Wiecie co ludzie, w mieście to można pobiegać, ale weź przebiegnij się na wsi! To dopiero będzie. Przyjechałem na wakacje na wieś i kontynuuję przygotowania do maratonu warszawskiego. Czego ja się nasłuchałem. Najpierw od rodziców, później od sąsiadów, a na koniec od innych. Że chyba zwariowałem, po co biegam bo i tak biegaczem nie zostanę albo że odchudzić się już nie da. Same "podnoszące na duchu" teksty. Aż się chce wracać do stolicy

tu przynajmniej nikogo nie obchodzi, że biegam. Nie miałem w Warszawie żadnych przykrości z powodu biegania. Ludzie (sąsiedzi) patrzyli raczej na mnie z podziwem. Zwierzaki również - jedne starały mi się dorównać, inne łapały za podeszwę, bo nie dawały rady:)
Muszę przyznać, że biegacze, których znam to raczej samotnicy i dlatego nie są postrzegani jako COOL ludzie. A powiesz komuś, że chcesz się zmierzyć z maratonem, to od razu uznają cię za HEROSA, który chce dokonać niemożliwego niczym mityczny Ikar wzbić się w niebiosa. A tu i tacy się znajdą co na skrzydłach z Anglii do Francji latają:)
Co do zorganizowanej akcji, to jeszcze dadzą ci "piątaka", chyba że jesteś cwaniak
pozdrawiam i życzę wytrwałości w bieganiu i nie tylko:)