Wyniki w biegach to nie równia pochyła, no chyba że u zawodowców. U nas - amatorów bardziej przypomina sinusoidę. Jest okres gdy zasuwa do góry, ale czasami też spada. Ale też po każdym spadku musi nastąpić wzrost, no chyba że odpuścimy i się poddamy. W tamtym roku ten punkt na górze miałem właśnie w Kole, ale po nim drastycznie zaczął spadać. Dwa następne biegi o ok 2 min gorsze. Trochę odpoczynku, dalsze treningi, latem zaczęły przynosić efekty i życiówka znowu poszła do góry.
Gorsze starty też są bardzo ważną częścią treningu, wiele nas uczą. Tylko zamiast się łamać, trzeba analizować, wyciągać wnioski i cisnąć dalej do przodu. Zobaczysz że za rok na jesień spojrzysz na te wyniki i pomyślisz sobie: "Teraz to taki czas to na lajcie biegam"
Co do Koła to aura nie sprzyjała rekordom. Jacek 40 wykręcił, ale to raczej znaczy że w bardziej sprzyjających warunkach pewnie zbliżył by się do 39.
Tak że jedziemy dalej z tym szajsem i w 2020 kręcimy nowe życiówki