Sikor - no to do roboty...
Moderator: infernal
- Sikor
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4980
- Rejestracja: 31 lip 2015, 15:36
- Życiówka na 10k: 40:35
- Życiówka w maratonie: 3:13:29
- Kontakt:
Uff, ale wczoraj bylo goraco...
Poprzednie 2 lata tez bylo goraco, ale ciut mniej, a do tego poprzedzone fala upalow, wiec i treningami w zblizonych warunkach.
W tym roku zimna wiosna, dzien przed zawodami +28, a w dniu startu +33.
Do tego start na dystansie olimpijskim odbywa sie o 14:00, czyli w gorzej byc nie moze
Nagle przyjscie upalu spowodowalo, ze woda w jeziorze byla zimna. Myslalem, czy jednak nie plynac bez pianki, ale jak moje chlopaki po wejsciu do wody stwierdzily, ze zimna, to nie mialem wiecej pytan. Zreszta jakies 95% startujacych mialo pianki, wiec nie wyrywalem sie przed szereg
Upal bylo czuc juz przed startem, bo stanie ledwo 10-12min(?) w piance na sloncu podnioslo mi puls do 137!
Z jaka przyjemnoscia wbieglem do wody, uff...
Plywanie szlo dobrze, tylko tetno szalalo: sr. z zeszlego roku 142, w tym roku 167!
Nawigacja szla dobrze, na mojach szedlem dosc ciasno, tylko na jednej mnie troche przyblokowali. Generalnie caly wyscig wyprzedzalem, pod koniec 2 kolesi mnie dogonilo, ale do konca doplynelismy razem. Troche sekund kosztowalo mnie wyprzedzanie zawalidrog. Problem taki sam w bieganiu (sa strefy, ale je olewam), tylko, ze wyprzedzic marudera na biegu o ile nie ma tloku to luz, w plywaniu zabkarza trzeba omijac szerokim lukiem i sekundy leca sie je... (pardon my french).
No nic, takie zycie, nie dalem sie wyprowadzic z rownowagi
Czas plywanie poprawiony o blisko minute, z czego jestem zawodowolony. W grupie dalo mi to miejsce 12/67, w zeszlym roku 13/61, wiec jest poprawa.
Z wody wyszedlem nie spieszac sie zbytnio, wysokie tetno dalo o sobie znac. Wyluskalem sie z pianki i poszedlem po rower (poszedlem, nie bieglem, mialem moze 15-20m i chcialem chociaz przez chwile uspokoic tetno). Kask na leb, okulary i numer startowy. Rower zdjalem z wiekszaka i teraz juz swinskim truchtem pobieglem do lini startu. Po raz pierwszy startowalem z butami przypietymi do roweru i bylem ciekaw jak mi to pojdzie. Nie zdecydowalem sie na pelny flying mount, czyli wskok na rozpedzony rower, ale wgramolilem sie na niego szybko i zaczalem jechac z nogami na butach. Teraz trzeba by je jakos do tych butow wcisnac, nie? Nie poszlo idealnie gladko, ale jak na pierwszy raz, prawie bez treningu, to nie narzekam.
Summa summarum zmiana T1 trwala 2:49, czyli ponad minute krocej niz w zeszlym roku (3:57), swietnie! Zalozenie wypelnione.
Ale jestem na rowerze. Poczatek jak zwykle sredni. Dobrze, ze pierwsze 10km jest plaskie, bo dopiero wtedynogi zaczynaja dzialac (krotkie dystanso to jednak nie moja bajka ). Na poczatku okazalo sie, ze spinacz z przodu byl chyba jednak za lekko naciagniety i na pierwszej nierownosci kolo lekko sie przekrzywilo i mocno obieralo okladziny. Nie chcialem w tej sytuacji grzebac przy hamulcu, bo luz mam tam minimalny (nowe obrecze sa szerokie), wiec go rozpialem i jechalem dalej w pozycji "otwarty" (nie ma to wplywu na hamowanie poza tym, ze raczka hamulca my dluzszy luz, zanim zacznie hamowac).
Dosc szybko okazalao sie tez, ze cosbyl nie tak z przezutka. Lancuch caly czas prawie klekotal, cos obcieralo itp. Na jezdzie testowej tego nie zaobserwowalem, wiec pewnie przy transporcie, w aucie cos sie przestawilo, ale nie wiem co, bo nie mialem kiedy sie temu przyjrzec.
Predkosci nie byly oszalamiajace, co jakis czas wyprzedzal mnie jakis w samolocie
Do tego nie bylo bezwietrzenie jak w poprzednich latach i to dobrze, moglem poczuc jak zachowuje sie przednie, glebokie kolo. Bylo czuc, ale nie bylo problemow. Jednak przy mocnym wietrze byloby "interesujaco". Wiatr hamowal, ale mial przynajmniej ta zalete, ze pot nie zalewal mi oczu jak wczesniej. Tylko raz musialem przejechac pod gorke ze 200m z grubsza rzecz biorac na slepo
Na koniec wypialem sie z butow, polozylem stopy na nich i szykowalem sie do zaskonczenia misji. A tu niespodzianka. Przebudowali drogi, trase poprowadzono inaczej i sie wydluzyla 1.5km. Zatem zamiast ostatnich kilkuset metrow jechalem "bez butow" 2km na luzaku. Pewnie z pol minuty mnie to kosztowalo ech.
Na koniec zrobilem jednak piekny flying dismount i szybko pobieglem oddac rower.
Czas w sumie gorszy niz w zeszlym roku o 4min, ale srednia predkosc taka sama. Tylko to tetno, masakra, sr. 167, w zeszlym roku 142 (tutaj max byl 164,a teraz 173)
Zmiana T2 poszla zwyczajnie, chociaz 10s wolniej niz w zeszlym roku.
Nadszedl czas na bieg. Jesli to mozna nazwac biegiem
Brak treningu w upale, a do brak jazdy na czasowce w terenie zaowocowal brakiem zakladek. I stalo sie nieuniknione. Zaraz na pierwszych metrach dopadl mnie taki spazm przepony, ze ledwo oddychalem. Pierwsze 5km staralem sie nad tym jakos zapanowac, ale bylo lekko. Tempa krecilem jakies zenadne, typu 5:30. Dopiero na 6-ym kolometrze zaczalem temat lekko ogarniac, to znaczy na tyle, ze kazde uderzenie w ziemie nie wiazalo sie z klujacym bolem zdychajacej przepony. Kilometry 6-9, to tempa 4:55-5:00, dopiero na ostatnim km wycisnalem sie jak cytryne o pobieglem w 4:28.
I to by bylo na tyle.
Czas sumaryczny ponad 6min gorszy niz rok wczesniej.
Miejsce 21/67, czyli w sumie chyba ciut lepiej niz 20/61 rok wczesniej.
Cieszy mimo wszystko rower, bo bylem 21 vs 26 rok wczesniej.
Bieganie mimo slabego czasu to obsuwa tylko o 1 miejsce z 20 na 21.
Krotko mowiac najlepiej poszlo mi plywanie i to oddaje moje przygotowanie, bo tutaj trening byl ok.
Bieganie tez byloby swietnie, gdybym ogarnal te cholerne zakladki chociaz ze 3 razy przed zawodami
Czy wroce tam za rok? Jeszcze nie wiem. Lubie te zawody, zorganizowane sa swietnie, atmofera tez ekstra.
Wciaz nie moje rachunki z trasa rowerowa sa niewyrownane, wiec mi to ciazy.
Z drugiej strony, moze czas odwiedzic jakas inna impreze w zblizonym terminie.
Zona na ostatnim km ustrzelila mi nawet jedna fotke:
Poprzednie 2 lata tez bylo goraco, ale ciut mniej, a do tego poprzedzone fala upalow, wiec i treningami w zblizonych warunkach.
W tym roku zimna wiosna, dzien przed zawodami +28, a w dniu startu +33.
Do tego start na dystansie olimpijskim odbywa sie o 14:00, czyli w gorzej byc nie moze
Nagle przyjscie upalu spowodowalo, ze woda w jeziorze byla zimna. Myslalem, czy jednak nie plynac bez pianki, ale jak moje chlopaki po wejsciu do wody stwierdzily, ze zimna, to nie mialem wiecej pytan. Zreszta jakies 95% startujacych mialo pianki, wiec nie wyrywalem sie przed szereg
Upal bylo czuc juz przed startem, bo stanie ledwo 10-12min(?) w piance na sloncu podnioslo mi puls do 137!
Z jaka przyjemnoscia wbieglem do wody, uff...
Plywanie szlo dobrze, tylko tetno szalalo: sr. z zeszlego roku 142, w tym roku 167!
Nawigacja szla dobrze, na mojach szedlem dosc ciasno, tylko na jednej mnie troche przyblokowali. Generalnie caly wyscig wyprzedzalem, pod koniec 2 kolesi mnie dogonilo, ale do konca doplynelismy razem. Troche sekund kosztowalo mnie wyprzedzanie zawalidrog. Problem taki sam w bieganiu (sa strefy, ale je olewam), tylko, ze wyprzedzic marudera na biegu o ile nie ma tloku to luz, w plywaniu zabkarza trzeba omijac szerokim lukiem i sekundy leca sie je... (pardon my french).
No nic, takie zycie, nie dalem sie wyprowadzic z rownowagi
Czas plywanie poprawiony o blisko minute, z czego jestem zawodowolony. W grupie dalo mi to miejsce 12/67, w zeszlym roku 13/61, wiec jest poprawa.
Z wody wyszedlem nie spieszac sie zbytnio, wysokie tetno dalo o sobie znac. Wyluskalem sie z pianki i poszedlem po rower (poszedlem, nie bieglem, mialem moze 15-20m i chcialem chociaz przez chwile uspokoic tetno). Kask na leb, okulary i numer startowy. Rower zdjalem z wiekszaka i teraz juz swinskim truchtem pobieglem do lini startu. Po raz pierwszy startowalem z butami przypietymi do roweru i bylem ciekaw jak mi to pojdzie. Nie zdecydowalem sie na pelny flying mount, czyli wskok na rozpedzony rower, ale wgramolilem sie na niego szybko i zaczalem jechac z nogami na butach. Teraz trzeba by je jakos do tych butow wcisnac, nie? Nie poszlo idealnie gladko, ale jak na pierwszy raz, prawie bez treningu, to nie narzekam.
Summa summarum zmiana T1 trwala 2:49, czyli ponad minute krocej niz w zeszlym roku (3:57), swietnie! Zalozenie wypelnione.
Ale jestem na rowerze. Poczatek jak zwykle sredni. Dobrze, ze pierwsze 10km jest plaskie, bo dopiero wtedynogi zaczynaja dzialac (krotkie dystanso to jednak nie moja bajka ). Na poczatku okazalo sie, ze spinacz z przodu byl chyba jednak za lekko naciagniety i na pierwszej nierownosci kolo lekko sie przekrzywilo i mocno obieralo okladziny. Nie chcialem w tej sytuacji grzebac przy hamulcu, bo luz mam tam minimalny (nowe obrecze sa szerokie), wiec go rozpialem i jechalem dalej w pozycji "otwarty" (nie ma to wplywu na hamowanie poza tym, ze raczka hamulca my dluzszy luz, zanim zacznie hamowac).
Dosc szybko okazalao sie tez, ze cosbyl nie tak z przezutka. Lancuch caly czas prawie klekotal, cos obcieralo itp. Na jezdzie testowej tego nie zaobserwowalem, wiec pewnie przy transporcie, w aucie cos sie przestawilo, ale nie wiem co, bo nie mialem kiedy sie temu przyjrzec.
Predkosci nie byly oszalamiajace, co jakis czas wyprzedzal mnie jakis w samolocie
Do tego nie bylo bezwietrzenie jak w poprzednich latach i to dobrze, moglem poczuc jak zachowuje sie przednie, glebokie kolo. Bylo czuc, ale nie bylo problemow. Jednak przy mocnym wietrze byloby "interesujaco". Wiatr hamowal, ale mial przynajmniej ta zalete, ze pot nie zalewal mi oczu jak wczesniej. Tylko raz musialem przejechac pod gorke ze 200m z grubsza rzecz biorac na slepo
Na koniec wypialem sie z butow, polozylem stopy na nich i szykowalem sie do zaskonczenia misji. A tu niespodzianka. Przebudowali drogi, trase poprowadzono inaczej i sie wydluzyla 1.5km. Zatem zamiast ostatnich kilkuset metrow jechalem "bez butow" 2km na luzaku. Pewnie z pol minuty mnie to kosztowalo ech.
Na koniec zrobilem jednak piekny flying dismount i szybko pobieglem oddac rower.
Czas w sumie gorszy niz w zeszlym roku o 4min, ale srednia predkosc taka sama. Tylko to tetno, masakra, sr. 167, w zeszlym roku 142 (tutaj max byl 164,a teraz 173)
Zmiana T2 poszla zwyczajnie, chociaz 10s wolniej niz w zeszlym roku.
Nadszedl czas na bieg. Jesli to mozna nazwac biegiem
Brak treningu w upale, a do brak jazdy na czasowce w terenie zaowocowal brakiem zakladek. I stalo sie nieuniknione. Zaraz na pierwszych metrach dopadl mnie taki spazm przepony, ze ledwo oddychalem. Pierwsze 5km staralem sie nad tym jakos zapanowac, ale bylo lekko. Tempa krecilem jakies zenadne, typu 5:30. Dopiero na 6-ym kolometrze zaczalem temat lekko ogarniac, to znaczy na tyle, ze kazde uderzenie w ziemie nie wiazalo sie z klujacym bolem zdychajacej przepony. Kilometry 6-9, to tempa 4:55-5:00, dopiero na ostatnim km wycisnalem sie jak cytryne o pobieglem w 4:28.
I to by bylo na tyle.
Czas sumaryczny ponad 6min gorszy niz rok wczesniej.
Miejsce 21/67, czyli w sumie chyba ciut lepiej niz 20/61 rok wczesniej.
Cieszy mimo wszystko rower, bo bylem 21 vs 26 rok wczesniej.
Bieganie mimo slabego czasu to obsuwa tylko o 1 miejsce z 20 na 21.
Krotko mowiac najlepiej poszlo mi plywanie i to oddaje moje przygotowanie, bo tutaj trening byl ok.
Bieganie tez byloby swietnie, gdybym ogarnal te cholerne zakladki chociaz ze 3 razy przed zawodami
Czy wroce tam za rok? Jeszcze nie wiem. Lubie te zawody, zorganizowane sa swietnie, atmofera tez ekstra.
Wciaz nie moje rachunki z trasa rowerowa sa niewyrownane, wiec mi to ciazy.
Z drugiej strony, moze czas odwiedzic jakas inna impreze w zblizonym terminie.
Zona na ostatnim km ustrzelila mi nawet jedna fotke:
- Sikor
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4980
- Rejestracja: 31 lip 2015, 15:36
- Życiówka na 10k: 40:35
- Życiówka w maratonie: 3:13:29
- Kontakt:
Ale mam DOMS-y, jak jasny gwint!
Za to miedzy innymi lubie tri, ze prawie wszystko mnie boli po dobrych zawodach: od stop po ramiona, a nie tylko uda
Na plywanie sie wczoraj nie wybralem, nie bylo sensu. Dzisiaj poplywam, ale regeneracyjnie.
Za to od jutra powrot do normalnosci.
No i bedzie mozna w koncu potrenowac w upale: dzisiaj i jutro +34 i lampa (burze byly wczoraj, he, he).
Za to miedzy innymi lubie tri, ze prawie wszystko mnie boli po dobrych zawodach: od stop po ramiona, a nie tylko uda
Na plywanie sie wczoraj nie wybralem, nie bylo sensu. Dzisiaj poplywam, ale regeneracyjnie.
Za to od jutra powrot do normalnosci.
No i bedzie mozna w koncu potrenowac w upale: dzisiaj i jutro +34 i lampa (burze byly wczoraj, he, he).
- Sikor
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4980
- Rejestracja: 31 lip 2015, 15:36
- Życiówka na 10k: 40:35
- Życiówka w maratonie: 3:13:29
- Kontakt:
Pare "skradzionych" fotek z ostatniej imprezy
Taki bylem glodny po plywaniu...
Troche pod gorke:
Sie zwijam w "trabke", ale jeszcze nie do konca ("niestety" jestem dosc szeroki z barkach)
Tutaj juz w kanale przed meta:
I to by bylo na tyle!
Taki bylem glodny po plywaniu...
Troche pod gorke:
Sie zwijam w "trabke", ale jeszcze nie do konca ("niestety" jestem dosc szeroki z barkach)
Tutaj juz w kanale przed meta:
I to by bylo na tyle!
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 452
- Rejestracja: 13 mar 2013, 15:19
- Życiówka na 10k: 36:51
- Życiówka w maratonie: 2:51
- Lokalizacja: Biłgoraj
Ha, mi też zegarek nie przechodzi przez rękaw.
IM 9:40
1/2IM 4:31
1/4IM 2:05
Ol 02:07:26
Ultra 6h 70km
M 2:48
HM 1:18
1/2IM 4:31
1/4IM 2:05
Ol 02:07:26
Ultra 6h 70km
M 2:48
HM 1:18
- Sikor
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4980
- Rejestracja: 31 lip 2015, 15:36
- Życiówka na 10k: 40:35
- Życiówka w maratonie: 3:13:29
- Kontakt:
Wrzucilem odpowiedz do watku z komentarzamisquarePants pisze:Ha, mi też zegarek nie przechodzi przez rękaw.
O tutaj:
https://bieganie.pl/forum/viewtopic.php ... 12#p978712
- Sikor
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4980
- Rejestracja: 31 lip 2015, 15:36
- Życiówka na 10k: 40:35
- Życiówka w maratonie: 3:13:29
- Kontakt:
Ale ten czas leci, uff, juz lipiec
1. W niedziele spedzilem pol dnia na sledzeniu Ironman Frankfurt.
Upal nieziemski, ale warto bylo, swietne zawody, a do tego moim faworyci/ulubiency na czele
Jak mozna w takich warunkach zrobic pelen dystans <8h, to ja nie wiem, mutanty jakies
2. Co do treningu to jakos idzie. Czasem lepiej, czasem gorzej. Aktualnie najbardziej zaczyna cierpiec plywanie, bo wlasnie zaczely sa ferie letnie, wiec ani moje chlopaki, ani ja nie mamy treningow klubowych. A samemu latwiej mi sie zebrac na rower czy bieganie. Ale jakies minimum bede musial wdrozyc, zeby nie stracic tego co wypracowalem w ostatnich miesiacach.
Ostatni tydzien dla przykladu wygladal nastepujaco:
- plywanie: 2x, 2:15h
- rower: 7:30h
- bieg: 3x, 3:15
Bieganie niezbyt duzo niby, ale wszystko biegane w piekielnym upale. 1 bieg stosunkowo lekki, ale pozostale 2 "przycisniete".
W sumie chyba sie do tych upalow juz przystosowalem. W niedziele byl rekord u nas, ale bieganie weszlo dobrze.
3. Na targach przy okazji IM Frankfurt bylo jak zwykle stoisko Altry i niechcacy zauwazylem, ze maja nowy model: Kayenta
Nie przymierzalem na nodze, ale w reku robia swietne wrazenie, jak wymarzone do trajlowania: lekkie, dobrze amortyzowane i wentylowane, cholewka mieciutka, bez zadnych usztywnien i ma wkladke w formie "skarpety", a do tego ma otwory w podeszwie. Noz lepiej byc nie moze
No powedzcie czyz to nie cudo?
Te czarne miejsca, to sa wlasnie otwory na odprowadzanie wody:
A tutaj widac dobrze "skarpete":
1. W niedziele spedzilem pol dnia na sledzeniu Ironman Frankfurt.
Upal nieziemski, ale warto bylo, swietne zawody, a do tego moim faworyci/ulubiency na czele
Jak mozna w takich warunkach zrobic pelen dystans <8h, to ja nie wiem, mutanty jakies
2. Co do treningu to jakos idzie. Czasem lepiej, czasem gorzej. Aktualnie najbardziej zaczyna cierpiec plywanie, bo wlasnie zaczely sa ferie letnie, wiec ani moje chlopaki, ani ja nie mamy treningow klubowych. A samemu latwiej mi sie zebrac na rower czy bieganie. Ale jakies minimum bede musial wdrozyc, zeby nie stracic tego co wypracowalem w ostatnich miesiacach.
Ostatni tydzien dla przykladu wygladal nastepujaco:
- plywanie: 2x, 2:15h
- rower: 7:30h
- bieg: 3x, 3:15
Bieganie niezbyt duzo niby, ale wszystko biegane w piekielnym upale. 1 bieg stosunkowo lekki, ale pozostale 2 "przycisniete".
W sumie chyba sie do tych upalow juz przystosowalem. W niedziele byl rekord u nas, ale bieganie weszlo dobrze.
3. Na targach przy okazji IM Frankfurt bylo jak zwykle stoisko Altry i niechcacy zauwazylem, ze maja nowy model: Kayenta
Nie przymierzalem na nodze, ale w reku robia swietne wrazenie, jak wymarzone do trajlowania: lekkie, dobrze amortyzowane i wentylowane, cholewka mieciutka, bez zadnych usztywnien i ma wkladke w formie "skarpety", a do tego ma otwory w podeszwie. Noz lepiej byc nie moze
No powedzcie czyz to nie cudo?
Te czarne miejsca, to sa wlasnie otwory na odprowadzanie wody:
A tutaj widac dobrze "skarpete":
- Sikor
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4980
- Rejestracja: 31 lip 2015, 15:36
- Życiówka na 10k: 40:35
- Życiówka w maratonie: 3:13:29
- Kontakt:
Bije sie z myslami...
Temat dotyczy dopiero sezonu 2020, ale decyzje usze podjac na dniach, stad rozterki.
Jeszcze kilka (3?) lata temu byloby prosto. Wystartowalbym bym sobie premierowo w Almere i jezeli bylby to test zaliczony, to spokojnie zarejestrowalbym sie na Ironman Frankfurt w nastepnym sezonie. Jednak aktualnie IMF wyprzedawany jest dosc szybko (poczatek sierpnia), wiec nie bede mial tych informacji.
Mam dwa wyjscia:
1) poczekac i zarejestrowac sie dopiero na rok 2021, ale to dopiero za 1.5 roku i w nastepnym sezonie musialbym czegos szukac "na zastepstwo"
2) zerejestrowc sie w dobrej wierze "w ciemno" juz teraz, przed pierwszym startem
Kusi mnie bardzo, zeby juz w przyszlym roku wystartowac, bo to w koncu moja lokalna impreza i po kilkukrotnym ogladaniu jej na zywo chce w tym w koncu wziac udzial
Wariant 1 daje mi to bezpeczenstwo, ze jezeli we wrzesniu sie okaze, ze "za wysokie progi na moje nogi", to bede mogl najblizszy sezon wrocic na sredni dystans, docisnac forme i przez zime/wiosne przygotowac sie na IMF2021. Jezeli jednak w Almere bedzie ok, to "strace" rok, a czas leci, nie mam juz 30 lat
Wariant 2, to wariant optymistyczny i choc z natury jestem pesymista, to moze jednak warto uwierzyc w siebie?
W koncu nawet jezeli w Almere nie pojdzie dobrze, to jednak caly dodatkowy cykl treningowy (6-7 miesiecy) bede mial na przygotowanie sie.
Ech te problemy pierwszego swiata...
Temat dotyczy dopiero sezonu 2020, ale decyzje usze podjac na dniach, stad rozterki.
Jeszcze kilka (3?) lata temu byloby prosto. Wystartowalbym bym sobie premierowo w Almere i jezeli bylby to test zaliczony, to spokojnie zarejestrowalbym sie na Ironman Frankfurt w nastepnym sezonie. Jednak aktualnie IMF wyprzedawany jest dosc szybko (poczatek sierpnia), wiec nie bede mial tych informacji.
Mam dwa wyjscia:
1) poczekac i zarejestrowac sie dopiero na rok 2021, ale to dopiero za 1.5 roku i w nastepnym sezonie musialbym czegos szukac "na zastepstwo"
2) zerejestrowc sie w dobrej wierze "w ciemno" juz teraz, przed pierwszym startem
Kusi mnie bardzo, zeby juz w przyszlym roku wystartowac, bo to w koncu moja lokalna impreza i po kilkukrotnym ogladaniu jej na zywo chce w tym w koncu wziac udzial
Wariant 1 daje mi to bezpeczenstwo, ze jezeli we wrzesniu sie okaze, ze "za wysokie progi na moje nogi", to bede mogl najblizszy sezon wrocic na sredni dystans, docisnac forme i przez zime/wiosne przygotowac sie na IMF2021. Jezeli jednak w Almere bedzie ok, to "strace" rok, a czas leci, nie mam juz 30 lat
Wariant 2, to wariant optymistyczny i choc z natury jestem pesymista, to moze jednak warto uwierzyc w siebie?
W koncu nawet jezeli w Almere nie pojdzie dobrze, to jednak caly dodatkowy cykl treningowy (6-7 miesiecy) bede mial na przygotowanie sie.
Ech te problemy pierwszego swiata...
- Sikor
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4980
- Rejestracja: 31 lip 2015, 15:36
- Życiówka na 10k: 40:35
- Życiówka w maratonie: 3:13:29
- Kontakt:
Zrobione. Rejestracja poszla wczoraj
Zatem 28 czerwca 2020 prawdopodobnie spuszcze sobie wpierdziel mojego zycia. A co!
Zatem 28 czerwca 2020 prawdopodobnie spuszcze sobie wpierdziel mojego zycia. A co!
- Sikor
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4980
- Rejestracja: 31 lip 2015, 15:36
- Życiówka na 10k: 40:35
- Życiówka w maratonie: 3:13:29
- Kontakt:
To byl dobry tydzien, chociaz na papierze nie wyglada specjalnie mocno:tylko 6 treningow.
Obciazenie dawkowalem narastajaco: od wolnego poniedzialku do weekendu,
gdzie zrobilem prawie polowe tygodniowego obciazenia (3h MTB/72km + 23.5km bieg).
Podsumowanie:
1. Plywanie nie wyszlo, nie zebralem sie, trudno.
2. Rower: 3x, 6:40h
3. Bieg: 3x, 4:30h, 54km
Razem: 11h
Najblizsze 2 tygodnie jestesmy bez dzieci, wiec postaram sie czas wykorzystac mozliwie optymalnie.
Sa co prawda pewnie plany "remontowe", ale musze je zmiescic miedzy treningami
Potem 2 tygodnie urlop, wiec bedzie przedluzony tydzien regeneracyjny zupelnie bez roweru niestety.
Ale mam nadzieje, ze tak jak w zeszlym roku uda sie troche poplywac i niezle pobiegac.
Obciazenie dawkowalem narastajaco: od wolnego poniedzialku do weekendu,
gdzie zrobilem prawie polowe tygodniowego obciazenia (3h MTB/72km + 23.5km bieg).
Podsumowanie:
1. Plywanie nie wyszlo, nie zebralem sie, trudno.
2. Rower: 3x, 6:40h
3. Bieg: 3x, 4:30h, 54km
Razem: 11h
Najblizsze 2 tygodnie jestesmy bez dzieci, wiec postaram sie czas wykorzystac mozliwie optymalnie.
Sa co prawda pewnie plany "remontowe", ale musze je zmiescic miedzy treningami
Potem 2 tygodnie urlop, wiec bedzie przedluzony tydzien regeneracyjny zupelnie bez roweru niestety.
Ale mam nadzieje, ze tak jak w zeszlym roku uda sie troche poplywac i niezle pobiegac.
- Sikor
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4980
- Rejestracja: 31 lip 2015, 15:36
- Życiówka na 10k: 40:35
- Życiówka w maratonie: 3:13:29
- Kontakt:
Postaram sie robic nieco czesciej i dokladniejsze updaty jak ida przygotowania. Tak jest chyba latwiej.
08.07 (pon)
Po ciezkim weekendzie postanowilem nie szalec.
Dosc spokojny bieg crossowy: 12km, 5:04min/km, sr. tetno 140, 115m podbiegow
09.07 (wt)
Wybralem sie do pracy rowerem (MTB), wiec mialem regeneracyjna przejazdzke na rogrzewke.
Po pracy do domu pojechalem nieco okrezna droga, wyszlo 54km, 2:17h, sr. predkosc 23.6km/h
10.07 (sr)
Znowu rowerem do pracy, a pracy tez naokolo, ale mniej i spokojniej.
Zrobilem 32km w 1:17h, sr. predkosc 22.8km/h
Potem chwile odetchnalem, zjadlem zimnego arbuza z lodowki i wyszedlem pobiegac.
Moze to nie byla typowa zakladka, ale na poczatku biegu bylo ciezko, zarowno ze wzgledu na nogi jak i pelny zoladek
Zaladek chcialem przetestowac z premedytacja. I zdal celujaco. Zadnych problemow, kolki, spietej przepony itp.
W sumie wyszlo 11.5km, 5:01min/km, sr. tetno 145 (stosunkowo wysokie ze wzgledu na skumulowane zmeczenie).
Wciaz jednak nie moge zebrac sie do plywania i sam w sumie nie wiem dlaczego
Ale nic to, jeszcze jest czas wrocic na wlysciwe tory.
11.07 (czw)
Przyszla pogoda do d**y: ochlodzilo sie i pada, wiec biorac pod uwage,
ze przy obciazeniach Runalyze pokazuje mi wszystko na czerwono postanowilem zrobic sobie dzien regeneracji
i wybieram sie wieczorem z zona na randke ("kiedy dzieci nie ma w domu, to jestesmy niegrzeczni..." ).
08.07 (pon)
Po ciezkim weekendzie postanowilem nie szalec.
Dosc spokojny bieg crossowy: 12km, 5:04min/km, sr. tetno 140, 115m podbiegow
09.07 (wt)
Wybralem sie do pracy rowerem (MTB), wiec mialem regeneracyjna przejazdzke na rogrzewke.
Po pracy do domu pojechalem nieco okrezna droga, wyszlo 54km, 2:17h, sr. predkosc 23.6km/h
10.07 (sr)
Znowu rowerem do pracy, a pracy tez naokolo, ale mniej i spokojniej.
Zrobilem 32km w 1:17h, sr. predkosc 22.8km/h
Potem chwile odetchnalem, zjadlem zimnego arbuza z lodowki i wyszedlem pobiegac.
Moze to nie byla typowa zakladka, ale na poczatku biegu bylo ciezko, zarowno ze wzgledu na nogi jak i pelny zoladek
Zaladek chcialem przetestowac z premedytacja. I zdal celujaco. Zadnych problemow, kolki, spietej przepony itp.
W sumie wyszlo 11.5km, 5:01min/km, sr. tetno 145 (stosunkowo wysokie ze wzgledu na skumulowane zmeczenie).
Wciaz jednak nie moge zebrac sie do plywania i sam w sumie nie wiem dlaczego
Ale nic to, jeszcze jest czas wrocic na wlysciwe tory.
11.07 (czw)
Przyszla pogoda do d**y: ochlodzilo sie i pada, wiec biorac pod uwage,
ze przy obciazeniach Runalyze pokazuje mi wszystko na czerwono postanowilem zrobic sobie dzien regeneracji
i wybieram sie wieczorem z zona na randke ("kiedy dzieci nie ma w domu, to jestesmy niegrzeczni..." ).
- Sikor
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4980
- Rejestracja: 31 lip 2015, 15:36
- Życiówka na 10k: 40:35
- Życiówka w maratonie: 3:13:29
- Kontakt:
12.07 (pt)
Ze wzgledow pogodowych (lalo, burze) randka zostala przelozona na piatek
Zeby nie stracic dnia postanowilem w czasie pracy wyrwac sie na niedaleki basen, zeby chociaz poplywac.
Przygotowalem plecak i zataszczylem wszystko do pracy. Dobrze, ze przed samym wyjsciem zerknalem na strone basenu,
zeby sie upewnic czy jest otwarty. I byl! Tylko, ze piatek to jest tam "dzien cieply", woda +32 stopnie
Kurde, no w takiej zupie, to sie nie da plywac. Podlamany zamiast na basen poszedlem na obiad do kantyny
13.07 (sob)
Zmotywowany 2-dniowa regeneracja postanowilem 2x pobiegac w ciagu dnia.
Przed poludniem zaliczylem 12.5km, sr. tempo 4:46min/km, sr. tetno 148.
Po poludniu zalozenie bylo takie, ze na zmeczeniu zrobie sobie jeszcze jedna godzinke w spokojnym tempie.
Wyszedlem pobiegac i ku memu zdziwieniu w ogole nie czulem, ze 7h wczesniej wrocilem z biegania.
Bieglo mi sie znakomicie, smiem twierdzic, ze lepiej niz rano. Pod konec biegu tez nie czulem sie bardziej zmeczony, zadnego dolka itp.
W sumie wyszlo 15.5km, sr. tempo 4:48min/km, sr. tetno 146, do tego trasa miala troche wiecej podbiegow (107m vs 83m rano).
Chyba musze taki manewr czesciej stosowac, zeby sprawdzic czy to regula
14.07 (nd)
Po sniadaniu, wiekszosc dnia minela na przestawianiu gratow w pokojach chlopakow.
W to wliczalo sie skrecenie sporej szafy, ktora poprzedniego dnia, miedzy trenigami przywiozlem z Ikei
Po 15- ej wybralem sie na dluzsza przejazdzke na MTB. Miala byc dluga.
I byla: 4:04h, 93.5km, sr. predkosc 23km/h, ale plaska: 226m podjazdow.
Zalozeniem byla dlugosc, ale raczej spokojnie, wiec trzymalem sie w ryzach: sr. tetno tylko 117.
Przy okazji chcialem wyprowac zel wlasnej roboty (roboty, ale nie pomyslu).
Przygotowalem sobie zapas na 2h (przy zalozeniu 75g wegli/h).
Zalozenie bylo takie, zeby pierwsze 1.5h jechac o wodzie, a potem dolaczyc zel na 2h.
Test wypadl super pomyslnie, energii mialem dosc (mimo, ze jadlem tylko sniadanie tego dnia),
a do tego zadnych, nawet najmniejszych sensacji zoladkowych ani jelitowych.
Nastepnym razem chce wyprobowac wieksze stezenie (85g wegli/h) i przy wiekszej intensywnosci,
tzn. tetno trzymac w przedziale (125-130), tym razem bylo to (120-125).
Ze wzgledow pogodowych (lalo, burze) randka zostala przelozona na piatek
Zeby nie stracic dnia postanowilem w czasie pracy wyrwac sie na niedaleki basen, zeby chociaz poplywac.
Przygotowalem plecak i zataszczylem wszystko do pracy. Dobrze, ze przed samym wyjsciem zerknalem na strone basenu,
zeby sie upewnic czy jest otwarty. I byl! Tylko, ze piatek to jest tam "dzien cieply", woda +32 stopnie
Kurde, no w takiej zupie, to sie nie da plywac. Podlamany zamiast na basen poszedlem na obiad do kantyny
13.07 (sob)
Zmotywowany 2-dniowa regeneracja postanowilem 2x pobiegac w ciagu dnia.
Przed poludniem zaliczylem 12.5km, sr. tempo 4:46min/km, sr. tetno 148.
Po poludniu zalozenie bylo takie, ze na zmeczeniu zrobie sobie jeszcze jedna godzinke w spokojnym tempie.
Wyszedlem pobiegac i ku memu zdziwieniu w ogole nie czulem, ze 7h wczesniej wrocilem z biegania.
Bieglo mi sie znakomicie, smiem twierdzic, ze lepiej niz rano. Pod konec biegu tez nie czulem sie bardziej zmeczony, zadnego dolka itp.
W sumie wyszlo 15.5km, sr. tempo 4:48min/km, sr. tetno 146, do tego trasa miala troche wiecej podbiegow (107m vs 83m rano).
Chyba musze taki manewr czesciej stosowac, zeby sprawdzic czy to regula
14.07 (nd)
Po sniadaniu, wiekszosc dnia minela na przestawianiu gratow w pokojach chlopakow.
W to wliczalo sie skrecenie sporej szafy, ktora poprzedniego dnia, miedzy trenigami przywiozlem z Ikei
Po 15- ej wybralem sie na dluzsza przejazdzke na MTB. Miala byc dluga.
I byla: 4:04h, 93.5km, sr. predkosc 23km/h, ale plaska: 226m podjazdow.
Zalozeniem byla dlugosc, ale raczej spokojnie, wiec trzymalem sie w ryzach: sr. tetno tylko 117.
Przy okazji chcialem wyprowac zel wlasnej roboty (roboty, ale nie pomyslu).
Przygotowalem sobie zapas na 2h (przy zalozeniu 75g wegli/h).
Zalozenie bylo takie, zeby pierwsze 1.5h jechac o wodzie, a potem dolaczyc zel na 2h.
Test wypadl super pomyslnie, energii mialem dosc (mimo, ze jadlem tylko sniadanie tego dnia),
a do tego zadnych, nawet najmniejszych sensacji zoladkowych ani jelitowych.
Nastepnym razem chce wyprobowac wieksze stezenie (85g wegli/h) i przy wiekszej intensywnosci,
tzn. tetno trzymac w przedziale (125-130), tym razem bylo to (120-125).
- Sikor
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4980
- Rejestracja: 31 lip 2015, 15:36
- Życiówka na 10k: 40:35
- Życiówka w maratonie: 3:13:29
- Kontakt:
Jeszcze tylko krotkie podsumowanie tygodnia: 5 dni treningowych, 7 jednostek.
Rower: 3x, 8h
Bieg: 4x, 4:14h, 51.5km
W sumie: 12:15h
Rower: 3x, 8h
Bieg: 4x, 4:14h, 51.5km
W sumie: 12:15h
- Sikor
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4980
- Rejestracja: 31 lip 2015, 15:36
- Życiówka na 10k: 40:35
- Życiówka w maratonie: 3:13:29
- Kontakt:
~Polowa tygodnia za nami, wiec czas na maly update
15.07 (pon)
Po dlugim niedzielnym rowerowaniu zmienilem buty na biegowe. Wygodniejsze troche
Bylem ciekaw jak sie bedzie bieglo po takim wypadzie. O dziwo bylo lepiej niz myslalem.
Po rowerowaniu nogi sie stosunkowo szybko regeneruja najwyrazniej
Bieg: 1:30h, 18km, sr. tempo 5:00, sr. tetno 142 (73%)
16.07 (wt)
Dla odmiany tym razem rower
Plasko (tylko 151m podjazdow), ale nieco szybciej:
2:11h, 53.7km, sr. predkosc 24.5km/h, sr. tetno 119 (odczuwalnie bylo wiecej )
17.07 (sr)
Najpierw rowerem regeneracyjnie do pracy, po pracy rundka naookolo do domu:
1:18h, 31.5km, sr. predkosc 24.1km/h
Potem cos zjadlem, 1.5h skladalem meble i wybralem sie pobiegac.
Pierwsze 2km byly ciezkie, miesnie dosc klockowate, potem z kazdym km bylo coraz lepiej.
Staralem sie jednak trzymac wolne tempo.
1:00h, 11.4km, sr. tempo 5:17, sr. tetno 139 (72%)
15.07 (pon)
Po dlugim niedzielnym rowerowaniu zmienilem buty na biegowe. Wygodniejsze troche
Bylem ciekaw jak sie bedzie bieglo po takim wypadzie. O dziwo bylo lepiej niz myslalem.
Po rowerowaniu nogi sie stosunkowo szybko regeneruja najwyrazniej
Bieg: 1:30h, 18km, sr. tempo 5:00, sr. tetno 142 (73%)
16.07 (wt)
Dla odmiany tym razem rower
Plasko (tylko 151m podjazdow), ale nieco szybciej:
2:11h, 53.7km, sr. predkosc 24.5km/h, sr. tetno 119 (odczuwalnie bylo wiecej )
17.07 (sr)
Najpierw rowerem regeneracyjnie do pracy, po pracy rundka naookolo do domu:
1:18h, 31.5km, sr. predkosc 24.1km/h
Potem cos zjadlem, 1.5h skladalem meble i wybralem sie pobiegac.
Pierwsze 2km byly ciezkie, miesnie dosc klockowate, potem z kazdym km bylo coraz lepiej.
Staralem sie jednak trzymac wolne tempo.
1:00h, 11.4km, sr. tempo 5:17, sr. tetno 139 (72%)
- Sikor
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4980
- Rejestracja: 31 lip 2015, 15:36
- Życiówka na 10k: 40:35
- Życiówka w maratonie: 3:13:29
- Kontakt:
18.07 (czw)
Do pracy rowerem, a potem powrot naokolo do domu: 1:45h, 40.5km
Tego dnia chcialem jeszcze pobiegac z godzinke, ale nie bylo szans.
19.07 (pt)
Musialem odpuscic i przeznaczyc dzien na regeneracje.
Nie bylo latwo, ale ucze sie nie"zajezdzac", co czesto jest trudniejsze dla glowy niz sam trening.
20.07 (sb)
Wrocily upaly. Rano musialem rozkreci szafe i wywiezc ja na smieci.
Wieczorem jechalem na koncert, wiec na bieganie musialem sie wybrac westernowo, czyli... w samo poludnie...
Bylo wyraznie ponad 30 stopni, ale przez pierwsza godzine slonce czasem chowalo sie za chmurami, potem juz nie.
Sytuacje od czasu do czasu ratowal wiatr, ktory sie pojawial.
Bieg, jak to bieg, nic specjalnego: 20.2km, 1:47h, sr. tempo 5:17, sr. tetno 145
21.97 (nd)
Na niedziele zaplanowalem drugi dlugi wyjazd na rowerze. Nie zdecydowalem sie na czasowke, wsiadlem na MTB, jak tydzien wczesniej.
Trasa bardzo podobna, tylko nieco wydluzona.
To mial byc ponownie test zelu wlasnej roboty, tym razem 85g wegli/h i zapas na 3h.
Mialem go zaczac brak po godzinie od rozpoczecia jazdy. Wzialem do tego 2.5l wody i jazda.
To byl dobry dzien, jechalo mi sie dobrze, zel wchodzil az milo i ze smakiem.
Pod koniec sie nieco zagalopowalem i lyknalem dwa razy za duzo, wiec niechcacy przeprowadzilem test nawet wiekszego stezenia i obylo sie bez zadnych negatywnych konsekwencji az do konca.
Calosc zamknela sie w 105.7km, 4:23h, sr. predkosc 24.1km/h, sr. tetno 120
Jestem bardzo zadowolony z tej jazdy: mimo wyzszej temp, +12km dystansu i sr. tetna tylko +1, srednia predkosc byla o 1.1km/h wieksza w porownaniu do tygodnia wczesniej.
W duzej czesci to zasluga zeli, ktorego mialem duzo wiecej, wiec energii nie brakowalo mi do samego konca.
Na koniec jeszcze krotkie podsumowanie tygodnia:
- rower: 4x, 10:15h
- bieg: 3x, 4:15h, 50km
W sumie: 14:30h
Do urlopu zostal niepelny tydzien, wiec bede dosciskal srube, szczegolnie rowerowa, jak mocno sie da.
W czasie urlopu nie bede rowerowal, zostanie mi bieganie i troche plywania w basenie i open water.
Do tego dojdzie pewnie jeszcze sporo godzin po prostu na nogach (spacery, wycieczki itp.).
Po powrocie zostanie w sumie 2.5, max 3 tygodnie treningu, akurat na 1 cykl, a potem tapering...
Do pracy rowerem, a potem powrot naokolo do domu: 1:45h, 40.5km
Tego dnia chcialem jeszcze pobiegac z godzinke, ale nie bylo szans.
19.07 (pt)
Musialem odpuscic i przeznaczyc dzien na regeneracje.
Nie bylo latwo, ale ucze sie nie"zajezdzac", co czesto jest trudniejsze dla glowy niz sam trening.
20.07 (sb)
Wrocily upaly. Rano musialem rozkreci szafe i wywiezc ja na smieci.
Wieczorem jechalem na koncert, wiec na bieganie musialem sie wybrac westernowo, czyli... w samo poludnie...
Bylo wyraznie ponad 30 stopni, ale przez pierwsza godzine slonce czasem chowalo sie za chmurami, potem juz nie.
Sytuacje od czasu do czasu ratowal wiatr, ktory sie pojawial.
Bieg, jak to bieg, nic specjalnego: 20.2km, 1:47h, sr. tempo 5:17, sr. tetno 145
21.97 (nd)
Na niedziele zaplanowalem drugi dlugi wyjazd na rowerze. Nie zdecydowalem sie na czasowke, wsiadlem na MTB, jak tydzien wczesniej.
Trasa bardzo podobna, tylko nieco wydluzona.
To mial byc ponownie test zelu wlasnej roboty, tym razem 85g wegli/h i zapas na 3h.
Mialem go zaczac brak po godzinie od rozpoczecia jazdy. Wzialem do tego 2.5l wody i jazda.
To byl dobry dzien, jechalo mi sie dobrze, zel wchodzil az milo i ze smakiem.
Pod koniec sie nieco zagalopowalem i lyknalem dwa razy za duzo, wiec niechcacy przeprowadzilem test nawet wiekszego stezenia i obylo sie bez zadnych negatywnych konsekwencji az do konca.
Calosc zamknela sie w 105.7km, 4:23h, sr. predkosc 24.1km/h, sr. tetno 120
Jestem bardzo zadowolony z tej jazdy: mimo wyzszej temp, +12km dystansu i sr. tetna tylko +1, srednia predkosc byla o 1.1km/h wieksza w porownaniu do tygodnia wczesniej.
W duzej czesci to zasluga zeli, ktorego mialem duzo wiecej, wiec energii nie brakowalo mi do samego konca.
Na koniec jeszcze krotkie podsumowanie tygodnia:
- rower: 4x, 10:15h
- bieg: 3x, 4:15h, 50km
W sumie: 14:30h
Do urlopu zostal niepelny tydzien, wiec bede dosciskal srube, szczegolnie rowerowa, jak mocno sie da.
W czasie urlopu nie bede rowerowal, zostanie mi bieganie i troche plywania w basenie i open water.
Do tego dojdzie pewnie jeszcze sporo godzin po prostu na nogach (spacery, wycieczki itp.).
Po powrocie zostanie w sumie 2.5, max 3 tygodnie treningu, akurat na 1 cykl, a potem tapering...
- Sikor
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4980
- Rejestracja: 31 lip 2015, 15:36
- Życiówka na 10k: 40:35
- Życiówka w maratonie: 3:13:29
- Kontakt:
Jeszcze tylko kilka dni i urlop, uff, nareszcie
Ale na razie...
22.07 (pon)
Po wyczerpujacej rowerowej niedzieli czas pobiegac. Wyszedlem dopiero po 19-ej, zeby sie troche ochlodzilo, ale i tak bylo 28-29.
Poczatek byl ciezki, nogi miekkie, ale miesnie zupelnie bez zycia. Z czasem sie rozruszalem i bylo ok.
Bieg: 18.1km, sr. tempo 5:03, sr. tetno 149
23.07 (wt)
Upaly dopiero sie rozkrecaja, tego dnia mialo byc 34 i bylo
Do pracy wybralem sie rowerem (bylo juz +21 o 7:30), a po pracy chcialem zrobic lekko przedluzona rundke.
Troche sie zagalopowalem i zrobilem 63km, 2:37h.
Kurde, nie wzialem zadnego jedzenia, tylko wode, a poniewaz za wiele wegli tego dnia nie jadlem, bak byl moze w polowie pelny.
Po jakichs 40km zaczalem zjezdzac, czulem, ze organizm nie ma skad juz wziac energi i ze sredniej 25.5 na koniec dowiozlem "tylko" 24.1.
Dawno sie tak nie urobilem, czulem sie duzo gorzej niz w niedziele. Temperatura nie pomagala oczywiscie:
Garmin zanatowal najnizsza 30 stopni, najwyzsza 35, a srednia 32.8
Do konca dnia jadlem, pilem i lezalem, na nic wiecej nie bylem w stanie sie zebrac.
24.07 (sr)
Dzisiaj temperatury wzrosly, rano bylo 23.1, a po poludniu ma byc 37.
W planie byly 2 treningi (rower po pracy a potem bieg), ale cos mi sie wydaje, ze na rowerowaniu sie skonczy.
Zrobie rundke duza krotsza niz wczoraj (~1:15h) i chyba spasuje.
Tym bardziej, ze rodzina po poludniu bedzie juz w domu, wiec czas niczym nie zmaconego czasu treningowe dobiega konca
Maly update:
rodzina nawet wczesniej wrocila niz myslalem, wiec temat biegania zupelnie sie skreslil, bo trzeba bylo dokonczyc przemeblowywanie, zebysmy mieli gdzie spac
Rowerowanie bylo takie jak zaplanowalem: spokojne 32km, 1:24h.
Na trasie bylo wyjatkowo milo, bo ze wzgledu na upal bylo wrecz pusto
Co do upalu, to Garmin pokazal srednia temp. 34.9, a maksymalna rowno 37! I tak sie tez czulem.
Dzisiaj tez wracam do domu rowerem naokolo, moze zrobie pare km wiecej, moze nie zobaczymy.
Pogoda sie troche zmienila, dzisiaj ma byc 39 stopni
O 7:15 bylo juz 24.4C. Dla porownania wczoraj tuz przed 8-a bylo "tylko" 23.1 stopnia.
Ale na razie...
22.07 (pon)
Po wyczerpujacej rowerowej niedzieli czas pobiegac. Wyszedlem dopiero po 19-ej, zeby sie troche ochlodzilo, ale i tak bylo 28-29.
Poczatek byl ciezki, nogi miekkie, ale miesnie zupelnie bez zycia. Z czasem sie rozruszalem i bylo ok.
Bieg: 18.1km, sr. tempo 5:03, sr. tetno 149
23.07 (wt)
Upaly dopiero sie rozkrecaja, tego dnia mialo byc 34 i bylo
Do pracy wybralem sie rowerem (bylo juz +21 o 7:30), a po pracy chcialem zrobic lekko przedluzona rundke.
Troche sie zagalopowalem i zrobilem 63km, 2:37h.
Kurde, nie wzialem zadnego jedzenia, tylko wode, a poniewaz za wiele wegli tego dnia nie jadlem, bak byl moze w polowie pelny.
Po jakichs 40km zaczalem zjezdzac, czulem, ze organizm nie ma skad juz wziac energi i ze sredniej 25.5 na koniec dowiozlem "tylko" 24.1.
Dawno sie tak nie urobilem, czulem sie duzo gorzej niz w niedziele. Temperatura nie pomagala oczywiscie:
Garmin zanatowal najnizsza 30 stopni, najwyzsza 35, a srednia 32.8
Do konca dnia jadlem, pilem i lezalem, na nic wiecej nie bylem w stanie sie zebrac.
24.07 (sr)
Dzisiaj temperatury wzrosly, rano bylo 23.1, a po poludniu ma byc 37.
W planie byly 2 treningi (rower po pracy a potem bieg), ale cos mi sie wydaje, ze na rowerowaniu sie skonczy.
Zrobie rundke duza krotsza niz wczoraj (~1:15h) i chyba spasuje.
Tym bardziej, ze rodzina po poludniu bedzie juz w domu, wiec czas niczym nie zmaconego czasu treningowe dobiega konca
Maly update:
rodzina nawet wczesniej wrocila niz myslalem, wiec temat biegania zupelnie sie skreslil, bo trzeba bylo dokonczyc przemeblowywanie, zebysmy mieli gdzie spac
Rowerowanie bylo takie jak zaplanowalem: spokojne 32km, 1:24h.
Na trasie bylo wyjatkowo milo, bo ze wzgledu na upal bylo wrecz pusto
Co do upalu, to Garmin pokazal srednia temp. 34.9, a maksymalna rowno 37! I tak sie tez czulem.
Dzisiaj tez wracam do domu rowerem naokolo, moze zrobie pare km wiecej, moze nie zobaczymy.
Pogoda sie troche zmienila, dzisiaj ma byc 39 stopni
O 7:15 bylo juz 24.4C. Dla porownania wczoraj tuz przed 8-a bylo "tylko" 23.1 stopnia.