Głowa do góry. Opowiem Ci historię, która mnie wiele nauczyła.W wieku chyba 15 lat poleciałem z tatą na wycieczkę do Egiptu.
Pojechaliśmy tam m.in. na taką 1 dniową objazdówkę jeepami po beduińskich wioskach itp.
Było wiele atrakcji wypiekanie placków na ognisku z suszonych wielbłądzich kup, muzyka beduińska, ich jedzenie itp.
Jednak zupełnie inną rzecz zapamiętałem najlepiej.
W drodze powrotnej jak wracaliśmy z wioski usłyszeliśmy, że jeepy są zaparkowane po drugiej stronie wydmy i można ją obejść, albo się na nią wspiąć i potem zejść. Oczywiście większość poszła dookoła, a kilku chłopaków wystrzeliło z buta z tekstem kto pierwszy na górze itd.
Ja oczywiście wybiegany, młody, chudziutki, silny wystartowałem za nimi spodziewając się, że za góra 30 sekund będziemy na górze.
Tym większe moje zdziwienie było, gdy w połowie drogi przy każdym kroku w górę, zacząłem się zapadać i osuwać.
Mieliłem na pełnych obrotach, a do szczytu było daleko. Dopiero po chwili zrozumiałem, że nie można wbiegać azymutem na szczyt, tylko trzeba zygzakiem.
Jak już dotarłem na szczyt czułem się jakbym miał umrzeć, 5minut dochodziłem do siebie, żeby wogóle być w stanie wogóle zejść z wydmy do tych terenówek.
Gdzie popełniłem błąd?