No widzisz, a ja tego w tym sezonie nie biegałem wcale, stąd biorąc pod uwagę to w połączeniu z masą treningów jaka mi wypadła - brak postępów nie dziwi
Ja rano po ważeniu miałem -300g w stosunku do porannego ważenia w niedzielę. A i tak odmówiłem sobie burrito, burgera czy jakiegoś meksykańskiego hotdoga.
Moje dzieci odziedziczyły ten "dar", omlet z dżemem robię im na spółkę z 6 jajek
Wiesz, u mnie też to wychodzi, teraz, jak nie pilnuję się w dłuższej perspektywie. 12 lat temu uszłoby mi to na sucho, a wczoraj odpuściłem kolację, żeby jednak nie przeginać z kaloriami. Mnie najbardziej zawsze "dowala" pizza - pół dużej to 1-1,5km następnego dnia. Ale na szczęście jak nie przegnę i się pilnuję dzień-dwa po, to wraca do punktu wyjścia.
Ja tam Cię rozumiem. Sam często łapię "gastrofazę" na niezdrowe żarcie i sobie nie odmawiam (obowiązkowo zawsze po długim treningu 20km+ i zawodach). Acz z opisu to wydaje mi się, że sporo mi do Ciebie brakuje Mój rekord to po jednym biegu w 2013 roku (gdzie byłem bardzo zadowolony z tego jak mi poszło) sam wpierniczyłem na raz kubełek 30 skrzydełek z KFC + 4 porcje frytek
Wy to chociaż ważycie pewnie po te 70-80kg, to macie większe zapotrzebowanie kaloryczne i więcej uchodzi. Prawdziwa tragedia, to mieć duży apetyt i ważyć 53-55kg - spalanie spoczynkowe na poziomie zestawu z Maca.