnie oceniam to nic nie szkodzi Ważne, że swój bieg mam szansę udokumentować i że będę mieć świadomość, że tyle nabiegałem. To co wytrenowałem od czerwca do teraz to zostanie i odda w przyszłych sezonach
29.09.19 - pon
Mecz + BS 30'
Z meczu wróciłem, ale 5-6km już mi się robić nie chciało. Na meczu około 8,5km- 8,6km.
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1490
- Rejestracja: 12 lip 2017, 22:48
- Życiówka na 10k: -
- Życiówka w maratonie: -
Podsumowanie września
Wrzesień miał mi przynieść wyniki, które by mnie satysfakcjonowały. Miała wpaść dycha w okolicach 34'20"-34"30" i praktycznie w najlepszym momencie, w okresie szczytowym formy spięło mnie w kręgosłupie i nie było możliwości jakiejkolwiek walki na zawodach choćbym chciał. Płakać z tego powodu nie będę, no bo po co. Wyniki jeszcze przyjdą, a to co udało się wypracować od kwietnia do września, od momentu gdy powolnie wracałem krótkimi, wolnymi biegami do jakiegokolwiek biegania oraz ćwiczeniami uzupełniającymi to mi to odda. Jak nie teraz to w przyszłości - może niedalekiej, może późniejszej, ale odda.
Doszedłem do formy lepszej niż rok temu, której nie potrafiłem znowu udokumentować. Udało się to zrobić i tym bardziej cieszę się, że to zrobiłem w momencie kiedy jeszcze w marcu powiedziałem sobie, że ten rok i tak już idzie na straty. To, że nie będzie teraz tego wyniku, który bym chciał to nic nie szkodzi, a że prawdopodobnie już nie będzie to to już raczej na 90% wiem.
Aktualny tydzień spędziłem na rozbieganiach. Dzisiaj (czwartek) oraz piątek nie biegam. W sobotę czeka mnie mecz. Staram się przywrócić stopę (coś mnie boli i nie jest to wcześniejszy uraz) i plecy tak by w niedzielę na półmaratonie który biegnę całkowicie bez treningu pod połówkę, możliwie dobrze się bawić i nabiegać możliwie najlepszy wynik (i nie doznać uszczerbku na zdrowiu). Po tym biegu udam się na przerwę. Odnośnie jeszcze wątku 10km to wiem, że nawet w pojedynkę byłbym stanie wydusić 10km w granicach wyniku, na który aktualnie się oceniam, ale szkoda na to zdrowia (na połówkę i 10km już szkoda nóg) i przede wszystkim głowy, która w niedziele chce się fajnie zabawić w ostatnim biegu, a potem odpocząć, bo ostatnie dwa tygodnie, a szczególnie sobotni nieudany bieg zrył mi niesamowicie głowę i już mi się nie chce, chcę przerwy.
Niedzielny półmaraton to całkiem niezła zagadka dla mnie. Wiem, że są nawrotki, podbiegi, podbiegi na mostek. Od roku nie biegałem niczego powyżej 18km i nie wiem czego się spodziewać. Może być dobrze, może być źle. W niedzielę nic nie muszę, a tylko mogę, a im więcej uda się zrobić tym więcej informacji zwrotnych dla mnie.
We wrześniu zrobiłem 360km. Dla mnie to rekord. Najdłuższy tygodniowy kilometraż wyszedł na 101km oraz 92km. Wówczas wtedy chyba osiągnąłem szczyt, bo wychodziły bardzo fajne treningi. Aktualnie jestem już na ostatnim etapie trzymania formy o ile mi stopa czy szczególnie kręgosłup nie sprawi figla. Czy kilometraż odcisnął piętno (zanotowałem dość spory wzrost km [z 75-80 na 90-100]) ? Nie sądzę. Myślę, że to niedługo będzie dobry bodziec.
Na zakończenie monologu w następnym poście wrzucam pomiar z tanity, który robiłem po biegu we Wrocławiu. Następny wpis będzie dotyczył już niedzielnego startu.
Wrzesień miał mi przynieść wyniki, które by mnie satysfakcjonowały. Miała wpaść dycha w okolicach 34'20"-34"30" i praktycznie w najlepszym momencie, w okresie szczytowym formy spięło mnie w kręgosłupie i nie było możliwości jakiejkolwiek walki na zawodach choćbym chciał. Płakać z tego powodu nie będę, no bo po co. Wyniki jeszcze przyjdą, a to co udało się wypracować od kwietnia do września, od momentu gdy powolnie wracałem krótkimi, wolnymi biegami do jakiegokolwiek biegania oraz ćwiczeniami uzupełniającymi to mi to odda. Jak nie teraz to w przyszłości - może niedalekiej, może późniejszej, ale odda.
Doszedłem do formy lepszej niż rok temu, której nie potrafiłem znowu udokumentować. Udało się to zrobić i tym bardziej cieszę się, że to zrobiłem w momencie kiedy jeszcze w marcu powiedziałem sobie, że ten rok i tak już idzie na straty. To, że nie będzie teraz tego wyniku, który bym chciał to nic nie szkodzi, a że prawdopodobnie już nie będzie to to już raczej na 90% wiem.
Aktualny tydzień spędziłem na rozbieganiach. Dzisiaj (czwartek) oraz piątek nie biegam. W sobotę czeka mnie mecz. Staram się przywrócić stopę (coś mnie boli i nie jest to wcześniejszy uraz) i plecy tak by w niedzielę na półmaratonie który biegnę całkowicie bez treningu pod połówkę, możliwie dobrze się bawić i nabiegać możliwie najlepszy wynik (i nie doznać uszczerbku na zdrowiu). Po tym biegu udam się na przerwę. Odnośnie jeszcze wątku 10km to wiem, że nawet w pojedynkę byłbym stanie wydusić 10km w granicach wyniku, na który aktualnie się oceniam, ale szkoda na to zdrowia (na połówkę i 10km już szkoda nóg) i przede wszystkim głowy, która w niedziele chce się fajnie zabawić w ostatnim biegu, a potem odpocząć, bo ostatnie dwa tygodnie, a szczególnie sobotni nieudany bieg zrył mi niesamowicie głowę i już mi się nie chce, chcę przerwy.
Niedzielny półmaraton to całkiem niezła zagadka dla mnie. Wiem, że są nawrotki, podbiegi, podbiegi na mostek. Od roku nie biegałem niczego powyżej 18km i nie wiem czego się spodziewać. Może być dobrze, może być źle. W niedzielę nic nie muszę, a tylko mogę, a im więcej uda się zrobić tym więcej informacji zwrotnych dla mnie.
We wrześniu zrobiłem 360km. Dla mnie to rekord. Najdłuższy tygodniowy kilometraż wyszedł na 101km oraz 92km. Wówczas wtedy chyba osiągnąłem szczyt, bo wychodziły bardzo fajne treningi. Aktualnie jestem już na ostatnim etapie trzymania formy o ile mi stopa czy szczególnie kręgosłup nie sprawi figla. Czy kilometraż odcisnął piętno (zanotowałem dość spory wzrost km [z 75-80 na 90-100]) ? Nie sądzę. Myślę, że to niedługo będzie dobry bodziec.
Na zakończenie monologu w następnym poście wrzucam pomiar z tanity, który robiłem po biegu we Wrocławiu. Następny wpis będzie dotyczył już niedzielnego startu.
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1490
- Rejestracja: 12 lip 2017, 22:48
- Życiówka na 10k: -
- Życiówka w maratonie: -
06.10.19 - sb
VIII Legnica Półmaraton - 21km
1:17:40 - 5/376
Wpis może zacznę od tego, że praktycznie od roku nie pobiegłem niczego powyżej 18km ciągiem. Ba - w tym roku 17-18km pobiegłem może czterokrotnie w tym raz w dniu kiedy naderwałem achillesa w marcu. Reszta to maksymalnie 14km i to w większości rozbiegania. Zero treningu pod 21km dlatego dzisiejszy start był całkiem na przypale - decyzja zapadła właściwie dwa tygodnie temu i podtrzymałem ją mimo położonego biegu na 10km przez bóle kręgosłupa. Bieg miał na celu sprawdzić stan nóg po zimowo/wiosennych perypetiach oraz miał mi dać pewien pogląd na to jak ukierunkować trening na wiosnę.
Odnośnie dzisiejszych warunków - z rana temperatura ujemna, w momencie startu o godzinie 10 tak gdzieś z 5-6 stopni. Potem może dobiło do 8. Wiatru praktycznie zero, słoneczko. Naprawdę super.
Trasa po zmianie dosyć spoko. Jednocześnie spod fajnej miejscówki koło galerii (i chyba nawet rynku, nie wiem Legnicę słabo znam) ruszył bieg na 10km i 21km. 10km jedna pętla, 21km dwie pętle z małą dokrętką po parku. Na odcinku 21km czterokrotnie wbiegłem na most (krótki podbieg, ale trochę jednak zwalniał i dawał w nóżki) i włącznie było 7 nawrotek. Niby te nawrotki wybijały lekko z rytmu, ale nie było źle. Pogoda była super no i bądź co bądź na trasie nowy asfalt. Zegarek pokazał 20,95km, ale trasa posiada atest i zegarek mógł się motać na nawrotkach i kawałkiem w parku - nie takie rzeczy mi robił
Taktyka na bieg była dosyć prosta i w miarę sprawdzona. Pod ten bieg się kompletnie nie przygotowywałem dlatego nie można było go położyć dlatego chciałem zacząć możliwie jak najwolniej tak by później ewentualnie przyspieszać. 10km było nieco słabiej obsadzone (połówka też słabo, ale troszkę mocniej) i by być drugi musiałbym nabiegać 35:04. Nie nabiegałbym na pewno tyle, bo cały tydzień leciałem na voltarenach na kręgosłup i lewą stopę, pewnie znów 5-6km i bym miał finito, a tak to trochę wolniej dało się jakoś biec. Przejdę do biegu.
1km - 3'50" - Otwieram na lajcie. Nie ma co się spinać, bo się zbyt zepnę i zdechnie mi kręgosłup, który cały tydzień dokładnie smarowałem przeciwbólami. Fajnie się biegnie, mega komfort oddechowy na początku jak i na końcu biegu. Lajt.
2-3-4km - 3'47" - 3'45" - 3'47" - Nie pamiętam co się działo, dlatego nie będę wymyślać. Chyba tylko tyle, że łapie się raz jednej grupki biegnących na 10km, raz drugich. Cały czas pełen komfort. Nie ma co szarżować, bo zdechną nogi, zdechną plecy, które delikatnie czuję, ale wszystko pod kontrolą. Z racji tego, że biegniemy wspólnie nie wiem, który jestem (nie patrzę na kolory numerów). Nie patrzę właściwie też na zegarek, no bo po co. Na 4km opierdzieliłem musa z tymbarka, którego wziąłem na próbę, bo lubię, ale za ch on się nie nadaje do biegania - pyszny, ale za gęsty i kcal też mało. W sumie był tylko potrzebny żebym szybko go ojebał i zwolnił rękę żeby lepiej się biegło
Wg datasportu na +/- 4km, byłem 8 w OPEN i do grupki, którą goniłem cały czas od 10km traciłem już 30 sekund.
5-6-7-8-9-10km - 3'43" - 3'45" - 3'41" - 3'39" - 3'41" - 3'46" - Kolegom z 10km pomału zaczynał się włączać tryb "zawody" i "końcówka". Z czasem dla niektórych to zaczynałem być pacem, bo mimo iż w krzyżu lekko bolało to ból był znośny i pomału, pomału coś tam puszczało. W nogach siekiery nie było, pełen komfort jak na treningu, a ja nie patrząc kompletnie na zegarek zaczynam pomalutku przyspieszać. Wszystko na samopoczucie. Biegnąc próbuję wyciągnąć zawodników z 10km na jeszcze lepszy wynik.
Koło 10km, tak powiedzmy 9,6km widzę Rafała (znajomy, który wygrał bieg z niezłym czasem, bo 1:15:14) i pytam się który jest. On mówi, że pierwszy. No to dobra spoko ja pewnie 2 lub 3ci więc ciapa po biegu wpadnie Około 9,8km wbiegamy na stadion. W lewo na metę cisną ci z 10km, my w prawo a tam @#$%^ widzę przynajmniej trzech zawodników przede mną i to z przewagą około 40sekund I tak miałem cisnąć mocniej, narastająco, ale ch... Trzeba pomalutku zaczynać zawody
10km skończyłem gdzieś w okolicach 37'20". Bóle z lędźwi stopniowo przechodzą w tyłek więc można pomału się bawić. Jest ok !
11-12-13-14-15km - 3'43" - 3'40" - 3'42" - 3'42" - 3'43" - Na zegarek nie patrzę. Interesują mnie tylko sylwetki biegaczy w oddali. Są długie proste, właściwie widzę wszystkich tych którzy mnie interesują. Odczuwalne przyspieszenie tak teraz myślę, że wynikało z faktu, że broniłem się rosnącą kadencją. W okolicach 12-13km na zdjęciu w oddali widać mnie i zawodników z miejsc prawdopodobnie wtedy 5,6,7 (oraz ten mostek na który lecieliśmy 4 razy). Na +/- 15km kogoś już wg datasportu wyprzedziłem i strata do grupy wynosiła już tylko 12sekund, a nie jak 5km wcześniej 40sekund.
16-17-18-19km - 3'43" - 3'40" - 3'38" - 3'41" - Brak treningu specyficznego pod półmaraton daje się lekko we znaki. Oddechowo czuję się komfortowo, ale nogi zaczynają odczuwać zmęczenie. Na zegarek nie patrzę, non stop zawodnicy przede mną i to mnie motywuje. Wiem, że złapie zawodnika z 5. miejsca, ale żeby być 4. czy też 3. no to już ciężarki. Samotne gonienie mega mnie kosztowało, ale cóż. W okolicach 18km byłem już 5. tylko sęk w tym, że 3ci zawodnik był sporo przede mną i musiałbym być "świeży" by go złapać, a 4. chyba zaczynał czuć że się gdzieś tam czaję i kuźwa też przyspieszył. Ja nie zwalniałem, ale pod nogą brakowało depnięcia mimo, że plecy z czasem delikatnie puszczały no i te 2-3km był mógł walnąć. W głowie miałem swoje treningi 6x1,6km i stać by mnie było na gonienie, ale jak nie ma z czego...
20-21.097km - Dogonić rywali nie dogonię. Trzecie i czwarte miejsce uciekło, ale trzymam, by nabiec tyle ile wyciągnę z mojego nietreningu półmaratońskiego. 400m przed metą drugi raz właściwie zaglądnąłem na całowity czas biegu (pierwszy raz patrzyłem około 16km) no i widziałem, że będzie szansa na sub1:18 tylko trzeba jeszcze przydusić. Nie wiem czy przydusiłem, ale 1:17:40 wpadło. Do czwartego straciłem 17sekund, do trzeciego 29sekund.
Czekałem na dekorację, ale przy dekoracji na 10km dowiedziałem się że klasyfikacje się dublują i chuuuuuu* W wiekowej byłem 4. w generalce 5.
Chwilę poczekałem i pooglądałem, na loterię nie czekałem bo zawinąłem do maka a potem na transport.
Wnioski z biegu
- Decyzja o przepisaniu się z 10km na 21km była świetna, bo mimo iż dyspozycja była dobra to przy moich problemach z plecami za ch nie byłbym w stanie biec w okolicach 3'30". Pospinałoby mnie na amen. Tak to pomalutku, pomalusieńku biegłem swoje i dało się biec bez uczucia większego dyskomfortu.
- Świetna informacja zwrotna. Na gorąco oceniając moje przygotowania daleko nie odbiegły od tych półmaratońskich. Właściwie do poprawy lekko zwiększyć ogólny kilometraż i w końcowej fazie zacząć wprowadzać jednostki specyficzne pod dany dystans.
- Taktyka na taką bez spiny i z rosnącym tempem po raz kolejny działa u mnie na półmaratonie, z tymże ostatni raz stosowałem to ponad 2 lata temu
- Adiosy okej. 5km, 10km, ale Bostony tak jak dzisiaj to lepszy wybór na takie 21km. Przy mojej technice biegu, łydki nie dostają tak w kość.
- Kalkulator z bieganie.pl mojemu wynikowi z dzisiejszego biegu przyporządkowuje wynik 35'05", gdzie nie trenowałem pod 21km. Wszystkie znaki na niebie, wszystkie kalkulatory pokazują że powinienem 10km biec szybciej, a się k... coś wstrzelić nie mogę
- Mógłbym sprawdzić reakcję organizmu jak się czuje po 21km. Potrenować kilka dni i sprawdzić się na bieżni na 10km, ale k... jestem w takim dobrym nastroju po dzisiejszym biegu, że niech tak to zostaje. Wolę tak kończyć sezon.
Tym, którzy czytają mojego bloga (i tym którzy nie czytają, ale może zaczną) pragnę życzyć sukcesów w waszych najbliższych startach. W moim przypadku dzisiejszy start był ostatnim w sezonie. Mój dłuuuugi sezon startowy (od sierpnia ) właśnie dobiegł końca. Pozdrawiam !
Zdjęcie z okolic strzelam 12-13km, nie pamiętam. Ja tam w oddali na biało. Zasłonięci to moja grupka, którą cały czas starałem się gonić
VIII Legnica Półmaraton - 21km
1:17:40 - 5/376
Wpis może zacznę od tego, że praktycznie od roku nie pobiegłem niczego powyżej 18km ciągiem. Ba - w tym roku 17-18km pobiegłem może czterokrotnie w tym raz w dniu kiedy naderwałem achillesa w marcu. Reszta to maksymalnie 14km i to w większości rozbiegania. Zero treningu pod 21km dlatego dzisiejszy start był całkiem na przypale - decyzja zapadła właściwie dwa tygodnie temu i podtrzymałem ją mimo położonego biegu na 10km przez bóle kręgosłupa. Bieg miał na celu sprawdzić stan nóg po zimowo/wiosennych perypetiach oraz miał mi dać pewien pogląd na to jak ukierunkować trening na wiosnę.
Odnośnie dzisiejszych warunków - z rana temperatura ujemna, w momencie startu o godzinie 10 tak gdzieś z 5-6 stopni. Potem może dobiło do 8. Wiatru praktycznie zero, słoneczko. Naprawdę super.
Trasa po zmianie dosyć spoko. Jednocześnie spod fajnej miejscówki koło galerii (i chyba nawet rynku, nie wiem Legnicę słabo znam) ruszył bieg na 10km i 21km. 10km jedna pętla, 21km dwie pętle z małą dokrętką po parku. Na odcinku 21km czterokrotnie wbiegłem na most (krótki podbieg, ale trochę jednak zwalniał i dawał w nóżki) i włącznie było 7 nawrotek. Niby te nawrotki wybijały lekko z rytmu, ale nie było źle. Pogoda była super no i bądź co bądź na trasie nowy asfalt. Zegarek pokazał 20,95km, ale trasa posiada atest i zegarek mógł się motać na nawrotkach i kawałkiem w parku - nie takie rzeczy mi robił
Taktyka na bieg była dosyć prosta i w miarę sprawdzona. Pod ten bieg się kompletnie nie przygotowywałem dlatego nie można było go położyć dlatego chciałem zacząć możliwie jak najwolniej tak by później ewentualnie przyspieszać. 10km było nieco słabiej obsadzone (połówka też słabo, ale troszkę mocniej) i by być drugi musiałbym nabiegać 35:04. Nie nabiegałbym na pewno tyle, bo cały tydzień leciałem na voltarenach na kręgosłup i lewą stopę, pewnie znów 5-6km i bym miał finito, a tak to trochę wolniej dało się jakoś biec. Przejdę do biegu.
1km - 3'50" - Otwieram na lajcie. Nie ma co się spinać, bo się zbyt zepnę i zdechnie mi kręgosłup, który cały tydzień dokładnie smarowałem przeciwbólami. Fajnie się biegnie, mega komfort oddechowy na początku jak i na końcu biegu. Lajt.
2-3-4km - 3'47" - 3'45" - 3'47" - Nie pamiętam co się działo, dlatego nie będę wymyślać. Chyba tylko tyle, że łapie się raz jednej grupki biegnących na 10km, raz drugich. Cały czas pełen komfort. Nie ma co szarżować, bo zdechną nogi, zdechną plecy, które delikatnie czuję, ale wszystko pod kontrolą. Z racji tego, że biegniemy wspólnie nie wiem, który jestem (nie patrzę na kolory numerów). Nie patrzę właściwie też na zegarek, no bo po co. Na 4km opierdzieliłem musa z tymbarka, którego wziąłem na próbę, bo lubię, ale za ch on się nie nadaje do biegania - pyszny, ale za gęsty i kcal też mało. W sumie był tylko potrzebny żebym szybko go ojebał i zwolnił rękę żeby lepiej się biegło
Wg datasportu na +/- 4km, byłem 8 w OPEN i do grupki, którą goniłem cały czas od 10km traciłem już 30 sekund.
5-6-7-8-9-10km - 3'43" - 3'45" - 3'41" - 3'39" - 3'41" - 3'46" - Kolegom z 10km pomału zaczynał się włączać tryb "zawody" i "końcówka". Z czasem dla niektórych to zaczynałem być pacem, bo mimo iż w krzyżu lekko bolało to ból był znośny i pomału, pomału coś tam puszczało. W nogach siekiery nie było, pełen komfort jak na treningu, a ja nie patrząc kompletnie na zegarek zaczynam pomalutku przyspieszać. Wszystko na samopoczucie. Biegnąc próbuję wyciągnąć zawodników z 10km na jeszcze lepszy wynik.
Koło 10km, tak powiedzmy 9,6km widzę Rafała (znajomy, który wygrał bieg z niezłym czasem, bo 1:15:14) i pytam się który jest. On mówi, że pierwszy. No to dobra spoko ja pewnie 2 lub 3ci więc ciapa po biegu wpadnie Około 9,8km wbiegamy na stadion. W lewo na metę cisną ci z 10km, my w prawo a tam @#$%^ widzę przynajmniej trzech zawodników przede mną i to z przewagą około 40sekund I tak miałem cisnąć mocniej, narastająco, ale ch... Trzeba pomalutku zaczynać zawody
10km skończyłem gdzieś w okolicach 37'20". Bóle z lędźwi stopniowo przechodzą w tyłek więc można pomału się bawić. Jest ok !
11-12-13-14-15km - 3'43" - 3'40" - 3'42" - 3'42" - 3'43" - Na zegarek nie patrzę. Interesują mnie tylko sylwetki biegaczy w oddali. Są długie proste, właściwie widzę wszystkich tych którzy mnie interesują. Odczuwalne przyspieszenie tak teraz myślę, że wynikało z faktu, że broniłem się rosnącą kadencją. W okolicach 12-13km na zdjęciu w oddali widać mnie i zawodników z miejsc prawdopodobnie wtedy 5,6,7 (oraz ten mostek na który lecieliśmy 4 razy). Na +/- 15km kogoś już wg datasportu wyprzedziłem i strata do grupy wynosiła już tylko 12sekund, a nie jak 5km wcześniej 40sekund.
16-17-18-19km - 3'43" - 3'40" - 3'38" - 3'41" - Brak treningu specyficznego pod półmaraton daje się lekko we znaki. Oddechowo czuję się komfortowo, ale nogi zaczynają odczuwać zmęczenie. Na zegarek nie patrzę, non stop zawodnicy przede mną i to mnie motywuje. Wiem, że złapie zawodnika z 5. miejsca, ale żeby być 4. czy też 3. no to już ciężarki. Samotne gonienie mega mnie kosztowało, ale cóż. W okolicach 18km byłem już 5. tylko sęk w tym, że 3ci zawodnik był sporo przede mną i musiałbym być "świeży" by go złapać, a 4. chyba zaczynał czuć że się gdzieś tam czaję i kuźwa też przyspieszył. Ja nie zwalniałem, ale pod nogą brakowało depnięcia mimo, że plecy z czasem delikatnie puszczały no i te 2-3km był mógł walnąć. W głowie miałem swoje treningi 6x1,6km i stać by mnie było na gonienie, ale jak nie ma z czego...
20-21.097km - Dogonić rywali nie dogonię. Trzecie i czwarte miejsce uciekło, ale trzymam, by nabiec tyle ile wyciągnę z mojego nietreningu półmaratońskiego. 400m przed metą drugi raz właściwie zaglądnąłem na całowity czas biegu (pierwszy raz patrzyłem około 16km) no i widziałem, że będzie szansa na sub1:18 tylko trzeba jeszcze przydusić. Nie wiem czy przydusiłem, ale 1:17:40 wpadło. Do czwartego straciłem 17sekund, do trzeciego 29sekund.
Czekałem na dekorację, ale przy dekoracji na 10km dowiedziałem się że klasyfikacje się dublują i chuuuuuu* W wiekowej byłem 4. w generalce 5.
Chwilę poczekałem i pooglądałem, na loterię nie czekałem bo zawinąłem do maka a potem na transport.
Wnioski z biegu
- Decyzja o przepisaniu się z 10km na 21km była świetna, bo mimo iż dyspozycja była dobra to przy moich problemach z plecami za ch nie byłbym w stanie biec w okolicach 3'30". Pospinałoby mnie na amen. Tak to pomalutku, pomalusieńku biegłem swoje i dało się biec bez uczucia większego dyskomfortu.
- Świetna informacja zwrotna. Na gorąco oceniając moje przygotowania daleko nie odbiegły od tych półmaratońskich. Właściwie do poprawy lekko zwiększyć ogólny kilometraż i w końcowej fazie zacząć wprowadzać jednostki specyficzne pod dany dystans.
- Taktyka na taką bez spiny i z rosnącym tempem po raz kolejny działa u mnie na półmaratonie, z tymże ostatni raz stosowałem to ponad 2 lata temu
- Adiosy okej. 5km, 10km, ale Bostony tak jak dzisiaj to lepszy wybór na takie 21km. Przy mojej technice biegu, łydki nie dostają tak w kość.
- Kalkulator z bieganie.pl mojemu wynikowi z dzisiejszego biegu przyporządkowuje wynik 35'05", gdzie nie trenowałem pod 21km. Wszystkie znaki na niebie, wszystkie kalkulatory pokazują że powinienem 10km biec szybciej, a się k... coś wstrzelić nie mogę
- Mógłbym sprawdzić reakcję organizmu jak się czuje po 21km. Potrenować kilka dni i sprawdzić się na bieżni na 10km, ale k... jestem w takim dobrym nastroju po dzisiejszym biegu, że niech tak to zostaje. Wolę tak kończyć sezon.
Tym, którzy czytają mojego bloga (i tym którzy nie czytają, ale może zaczną) pragnę życzyć sukcesów w waszych najbliższych startach. W moim przypadku dzisiejszy start był ostatnim w sezonie. Mój dłuuuugi sezon startowy (od sierpnia ) właśnie dobiegł końca. Pozdrawiam !
Zdjęcie z okolic strzelam 12-13km, nie pamiętam. Ja tam w oddali na biało. Zasłonięci to moja grupka, którą cały czas starałem się gonić
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1490
- Rejestracja: 12 lip 2017, 22:48
- Życiówka na 10k: -
- Życiówka w maratonie: -
Jako takiego podsumowania nie ma sensu robić, bo na bieżąco wszystko omawiałem i rozpisywałem. Podsumowanie roku zrobię w nowym roku. Na tą chwilę parę zdań na temat zbliżających się przygotowań.
Aktualnie jak wiecie się roztrenowuję. W tym tygodniu może wyjdę tylko z raz lekko na rower, tak to tylko sędziowanie. W przyszłym tygodniu może wrzucę znowu rower, sędziowanie i może pluskanie się na basenie, bo do pływania to mi daleko.
Potrwa to planuję jeszcze jakieś 2,5 tygodnie albo do czasu kiedy nie przestanę odczuwać dyskomfortu w lewej stopie. Delikatnie boli, a że mi się teraz nigdzie i do niczego nie spieszy to niech się to leczy.
Plany startów listopad-luty
- Bieg Gęsi Jerzmanowa - +/- 8km [11.11.19] - opcjonalnie - uzależnione od obsady, bo jak nie będzie szans na bezformiu na top3 to nawet nie jadę, bo bez sensu. Tak to chcę wpaść jedynie po ciuchy newline, statuetkę i pieczoną gęś
- Grand Prix Zagłębia Miedziowego Etap Głogów - 6km [23-24.11.19]
- Grand Prix Zagłębia Miedziowego Etap Gaworzyce - 6km [7-8.12.19]
- Bieg Sylwestrowy Leszno - 5km [29.12.19]
- dwa kontrolne Parkruny w w styczniu i w lutym
- Cross Leszno Grzybowo - 10km [połowa lutego]
Wszystkie te starty mają mi zastąpić treningi jakościowe. Jerzmanowa to miałby być start typowo na przypale i praktycznie z punktu "0" natomiast pozostałe biegi miały by już jakiś cel, a cel najprościej ując w ten sposób, że chcę się na tych biegach wyszumieć, pobawić, poprawić wyniki z zeszłego roku no i nagrodzić się w samym startem i udziałem w biegu, gdyż do połowy lutego skupiać się będę na czym innym i na pewno nie będzie to oranie treningów tempowych. Na niczym innym mi nie zależy. Jeśli na treningu zachce mi się szczególnie w grudniu lub lipcu orać tempa, to wrócę do tego wpisu i się pacnę w głowę, bo to kompletnie nie ma sensu, a skończyć się może "kuką" jak rok temu.
Powiedzmy że nazwę to "pracą nad bazą" chcę kontynuować do połowy lutego. Priorytetem jest na pierwszym miejscu zdrowie, na drugim przygotowanie ogólnorozwojowe - praca nad stabilizacją, poprawa siły, wiadomo o co chodzi, a całą ogólno chcę kontrolować we współpracy z fizjo (czyli kontynuacja tego co udało się zrobić na trochę wyższym poziomie zaawansowania ).
Bez bazy i przygotowania niczego nie nabiegam. Widząc jaką robotę zrobiłem od kontuzji achillesa do teraz, zaczynam wierzyć w siłę spokojnego i bezstresowego przygotowania, bo to są fundamenty, a wierzchołkiem/budowlą jest dopiero trening do startu czy sam start. Żeby biegać szybciej trzeba się przygotować i biegać wolniej z troską o swoje zdrowie
Przygotowania podzieliłem na IV etapy. Mniej więcej każdy z nich potrwa 4-5 tygodni. O etapach będę pisać w miarę kończenia się kolejnego. W Etapie I chcę cieszyć się przede wszystkim z samych wyjść na dwór, bez żadnego planu. Będą to rozbiegania po 25'-30', może 40-50', w każdym bądź razie chcę na nowo przyzwyczaić aparat ruchu do biegania (poza być może walką o fajne ciuszki na biegu ). Od pierwszego etapu chcę już włączać nowe ćwiczenia od fizjo (niedługo wizyta) i to będzie najważniejszym elementem w najbliższym czasie.
Co do startów docelowych na okres po "budowaniu bazy" to znowu nie chcę pisać co to, nie ja i co chcę nabiegać - zachowam to dla siebie. Śmiać mi się chce gdy czytam moje zeszłoroczne wypociny Natomiast na pewno nie będę się napinać na starty na wyniki w marcu. Wezmę to co sobie wypracuję i przyjmę z pokorą (chyba że mi coś odpukać znowu jebnie), a to co zrobię w marcu da mi odpowiedź na kolejne miesiące co natomiast mogę w nich wypracować.
P.S Jutro przychodzą nowe butki, ale jeszcze w nich nie pobiegam. Niech czekają i niech kuszą.
Aktualnie jak wiecie się roztrenowuję. W tym tygodniu może wyjdę tylko z raz lekko na rower, tak to tylko sędziowanie. W przyszłym tygodniu może wrzucę znowu rower, sędziowanie i może pluskanie się na basenie, bo do pływania to mi daleko.
Potrwa to planuję jeszcze jakieś 2,5 tygodnie albo do czasu kiedy nie przestanę odczuwać dyskomfortu w lewej stopie. Delikatnie boli, a że mi się teraz nigdzie i do niczego nie spieszy to niech się to leczy.
Plany startów listopad-luty
- Bieg Gęsi Jerzmanowa - +/- 8km [11.11.19] - opcjonalnie - uzależnione od obsady, bo jak nie będzie szans na bezformiu na top3 to nawet nie jadę, bo bez sensu. Tak to chcę wpaść jedynie po ciuchy newline, statuetkę i pieczoną gęś
- Grand Prix Zagłębia Miedziowego Etap Głogów - 6km [23-24.11.19]
- Grand Prix Zagłębia Miedziowego Etap Gaworzyce - 6km [7-8.12.19]
- Bieg Sylwestrowy Leszno - 5km [29.12.19]
- dwa kontrolne Parkruny w w styczniu i w lutym
- Cross Leszno Grzybowo - 10km [połowa lutego]
Wszystkie te starty mają mi zastąpić treningi jakościowe. Jerzmanowa to miałby być start typowo na przypale i praktycznie z punktu "0" natomiast pozostałe biegi miały by już jakiś cel, a cel najprościej ując w ten sposób, że chcę się na tych biegach wyszumieć, pobawić, poprawić wyniki z zeszłego roku no i nagrodzić się w samym startem i udziałem w biegu, gdyż do połowy lutego skupiać się będę na czym innym i na pewno nie będzie to oranie treningów tempowych. Na niczym innym mi nie zależy. Jeśli na treningu zachce mi się szczególnie w grudniu lub lipcu orać tempa, to wrócę do tego wpisu i się pacnę w głowę, bo to kompletnie nie ma sensu, a skończyć się może "kuką" jak rok temu.
Powiedzmy że nazwę to "pracą nad bazą" chcę kontynuować do połowy lutego. Priorytetem jest na pierwszym miejscu zdrowie, na drugim przygotowanie ogólnorozwojowe - praca nad stabilizacją, poprawa siły, wiadomo o co chodzi, a całą ogólno chcę kontrolować we współpracy z fizjo (czyli kontynuacja tego co udało się zrobić na trochę wyższym poziomie zaawansowania ).
Bez bazy i przygotowania niczego nie nabiegam. Widząc jaką robotę zrobiłem od kontuzji achillesa do teraz, zaczynam wierzyć w siłę spokojnego i bezstresowego przygotowania, bo to są fundamenty, a wierzchołkiem/budowlą jest dopiero trening do startu czy sam start. Żeby biegać szybciej trzeba się przygotować i biegać wolniej z troską o swoje zdrowie
Przygotowania podzieliłem na IV etapy. Mniej więcej każdy z nich potrwa 4-5 tygodni. O etapach będę pisać w miarę kończenia się kolejnego. W Etapie I chcę cieszyć się przede wszystkim z samych wyjść na dwór, bez żadnego planu. Będą to rozbiegania po 25'-30', może 40-50', w każdym bądź razie chcę na nowo przyzwyczaić aparat ruchu do biegania (poza być może walką o fajne ciuszki na biegu ). Od pierwszego etapu chcę już włączać nowe ćwiczenia od fizjo (niedługo wizyta) i to będzie najważniejszym elementem w najbliższym czasie.
Co do startów docelowych na okres po "budowaniu bazy" to znowu nie chcę pisać co to, nie ja i co chcę nabiegać - zachowam to dla siebie. Śmiać mi się chce gdy czytam moje zeszłoroczne wypociny Natomiast na pewno nie będę się napinać na starty na wyniki w marcu. Wezmę to co sobie wypracuję i przyjmę z pokorą (chyba że mi coś odpukać znowu jebnie), a to co zrobię w marcu da mi odpowiedź na kolejne miesiące co natomiast mogę w nich wypracować.
P.S Jutro przychodzą nowe butki, ale jeszcze w nich nie pobiegam. Niech czekają i niech kuszą.
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1490
- Rejestracja: 12 lip 2017, 22:48
- Życiówka na 10k: -
- Życiówka w maratonie: -
Dużo pod kątem biegania nie robię i mam tego małe efekty, ale spokojnie, po kolei.
W piątek zrobiłem wycieczkę rowerową w poszukiwaniu tras biegowych. Sobota i niedziela to już sędziowanie.
Moje "ćwiczenia" ograniczały się właściwie do 2x w tygodniu wyrolowania piszczeli i łydek + rozciąganie, tak to zupełnie nic.
We wtorek byłem u fizjo zobaczyć co i jak, co wzmacniamy, czego nie.
Na dzień dzisiejszy nie ma co wzmacniać, bo przyszedłem w stanie zabetonowanym i nie dało się za dużo zrobić (głównie zależy mi na ogarnięciu kręgosłupa + ćwiczenia ogólnowzmacniające).
Zanim wrócę do biegania (jeszcze 1,5 tygodnia) to przede wszystkim skupiam się na rozciąganiu i rozluźnianiu mięśni by przy następnej wizycie dało się cokolwiek zrobić. Do kręgosłupa i miednicy na razie za nic nie da rady się dostać i trzeba szukać innych dróg - objazdów
Prócz ćwiczeń, które mam spisane ładnie w zeszyciku stałym punktem ma być trening autogenny Szulca. Robiłem jak dotąd raz - pierwszy raz chyba w życiu udało mi się rozluźnić mięśnie czworogłowe uda. Ogólnie pierwszy raz to robiłem i jestem pod ogromnym wrażeniem, a jak to się przełoży na moją sprawność ogólną itd. - jestem naprawdę ciekaw.
Trening strikte biegowy w sposób bardzo ogólny się kształtuje. Póki co zainwestowałem w butki - ani glide'y, ani response. Kupiłem energy boosty, ale jeszcze okazji nie miałem w nich biegać - jedynie chodziłem no i są mega mega miękkie. Trochę mi zajmie przyzwyczajanie się do tych człapaków, bo jednak wolę coś mniej amortyzowanego, ale w tym cały czas się biegać nie da.
Pozdrowienia dla wszystkich startujących w najbliższy weekend
W piątek zrobiłem wycieczkę rowerową w poszukiwaniu tras biegowych. Sobota i niedziela to już sędziowanie.
Moje "ćwiczenia" ograniczały się właściwie do 2x w tygodniu wyrolowania piszczeli i łydek + rozciąganie, tak to zupełnie nic.
We wtorek byłem u fizjo zobaczyć co i jak, co wzmacniamy, czego nie.
Na dzień dzisiejszy nie ma co wzmacniać, bo przyszedłem w stanie zabetonowanym i nie dało się za dużo zrobić (głównie zależy mi na ogarnięciu kręgosłupa + ćwiczenia ogólnowzmacniające).
Zanim wrócę do biegania (jeszcze 1,5 tygodnia) to przede wszystkim skupiam się na rozciąganiu i rozluźnianiu mięśni by przy następnej wizycie dało się cokolwiek zrobić. Do kręgosłupa i miednicy na razie za nic nie da rady się dostać i trzeba szukać innych dróg - objazdów
Prócz ćwiczeń, które mam spisane ładnie w zeszyciku stałym punktem ma być trening autogenny Szulca. Robiłem jak dotąd raz - pierwszy raz chyba w życiu udało mi się rozluźnić mięśnie czworogłowe uda. Ogólnie pierwszy raz to robiłem i jestem pod ogromnym wrażeniem, a jak to się przełoży na moją sprawność ogólną itd. - jestem naprawdę ciekaw.
Trening strikte biegowy w sposób bardzo ogólny się kształtuje. Póki co zainwestowałem w butki - ani glide'y, ani response. Kupiłem energy boosty, ale jeszcze okazji nie miałem w nich biegać - jedynie chodziłem no i są mega mega miękkie. Trochę mi zajmie przyzwyczajanie się do tych człapaków, bo jednak wolę coś mniej amortyzowanego, ale w tym cały czas się biegać nie da.
Pozdrowienia dla wszystkich startujących w najbliższy weekend
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1490
- Rejestracja: 12 lip 2017, 22:48
- Życiówka na 10k: -
- Życiówka w maratonie: -
2019-2020
Oficjalnie mogę napisać, że wracam.
O celach wynikowych warto byłoby może kiedyś napisać, bo głupio mi pisać, że celem jest bieganie bez kontuzji bla bla bla... Jest to jakiś cel, ale zrealizować go mogę również nie biegając - ot, taki paradoks
Dlatego prawdziwym celem jest przede wszystkim usprawnienie ciała, poprawa wyników, a wszystko to w trosce o zdrowie.
W najbliższym sezonie oczekuję od siebie przede wszystkim większej mądrości (mądrze trenowałem właściwie od kwietnia) i systematyczności, bo kontuzje popsuły mi całe przygotowania zimowe. Nie muszę robić wszystkiego na hurra - mam czas, a przy tym samym spore rezerwy. Tylko trzeba nimi mądrze zarządzać.
Rozpoczynam pierwszą fazę budowania "bazy". Kto lubi czytać mojego bloga ten niestety się raczej rozczaruje, bo dominować w 99% będą hasła typu "BS", "BS w terenie" oraz podbiegi sprintem, a ten 1% to będzie sędziowanie - także za nudy przepraszam. Potrzebuję pobiegać wolno, by potem biegać szybciej
Plan rozpisuję indywidualnie pod siebie na bazie treningu metodą Fitzgeralda i Hudsona, trochę Danielsa, ale przede wszystkim bardziej widzi mi się Fitzgerald i Hudson w sporej mierze pod siebie. Zaczynam dostrzegać brakujące elementy w moim bieganiu także zobaczymy.
P.S 80-90% kilometrażu wykonuję na nawierzchni typu szutr, ścieżki leśne itp.
25.10.19 - piątek
6,62km ~ 5'05" [33:38]
Testowanie nowego obuwia do klepania kilometrów - Energy Boost 3. Póki co po spacerach i dzisiejszym pierwszym bieganiu stwierdzam, że fajne buty, ale nogi będą potrzebowały czasu by się dostosować do tych kapci. Trochę boli lewa stopa podczas użytkowania, ale to do dogrania, obuwiem i tak rotuję. Buty będą mi służyć tylko i wyłącznie do klepania kilometrów, bo do innych rzeczy się one nie nadają. Są za ciężkie, za wolne. Moje nogi kochają Bostony.
Wnioski z dzisiejszego spontanicznego biegania. Dobrze, że wyszedłem dzisiaj, a nie w przyszły poniedziałek, bo łooo panie. Zapuściłem się strasznie
Zaczynam od właściwie "zera" także jest git. Roztrenowanie, w którym praktycznie nic poza gimnastyką nie zrobiłem zdało efekt
Oficjalnie mogę napisać, że wracam.
O celach wynikowych warto byłoby może kiedyś napisać, bo głupio mi pisać, że celem jest bieganie bez kontuzji bla bla bla... Jest to jakiś cel, ale zrealizować go mogę również nie biegając - ot, taki paradoks
Dlatego prawdziwym celem jest przede wszystkim usprawnienie ciała, poprawa wyników, a wszystko to w trosce o zdrowie.
W najbliższym sezonie oczekuję od siebie przede wszystkim większej mądrości (mądrze trenowałem właściwie od kwietnia) i systematyczności, bo kontuzje popsuły mi całe przygotowania zimowe. Nie muszę robić wszystkiego na hurra - mam czas, a przy tym samym spore rezerwy. Tylko trzeba nimi mądrze zarządzać.
Rozpoczynam pierwszą fazę budowania "bazy". Kto lubi czytać mojego bloga ten niestety się raczej rozczaruje, bo dominować w 99% będą hasła typu "BS", "BS w terenie" oraz podbiegi sprintem, a ten 1% to będzie sędziowanie - także za nudy przepraszam. Potrzebuję pobiegać wolno, by potem biegać szybciej
Plan rozpisuję indywidualnie pod siebie na bazie treningu metodą Fitzgeralda i Hudsona, trochę Danielsa, ale przede wszystkim bardziej widzi mi się Fitzgerald i Hudson w sporej mierze pod siebie. Zaczynam dostrzegać brakujące elementy w moim bieganiu także zobaczymy.
P.S 80-90% kilometrażu wykonuję na nawierzchni typu szutr, ścieżki leśne itp.
25.10.19 - piątek
6,62km ~ 5'05" [33:38]
Testowanie nowego obuwia do klepania kilometrów - Energy Boost 3. Póki co po spacerach i dzisiejszym pierwszym bieganiu stwierdzam, że fajne buty, ale nogi będą potrzebowały czasu by się dostosować do tych kapci. Trochę boli lewa stopa podczas użytkowania, ale to do dogrania, obuwiem i tak rotuję. Buty będą mi służyć tylko i wyłącznie do klepania kilometrów, bo do innych rzeczy się one nie nadają. Są za ciężkie, za wolne. Moje nogi kochają Bostony.
Wnioski z dzisiejszego spontanicznego biegania. Dobrze, że wyszedłem dzisiaj, a nie w przyszły poniedziałek, bo łooo panie. Zapuściłem się strasznie
Zaczynam od właściwie "zera" także jest git. Roztrenowanie, w którym praktycznie nic poza gimnastyką nie zrobiłem zdało efekt
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1490
- Rejestracja: 12 lip 2017, 22:48
- Życiówka na 10k: -
- Życiówka w maratonie: -
28.10.19 - 03.11.19
Pierwszy tydzień budowania bazy przyniósł mi 56km. Nie wliczam w to spacerów, tenisa ziemnego. Liczę tylko i wyłącznie bieganie i sędziowanie. O ile pierwszy piątkowy wypad z zeszłego tygodnia szedł powiedzmy dość ciężkawo tak w tym tygodniu było już naprawdę cacy co jest na pewno budujące. Pozwoliło mi to zrobić w tym tygodniu więcej niż zakładałem (na pierwsze tygodnie dystans przebiegnięty miał wynieść 40-45km). Do tego standardowo rozciąganie. Najbliższa wizyta u fizjo dopiero w drugiej części listopada także jeszcze mam czas, by zawitać w jeszcze lepszym stanie.
Planu jako takiego nie mam treningowego - wychodzę i tuptam. Ma być zmienne tempo.
PONIEDZIAŁEK 28.10.19
7,66km ~ 4'53" [37:26]
Z tego treningu pamiętam tyle, że klepałem go w godzinach wieczornych i tym razem w całości po asfalcie.
Zaprzyjaźniam się z Energy Boostami i pomału ta nasza relacja wygląda coraz lepiej.
WTOREK 29.10.19
9,5km ~ 4'40" [44:20]
Z ranach trochę pizgało, ale konsekwentnie krótkie spodenki przy ujemnej temperaturze
Tym razem wyklepane response boost i tym razem w końcu lasek.
ŚRODA 30.10.19
10,27km ~ 4'52" [50:00]
Wieczorna wyprawa do lasu. Bez historii.
CZWARTEK 31.10.19
6,61km ~ 4'46" [31:30]
Bez historii.
PIĄTEK 01.11.19
WOLNE
SOBOTA i NIEDZIELA 02.11-03.11.19
Dwa mecze na środku i jeden na linii.
Razem z jakieś 22km.
Wydaje mi się, że przez moje ostatnie kilka miesięcy biegania udało się zrobić całkiem fajne fundamenty i ten powrót wygląda znacznie przyjemniej. Kolejne dwa, może trzy tygodnie będzie jeszcze można polecieć spontanicznie, ale już później trzeba będzie realizować plan, bo aktualnie jadę na "euforii" spowodowanej powrotem. Biegam sobie by biegać, ale niedługo ten stan minie.
Póki co postaram się podtrzymać kilometraż w okolicach 60km.
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1490
- Rejestracja: 12 lip 2017, 22:48
- Życiówka na 10k: -
- Życiówka w maratonie: -
04.11.19 - 10.11.19
Niby 46km, ale to gówno prawda tak naprawdę :D
Sporo spacerów, których nie wliczam w kilometry. Sporo gry w tenisa – szczególnie poniedziałek zabił mi nogi na dobre 3 dni, a muszę jednak się pilnować, bo to dopiero początek przygotowań.
Z biegania, którego było w tygodniu „aż” trzy jednostki to tyle, że nie chce mi się ciągnąć ciągiem do 10km, ale mam czas także luz – ja nic nie muszę, a jedynie mogę. Przede mną sporo pracy.
PONIEDZIAŁEK 04.11.19
2h tenisa ziemnego + 9,61km ~ 4’43” [45:20]
Tenis mega, mega intensywnie. Praktycznie non stop wymiany z małymi przerwami, bo braliśmy co chwilę nowe piłki z kosza.
Wieczorny BS to jeden z ostatnich biegów klepanych w wysłużonych adikach response. Fajnie się biegało, doskonała pogoda, ale nogi już odmawiały posłuszeństwa – a najgorzej było po samym biegu.
Klepane po lesie.
WTOREK 05.11.19
10,24km ~ 4’57” [50:40]
Katorga… Dwugłowe i poślady tak skatowałem dniem wczorajszym, że dzisiaj ledwo człapałem. Fakt faktem biegałem też 6km po trasie przełaju, który biegnę za 3 tygodnie, ale mimo wszystko. Ja się cieszę, że wczorajszy dzień poszedł w uda i dupsko, ale fff….. No boli.
Udało się ogarnąć rolkę i ćwiczenia rozciągające. Trochę puściło.
ŚRODA 06.11.19
30’ tenis ziemny + 8,34km ~ 4’43” [39:20]
Tym razem klepane po asfalcie
CZWARTEK 07.11.19
1h tenis ziemny…
PIĄTEK 08.11.19
WOLNE
SOBOTA i NIEDZIELA 09.11-10.11.19
Sobotni mecz w roli głównego to około 9,1km. Dobrze, że się runda kończy, bo zaczynam odwalać manianę na środku…
Najlepiej bym się widział w roli asystenta gdzie śmiało bym ogarnął temat na szczeblu centralnym, ale na to perspektyw nie widać żadnych – mój stoicki spokój nie jest widziany na środku, a żyję dopiero gdy się coś dzieje – brakuje mi bodźców…
Niedziela to linia i łącznie około 9km.
Ponadto wieczorem tenis ziemny 1,5h – tym razem nie graliśmy na szczotce tylko pierwszy raz grałem na hardzie – Ja p….dole. Pierwsze odbicia to nie potrafiłem kompletnie wyczuć rytmu wejścia na piłki :D
Z wniosków tyle, że w tym tygodniu to było trochę tak multisportowo, ale jest ok. Nie samym bieganiem człowiek żyje, a trochę ruchu o innej specyfice też się przyda. Co mnie martwi w tym tygodniu, że nie udało się zrobić chociaż dwóch jednostek ćwiczeń od fizjo połączonych z treningiem autogennym. Nie chce by kolejna wizyta u fizjo nic nie dała, a priorytetem jest odblokowanie pleców.
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1490
- Rejestracja: 12 lip 2017, 22:48
- Życiówka na 10k: -
- Życiówka w maratonie: -
11.11.19 - 17.11.19
Podobno z 67-68km. Sporo, ale taką liczbę kilometrów chciałbym zachować jeszcze przez jakiś czas. Treningi biegowe weszły fajnie – udało się nie przeciążyć i nie powiększyć bólu pięty, o którym pisałem także okej. Pięta aktualnie nie boli = najważniejsze.
Jestem jeszcze na takim etapie, że biegam to co mi się żywnie podoba, ale wiem, że powinienem jednak większą wagę przywiązać do ćwiczeń ogólnorozwojowych – jeśli najbliższa wizyta u fizjo znowu nic nie zdziała i nic nie odblokuje to szkoda tych ostatnich tygodni.
Z moim bieganiem jest tak, że tak samo ważne jak bieganie jest to co robię oprócz biegania (ogólnorozwojówka).
PONIEDZIAŁEK 11.11.19
10,32km ~ 4’51” [50:00]
W porównaniu do poprzedniego tygodnia to tutaj mógłbym sobie biec i biec, bo szło gładko. Przyjemny wypad na dwór.
Później w końcu przepisane ćwiczenia, rolka i Szulc.
WTOREK 12.11.19
13,7km ~ 4’32” [1:01:59]
Z dwa kilometry asfaltu (na początek i koniec) reszta to już przełaj przez duże „P”. Ślisko i bagno jak sk…syn, ale fajnie się biegło. Znów częściowo po trasie grand prix i tym razem dorzuciłem z 300m, bo wydawało mi się, że pobiegłem w złą stronę.
Weszło lekko mimo ciężkiej trasy (można zabrać z 10-15 sekund), ale to już taka intensywność aktualnie graniczna. Bieg ma być na tyle intensywny aby nie obciążał i abym się nie za…ł
Co do kilometrażu to przez najbliższe co najmniej 3 tygodnie staraj się nie przekraczać 13-14km na jednym biegu. Stopniujemy „trudność”.
Informacja zwrotna – coś mnie z wzięło na bóle w prawej pięcie…
ŚRODA 13.11.19
WOLNE
Miałem ochotę wyjść pobiegać w dość mocnym krosie (tempo oczywiście na spokojnie), ale pogoda (cały dzień lało) i przede wszystkim dziwne uczucie w prawej pięcie (jakby nadwyrężenie i to takie typowo z dupy) sprawiło, że odpuściłem temat. Za dużo i za mocno też nie dobrze – lepiej przystopować i obserwować co jest grane
CZWARTEK 14.11.19
10,31km ~ 4’55” [50:45]
Po lesie, bardzo spokojnie kontrolując piętę. Pewnie lekko ja nadwyrężyłem, ale wszystko pod kontrolą. Jeszcze dzisiaj zestaw na rozciąganie, a jutro pełen zestaw
PIĄTEK 15.11.19
10,29km ~ 4’30” [46:15]
Lekko , gładko i przyjemnie. Pogoda też super – jakieś 8 stopni. Lekki wiaterek. Fajny bieg. Mógłbym tak biec i biec i to bez zajazdu.
SOBOTA i NIEDZIELA 16.11-17.11.19
Sobota to meczyk na Żernikach we Wrocławiu – sporo, bo 10,4-10,5km, ale mecz fajny.
Niedziela to mecze dwa Kosiory. Pierwszy na środku, drugi na linii. Fajne zwieńczenie rundy.
Niedziela to łącznie około 13,1-13,2km.
Myślę, że udało się już wrócić do takiej „formy” , że aktualne obciążenia treningowe, kilometraż, bieg ciągiem 12 czy 13km nie stanowi dla mnie problemu. Cieszy mnie to, bo za niedługo będę mógł wejść w II etap robienia bazy. I tu już będą ciekawsze rzeczy i na pewno się nie zanudzę. Docelowo chciałbym biegać 110-120km w ostatnim etapie budowania bazy. Do tego tenis ziemny, ćwiczenia ogólnorozwojowe i myślę, że będę w stanie realizować moje cele, o których na razie jeszcze pisać nie będę. Przede wszystkim zdrowie, bo jak to będzie to będzie progresja, bo rezerwy mam spore.
Przyszły tydzień to utrzymanie kilometrażu, pierwszy start oraz sporo tenisa ziemnego.
Zaczynam wprowadzać stały element do biegania, który u mnie się świetnie sprawdzał i zapobiegał odnowieniu kontuzji = mocne krótkie podbiegi
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1490
- Rejestracja: 12 lip 2017, 22:48
- Życiówka na 10k: -
- Życiówka w maratonie: -
18.11.19 - 24.11.19
Zakończyłem pierwszy etap budowania bazy. Kilometraż rzeczywisty z tego tygodnia to około 64-65km także jest ok. W pierwszej części skupiony byłem na wstępnym budowaniu kilometrażu. Cel wykonałem ponad normę, bo I etap miałem kończyć kilometrażem w okolicach 55km, a tu proszę.
Nie ma co popadać w euforię, ale cieszy mnie to, że rozbiegania nie stanowią dla mnie jakiegokolwiek problemu i jestem już na etapie, że biegam to na luzie. Wróciłem do jako takiego obiegania, więc jest okej – zasługuję na kolejny etap.
W II etapie, który potrwa praktycznie do końca grudnia będzie znów stopniowe zwiększanie kilometrażu. Tak jak teraz jestem na etapie 65-70km, tak za miesiąc chciałbym by to było 80-85km to raz. Druga sprawa to chciałbym systematycznie włączać krótkie podbiegi, które mają trochę pobudzać mięśnie, które jednak zamulam. Większość treningów chciałbym realizować nadal w terenie z tymże teraz już w typowym krosie gdzie już raczej będę biegać na „czucie” czy też „intensywność” a nie stricte na tempo.
Jeśli we wtorek wizyta u fizjo dobrze pójdzie to prawdopodobnie zacznę dorzucać elementy wzmacniające, ale to się zobaczy. Może dalej będę zabetonowany i nic nie pójdzie.
PONIEDZIAŁEK 18.11.19
11,74km ~ 4’41” [55:00] + 1h tenis ziemny
Biegło się lajtowo i co fajne i dla mnie taka ciekawostka to czułem, że podczas biegu pracuje dupsko
Tenis ziemny zaś to mało biegania, bo głównie dzisiaj był serwis…
WTOREK 19.11.19
10,8km ~ 4’50” [52:16]
Robione na trzy tury. Biegane w większości po wałach, po fajnej i grząskiej trawce
Po 3km, tak około 3,4km wykonałem 3 podbiegi (krótkie, ale dość intensywne), po czym wróciłem do biegu na 4km, by wykonać znów 3 podbiegi. Po podbiegach już powrót do domu.
Wczoraj wracając do domu wymyśliłem ciekawy sposób wykorzystania betonowych słupków przy drodze i prawdopodobnie niedługo zacznę wdrążać tam ćwiczonka, ale najlepiej wieczorem tak by ludzie nie widzieli co tam kombinuję :D
ŚRODA 20.11.19
10,65km ~ 4’37” [49:09]
Tu już kros i to taki z fajnymi podbiegami i z biegami gdzie trzeba było solidnie popracować. W dodatku po ciemku dlatego trzeba było się mocno pilnować by się gdzieś nie wypieprzyć, więc biegłem ze sporą rezerwą tym bardziej, że miało to być rozbieganie.
Tempo kompletnie zrobione w ciemno, a końcówkę trochę mnie zbyt poniosło, bo już leciałem dwa ostatnie kilometry „siłą rozpędu” po 4’10” i było mega lekko.
CZWARTEK 21.11.19
WOLNE
PIĄTEK 22.11.19
6km na trasie jutrzejszych zawodów + dobieg na trasę i powrót
Razem około 9.9-9,95km na tempie gdzieś +/- 4’50”.
Zobaczymy co jutro wyprodukuję. Dzisiaj jeszcze halówka z gwizdkiem.
SOBOTA 23.11.19
GRAND PRIX ZAGŁĘBIA MIEDZIOWEGO – 6km Głogów
Jeden z najprawdopodobniej dwóch startów, w których wezmę udział w ramach Grand Prix Zagłębia Miedziowego. Padło na Głogów, bo fajna trasa i przede wszystkim u mnie na miejscu. Po czterech tygodniach biegania rozbiegań była to też fajna okazja na przedmuchanie się i zobaczenie co i jak. Od początku października nie przebiegłem kilometru – ba nawet i 500m poniżej tempa 4’00”-4’05” + po drodze miałem trzy tygodnie przerwy, więc wiedziałem, że będzie zabawa.
Na rozgrzewkę zegarka nie chciało mi się załączać. Rozgrzewkę zrobiłem w sumie tak jak zawsze.
Przejdę do samego biegu.
1km – 3’33” - 200m fajnego błotka. Biegłem w kolcach, więc było fajnie. Kolce mam w dość dobrym stanie , więc chętnie wpieprzyłem się w błotko zyskując już na samym starcie szybko obejmując prowadzenie. Balansowałem tak między pierwszym, a drugim miejscem, ale biegliśmy raczej zwartą tak z +/- siedmio osobową grupą. Było okej. Chciałem pójść odważniej z nadzieją, że coś wyrzeźbię.
2km – 3’35” – Kawałek prowadziłem, kawałek spadałem na drugie miejsce, potem wylądowałem też na trzecim-czwartym miejscu. Czułem się spoko, plecy też nie siadały, choć lekko przez cały bieg czułem. Mimo wszystko można było biec bez przeszkód, a intensywność w tym terenie była dosyć fajna. Podobało mi się. Czułem się pewnie i tempo nie było póki co problemem.
3km – 3’48” – Spadło tempo, ale głównie wpływ na to miała nawrotka pod koniec tego kilometra. Tak raczej trzymaliśmy tempo rzędu 3’40”. Ja byłem wówczas już na czwartej pozycji z jednak małą stratą do pierwszej trójki. Pozostali z naszej grupki też raczej nie tracili dużo, ale raczej pomału klarowała się sytuacja, kto i o co powalczy. Liczyłem na możliwość dogonienia do trzeciego miejsca za nawrotką po kamyczkach – liczyłem po cichu, że właśnie w ten sposób uda mi się rozegrać drugą część biegu, ale życie weryfikuje. Cała moja strata do miejsc od 1-6 wyszła od tego momentu.
4km – 3’45” – Trochę schody. Pierwsza trójka sukcesywnie mi odjeżdżała, a pomału też łapali mnie pozostali zawodnicy i nie biegli oni wcale jakoś rewelacyjnie. Zleciałem najpierw na piąte miejsce, chwilę później na szóste, potem jeszcze na siódme. Z nogami było wszystko w porządku, jakaś tam moc była, plecy też – nie spinało na tyle bym mógł mówić o dyskomforcie, ale oddech…
Do nawrotki w okolicach 3km było wszystko znośnie, ale za nawrotką to już coraz bardziej mnie odcinało mimo, że moja intensywność biegu stopniowo jednak spadała. Nogi może i mogły, może głowa też choć trochę mniej, bo mimo że jednak chciałem pobiec na ile mogę to nie miałem włączonego trybu zawody czy walka, ale oddechowo byłem już zabity. Zaczynałem wchodzić w oddech jakbym leciał powtórzenie 600-1000m i to w pałę…
5km – 4’00” – Trudny odcinek. Rywala odjeżdżają albo inaczej – umierają wolniej, a z tyłu cisza. W płucach dętka, z resztą wszystko w porządku. Byłem tak już przepalony i przedmuchany tym biegiem, że ja pierdziele. Biegłem już aby biec na jako takiej intensywności choć średnio mi się tak naprawdę chciało.
5,88km – 3’48” – Trochę dokręciłem śrubkę, ale też bez jakiejkolwiek już napiny, bo nie miałem na to ochoty a w płucach ehh. Nawet nie miałem z czego tak naprawdę bardziej lutnąć. Nawet teraz kiedy piszę relację (2,5h po biegu) dalej czuję bieg w płucach. Nie pamiętam kiedy tak się przepaliłem – chyba na pierwszych powtórzeniach w parku, które robiłem w czerwcu gdzie musiałem opierać się o murek, by dojść do siebie. Naprawdę. Tutaj nie opierałem się o nic, ale było ciekawie.
W stosunku do poprzedniego roku poprawiłem się na tej samej trasie o 38sekund. Z tego jestem zadowolony i dla mnie to się przede wszystkim liczy. Miejsca to pal już licho. Cieszę się z przedmuchania płuc, bo przedmuchałem porządnie. Jakaś masakra, ale mam świadomość i wiem, że to co robię przyniesie finalny efekt.
NIEDZIELA 24.11.19
10,44km ~ 4’47” [49:59]
Bez szarżowania. Szybciej też mi się nie chciało. Później halówka.
Na jakieś poważniejsze wnioski z tych zawodów to trochę wcześnie. Po to będzie ich kilka by mieć lepszy pogląd, ale – Cieszy poprawa wyniku względem zeszłego roku. To, że przytyka mnie na prędkości to nawet mnie cieszy. Gorzej jakby nogi nie podawały – oddech jestem w stanie podciągnąć chwila moment, a tego robić aktualnie nie chcę.
Informacja zwrotna – gdy biegam w kolcach to lepiej bym ubierał do tego getry kompresyjne, bo łydki trochę podmęczyłem… I to tak trochę…
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1490
- Rejestracja: 12 lip 2017, 22:48
- Życiówka na 10k: -
- Życiówka w maratonie: -
25.11.19 - 01.12.19
Kilometraż z 60km, ale znowuż. Nie wliczam spacerów i nie wliczam dzisiejszego tenisa ziemnego. Tydzień obfity w treści zwrotne, kto chce niech czyta, kto nie ten nie, ale dobrze – będę miał do czego wrócić. Szczególnie ważna była dla mnie wtorkowa wizyta, która mnie mega cieszy, bo mimo że lekko boli w lędźwiach to ból jest inny – nie wynika już z żadnego spięcia, co jest mega, mega super.
W kontekście treningu na plus rozum. Potrafię odpuścić trening kiedy nie idzie lub kiedy widzę, że efekty takiej jednostki będą niesatysfakcjonujące.
PONIEDZIAŁEK 25.11.19
Na trzy turki. Łącznie 10,55km ~ +/- 4’45”- 4’50”
Między turkami wykonywałem 4 podbiegi (czyli łącznie 8). Mam fajną górkę w lesie tylko zastanawiam się nad sensem jej użytkowania – większość podbiegu to piach… Nie robiłbym tutaj więc jakiejkolwiek techniki tylko samo pobudzenie w postaci chamskiej siły. Chamska siła też mi się przyda, ale na szczęście obok mam górkę (dość stromą) chyba bez piachu także tam niedługo spróbuję.
WTOREK 26.11.19
WOLNE
Wolne trochę wymuszone, bo miałem tuptać, ale wizyta u fizjo i 1,5h rzeźbienia, a nie chciałem tracić efektu tej wizyty…
Jak w kwietniu kijek na łydkę to był masochizm tak dzisiaj to jakaś masakracja…
W każdym razie z plecami poszliśmy mega, mega mocno do przodu i udało się też chwilę pobawić z Achillesami. Achillesy i tak mam spięte mimo tego, że dbam ale cóż… Trzeba dbać bardziej.
Wracając na moment do pleców – takiego luzu dawno nie czułem – nie pamiętam kiedy, a wystarczyło mocno wpartolić się w mięśnie biodrowo-lędźwiowe (szczególnie lewa strona). Tylko i aż, choć to nie jest jeszcze to.
Cały czas będę podkreślać, że w moim bieganiu najważniejsza chyba jest poprawa sprawności (która i tak nie jest zła). Jak to będzie to będzie spory progres. Szkoda, że nie byłem taki mądry wcześniej, ale do tego dochodzi się z czasem.
Nie chcę mieć żadnych durnych przykurczy, które psują mi zabawę na zawodach i treningach. Chcę mieć luz, a wraz z luzem można zacząć bawić się siłą i wzmacnianiem. Jestem w stanie biegać przyzwoicie, a nie tylko tuptać tak jak wskazują moje przestrzelone życiówki (w sumie poza półmaratonem). By przestać tuptać, a zacząć biegać to trzeba mieć czym biegać i nie piszę wcale o obuwiu czy stroju…
ŚRODA 27.11.19
14,13km ~ 4’45” [1:07:15]
Nocne krosidło, ale bez jakiegoś napinania, bo raz, że w czołówce baterie były już słabe, a dwa to miało być rozbieganie na spokojnej intensywności, choć pod górki to już nogi czułem, a zbiegi kaleczyłem bo ciemno.
Na samym początku biegu jak wbiegłem już na „docelowy teren” to nogi miałem cholernie zabetonowane, ale czas szybko zleciał, szło później trochę lepiej i pierwsze wprowadzające „dłuższe” rozbieganie weszło na spokojnie, czyli tak jak miało wyjść.
Wg garmina w górę podobno 255m, w dół 256m.
Szło lekko, ale mimo wszystko uważam, że to nie był do końca mój dzień.
CZWARTEK 28.11.19
6,52km ~ 5’00” [32:39]
Dzisiaj to już mi się kompletnie nie chciało i po 5km podjąłem mądrą decyzję by odpuścić i nie ciągnąć na siłę do 10-11km. Jak nie idzie i się nie chce to lepiej te 20-30’ dorzucić do ćwiczeń ogólno, które są równie ważne jak nie aktualnie ważniejsze niż samo bieganie zamiast robić coś bezproduktywnego dla samych liczb.
Ćwiczenia ogólno weszły, popracowałem ładnie, bo to aktualnie mój priorytet. Wtorkowa wizyta i odblokowanie m. biodrowo-lędźwiowego to jakiś cud i fenomen. Luz jak sk…syn. Chcę nadal pracować nad ruchem i chcę więcej i więcej, bo czuję że to przyniesie rezultaty.
PIĄTEK 29.11.19
Pogwizdałem sparing (byliśmy we dwóch na połówkach, więc się nie zajechałem). Na sparingu 5,54km. Pogoda masakracja w pewnych momentach.
Potem ta sama trasa co w środę z tymże zamiast trzech to dwie pętle.
10,64km ~ 4’34” [48:39].
Fajnie wykonana praca w krosie, bo środę i czwartek czułem się ogólnie dość bym powiedział słabo.
Trochę muszę bardziej zadbać o witaminy i spanie, bo grudzień to u mnie zawsze najgorszy miesiąc co roku.
SOBOTA30.11.19
12,38km ~ 4’35” [56:46]
Trzy tury. Część główna to około 9,7km, reszta dobieg i powrót z górki. Wypróbowałem dzisiaj nowy podbieg. W ch stromy i jednak tam też piach jest, ale ten podbieg jest lepszy i tam będę częściej wpadać. Podbiegów weszło łącznie 8.
Odkułem sobie dniem wczorajszym i dzisiejszym niepowodzenia, gorsze samopoczucie z poprzednich dni. Napiszę więcej. Odblokowanie niektórych partii ciała co zaczynam czynić daje nowe i to fajnie możliwości.
Dzisiaj przez 3-4km udało się złapać ciekawą rzecz, a mianowicie podczas biegu czułem jakby rozciąganie pośladków. Nie wiem jak to opisać, bo bawiłem się kolanem. Każdy krok starałem się wyciągać, ale nie jakoś sztucznie, tylko poprzez ciągnięcie kolana nie wiem do środka lub też w dół. Nie potrafię tego opisać, ale było to całkiem fajne. Tempo 4’30” to przy tym ruchu było jak truchtanie. Fajna zabawa.
NIEDZIELA 01.12.19
Tenis ziemny 2h
Cały tydzień rozpisuję się i to dosyć zdrowo także i tutaj coś znajdę. Dostałem srogi wp… `także zostało mi i bracholowi godzina grania (w sumie graliśmy 2h 10min). Z 30’ poświęciliśmy na gierkę na polu karo*. W trakcie gierki to już mi czasem nogi odpadały, a po powrocie do domu stwierdziłem, że 10km bieganka po 4’55” – 5’00” dobiłoby mnie na następne dwa dni.
*Każde uderzenie zanim przejdzie przez siatkę na stronę współpartnera musi odbić się od swojego pola. Pole gry wyznaczone jest od pola serwisowego do pola serwisowego. Szerokość boiska to szerokość dwóch pól serwisowych. Praca na nogach przy takiej gierce jest niesamowita…
Kto ciupie w tenisa i chce się trochę tym pobawić to polecam taką gierkę. Fajne na trening wykorzystania geometrii kortu i świetny trening pod pracę nóg.
Zasadniczo nie robię nic nadzwyczajnego. Zwykłe rozbiegania przy czym realizuję je w terenie, a dwa z nich były naprawdę w fajnym terenie z górkami. Wykonuję podbiegi i sporo ćwiczeń od fizjo. Krótkoterminowo dużo to nie wnosi, ale na dłuższą metę chcę mieć z tego fajne profity. Aktualnie tak wygląda całe moje bieganie + spacery i tenis ziemny. Wszystko na spokojnie. Mam mnóstwo czasu, bo przecież jest grudzień, styczeń, luty, a ponadto moje prawdziwe starty na wiosnę planuję dopiero na czerwiec.
Sądzę, że moje treningi ukierunkuje i pokaże dopiero grudzień. Grudzień jest u mnie zawsze najgorszy i zazwyczaj walczę, ale sam ze sobą. Trzeba to przełamać, ale nic na siłę.
Grudzień to też trochę startów.
08.12 w planach 6km (no 6,2km) w ramach Grand Prix Zagłębia Miedziowego w Gaworzycach
28.12 Leszno – Bieg Sylwestrowy na 5km (mam zamiar odkupić pakiet, bo na liście mnie nie ma)
31.12 na zakończenie tego dziwnego roku kolejny Bieg Sylwestrowy z tymże w Jelczu-Laskowicach – również na 5km.
Przetestujemy nowy ruch i kręgosłup w praktyce. O ile w Gaworzycach pewnie będę próbować znowu próbować walczyć o pudło, choć na to formy nie mam, tak 28.12 i 31.12 przy dobrej pogodzie chciałbym poganiać na intensywności pozwalającej mi nabiegać te 16:40-16:50 na 5km. Ile wyjdzie tyle wyjdzie, ale aktualnie nie widzę przeszkód by tego nie nabiegać przy normalnych warunkach – może jedyna przeszkoda na dzień dzisiejszy to oddech, nic więcej.
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1490
- Rejestracja: 12 lip 2017, 22:48
- Życiówka na 10k: -
- Życiówka w maratonie: -
02.12.19 - 08.12.19
Podobno 73-74km. Spoko. Sporo krosów, które fajnie i szybko zlatują co jest pewną ulgą dla głowy, bo jednak psychicznie bardziej mnie męczy bieganie po płaskim (nawet w lesie). Trasę po której biegam w krosie również znam na pamięć (tak jak leśne ścieżki), ale jest taka no …. Fajna, bo coś się zawsze dzieje i są momenty gdzie trzeba się skupić zwłaszcza gdy jest ciemno.
Z tygodnia treningowego jestem zadowolony. Fajny start w Gaworzycach i tym razem już bez uczucia przepalenia, choć też trochę popracowałem, co w kontekście budowania bazy jest budujące. Notuję progresję, pilnuję stóp, nóg. Walczymy dalej z plecami i moją ogólną sprawnością, którą i tak sporo podrasowałem. Przyszły tydzień chciałbym by wyglądał podobnie (z tymże bez zawodów), ale z podobnym kilometrażem. Dalej nie wybiegam w przyszłość, choć ogólny zarys planu jest. Kolejne zawody pod koniec grudnia, póki co na blogu wciąż będzie wiało nudą
PONIEDZIAŁEK 02.12.19
10,63km ~ 4’45” [50:25]
W krosie, wieczorkiem. Pogoda taka, że można byłoby nagrywać sceny z treningu Rockiego, ale ch. Zaliczone i zaliczona gleba za drugim kilometrem na błocie na szczęście było mięciutko. Później pilnowałem się i gdy było błoto to drobiłem jak gejsza dlatego intensywność słaba.
WTOREK 03.12.19
12,31km ~ 4’33” [56:12]
Trzy tury i łącznie 8 podbiegów. Biegane bardzo lekko, służy mi bieganie krosów, bo nogi lżej chodzą, ale strasznie mam spięte achillesy i trzeba pilnować…
ŚRODA 04.12.19
14,13km ~ 4’35” [1:04:45]
Nieco dłuższy kros, ale w końcu sucho i nie trzeba drobić i pilnować się przed upadkiem, ale prewencyjnie ubrałem stare trailówki kanadii. Niby rozbieganie, niby intensywność umiarkowana, ale z dwa razy sobie trzepnąłem odcinki gdzie popracowałem mocniej na podbiegach to czuć było i nogi i oddech (ale oddechowo jestem kiepski teraz, więc na to brałbym poprawkę).
Drażnią mnie achillesy. Nie przeszkadza to kompletnie w niczym, nie boli, ale jak już siądę czy coś to strasznie to napięte wszystko.
CZWARTEK 05.12.19
WOLNE
PIĄTEK 06.12.19
10,62km ~ 4’35” [48:40]
Uczepiłem się tego samego tempa – znowu średnie wyszło takie samo jak na dłuższym środowym biegu, ale tym razem tak udało się rozłożyć tempo, że biegło się przyjemniej (wiadomo 3,5km mniej, ale).
Stabilizacja w moim przypadku fajnie działa – na zbiegu mimo złego lądowania na prawą stopę udało się fajnie wyprowadzić i uniknąć czegoś poważniejszego – klasa
Obciążenie tego biegu oceniam tak w skali 4/4,5/10. Dużo dało czwartkowe wolne i czas spędzony na ćwiczeniach z „zestawu”, który fajnie luzuje.
SOBOTA 07.12.19
.
11,21km ~ 4’52” [54:29]
Częściowo w trójkę, potem w dwójkę. Przeleciało szybko, zmęczenia żadnego – fajny spacer. Biegane po wałach.
Później weszła kolejna fajna rzecz, a mianowicie sparing łebków. Tutaj zrobiłem około 6km czyli się zbytnio nie przemęczałem. Fajny meczyk, choć gdyby nie była to drużyna znajomego trenera to pewnie by mi się młodych przy tej pogodzie nie chciało gwizdać.
NIEDZIELA 08.12.19
GRAND PRIX ZAGŁĘBIA MIEDZIOWEGO – 6km Gaworzyce
W kontekście startu w Gaworzycach – a był to mój trzeci start w tym biegu to jak dotąd po nim przytrafiało mi się zawsze „coś”. Rok 2017 – Byłem wyłączony z biegania na jakieś 2 tygodnie – bóle stopy, choróbsko, wszystkiego po trochę. Rok 2018 – czyli rok w którym już prowadziłem bloga. Od tego momentu (właściwie wcześniej) miałem już dość spore problemy z piszczelami, stopami. Pomału wypadałaby teraz rocznica wizyty u ortopedy, a za miesiąc u fizjoterapeutek – może mi kupią tort z tej okazji :D
Będąc już całkiem poważny ile to jeden rok może zmienić w bieganiu – rok temu miałem problemy z chodzeniem po przebudzeniu, dopiero było lepiej jak rozchodziłem nogi, dziś całkiem inny organizm (no prawie, ale o tym za moment). Cieszę się z tego, ale kończę wprowadzenie i przechodzę do samego biegu.
Trasa co roku bez zmian. W 2017 roku zegarek nabił mi 6,22km, w zeszłym 6,17km, w tym 6,14km. Dla większości pomiar oscylował w granicach 6,17-6,2km, ale ja posiłkować będę się pomiarami z mojego zegarka. Wg wyników bieg skończyłem na 22:16 (poprawa do zeszłego roku o 35sekund). Mój stoper zatrzymał się na 22:14 (możliwe, że olałem maty, bo końcówkę to… no zaraz opiszę).
Na rozgrzewkę około 2,3km + ćwiczenia w ruchu i kilka w miejscu. Biegniemy.
1km – 3’27” - To zawsze asfalt i trochę z górki. Tutaj zawsze tempo jest przyzwoite, ale w tym roku nie przeszarżowaliśmy fest, bo zwyczajnie było dość, dość pod wiatr. Radek, który skończył bieg na 3. miejscu otworzył kilometr po 3’12”, a my no sporo za nim. Mój pomysł na ten bieg był taki by jak najdłużej „rozprowadzać” tempo albo inaczej – trzymać się przodu. W miejsca i tak na tym grand prix mam wywalone, więc pierwszy kilometr ciągnąłem liczną grupkę pod wiatr na spółkę z Mateuszem, który bieg wygrał. Tempo wrażenia na mnie nie robiło, nogi jako tako ciągnęły, ale rzeźbić pod wiatr to tak średnio i to w konsekwencji potem skutkuje czym skutkuje gdy nie ma z czego biec…
2km – 3’35” – Chyba cały drugi kilometr trzymałem się na 2. lub 3. Miejscu – Radziu z przodu biegł swój festiwal biegu na hurra pod wiatr ileś metrów przed nami, a my w grupie. Tempo bez szału, ale gdy się nie robi żadnej prędkości i ma się formę hmmm „do ciasta” to rzeźbienie pod wiatr kosztuje. Myślałem że popejsuję do 4km, a tu hyc – 2km i mnie nie ma.
3km – 3’43” – Po to daje się katować kijem w gabinecie u fizjo, by znowu mi kręgosłup dawał się we znaki ??? Zaczynało spinać i właściwie spinało do końca (choć próbowałem się rozluźnić), ale było ciężko. Warte odnotowania to, to że te spięcie szło trochę jakby z innego miejsca – to jest taki dla mnie klucz, że chyba jednak mimo wszystko ostatnie zabiegi dużo dały, ale szukamy dalej… Zależy mi na sprawności.
Co do tego kilometra, to grupa mi odjechała, a ja zostałem z tyłu i postanowiłem trochę odpocząć. Na tym tempie byłem w stanie się wyluzować.
4km – 3’38” – Nie wiem kiedy zleciał, bo gdy mi na zegarku wybiło równe 5km to myślałem że to będzie równe 4km :D Tutaj no co… W sumie był kilometr i tyle. Widziałem ludzi przed sobą, jak biegną, w jakiej są odległości. Łapałem trochę życia, ale odległości były spore. Na plecy się nie oglądałem, no bo po co – niczego nie bronię. Z przodu tyle, że Mateusz i Rafał zaczynają łapać Radzia, który zapłacił za swój bieg w stylu kamikadze. Po biegu tak sobie myślę, że mogłem z Radkiem otwierać – zdechłbym pewnie po 2-2,5km, ale pewnie bym do końca człapał już po 4’00” , więc średnia opcja…
5km – 3’44” – Nie pamiętam czemu tak wolno i w sumie to tak jak wyżej – nie pamiętam kiedy kilometr zleciał. Nie śledziłem ile tam jest na liczniku. Po prostu sobie biegłem obserwując przody. Szału koledzy nie biegli, nawet wydaje mi się że pomalutku do tej czwartej, piątej i szóstej pozycji się zbliżałem, ale jak oni szału nie biegli, to ja wcale lepiej też nie biegłem. Czy tu było pod wiatr, czy nie to nie pamiętam – po mapie patrząc (kierunek biegu trasy) to prawdopodobnie rąbało wiatrem i to zdrowo.
6km – 3’34” – W końcu coś normalnego do opisania.
Środek dystansu zleciał mi na odpoczynku i zbieraniu sił tak tutaj na swój sposób próbowałem coś wyrzeźbić. Piszę na swój sposób, bo po prostu znam swoje możliwości szybkościowe gdy jestem przygotowany, a widzę jak to teraz wygląda. Do okolic 5,4km to lecieliśmy polami przy bocznym wietrze, potem do samej mety podbieg, który akurat był lekko z wiatrem lub bez wiatru i tu już było fajowo. 4 miejsce – znajomy Szymon sporo jednak przede mną, ja próbuję gonić 5 i 6 miejsce. Widzę od jakiegoś czasu, że i u Grzesia i Staśka wygląda to niezbyt kolorowo (u mnie szału też nie było), ale gonię. Gonię, gonię, a za plecami słyszę Michała (trener motoryki w chrobrym – swego czasu na 1500m latał poniżej 4minut i to z zapasem, a i teraz biega sobie 800m więc szybkość jeszcze gdzieś tam jest).
Goniłem, goniłem (praktycznie podbieg – gonienie rzeźbiłem w granicach 3’25”-3’30”) i Staśka dogoniłem, przy czym nie pamiętam czy złapałem też choć na chwilę Grześka. Stasiek widząc że go na chwilę wyprzedziłem przyspieszył i mi się momentalnie odechciało biec (choć też trochę spuchłem – by nie było), a gdy na chwilę wyprzedziłem Staśka to zza moich pleców wyskoczył Michał i za jednym zamachem właściwie 250-300m przed metą mój wyścig się skończył. Te 250-300m to fajny pojedynek. Michał z 8 miejsca przesunął się na 5. (świetny finisz, przypomniały się pewnie stare dobre czasy), Stasiek wyprzedził Grześka, a ja te 250-300m to już doczłapałem jakoś do mety bez specjalnej spiny. Na pewno straciłem tam spokojnie z 5sekund.
6,14km – 3’46” -
By zobrazować finisz to napiszę, że 4. nabiegał 22:00, 5. 22:02, 6. 22.03. My tylko z Grzesiem się wyłamaliśmy, bo 22:11 oraz 22:16 przy czym obaj już przy samej mecie to odpuściliśmy całkowicie.
Cieszy mnie, że poziom Grand Prix się podniósł. Cieszy mnie też moja poprawa wyniku i PRZEDE wszystkim fakt, że mogę dzisiaj napisać, że nie mam problemów z chodzeniem, że pilnuję Achillesów, które jednak czasem trochę mam spięte, że dbam o zdrowie i nie stosuje już metody treningowej na jajko – rzucając jajkiem (w tym wypadku swoim zdrowiem) o ścianę licząc, że się nie rozbije co nie jest zbyt rozsądne.
W formie, gdybym był przygotowany na pewno byłbym zły na siebie, że dopiero 8., że wyprzedzają mnie osoby, które normalnie bym wyprzedził, natomiast wiem że w szerszej perspektywie to co robię ma sens. Taktyka w takim biegu ma dla mnie drugorzędne znaczenie, przez taktykę na pewno dzisiaj utrudniłem sobie zadanie, ale tak po prostu chciałem – taktycznie będę chciał pobiec w Lesznie na 5km (jak uda mi się dostać na listę) i w Jelczu-Laskowicach również na 5km, tutaj pełen fun i kontrola pleców. Choć leciutki niedosyt jest, że się nie pościgałem w tej małej grupce na finiszu, bo lubię finisze, ale jak to mówią – z gówna bata nie ukręcisz, a aktualnie tak to ze mną jest…
Ostatnio zmieniony 15 gru 2019, 15:19 przez MatiR, łącznie zmieniany 2 razy.
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1490
- Rejestracja: 12 lip 2017, 22:48
- Życiówka na 10k: -
- Życiówka w maratonie: -
09.12.19 - 15.12.19
Niby 65-66km, ale nie wliczam w to dzisiejszego tenisa. Próbujemy ogarnąć plecy (wciąż), bieganie uzupełniam regularnymi ćwiczeniami i uczciwie mogę napisać, że jestem gotów na podkręcenie kilometrów do 85-90km. Fajnie byłoby też dorzucić ćwiczenia sprawnościowe na dworze, jakieś skipy coś, ale nie wszystko da się zawsze zrobić. Póki co jest ok i jestem zadowolony. Czas na kolejny krok. Przejście powiedzmy z 70km na 85-90km może być spore, ale mniej więcej wiem jak to rozegrać.
PONIEDZIAŁEK 09.12.19
10,65km ~ 4’42” [49:58]
Bez spiny, bo wczoraj były zawody, a chciałbym żeby one trochę „oddały” i żebym mógł dalej wykonywać spokojną pracę na rozbieganiach. Na pozytyw fajna pogoda do biegania – świetnie weszło. Na minus lekki ból w plecach, ale chociaż mogłem skupić się na miejscu bólu przed wizytą u fizjo tak by zdać relację co jednak łatwe nie jest.
WTOREK 10.12.19
WOLNE
Za tydzień szykuje się ciekawa akcja i oby przyniosła skutek..
ŚRODA 11.12.19
14,22km ~ 4’36” [1:05:20]
W krosie. Biegane ze znajomym i spisałem dane z zegarka znajomego, bo mój coś walnął ściemę i nie chciał zsynchronizować. Trening wszedł spoko. Bez jakiś trudności. Tyle, że pizgało złem, a ja jestem jednak ciepłolubny i dla mnie komfort to +20 stopni i słoneczko.
CZWARTEK 12.12.19
10,35km ~ 4’41” [48:30]
Dzisiaj zegarek nie robił cyrków i udało się zgrać trening. Nawet bateria ładuje. Nice.
Czuję pomału po sobie, po nogach, po wszystkim że zasługuję na podkręcenie kilometrów. Cieszy.
Klepane tym razem w większości po lesie, bez górek.
Mimo wszystko wolę górki – przejście z górek na płaskie daje sporo, ale na górkach mam większy komfort psychiczny i czas fajniej leci.
PIĄTEK 13.12.19
10,67km ~ 4’44” [50:30]
W krosie. O ile zjedzenie rosołu, pizzy na 2-2,5h przed bieganiem raczej nie powinno mi aż tak zaszkodzić, tak rosół, pizza i sporo sosu czosnkowego sprawiło, że właściwie do godzin wieczornych miałem kuchenne rewolucje w bebechu, stąd specjalnie nie wysilałem się na biegu, bo mi się nie chciało…
Bieg do zapomnienia – sos czosnkowy nie, bo jeszcze w nocy i rano przed treningiem mnie muliło także na jakiś czas robię sobie detoks od pizzy i przede wszystkim sosu (zazwyczaj jem bez).
SOBOTA 14.12.19
13,88km ~ 4’40” [1:04:47]
Na trzy tury. Pierwsza i trzecia to dobieg i powrót z Parkruna. Środkowa (zegarek pokazał 4,92km, a trasa ma jednak 5km) i zabawa w Pace’a na 22:00.
Co do Parkruna to zadanie prawie wykonałem. Jedno kółko ma 980m, kółek jest pięć i po piątym kółku mamy dobieg 100m. Łapałem tylko międzyczas po 200m i kółku. 22:00 to tempo 4’24”, więc 200m musiałbym łapać pomiędzy 52-53s, a kółko w 4:19, a więc –
4.19.8 – 4.20.0 – 4.13.2 ??? – 4.19.1 – 4.17.3 – 0.30.6 (zwolniłem by zmieścić się w 22:00).
Fakt, że całą trasę przegadałem, bo biegliśmy we dwóch, ale nie rozumiem aż takiego rozjazdu na 3km. Pewnie gdybym był skupiony i rzeczywiście miałbym komuś pomóc to bym pobiegł jak po sznurku, ale sam jestem ciekaw. 6s to jednak bardzo dużo. Mimo wszystko spoko zabawa i odejście od rutynowego klepania rozbiegań.
NIEDZIELA 15.12.19
5,73km ~ 4’56” [28:14] + 2h tenis ziemny…
Więcej nie człapałem, bo nie chciało mi się dowalać nóg przed tenisem – sam tenis jest dość obciążający chociażby ze względu na nawierzchnię (hard).
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1490
- Rejestracja: 12 lip 2017, 22:48
- Życiówka na 10k: -
- Życiówka w maratonie: -
16.12.19 - 22.12.19
Niby 65-66km biegania, ale znowu nie wliczam w tenisa, więc te 70km było. Można było spokojnie i z 80-85km walnąć (tak jak planowałem – wystarczyło dzisiaj dorzucić z 3-4km oraz nie odpuszczać dodatkowo dnia), ale biorąc pod uwagę okoliczności związane z lekkim urazem prawej stopy lepiej było odpuścić. W perspektywie treningu co dało by 10km na niskiej intensywności mając na uwadze, że boli cie lekko stopa. Nic
Następne dni powinienem rozplanować w cyklu 10dniowym gdyż zbliżają się dwa starty.
Niby biegam, niby ćwiczę, ale mam lekkie uczucie stagnacji. Chciałbym żeby było z plecami wszystko okej, ze stopą i żeby wejść w docelowy kilometraż. Grudzień biegowo to tragiczny miesiąc, a z gościa który na atestowanym asfalcie na 5km nabiegałby pewnie z 16:20 jestem trupem co ledwo wydusi pewnie 17:10-17:20 (żeby tyle ) …
Kocham grudzień i te bezformie, ale trzeba szukać pozytywów… Może pozytywem będzie to, że ogarnę w końcu plecy, ogarnę stopę i mój poziom "wyjściowy" na nowy rok i moje cele to będzie 5km w tempie na 17:10 ?
Potrzebuję puknąć się w czoło, zejść na ziemię i cieszyć się tym, że biegam, że nie piłuję na wyniki i stopniowo, powolnie, ale jakoś kształtuję swoją formę. Może potrzebuję więcej zmienności w moich rozbiegankach no i druga sprawa wynikowa...
Wyżej sram niż dupę mam
PONIEDZIAŁEK 16.12.19
12,45km ~ 4’35” [57:01]
Uczepiłem się tego tempa, ale na szczęście w krosie jest tak, że intensywność się zmienia. Mimo iż często powielam to tempo to jednak trening treningowi nie równy tym bardziej, że 3cie kółko nieco zmodyfikowałem stąd 12,4km zamiast 14km z lekkim hakiem. Pomału mam w planach wchodzić w większy kilometraż i tego chcę się trzymać. Odczuwalnie trening tak 4.5-5.0/10.
WTOREK 17.12.19
Pierwszy raz w cyklu treningowym realizuję dwie jednostki na dzień. Pierwsza krótka, ale dość intensywna wynikała z testu, który robiłem tylko i wyłącznie na potrzebę kontroli pleców. Druga to już jednostka bez udziwnień.
1. 4,28km ~ 3’37” [15:30]
Nie wliczam do tego rozgrzewki, bo było pewnie z 1,5km + ćwiczenia w ruchu i w miejscu.
Wg bieżni i ręcznego lapowania kilometry weszły w 3’33” – 3’35” – 3’37” – 3’37” + reszta to dobieg od bieżni do budynku gdzie jest gabinet i to w 3’39”.
Udało się choć w pewien sposób wywołać ból na wzór tego z którym zdarzało mi się mierzyć w zawodach, ale aktualnie moja forma woła o pomstę do nieba i ciężko było mi się zmusić by wybiegać cokolwiek lepszego – fakt to był tylko bieg kontrolny na potrzebę dalszego leczenia i szukania przyczyny bólu, ale mimo wszystko – sporo pracy przede mną, ale na szczęście kaleczę oddech, a nie nogi – gorzej gdyby było odwrotnie…
2. 10,42km ~ 4’44” [49:15]
Bez historii poza taką, że starałem się podczas biegu kontrolować prawe ramię (może kiedyś wytłumaczę i wrzucę zdjęcie/nagranie dlaczego jak kogoś to zainteresuje ). Poza tym chyba lekko podkręciłem prawą kostkę – lekki ból doskwierał mi od +/- 7km. Jeśli się utrzyma dłużej i nie przejdzie to zluzuję trochę treningi i nie będę podkręcać kilometrów.
Treningiem można zarządzać w różny sposób. Można modelować tempo zwiększając je, można dorzucać elementy siłowe jako uzupełnienie, można też podkręcać kilometry. W treningu stricte biegowym (pomijam uzupełnienie, bo robię mega dużo w kierunku zwiększenia ruchomości i mam już mega, mega efekty) na razie podkręcam kilometry. W kontekście treningu dwa razy dziennie najpierw chcę wprowadzić sam „model biegania 2x dziennie”. Jeśli ten bodziec się przyjmie, a zaczynać będę od dwóch umiarkowanie lekkich treningów to będę podkręcać kilometrami – powiedzmy do modelu 12-14km i 10-12km. Z czasem można kombinować z intensywnością treningu.
Tak to widzę i tak chcę realizować. Ponadto po dzisiejszym biegu widzę, że lepiej na najbliższych startach pozytywnie się zaskoczyć niż rozczarować dlatego nie oczekuję już od siebie biegu na poziomie 16:45-16:50 tylko myślę w kategoriach bardziej realnych. Aktualnie jestem biegowym trupem i nawet nie mam głowy do walki.
ŚRODA 18.12.19
Wolne
Zamieniłem z czwartkiem tak by wybadać co i jak. Ból w trakcie ostatniego biegu przyszedł raczej nagle, więc to prędzej uraz mechaniczny, ale lepiej dmuchać na zimne
CZWARTEK 19.12.19
Wymuszone wolne
Kusiło by iść zrobić trening, ale dałem sobie spokój. Jeszcze nie – wyjdę jutro, zrobię zaległy trening (dłuższy bieg) i wybadam nogę. Nie mogę odkładać „testu nogi”, ale też nie chcę popełnić jakiś głupot. Nic poważnego mi nie jest, ale z byle gówna można zrobić spore gówno. Co roku to moja tradycja i jednak wolałbym ją w końcu przerwać.
PIĄTEK 20.12.19
17,5km ~ 4’45” [1:23:21]
Na dwie tury, bo koło 12km zaczynałem przegrywać walkę z potrzebami fizjologicznymi :uuusmiech:
Trening wszedł luźno, w sumie bez historii (poza kozacką pogodą 9-10 stopni).
W bieganiu włączam tryb serwisowy i będę w nim przebywać do odwołania. Niby z prawą stopą nie jest źle (nie odczuwam żadnego bólu podczas biegu czy dyskomfortu), ale raczej trafiła się kontuzja na którą muszę delikatnie uważać. Znam te demony, bo w małym stopniu przypominają one te zeszłoroczne.
Póki co będę realizować treningi według planu, ale… Jeśli będzie lipa to zluzujemy…
Szkoda, że mój „mechanik” jest teraz niedostępny, bo bym szybko wjechał na przegląd… Tak to zostają tylko konsultacje za pomocą wiadomości
Pocieszające jest to, że mocno porolowałem m.piszczelowy (górną część) i w stopie jakby trochę puściło. Może oberwałem mięśniowo przez tuptanie na podbiegach i przede wszystkim zbiegach ?
SOBOTA 21.12.19
14,41km ~ 4’35” [1:06:13]
Trzy tury. Dobieg na Parkrun. Parkrun 5km (zegarek dzisiaj nabił 4,88km) i powrót z małą dokrętką. Wracając ostatnie 400m lekko przydusiłem.
Na parkrunie tym razem bawiłem się w pace’a na 24min (bo nie mogłem na 23minuty )…
Znowu przestrzeliłem z tempem o parę sekund (raz zamiast 4’47”- 4’48” wyszło 4’42”) i znowu chyba w tym samym miejscu co tydzień temu, sic!
Z racji załączonego „trybu serwisowego” zdaję relację z bólu stopy – jest okej, ani nie boli jakoś super mocno, ani też nie jest tak, że mnie nie boli wcale.
NIEDZIELA 22.12.19
6,61km ~ 4’43” [31:09] + 2h tenis ziemny…
Po tenisie to już czułem plecki. Dzisiaj znowu bęcki, ale nogi popracowały… Ważne, że stopa podczas biegu nie boli i przed nie są to przeboje jak te zeszłoroczne…
Jak ja k… kocham ten j… grudzień <3
Jak nie urok to sraczka
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1490
- Rejestracja: 12 lip 2017, 22:48
- Życiówka na 10k: -
- Życiówka w maratonie: -
23.12.19 - 27.12.19
Bilans tygodnia zamknę na pięciu dniach. Podobał mi się poniedziałkowy drugi bieg oraz środowe dłuższe wybieganie – i to już na nieco ciekawszym tempie. Tętna sprawdzać nie będę – wydaje mi się (tak po samopoczuciu), że będę mógł bezinwazyjnie biegać 16-18km po 4’15”-4’20” i to będzie bieg, który mnie w żaden sposób nie obciąży. Z tego tygodnia to chyba tyle – stopa pod kontrolą, ale wróciły małe demony o których będę wspominać tak jak już pisałem gdy będzie się działo coś ciekawszego(bądź nie)…
PONIEDZIAŁEK 23.12.19
5,73km ~ 4’53” [27:59] – pętla leśna, biegane koło godziny 10…
10,62km ~ 4’27” [47:20] – w krosie, biegane wieczorkiem…
Tutaj powiedzmy do 8-8,5km spokojna intensywność, później trochę podkręciłem, ale intensywność pozostała jak najbardziej znośnia (mimo, że nie było to już takie spokojne tuptanko)…
Zadanie wykonane, weszło jak w masełko – ba po wcześniejszym rozruchu ten wieczorny bieg był fajniejszy niż zwykle. O stopie już nic nie piszę – tryb serwis aktualny, jeśli popadnę w którąkolwiek skrajność to napiszę…
WTOREK 24.12.19
10,44km ~ 4’37” [48:15]
Bez historii… Zaliczone.
ŚRODA 25.12.19
18,04km ~ 4’24” [1:19:15]
Myślałem, że wyjdzie mi rozbieganie z narastającym tempem (końcówka tak powiedzmy 4’20”-4’25”), a właściwie od samego początku, bo od drugiego kilometra wszedłem na przyjemne i dość fajne jak na moje rozbiegania tempo – tempo którym chciałem kończyć. Szło lekko choć od okolic 15km zaczynałem odczuwać już delikatne zmęczenie w nogach. Biegane po płaskim 50:50 ścieżki leśne:asfalt.
CZWARTEK 26.12.19
WOLNE
Pół dnia przespane…
PIĄTEK 27.12.19
12,12km ~ 4’45” [57:37]
Raczej średnie tempo bliżej 4’50”, bo zrobiłem sobie przedmuchanie i odmulenia dla nóg na końcówce…
Biegane po wałach – fajne błotko…
Mój typ na jutro to wynik 17:14 … Ani mnie to nie zadowoli ani jakoś nie zasmuci… Z wtorkiem nie wiem, bo zweryfikuje to dzień jutrzejszy…