kkkrzysiek - Ah sh*t, here we go again
Moderator: infernal
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 2043
- Rejestracja: 18 lut 2017, 09:29
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
12.05.2019
Grand Prix Zwierzyńca, bieg 3/4
Czuję już zmęczenie ostatnimi startami, 3 połówki i 2 dychy w 2 miesiące to za dużo. Dodatkowo zwiększam objętość przed startem przygotowań do jesieni i czuję się przymulony. Ale dzisiaj bieg liczący się do klasyfikacji generalnej i chcąc się liczyć musiałem go pobiec, bo odpuściłem start przed dwoma tygodniami (trzeba biec w co najmniej 3 z 4 biegów). Wiedziałem, że rewelacyjnego czasu nie będzie, ale liczyłem, że nie tylko ja będę zmęczony po zeszłotygodniowym półmaratonie i uda się przybiec dość wysoko, gdzieś w granicach 5-7 miejsca. Jak się okazało, najszybszych biegaczy z Białegostoku dzisiaj nie było, więc zadanie ułatwione. Start, wyszedłem na prowadzenie , pierwsze kilometry po ~3:36, jest szybko, czuję, że nie do utrzymania, ale gubimy ogon, za mną biegnie trójka, po 3. kilometrach wiedziałem, że reszta też biegnie na miejsce, więc zacząłem zwalniać, ale jakoś nikt nie chciał wyjść na zmianę i biegłem cały czas z przodu. Gdzieś w międzyczasie jeden się zagubił i zostało nas trzech, a ja wciąż na czele. Przebiegliśmy kładkę, wbiegliśmy do Lasu Zwierzynieckiego, wybiegliśmy z niego, 5. kilometr a nas dalej trójka i ja na czele. Kampus Uniwersytetu w Białymstoku, punkt z wodą, polewam się jednym kubkiem, 6. kilometr, spoglądam i zostało nas dwóch. No cóż, próbowałem zwalniać, wymusić zmianę prowadzącego, ale nie dało się. Słońce też jakby chciało przypomnieć, że już wiosna w pełni i niedługo lato, więc całkiem ładnie grzało, choć upału jeszcze nie było. Znowu kładka, 8. kilometr, sprawdzam sytuację, trzeci zawodnik ma jakieś 50 m straty, już się nie liczy. Trochę zwalniam, trochę przyspieszam, nic nie działa. Ostatni kilometr, zakręt w lewo, 200 m, kolejny zakręt w lewo, ostatnia prosta, jakieś 300 m do mety. Tutaj pierwszy raz spadam na drugie miejsce, trochę przyspieszam, ale moja strata rośnie do 5-7 metrów i tak wpadamy na metę. Drugie miejsce, czas słaby, 37:21, ale nie o czas tu chodziło. Tak, 3:36 było dzisiaj nie do utrzymania przez 10 km, ale w ten sposób bardzo szybko załatwiłem sobie podium, później była próba wywalczenia jak najlepszego miejsca biegiem nie na maksa. I okazuje się, że to nie jest takie proste, bo niby na dystansie jest zapas prędkości, ale na ostatniej prostej nie da się go w pełni wykorzystać. Aha, jak się prowadzi bieg to jakoś trudniej zmusić się do biegu na maksa, kiedy nikogo nie ma przed tobą, jednak łatwiej się zmusić, kiedy gonisz króliczka. Duża lekcja na przyszłość.
Z rozgrzewką 12 km.
e:
Bardzo fajne uczucie do końca walczyć o zwycięstwo, nawet mając świadomość, że bieg był słabo obsadzony.
Grand Prix Zwierzyńca, bieg 3/4
Czuję już zmęczenie ostatnimi startami, 3 połówki i 2 dychy w 2 miesiące to za dużo. Dodatkowo zwiększam objętość przed startem przygotowań do jesieni i czuję się przymulony. Ale dzisiaj bieg liczący się do klasyfikacji generalnej i chcąc się liczyć musiałem go pobiec, bo odpuściłem start przed dwoma tygodniami (trzeba biec w co najmniej 3 z 4 biegów). Wiedziałem, że rewelacyjnego czasu nie będzie, ale liczyłem, że nie tylko ja będę zmęczony po zeszłotygodniowym półmaratonie i uda się przybiec dość wysoko, gdzieś w granicach 5-7 miejsca. Jak się okazało, najszybszych biegaczy z Białegostoku dzisiaj nie było, więc zadanie ułatwione. Start, wyszedłem na prowadzenie , pierwsze kilometry po ~3:36, jest szybko, czuję, że nie do utrzymania, ale gubimy ogon, za mną biegnie trójka, po 3. kilometrach wiedziałem, że reszta też biegnie na miejsce, więc zacząłem zwalniać, ale jakoś nikt nie chciał wyjść na zmianę i biegłem cały czas z przodu. Gdzieś w międzyczasie jeden się zagubił i zostało nas trzech, a ja wciąż na czele. Przebiegliśmy kładkę, wbiegliśmy do Lasu Zwierzynieckiego, wybiegliśmy z niego, 5. kilometr a nas dalej trójka i ja na czele. Kampus Uniwersytetu w Białymstoku, punkt z wodą, polewam się jednym kubkiem, 6. kilometr, spoglądam i zostało nas dwóch. No cóż, próbowałem zwalniać, wymusić zmianę prowadzącego, ale nie dało się. Słońce też jakby chciało przypomnieć, że już wiosna w pełni i niedługo lato, więc całkiem ładnie grzało, choć upału jeszcze nie było. Znowu kładka, 8. kilometr, sprawdzam sytuację, trzeci zawodnik ma jakieś 50 m straty, już się nie liczy. Trochę zwalniam, trochę przyspieszam, nic nie działa. Ostatni kilometr, zakręt w lewo, 200 m, kolejny zakręt w lewo, ostatnia prosta, jakieś 300 m do mety. Tutaj pierwszy raz spadam na drugie miejsce, trochę przyspieszam, ale moja strata rośnie do 5-7 metrów i tak wpadamy na metę. Drugie miejsce, czas słaby, 37:21, ale nie o czas tu chodziło. Tak, 3:36 było dzisiaj nie do utrzymania przez 10 km, ale w ten sposób bardzo szybko załatwiłem sobie podium, później była próba wywalczenia jak najlepszego miejsca biegiem nie na maksa. I okazuje się, że to nie jest takie proste, bo niby na dystansie jest zapas prędkości, ale na ostatniej prostej nie da się go w pełni wykorzystać. Aha, jak się prowadzi bieg to jakoś trudniej zmusić się do biegu na maksa, kiedy nikogo nie ma przed tobą, jednak łatwiej się zmusić, kiedy gonisz króliczka. Duża lekcja na przyszłość.
Z rozgrzewką 12 km.
e:
Bardzo fajne uczucie do końca walczyć o zwycięstwo, nawet mając świadomość, że bieg był słabo obsadzony.
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 2043
- Rejestracja: 18 lut 2017, 09:29
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
13.05.2019
Fizjo. Chciałem jeszcze zrobić BSa, ale się nie wyrobiłem.
14.05.2019
BS. Odrobinę dłużej niż zazwyczaj w ostatnim czasie - zbieranie dodatkowych kilometrów z powodu braku biegu długiego.
Razem 15,5 km.
15.05.2019
BS. Lekka mżawka, bardzo przyjemnie się biegło.
Razem 13,65 km.
16.05.2019
2x(3,2 km P/2' p). Zwiększam tę objętość, zwiększam, ale na 3 powtórzenia to jeszcze za mało. Lekko napięty plan, więc stadion. Momentami lekka mżawka, ale przyjemna, temp. trochę poniżej 20 stopni, ale dość duszno. Bez rewelacji, przerwa w marszu. Przed i w trakcie czułem się głodny.
Razem 12,88 km.
17.05.2019
BS. Niby BS, ale biegło się ciężko.
Razem 15 km.
18.05.2019
BS. Wyszedłem ok. 6:40. Po ok. 0,5 km zaczęło padać. Po kolejnym kilometrze lało. Zaczęła się burza. Po ok. 3 km zawróciłem bo błyskało i grzmiało naprawdę blisko, ale po kolejnych ~10 minutach burza się skończyła, więc jeszcze się pokręciłem, żeby było więcej niż 40 minut truchtania. Wróciłem cały przemoczony, w trakcie burzy przy każdym wdechu czułem wodę w nosie, zza okularów prawie nic nie widziałem, ciągły bieg w kałużach i błocie.
Razem 9,2 km.
Tydzień 78,2 km. Nieźle, zważywszy na to, że nie było biegu długiego.
Wciąż myślę jak poukładać drugą połowę roku. Chyba jednak nie wyrobię się z dwoma szczytami formy - w końcówce sierpnia i w listopadzie, więc raczej będę szykował się na drugą połowę października z możliwością "przedłużenia" do listopada. W sierpniu zostanie opcja zawodów z pełnego treningu jako start kontrolny - będzie wystarczająco dużo czasu na ewentualne poprawki przed startem docelowym.
Fizjo. Chciałem jeszcze zrobić BSa, ale się nie wyrobiłem.
14.05.2019
BS. Odrobinę dłużej niż zazwyczaj w ostatnim czasie - zbieranie dodatkowych kilometrów z powodu braku biegu długiego.
Razem 15,5 km.
15.05.2019
BS. Lekka mżawka, bardzo przyjemnie się biegło.
Razem 13,65 km.
16.05.2019
2x(3,2 km P/2' p). Zwiększam tę objętość, zwiększam, ale na 3 powtórzenia to jeszcze za mało. Lekko napięty plan, więc stadion. Momentami lekka mżawka, ale przyjemna, temp. trochę poniżej 20 stopni, ale dość duszno. Bez rewelacji, przerwa w marszu. Przed i w trakcie czułem się głodny.
Razem 12,88 km.
17.05.2019
BS. Niby BS, ale biegło się ciężko.
Razem 15 km.
18.05.2019
BS. Wyszedłem ok. 6:40. Po ok. 0,5 km zaczęło padać. Po kolejnym kilometrze lało. Zaczęła się burza. Po ok. 3 km zawróciłem bo błyskało i grzmiało naprawdę blisko, ale po kolejnych ~10 minutach burza się skończyła, więc jeszcze się pokręciłem, żeby było więcej niż 40 minut truchtania. Wróciłem cały przemoczony, w trakcie burzy przy każdym wdechu czułem wodę w nosie, zza okularów prawie nic nie widziałem, ciągły bieg w kałużach i błocie.
Razem 9,2 km.
Tydzień 78,2 km. Nieźle, zważywszy na to, że nie było biegu długiego.
Wciąż myślę jak poukładać drugą połowę roku. Chyba jednak nie wyrobię się z dwoma szczytami formy - w końcówce sierpnia i w listopadzie, więc raczej będę szykował się na drugą połowę października z możliwością "przedłużenia" do listopada. W sierpniu zostanie opcja zawodów z pełnego treningu jako start kontrolny - będzie wystarczająco dużo czasu na ewentualne poprawki przed startem docelowym.
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 2043
- Rejestracja: 18 lut 2017, 09:29
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
19.05.2019
BD. Przed startem pulsometr wariował - pokazywał ~110 bpm i więcej, a ja czułem, że to nie pasuje - palec do szyi, < 50 bpm. Odłączam czujnik, paruję ponownie, dalej to samo. Tak się pobawiłem kilka minut, w końcu wartości zaczęły być w miarę realne i ruszyłem - to było najciekawsze, co działo się na treningu. To był naprawdę bieg długi - ponad 110 minut, u mnie bardzo rzadkie wydarzenie. Już chyba wiem, dlaczego ten typ treningów nie należy do moich ulubionych - są przeraźliwie nudne. Nie chciałem dodawać przyspieszania na koniec, dzisiaj jedynym bodźcem miał być czas/dystans, ale na przyszłość chyba będę kombinował nieco inną, bardziej urozmaiconą formę, bo nuda może zabić. Chyba że zrobi się gorąco, wtedy myśli o wodzie mogą zająć głowę.
Razem 25 km.
20.05.2019
BS. W dzień dostałem smsa, że mają być burze z gradem i zalecają siedzieć w domu. Szybki przegląd prognoz - burze spodziewane w nocy, może wieczorem. Mi to nie przeszkadza, trening do zrobienia przed 18. Jak zaczynałem była parówa, duszno, ostatnie 15 minut już przyjemnie się ochłodziło, ale do burzy jeszcze daleko.
Razem 14 km.
21.05.2019
2x(3,2 km P/2' p). Na popołudnie/wczesny wieczór znowu zapowiadane burze i wybór prosty - bieżnia i liczę, że zdążę pogorszeniem pogody. Udało się zacząć trening dość wcześnie, ok. 16:30. Na początku bardzo lekki deszczyk, na orzeźwienie, trochę wiatr i temperatura odczuwalna wyraźnie spadła. Zanim skończyłem rozgrzewkę wyszło słońce, ale bardzo przyjemne warunki, wiatr jakoś mocno nie przeszkadzał. Powtórzenia równo po 3:42, przerwa w marszu, stwierdziłem, że tak będzie lepiej, bo na piątek szykuję interwały.
Razem 12,34 km.
22.05.2019
BS.
Razem 13 km.
23.05.2019
Fizjo.
24.05.2019
6x(1 km I/3' p). Interwały. Dzisiaj start o 18, bieżnia pusta, więc skorzystałem z pierwszego toru. Powtórzenia wchodziły dobrze - dokładnie 2,5 okrążenia, przerwa 3' w marszu.
Czasy kolejnych odcinków:
3:25.4
3:25.2
3:22.8
3:22.0
3:22.6
3:22.1
Na trzecim powtórzeniu coś się wyraźnie w moim kroku zmieniło, poczułem, że biodro i pośladek inaczej, aktywniej, pracują niż zwykle i to przyspieszenie wydaje się efektem lekko innego kroku. Trudno jest mi się do czegoś takiego świadomie zmusić, po prostu w pewnym momencie samo zaskoczyło.
Razem 13 km.
25.05.2019
BS. Pobudka, herbata i kilka kilometrów na pobudzenie.
Razem 11 km.
Tydzień: 88,4 km.
BD. Przed startem pulsometr wariował - pokazywał ~110 bpm i więcej, a ja czułem, że to nie pasuje - palec do szyi, < 50 bpm. Odłączam czujnik, paruję ponownie, dalej to samo. Tak się pobawiłem kilka minut, w końcu wartości zaczęły być w miarę realne i ruszyłem - to było najciekawsze, co działo się na treningu. To był naprawdę bieg długi - ponad 110 minut, u mnie bardzo rzadkie wydarzenie. Już chyba wiem, dlaczego ten typ treningów nie należy do moich ulubionych - są przeraźliwie nudne. Nie chciałem dodawać przyspieszania na koniec, dzisiaj jedynym bodźcem miał być czas/dystans, ale na przyszłość chyba będę kombinował nieco inną, bardziej urozmaiconą formę, bo nuda może zabić. Chyba że zrobi się gorąco, wtedy myśli o wodzie mogą zająć głowę.
Razem 25 km.
20.05.2019
BS. W dzień dostałem smsa, że mają być burze z gradem i zalecają siedzieć w domu. Szybki przegląd prognoz - burze spodziewane w nocy, może wieczorem. Mi to nie przeszkadza, trening do zrobienia przed 18. Jak zaczynałem była parówa, duszno, ostatnie 15 minut już przyjemnie się ochłodziło, ale do burzy jeszcze daleko.
Razem 14 km.
21.05.2019
2x(3,2 km P/2' p). Na popołudnie/wczesny wieczór znowu zapowiadane burze i wybór prosty - bieżnia i liczę, że zdążę pogorszeniem pogody. Udało się zacząć trening dość wcześnie, ok. 16:30. Na początku bardzo lekki deszczyk, na orzeźwienie, trochę wiatr i temperatura odczuwalna wyraźnie spadła. Zanim skończyłem rozgrzewkę wyszło słońce, ale bardzo przyjemne warunki, wiatr jakoś mocno nie przeszkadzał. Powtórzenia równo po 3:42, przerwa w marszu, stwierdziłem, że tak będzie lepiej, bo na piątek szykuję interwały.
Razem 12,34 km.
22.05.2019
BS.
Razem 13 km.
23.05.2019
Fizjo.
24.05.2019
6x(1 km I/3' p). Interwały. Dzisiaj start o 18, bieżnia pusta, więc skorzystałem z pierwszego toru. Powtórzenia wchodziły dobrze - dokładnie 2,5 okrążenia, przerwa 3' w marszu.
Czasy kolejnych odcinków:
3:25.4
3:25.2
3:22.8
3:22.0
3:22.6
3:22.1
Na trzecim powtórzeniu coś się wyraźnie w moim kroku zmieniło, poczułem, że biodro i pośladek inaczej, aktywniej, pracują niż zwykle i to przyspieszenie wydaje się efektem lekko innego kroku. Trudno jest mi się do czegoś takiego świadomie zmusić, po prostu w pewnym momencie samo zaskoczyło.
Razem 13 km.
25.05.2019
BS. Pobudka, herbata i kilka kilometrów na pobudzenie.
Razem 11 km.
Tydzień: 88,4 km.
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 2043
- Rejestracja: 18 lut 2017, 09:29
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
26.05.2019
BD. Jedyna opcja na trening tego dnia to dość wczesna pora. Start ok. 7:30 i początek to trochę męczarnia zanim nogi wejdą we właściwy rytm. Po ok. 3 km jakoś to już wyglądało, po 5 było ok, ciało zaczęło pracować jak chciałem. Pierwsze 13 km pod wiatr, powrót z wiatrem, więc lżej. Temperatura bardzo przyjemna, podobno coś pomiędzy 17 a 20 stopni, ale z racji zachmurzenia temp. odczuwalna niższa.
Razem 26 km.
27.05.2019
BS. W niedzielę było lekko i przyjemnie (od 6. kilometra), za to w poniedziałek na zaliczenie - koniecznie chciałem mieć BSa dzień przed akcentem.
Razem 15,05 km.
28.05.2019
3x(1,6 km P/2' p), czyli akcent przedstartowy. Znowu pośpiech, więc znowu bieżnia. Bardzo dobra pogoda do biegania - w dzień było parno, ale po 16 zaczęło się ochładzać, dzięki czemu trening przeszedł bardzo przyjemnie. W połowie drugiego powtórzenia zaczęło padać, w połowie trzeciego powtórzenia już nieźle lało. Przed i po BS - schłodzenie skrócone, bo lało już niemiłosiernie i niewiele widziałem przez okulary i woda wlewała się wręcz do oczu. Przerwa, już tradycyjnie ostatnio, w marszu.
Kolejne odcinki:
3:40
3:37
3:37
Razem 10,08 km.
29.05.2019
Fizjo.
30.05.2019
BS. Start przed 6, jedyna zaleta to przyjemny chłód. Podziwiam wszystkich biegających przed 5 czy 4. Dziwne, zawsze wstaję wcześnie, nierzadko przed 5, ale z porannym bieganiem mam problem.
Razem 15 km.
31.05.2019
Rozruch. BS, w tym trzy przebieżki. Grzeje.
Razem 7 km.
Jutro ma być jeszcze cieplej. Może być wesoło, dobrze, że start o 18. Zobaczymy co wyjdzie ze startu z treningu z dużą objętością. Na akcentach czuję, że wraca świeżość, jaką czułem na przełomie stycznia i lutego, ale ostatnie zwiększenie objętości może w kulminacyjnym momencie znowu zamulić. Kto nie ryzykuje, ten nie pije szampana.
BD. Jedyna opcja na trening tego dnia to dość wczesna pora. Start ok. 7:30 i początek to trochę męczarnia zanim nogi wejdą we właściwy rytm. Po ok. 3 km jakoś to już wyglądało, po 5 było ok, ciało zaczęło pracować jak chciałem. Pierwsze 13 km pod wiatr, powrót z wiatrem, więc lżej. Temperatura bardzo przyjemna, podobno coś pomiędzy 17 a 20 stopni, ale z racji zachmurzenia temp. odczuwalna niższa.
Razem 26 km.
27.05.2019
BS. W niedzielę było lekko i przyjemnie (od 6. kilometra), za to w poniedziałek na zaliczenie - koniecznie chciałem mieć BSa dzień przed akcentem.
Razem 15,05 km.
28.05.2019
3x(1,6 km P/2' p), czyli akcent przedstartowy. Znowu pośpiech, więc znowu bieżnia. Bardzo dobra pogoda do biegania - w dzień było parno, ale po 16 zaczęło się ochładzać, dzięki czemu trening przeszedł bardzo przyjemnie. W połowie drugiego powtórzenia zaczęło padać, w połowie trzeciego powtórzenia już nieźle lało. Przed i po BS - schłodzenie skrócone, bo lało już niemiłosiernie i niewiele widziałem przez okulary i woda wlewała się wręcz do oczu. Przerwa, już tradycyjnie ostatnio, w marszu.
Kolejne odcinki:
3:40
3:37
3:37
Razem 10,08 km.
29.05.2019
Fizjo.
30.05.2019
BS. Start przed 6, jedyna zaleta to przyjemny chłód. Podziwiam wszystkich biegających przed 5 czy 4. Dziwne, zawsze wstaję wcześnie, nierzadko przed 5, ale z porannym bieganiem mam problem.
Razem 15 km.
31.05.2019
Rozruch. BS, w tym trzy przebieżki. Grzeje.
Razem 7 km.
Jutro ma być jeszcze cieplej. Może być wesoło, dobrze, że start o 18. Zobaczymy co wyjdzie ze startu z treningu z dużą objętością. Na akcentach czuję, że wraca świeżość, jaką czułem na przełomie stycznia i lutego, ale ostatnie zwiększenie objętości może w kulminacyjnym momencie znowu zamulić. Kto nie ryzykuje, ten nie pije szampana.
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 2043
- Rejestracja: 18 lut 2017, 09:29
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
VIII Siemiatycka Wieczorna Dycha
Plan był prosty, zacząć po ok. 3:36 i zobaczyć co z tego wyjdzie, gdzie będę w stawce i jak się będę z tym tempem czuł. Początek, to już tradycyjnie mistrzowie szybkiego startu, dopchałem się do 3. rzędu, no nic, nie będę się kopał z końmi. 30 metrów, dziura, druga, trzecia, wyprzedzam wszystkich, których miałem wyprzedzić, jestem na 4. miejscu. Pierwsza trójka już daleko - kontroluję zegarek - 3:25, za szybko. Ale nie hamuję gwałtownie, po prostu delikatnie zwalniam, tym bardziej, że zaraz miał się zacząć fajny podbieg. Pierwszy kilometr wpadł w 3:34 (podaję za zegarkiem, który wypikał go blisko 100 m za oznaczeniem, na pierwszym kółku oznaczenia kilometrów były sporo za wcześnie). Drugi kilometr to jeszcze odrobina podbiegu, później zbieg i kolejny dość ciężki podbieg. Tu weszło już w 3:41. Trzeci kilometr to odcinek pofalowany - podbieg, zbieg, podbieg, do tego nawrotka, 3:40. Na nawrotce orientuję się w sytuacji - dość blisko mnie biegnie 4 zawodników, w tym b@rto. Czyli trzeba pracować dalej. Czwarty kilometr to najbardziej płaski odcinek (sumarycznie lekko w dół) - 3:38. Tu słyszę, że zbliża się jedna osoba. Spojrzenie w lewo i widzę, że jest drugi cień, więc jest blisko. Na piątym kilometrze rywal się ze mną zrównuję, patrzę na jego numer startowy - biegnie piątkę, puszczam go przodem na zbiegu, buduje sobie przewagę, ja biegnę swoje. Kolejny zbieg, po chwili skręcam na drugie okrążenie. Słyszę wrzawę, to zwycięzca biegu na 5. km, spoglądam w tył, za mną wielka dziura. Przede mną daleko majaczy 3. zawodnik. Po chwili jest 5. km 3:37. Patrzę jeszcze raz w tył - dziura. Kalkuluję - na czas poniżej 36:15 nie ma szans, pewnie dowiózłbym coś w granicach 36:30-40. Na płaskim jeszcze biegnę swoje, dobiegam do ulicy Grodzieńskiej, zaczyna się podbieg, patrzę jeszcze raz w tył. Pusto. Zwalniam i oszczędzam siły. Dobiegam do nawrotki i tam kontroluję sytuację, nad piątym mam jakieś 300 m przewagi, więc moje zwolnienie praktycznie nie odbiło się na dzielącym nas dystansie. Po nawrotce trasa prowadzi już głównie w dół. Dobiegam do stadionu, bieżnia, jakieś 4/5 okrążenia do pokonania. Koniec. 37:20. Czas taki sobie, ale nawet życiówka nie dałaby mi wyższej pozycji, więc uważam, że dobrze zrobiłem, że na drugim okrążeniu zwolniłem, tym bardziej, że za tydzień znowu walczę o miejsce i fajnie, że się nie wyjechałem na 100%. Gdyby była walka do końca pewnie dałoby się pobiec w granicach 36:30, ale lepszego wyniku na tej trasie i w tych warunkach i tak bym nie wycisnął. Ostatecznie miejsce 4. open, miejsce 1. w M30. Za tydzień ostatni start tej wiosny i powrót do normalnych treningów, następny start dopiero w końcówce lipca.
Czas: 37:20
Miejsce: 4 Open, 1 M30.
Tydzień: 86,2 km.
Plan był prosty, zacząć po ok. 3:36 i zobaczyć co z tego wyjdzie, gdzie będę w stawce i jak się będę z tym tempem czuł. Początek, to już tradycyjnie mistrzowie szybkiego startu, dopchałem się do 3. rzędu, no nic, nie będę się kopał z końmi. 30 metrów, dziura, druga, trzecia, wyprzedzam wszystkich, których miałem wyprzedzić, jestem na 4. miejscu. Pierwsza trójka już daleko - kontroluję zegarek - 3:25, za szybko. Ale nie hamuję gwałtownie, po prostu delikatnie zwalniam, tym bardziej, że zaraz miał się zacząć fajny podbieg. Pierwszy kilometr wpadł w 3:34 (podaję za zegarkiem, który wypikał go blisko 100 m za oznaczeniem, na pierwszym kółku oznaczenia kilometrów były sporo za wcześnie). Drugi kilometr to jeszcze odrobina podbiegu, później zbieg i kolejny dość ciężki podbieg. Tu weszło już w 3:41. Trzeci kilometr to odcinek pofalowany - podbieg, zbieg, podbieg, do tego nawrotka, 3:40. Na nawrotce orientuję się w sytuacji - dość blisko mnie biegnie 4 zawodników, w tym b@rto. Czyli trzeba pracować dalej. Czwarty kilometr to najbardziej płaski odcinek (sumarycznie lekko w dół) - 3:38. Tu słyszę, że zbliża się jedna osoba. Spojrzenie w lewo i widzę, że jest drugi cień, więc jest blisko. Na piątym kilometrze rywal się ze mną zrównuję, patrzę na jego numer startowy - biegnie piątkę, puszczam go przodem na zbiegu, buduje sobie przewagę, ja biegnę swoje. Kolejny zbieg, po chwili skręcam na drugie okrążenie. Słyszę wrzawę, to zwycięzca biegu na 5. km, spoglądam w tył, za mną wielka dziura. Przede mną daleko majaczy 3. zawodnik. Po chwili jest 5. km 3:37. Patrzę jeszcze raz w tył - dziura. Kalkuluję - na czas poniżej 36:15 nie ma szans, pewnie dowiózłbym coś w granicach 36:30-40. Na płaskim jeszcze biegnę swoje, dobiegam do ulicy Grodzieńskiej, zaczyna się podbieg, patrzę jeszcze raz w tył. Pusto. Zwalniam i oszczędzam siły. Dobiegam do nawrotki i tam kontroluję sytuację, nad piątym mam jakieś 300 m przewagi, więc moje zwolnienie praktycznie nie odbiło się na dzielącym nas dystansie. Po nawrotce trasa prowadzi już głównie w dół. Dobiegam do stadionu, bieżnia, jakieś 4/5 okrążenia do pokonania. Koniec. 37:20. Czas taki sobie, ale nawet życiówka nie dałaby mi wyższej pozycji, więc uważam, że dobrze zrobiłem, że na drugim okrążeniu zwolniłem, tym bardziej, że za tydzień znowu walczę o miejsce i fajnie, że się nie wyjechałem na 100%. Gdyby była walka do końca pewnie dałoby się pobiec w granicach 36:30, ale lepszego wyniku na tej trasie i w tych warunkach i tak bym nie wycisnął. Ostatecznie miejsce 4. open, miejsce 1. w M30. Za tydzień ostatni start tej wiosny i powrót do normalnych treningów, następny start dopiero w końcówce lipca.
Czas: 37:20
Miejsce: 4 Open, 1 M30.
Tydzień: 86,2 km.
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 2043
- Rejestracja: 18 lut 2017, 09:29
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
2.06.2019
Jak niedziela, to bieg długi. Ok. 8:30 start. Test Altr Escalante - wynik pozytywny. Niestety nie pomyślałem, żeby nałożyć jasną czapeczkę i pomimo wczesnej pory dość silnie odczułem działanie promieni słonecznych. No nic, miałem małego softflaska (150 ml) z wodą i jakoś wystarczył. Pierwsze wrażenia z biegu w Escalante - dużo luzu na palce. Początkowo wręcz niepokojąco dużo tego miejsca, podświadomie obawiałem się, że noga będzie w bucie jeździć. Ostatecznie nic takiego nie miało miejsca - stopa siedzi bardzo stabilnie. Drop zerowy, ale podeszwa nie taka cienka, więc jest amortyzacja i biegło się raczej dobrze, nie czułem, żeby łydki mocniej dostawały niż we Freedom Iso (u mnie wyznacznik komfortu). Parę kilometrów było w granicach 4:15, bo wagą i profilem te buty zachęcają do żwawego biegania. Nie było to najmądrzejsze.
Razem 23 km.
3.06.2019
BS. Tak średnio bym powiedział, tak średnio. Nogi dość ubite po biegu długim, do tego gorąco. Przynajmniej miałem czapkę i mniej paliło głowę.
Razem 15 km.
4.06.2019
Fizjo.
5.06.2019
3x(1,6 km P/2' p). Ale grzało, masakra. Bardzo mało czasu, opcja stadion. Kolejne powtórzenia po 3:40, 3:38, 3:38, przerwa w marszu. Bez rzeźby, ale z powodu temperatury cierpiałem i tak.
Razem 12,1 km.
6.06.2019
BS. Kolejny dzień z upałem, ale dzisiaj wyszedłem ok. 18 i zdecydowanie lżej się biegło. Chyba powoli będę uciekał z treningami bliżej godzin wieczornych, treningi staną się mniej obciążające.
Razem 15,4 km.
7.06.2019
BS.
Razem 15 km.
8.06.2019
Poranny rozruch. Wyszedłem przed 6, bo o tej porze jeszcze znośna temperatura.
Razem 7 km.
Tydzień: 87,6 km. Objętość taka, jaką chciałem mieć. Szkoda, że całą sobotę spędziłem na nogach i na dobrą sprawę nogi mocno się napracowały a ja jestem padnięty. Niezły prognostyk przed startem w południe.
Jak niedziela, to bieg długi. Ok. 8:30 start. Test Altr Escalante - wynik pozytywny. Niestety nie pomyślałem, żeby nałożyć jasną czapeczkę i pomimo wczesnej pory dość silnie odczułem działanie promieni słonecznych. No nic, miałem małego softflaska (150 ml) z wodą i jakoś wystarczył. Pierwsze wrażenia z biegu w Escalante - dużo luzu na palce. Początkowo wręcz niepokojąco dużo tego miejsca, podświadomie obawiałem się, że noga będzie w bucie jeździć. Ostatecznie nic takiego nie miało miejsca - stopa siedzi bardzo stabilnie. Drop zerowy, ale podeszwa nie taka cienka, więc jest amortyzacja i biegło się raczej dobrze, nie czułem, żeby łydki mocniej dostawały niż we Freedom Iso (u mnie wyznacznik komfortu). Parę kilometrów było w granicach 4:15, bo wagą i profilem te buty zachęcają do żwawego biegania. Nie było to najmądrzejsze.
Razem 23 km.
3.06.2019
BS. Tak średnio bym powiedział, tak średnio. Nogi dość ubite po biegu długim, do tego gorąco. Przynajmniej miałem czapkę i mniej paliło głowę.
Razem 15 km.
4.06.2019
Fizjo.
5.06.2019
3x(1,6 km P/2' p). Ale grzało, masakra. Bardzo mało czasu, opcja stadion. Kolejne powtórzenia po 3:40, 3:38, 3:38, przerwa w marszu. Bez rzeźby, ale z powodu temperatury cierpiałem i tak.
Razem 12,1 km.
6.06.2019
BS. Kolejny dzień z upałem, ale dzisiaj wyszedłem ok. 18 i zdecydowanie lżej się biegło. Chyba powoli będę uciekał z treningami bliżej godzin wieczornych, treningi staną się mniej obciążające.
Razem 15,4 km.
7.06.2019
BS.
Razem 15 km.
8.06.2019
Poranny rozruch. Wyszedłem przed 6, bo o tej porze jeszcze znośna temperatura.
Razem 7 km.
Tydzień: 87,6 km. Objętość taka, jaką chciałem mieć. Szkoda, że całą sobotę spędziłem na nogach i na dobrą sprawę nogi mocno się napracowały a ja jestem padnięty. Niezły prognostyk przed startem w południe.
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 2043
- Rejestracja: 18 lut 2017, 09:29
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
9.06.2019
V Grand Prix Zwierzyńca 4/4
Ostatni bieg w ramach tegorocznego Grand Prix Zwierzyńca, jednocześnie finał. Oprócz biegu na ok. 10 km rozgrywany był bieg na ok. 5 km i biegi dla dzieci. Biegi dorosłych startowały w południe, tym razem ze stadionu miejskiego, nie lekkoatletycznego jak przy okazji innych biegów. Z racji miejsca startu i mety trasa też wygląda nieco inaczej niż w pozostałych zawodach cyklu. Dwie pętle po ok. 5 km, większość ścieżkami Lasu Zwierzynieckiego, okrążenie kampusu UwB, fragment ulicą Wiosenną i trochę po stadionie wokół murawy (3/4 okrążenia). I to wszystko powtórzone dwa razy. Gorąco, przed startem wykonałem tylko ok. 2 km truchtu jako rozgrzewka, odrobina dynamicznego rozciągania, 3 przebieżki. Przed samym startem zmoczyłem czapeczkę zimną wodą, trochę też kark i klatkę piersiową, żeby choć minimalnie złagodzić odczucie gorąca.
Dzisiaj ustawiłem się w pierwszym rzędzie, taktyka była prosta - pilnuję dwóch zawodników, żeby być przed nimi i liczę, że uda się być jak najwyżej w końcowych wynikach. Start i cała taktyka poszła się walić - ruszyłem do przodu, przede mną tylko późniejszy zwycięzca piątki, obok zwycięzca biegu majowego. Za nami od samego początku zaczęła robić się dziura i wiedziałem, że jedyne, co mam do zrobienia, to nie przeszarżować na początku, żeby spokojnie być w pierwszej dwójce. Lider biegu na 5 km się od nas oderwał, najpierw o jakieś 5 m, później 10, w końcu biegł na tyle z przodu, że nie było mowy o trójce z przodu, a o samotnym liderze i goniącej dwójce. Biegłem ok. 3:40, na drugim kilometrze dostałem zmianę, ale tempo zamiast wzrosnąć lekko zaczęło spadać. No nic, chwilę biegłem na plecach, może po 600-700 m dałem zmianę i znowu lekko przyspieszyłem, ale trzymałem się raczej ~3:40-3:42. Poczułem, że pasek pulsometru zaczyna mi się zsuwać, kilka razy go poprawiałem, ale sytuacja się powtarzała, w końcu rozpiąłem go i zawiązałem wokół dłoni. Dzień wcześniej spadł deszcz, błota było w ilościach homeopatycznych, za to chyba lekko obniżyło to temperaturę po ostatnich upałach, dzięki czemu było raczej 23-24 w cieniu, nie 28-29. Nawrotka na "rondzie" w lesie, tam widać sytuację, nad trzecim zawodnikiem biegu na 10 km mamy już sporą przewagę, nad kolejnymi jeszcze większą, więc wiadomo, że biegniemy na miejsce. Prowadziłem głównie ja, ale to dlatego, że miałem wrażenie, że mój przeciwnik chce wygrać jak najmniejszym nakładem sił, więc jak tylko może, to zwalania, bo na ostatnich metrach ma nade mną przewagę prędkości. Pierwsze kółko, wychodzi mi ok. 5,25 km ze Stryda, więc wiadomo, że czas za bardzo też się nie liczy, a jedynie miejsce. Na początku drugiego kółka udaje mi się złapać dwa kubeczki i wszystko wylać na głowę, teraz najgorszy fragment, bo odcinek na odsłoniętej ulicy, pod lekki wiatr (nie był przesadnie silny, za to był jeden plus, chłodził). W końcu skręcamy na ścieżkę rowerową przy lesie, zaliczamy kampus, wracamy na ścieżkę i po chwili skręcamy na ścieżki leśne. Tutaj trochę szarpię, próbuję zmiany rytmu, parę razy odchodzę na te 3-5 metrów, ale za każdym razem rywal wraca. W końcu pika 10 km na ulicy Wiosennej, wiem, że jest jeszcze jakieś 450-500 m do mety. Wiem, że na ostatnich metrach nie mam szans, więc próbuję dłuższego finiszu. 200 m po ok. 3:20, ale nie tylko ja przyspieszam, zostaję wyprzedzony, teraz ja siadam na plecach, biegniemy ~2:45 przez kolejne 200 m, w końcu jednak tracę te kilka metrów i już ostatnie ok. 50 m zwalniam do ok. 3:00. Ostatnie ~500 m pokonałem tempem 3'/km. Ostatecznie znowu drugi. Czas 38:28, ale dystans ok. 10,5 km. Dało mi to też trzecie miejsce w klasyfikacji generalnej Grand Prix Zwierzyńca 2019.
Teraz pora na trenowanie do jesieni. Szukam czegoś w drugiej połowie października i jedyne, co mogę znaleźć to półmaratony w Krakowie i Bydgoszczy. Ciekawe jak profil trasy w Bydgoszczy?
V Grand Prix Zwierzyńca 4/4
Ostatni bieg w ramach tegorocznego Grand Prix Zwierzyńca, jednocześnie finał. Oprócz biegu na ok. 10 km rozgrywany był bieg na ok. 5 km i biegi dla dzieci. Biegi dorosłych startowały w południe, tym razem ze stadionu miejskiego, nie lekkoatletycznego jak przy okazji innych biegów. Z racji miejsca startu i mety trasa też wygląda nieco inaczej niż w pozostałych zawodach cyklu. Dwie pętle po ok. 5 km, większość ścieżkami Lasu Zwierzynieckiego, okrążenie kampusu UwB, fragment ulicą Wiosenną i trochę po stadionie wokół murawy (3/4 okrążenia). I to wszystko powtórzone dwa razy. Gorąco, przed startem wykonałem tylko ok. 2 km truchtu jako rozgrzewka, odrobina dynamicznego rozciągania, 3 przebieżki. Przed samym startem zmoczyłem czapeczkę zimną wodą, trochę też kark i klatkę piersiową, żeby choć minimalnie złagodzić odczucie gorąca.
Dzisiaj ustawiłem się w pierwszym rzędzie, taktyka była prosta - pilnuję dwóch zawodników, żeby być przed nimi i liczę, że uda się być jak najwyżej w końcowych wynikach. Start i cała taktyka poszła się walić - ruszyłem do przodu, przede mną tylko późniejszy zwycięzca piątki, obok zwycięzca biegu majowego. Za nami od samego początku zaczęła robić się dziura i wiedziałem, że jedyne, co mam do zrobienia, to nie przeszarżować na początku, żeby spokojnie być w pierwszej dwójce. Lider biegu na 5 km się od nas oderwał, najpierw o jakieś 5 m, później 10, w końcu biegł na tyle z przodu, że nie było mowy o trójce z przodu, a o samotnym liderze i goniącej dwójce. Biegłem ok. 3:40, na drugim kilometrze dostałem zmianę, ale tempo zamiast wzrosnąć lekko zaczęło spadać. No nic, chwilę biegłem na plecach, może po 600-700 m dałem zmianę i znowu lekko przyspieszyłem, ale trzymałem się raczej ~3:40-3:42. Poczułem, że pasek pulsometru zaczyna mi się zsuwać, kilka razy go poprawiałem, ale sytuacja się powtarzała, w końcu rozpiąłem go i zawiązałem wokół dłoni. Dzień wcześniej spadł deszcz, błota było w ilościach homeopatycznych, za to chyba lekko obniżyło to temperaturę po ostatnich upałach, dzięki czemu było raczej 23-24 w cieniu, nie 28-29. Nawrotka na "rondzie" w lesie, tam widać sytuację, nad trzecim zawodnikiem biegu na 10 km mamy już sporą przewagę, nad kolejnymi jeszcze większą, więc wiadomo, że biegniemy na miejsce. Prowadziłem głównie ja, ale to dlatego, że miałem wrażenie, że mój przeciwnik chce wygrać jak najmniejszym nakładem sił, więc jak tylko może, to zwalania, bo na ostatnich metrach ma nade mną przewagę prędkości. Pierwsze kółko, wychodzi mi ok. 5,25 km ze Stryda, więc wiadomo, że czas za bardzo też się nie liczy, a jedynie miejsce. Na początku drugiego kółka udaje mi się złapać dwa kubeczki i wszystko wylać na głowę, teraz najgorszy fragment, bo odcinek na odsłoniętej ulicy, pod lekki wiatr (nie był przesadnie silny, za to był jeden plus, chłodził). W końcu skręcamy na ścieżkę rowerową przy lesie, zaliczamy kampus, wracamy na ścieżkę i po chwili skręcamy na ścieżki leśne. Tutaj trochę szarpię, próbuję zmiany rytmu, parę razy odchodzę na te 3-5 metrów, ale za każdym razem rywal wraca. W końcu pika 10 km na ulicy Wiosennej, wiem, że jest jeszcze jakieś 450-500 m do mety. Wiem, że na ostatnich metrach nie mam szans, więc próbuję dłuższego finiszu. 200 m po ok. 3:20, ale nie tylko ja przyspieszam, zostaję wyprzedzony, teraz ja siadam na plecach, biegniemy ~2:45 przez kolejne 200 m, w końcu jednak tracę te kilka metrów i już ostatnie ok. 50 m zwalniam do ok. 3:00. Ostatnie ~500 m pokonałem tempem 3'/km. Ostatecznie znowu drugi. Czas 38:28, ale dystans ok. 10,5 km. Dało mi to też trzecie miejsce w klasyfikacji generalnej Grand Prix Zwierzyńca 2019.
Teraz pora na trenowanie do jesieni. Szukam czegoś w drugiej połowie października i jedyne, co mogę znaleźć to półmaratony w Krakowie i Bydgoszczy. Ciekawe jak profil trasy w Bydgoszczy?
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 2043
- Rejestracja: 18 lut 2017, 09:29
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
10.06.2019
BS. Zmobilizowałem się i wyszedłem z rana, dzięki czemu było rześko i bardzo przyjemnie. Tempo 4:31, tętno 130 bpm.
Razem 16 km.
11.06.2019
5x(200m R/200 m p + 200 m R/400 m p + 400 m R/200 m p). Znowu postanowiłem wykonać trening z rana. Szybko i krótko, więc na bieżni. Było zauważalnie cieplej niż w poniedziałek, ale wciąż znośnie, jeszcze poniżej 20 stopni (może w końcówce powyżej) i połowa okrążenia w cieniu, dodatkowo wiał dość przyjemny wiaterek. Przerwa w marszu i truchcie, zależy jak mi się chciało.
Szybkie odcinki po ok. 3:05, przerwa w marszu.
Czas | dystans | tempo | średni puls | maks. puls
0:37.0 0.20 3:05 146 151
200m
0:36.8 0.20 3:04 150 153
400 m
1:14.2 0.40 3:05 153 159
200 m
0:36.0 0.20 3:00 147 154
200 m
0:36.7 0.20 3:03 151 158
400 m
1:14.2 0.40 3:05 152 160
200 m
0:36.1 0.20 3:00 142 152
200 m
0:36.4 0.20 3:02 145 154
400 m
1:14.0 0.40 3:05 154 160
200 m
0:35.9 0.20 3:00 145 154
200 m
0:36.2 0.20 3:01 145 154
400 m
1:14.7 0.40 3:07 153 160
200 m
0:36.2 0.20 3:01 144 153
200 m
0:36.1 0.20 3:01 147 155
400 m
1:13.7 0.40 3:04 154 161
200 m
Razem 12,8 km.
12.06.2019
BS. Kolejny raz z samego rana. Niestety super aura z poniedziałku już się nie powtórzyła i było tak z 8-10 stopni cieplej pomimo biegu właściwie o tej samej porze. Samo rozruszanie się dość ciężkie, ale po tych 15-20 minutach już dość przyjemnie się biegnie.
Razem 13,36 km.
13.06.2019
Fizjo.
14.06.2019
Nie wiadomo co. Ten tydzień miał być lekko przejściowy - ostatni start wiosny za mną, jesień na horyzoncie, niby można zaczynać nowy plan, ale jednak przydałby się jakiś lekki odpoczynek, ze 2-3 tygodnie lżejszego biegania. Ale jednak wtorek nastroił mnie pozytywnie - spróbuję 5x(1,6 km P/1' przerwy). Jak wejdzie lekko, uznam, że to pierwszy tydzień przygotowań, jak nie, pierwszy tydzień odpoczynku. No i nie wyszło. Zrobiłem dwa powtórzenia, na trzecim dałem se spokój. Znaczy, tego dnia zrobiłbym i 5, ale w trakcie trzeciego powtórzenia w końcu doszedłem do konkluzji, że po ~30 tygodniach w treningu, 8 startach w 12 tygodni potrzebuję chwili luzu, tak ze 2-3 tygodni czegoś lżejszego, bardziej spontanicznego. Nie będę ukrywał, że aktualne upały pomogły mi w tej decyzji, bo akcenty o 5 to jest coś, co muszę jeszcze przetrawić. Obawiam się, że przed tym nie ucieknę, ale chyba przyda mi się lekkie wprowadzenie do tej sytuacji.
15.06.2019
BS.
Tydzień: 78 km. Wypadł bieg długi, więc i nic dziwnego, że poniżej 80 km.
16.07.2019
Miał być bieg długi. Chciałem wyjść ok. 5, ale zanim się wybrałem zebrało się na burzę. Ok, poczekam. Zjadłem lekkie śniadanie, burza przeszła, deszcz przestał padać, siódma na zegarze. Nie ma co przedłużać, ruszam. Po 4 km zaczęło lekko kropić, zaczęło błyskać, stwierdziłem, że na sprawdzonym punkcie zrobię nawrotkę (akurat ~5,5 km) i jak pogoda pozwoli to po prostu zrobię dwa powtórzenia tej trasy. Po 6 km zaczęło mocno padać, burza się rozszalała, więc postanowiłem, że przyspieszam. Wpadło fajne ~3,7 km w tempie ~3:43. Momentami noga zapadała się w błocie, co niestety wybijało z rytmu. Ostatni kilometr to już niestety niebezpieczny odcinek z powodu dużej ilości i śliskiego błota, więc zwolniłem do ~4:30. Przez chwilę chodziło mi po głowie dokręcenie ~12 km wieczorem, ale w końcu poszedłem po rozum do głowy - jak luz, to luz, na zapieprzanie przyjdzie czas za dwa tygodnie.
BS. Zmobilizowałem się i wyszedłem z rana, dzięki czemu było rześko i bardzo przyjemnie. Tempo 4:31, tętno 130 bpm.
Razem 16 km.
11.06.2019
5x(200m R/200 m p + 200 m R/400 m p + 400 m R/200 m p). Znowu postanowiłem wykonać trening z rana. Szybko i krótko, więc na bieżni. Było zauważalnie cieplej niż w poniedziałek, ale wciąż znośnie, jeszcze poniżej 20 stopni (może w końcówce powyżej) i połowa okrążenia w cieniu, dodatkowo wiał dość przyjemny wiaterek. Przerwa w marszu i truchcie, zależy jak mi się chciało.
Szybkie odcinki po ok. 3:05, przerwa w marszu.
Czas | dystans | tempo | średni puls | maks. puls
0:37.0 0.20 3:05 146 151
200m
0:36.8 0.20 3:04 150 153
400 m
1:14.2 0.40 3:05 153 159
200 m
0:36.0 0.20 3:00 147 154
200 m
0:36.7 0.20 3:03 151 158
400 m
1:14.2 0.40 3:05 152 160
200 m
0:36.1 0.20 3:00 142 152
200 m
0:36.4 0.20 3:02 145 154
400 m
1:14.0 0.40 3:05 154 160
200 m
0:35.9 0.20 3:00 145 154
200 m
0:36.2 0.20 3:01 145 154
400 m
1:14.7 0.40 3:07 153 160
200 m
0:36.2 0.20 3:01 144 153
200 m
0:36.1 0.20 3:01 147 155
400 m
1:13.7 0.40 3:04 154 161
200 m
Razem 12,8 km.
12.06.2019
BS. Kolejny raz z samego rana. Niestety super aura z poniedziałku już się nie powtórzyła i było tak z 8-10 stopni cieplej pomimo biegu właściwie o tej samej porze. Samo rozruszanie się dość ciężkie, ale po tych 15-20 minutach już dość przyjemnie się biegnie.
Razem 13,36 km.
13.06.2019
Fizjo.
14.06.2019
Nie wiadomo co. Ten tydzień miał być lekko przejściowy - ostatni start wiosny za mną, jesień na horyzoncie, niby można zaczynać nowy plan, ale jednak przydałby się jakiś lekki odpoczynek, ze 2-3 tygodnie lżejszego biegania. Ale jednak wtorek nastroił mnie pozytywnie - spróbuję 5x(1,6 km P/1' przerwy). Jak wejdzie lekko, uznam, że to pierwszy tydzień przygotowań, jak nie, pierwszy tydzień odpoczynku. No i nie wyszło. Zrobiłem dwa powtórzenia, na trzecim dałem se spokój. Znaczy, tego dnia zrobiłbym i 5, ale w trakcie trzeciego powtórzenia w końcu doszedłem do konkluzji, że po ~30 tygodniach w treningu, 8 startach w 12 tygodni potrzebuję chwili luzu, tak ze 2-3 tygodni czegoś lżejszego, bardziej spontanicznego. Nie będę ukrywał, że aktualne upały pomogły mi w tej decyzji, bo akcenty o 5 to jest coś, co muszę jeszcze przetrawić. Obawiam się, że przed tym nie ucieknę, ale chyba przyda mi się lekkie wprowadzenie do tej sytuacji.
15.06.2019
BS.
Tydzień: 78 km. Wypadł bieg długi, więc i nic dziwnego, że poniżej 80 km.
16.07.2019
Miał być bieg długi. Chciałem wyjść ok. 5, ale zanim się wybrałem zebrało się na burzę. Ok, poczekam. Zjadłem lekkie śniadanie, burza przeszła, deszcz przestał padać, siódma na zegarze. Nie ma co przedłużać, ruszam. Po 4 km zaczęło lekko kropić, zaczęło błyskać, stwierdziłem, że na sprawdzonym punkcie zrobię nawrotkę (akurat ~5,5 km) i jak pogoda pozwoli to po prostu zrobię dwa powtórzenia tej trasy. Po 6 km zaczęło mocno padać, burza się rozszalała, więc postanowiłem, że przyspieszam. Wpadło fajne ~3,7 km w tempie ~3:43. Momentami noga zapadała się w błocie, co niestety wybijało z rytmu. Ostatni kilometr to już niestety niebezpieczny odcinek z powodu dużej ilości i śliskiego błota, więc zwolniłem do ~4:30. Przez chwilę chodziło mi po głowie dokręcenie ~12 km wieczorem, ale w końcu poszedłem po rozum do głowy - jak luz, to luz, na zapieprzanie przyjdzie czas za dwa tygodnie.
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 2043
- Rejestracja: 18 lut 2017, 09:29
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
17.06.2019
BS. Rano, chłodno, nawet przyjemnie.
Razem 15,1 km.
18.06.2019
10 x podbiegi. Niby podbieg "tylko" 9 m w górę na ~180 m, ale dawał w kość. Większość powtórzeń ~3:20, pojedyncze szybciej. Pierwsze trzy powtórzenia w miarę na luzie. 4 kolejne już czułem, że to nie jest spacerek. Trzy ostatnie to już była solidna praca od połowy dystansu.
Czarna czapeczka po południu to nie jest najlepszy pomysł. Wyraźnie czuję różnicę między subiektywnym odczuwaniem ciepła gdy mam białą i czarną czapkę na głowie (ten sam model, tylko kolor inny).
Razem 15,2 km.
19.06.2019
BS z rana. Trochę czułem nogi po wczorajszym, ale chyba o to chodziło?
Razem 15,88 km.
20.06.2019
BS. Znowu cieplej.
Razem 16,4 km.
21.06.2019
Wolne - oddałem krew. Bardzo głupi pomysł, żeby robić to w środku długiego weekendu. Kolejki jakich jeszcze w rckiku przez kilkanaście lat nie widziałem. No nic, wolne, więc nie szkodzi, że zajmie mi to godzinę dłużej niż początkowo zakładałem.
Na badaniu oczywiście pytanie o tętno. Dlaczego tak niskie (~40 na badaniu), biega pan? Trochę biegam. A ile pan biega? A różnie, zależy od dnia, raz więcej, raz mniej. A w Suchowoli w zawodach pan biegł (miejscowość ~45 km od Białegostoku), strasznie gorąco, ja biegłem na przetrwanie? Nie, ale w Siemiatyczach biegłem (myślałem, że biegi były tego samego dnia, ale później sprawdziłem i akurat bieg w Suchowoli był 12 maja, kiedy biegałem w GPZ). A ile pan biega na dychę? Powiedziałem. Nie mam pytań. I lekarz prawie wygonił mnie z gabinetu (oczywiście to było wszystko w pozytywnym tonie i przyjaznej atmosferze). xD
22.06.2019
BS. Ze względu na donację dzień wcześniej, trochę spokojniej niż normalnie.
Razem 11,6 km.
Tydzień: 85,2 km.
BS. Rano, chłodno, nawet przyjemnie.
Razem 15,1 km.
18.06.2019
10 x podbiegi. Niby podbieg "tylko" 9 m w górę na ~180 m, ale dawał w kość. Większość powtórzeń ~3:20, pojedyncze szybciej. Pierwsze trzy powtórzenia w miarę na luzie. 4 kolejne już czułem, że to nie jest spacerek. Trzy ostatnie to już była solidna praca od połowy dystansu.
Czarna czapeczka po południu to nie jest najlepszy pomysł. Wyraźnie czuję różnicę między subiektywnym odczuwaniem ciepła gdy mam białą i czarną czapkę na głowie (ten sam model, tylko kolor inny).
Razem 15,2 km.
19.06.2019
BS z rana. Trochę czułem nogi po wczorajszym, ale chyba o to chodziło?
Razem 15,88 km.
20.06.2019
BS. Znowu cieplej.
Razem 16,4 km.
21.06.2019
Wolne - oddałem krew. Bardzo głupi pomysł, żeby robić to w środku długiego weekendu. Kolejki jakich jeszcze w rckiku przez kilkanaście lat nie widziałem. No nic, wolne, więc nie szkodzi, że zajmie mi to godzinę dłużej niż początkowo zakładałem.
Na badaniu oczywiście pytanie o tętno. Dlaczego tak niskie (~40 na badaniu), biega pan? Trochę biegam. A ile pan biega? A różnie, zależy od dnia, raz więcej, raz mniej. A w Suchowoli w zawodach pan biegł (miejscowość ~45 km od Białegostoku), strasznie gorąco, ja biegłem na przetrwanie? Nie, ale w Siemiatyczach biegłem (myślałem, że biegi były tego samego dnia, ale później sprawdziłem i akurat bieg w Suchowoli był 12 maja, kiedy biegałem w GPZ). A ile pan biega na dychę? Powiedziałem. Nie mam pytań. I lekarz prawie wygonił mnie z gabinetu (oczywiście to było wszystko w pozytywnym tonie i przyjaznej atmosferze). xD
22.06.2019
BS. Ze względu na donację dzień wcześniej, trochę spokojniej niż normalnie.
Razem 11,6 km.
Tydzień: 85,2 km.
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 2043
- Rejestracja: 18 lut 2017, 09:29
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
23.06.2019
BD. Nic ciekawego, po prostu zadanie wykonane. Dwudziesty pierwszy kilometr pokonany szybciej, ~3:17 i muszę przyznać, że biegło mi się bardzo przyjemnie i zaskakująco lekko. Może trochę zbyt asekurancko podszedłem do tego treningu i trzeba było zrobić jakieś BNP? Z drugiej strony nie ma co szaleć za bardzo teraz, lepiej jeszcze się regenerować po oddaniu krwi i mocno popracować dopiero na podbiegach.
Razem 24 km.
24.06.2019
BS. Było biegane, to właściwie tyle.
Razem 16 km.
25.06.2019
10xPDB. Ta sama górka, co przed tygodniem, jedynie pora inna. Trening z rana, więc temperatura przyjemna. Najpierw ok. 5,5 km dobiegu, 10 podbiegów, przerwa w truchcie/marszu, powrót. Pierwsze dwa powtórzenia po ok. 3:30, kolejne cztery po ok. 3:20, by kończyć po ok. 3:05.
Razem 15 km.
26.06.2019
BS z jednym mocnym kilometrem w końcówce - ok. 350 m po płaskim, a nawet minimalnie w dół, później w górę kolejne 500 m i końcówka znowu po płaskim. Ten kilometr w ~3:36, na koniec jeszcze ok. 2 km schłodzenia. Wyraźnie cieplej niż w poprzednich dwóch dniach.
Razem 15 km.
27.06.2019
Wolne.
28.06.2019
BS. Krócej niż zazwyczaj, bo prognozy pogody na sobotę zachęcały do startu w zawodach, więc tylko truchtanie.
Razem 7,9 km.
BD. Nic ciekawego, po prostu zadanie wykonane. Dwudziesty pierwszy kilometr pokonany szybciej, ~3:17 i muszę przyznać, że biegło mi się bardzo przyjemnie i zaskakująco lekko. Może trochę zbyt asekurancko podszedłem do tego treningu i trzeba było zrobić jakieś BNP? Z drugiej strony nie ma co szaleć za bardzo teraz, lepiej jeszcze się regenerować po oddaniu krwi i mocno popracować dopiero na podbiegach.
Razem 24 km.
24.06.2019
BS. Było biegane, to właściwie tyle.
Razem 16 km.
25.06.2019
10xPDB. Ta sama górka, co przed tygodniem, jedynie pora inna. Trening z rana, więc temperatura przyjemna. Najpierw ok. 5,5 km dobiegu, 10 podbiegów, przerwa w truchcie/marszu, powrót. Pierwsze dwa powtórzenia po ok. 3:30, kolejne cztery po ok. 3:20, by kończyć po ok. 3:05.
Razem 15 km.
26.06.2019
BS z jednym mocnym kilometrem w końcówce - ok. 350 m po płaskim, a nawet minimalnie w dół, później w górę kolejne 500 m i końcówka znowu po płaskim. Ten kilometr w ~3:36, na koniec jeszcze ok. 2 km schłodzenia. Wyraźnie cieplej niż w poprzednich dwóch dniach.
Razem 15 km.
27.06.2019
Wolne.
28.06.2019
BS. Krócej niż zazwyczaj, bo prognozy pogody na sobotę zachęcały do startu w zawodach, więc tylko truchtanie.
Razem 7,9 km.
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 2043
- Rejestracja: 18 lut 2017, 09:29
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
29.06.2019
XXVIII Półmaraton Mleczny w Korycinie
Można powiedzieć, że impreza prawie domowa - organizuje sąsiednia gmina. Rok temu startowałem tam w biegu na 5 km i pomyślałem, że przy niezłej pogodzie (nie za ciepło) można powtórzyć ten manewr. Z tą różnicą, że w tym roku bieg towarzyszący zmienił nazwę na Bieg do Grodu i długość zmieniła się z 5 na ~5,5 km. No nic, to był mój cel - szansa na coś intensywnego. Ponieważ wcześniej się nie rejestrowałem, to na miejsce zajechałem ok. 10, spytałem czy są wolne pakiety. Na jaki dystans? No, i wtedy popłynąłem - spojrzałem w niebo, otworzyłem pogodę w telefonie, sprawdziłem prognozę (~20 stopni i umiarkowany/umiarkowany-silny wiatr północno zachodni) i powiedziałem głośno w półmaratonie. Czas się nie zatrzymał, grom nie uderzył, wpisałem się, zapłaciłem i miałem sporo wolnego czasu. Wieś gminna, za dużo do robienia nie ma - na szczęście w godzinach porannych odbywał się triathlon, więc trochę pozabijałem nudę przyglądając się rywalizacji. I naszła mnie taka myśl - nie jestem wielkim technikiem biegu, ale na wszystkich oglądanych zawodników chyba 2 osoby poruszały się krokiem biegowym, reszta (nie widziałem wszystkich) raczej uprawiała chód sportowy z podskokami.
Ale wróćmy do mnie. Rozgrzewka - jakieś 2,5 km truchtu, do tego trochę klasycznych ćwiczeń w biegu, 3 przebieżki, taki mój standardzik. Kilka znajomych twarzy, kilka krótkich rozmów. Nawet myślałem, czy jednak nie iść do biura zawodów i się nie przepisać na krótszy dystans, bo zapowiadanych chmur nie było widać na horyzoncie a o temperaturę dbał raczej wiatr. Jednak zapisane na papierze, niech zostanie - decyzja podjęta pod wpływem chwili, może głupia, ale raz kozie śmierć, kto nie ryzykuje, nie pije szampana i tuzin innych coachingowych pierdoletów, które należy omijać szerokim łukiem.
Start 12:20. Najpierw wózki, ~2 minuty przeryw i biegacze (oba biegi). Na sam przód wyrwał młody Litwin (był drugi w Mońkach na wiosnę), ale on startował na krótszym dystansie. Za liderem była standardowa czołówka małych lokalnych biegów plus drugi Litwin (M50, ale na dychę potrafi biegać ~35') plus dwa rodzynki (pary wystarczyło im na 2-3 km, później musieli mocno cierpieć). Główny faworyt HM biegł bardzo spokojnie, początkowo po ~3:45 i przez pierwsze kilometry był drugi, dopiero jak biegi się rozdzieliły przyspieszył, doszedł starszego z Litwinów i zaczął bugować swoją przewagę (na mecie było ~1:14:xx, więc się nie zmęczył jakoś mocno). Za dwójką biegłem ja. W zasięgu miała mnie jeszcze dwójka zawodników, choć po ok. 5-6 km piąty już się nie liczył. Szybka ocena sytuacji - czy biegnę na życiówkę? Nie. Czy mam szansę na dojście drugiego? Nie. Znaczy, na 10 km był w zasięgu, ale wiem, że jest szybszy na dychę, więc realnie założyłem, że biegnie z rezerwą na miejsce. Wiedziałem, że czwarty zawodnik jest za mną, ale dystans między nami nie był jakiś ogromny, więc zacząłem zwalniać, doszedł mnie na 11 km, przejął prowadzenie, a ja usiadłem na "kole" i skorzystałem ze zmiany (powrót był raczej z niekorzystnym wiatrem), po ok. 1,5 km dałem zmianę, później kolejna zmiana, i kolejna. Gdzieś ok. 17,5 km był ostatni punkt z wodą (w końcówce podbiegu), tutaj przyspieszyłem (już wcześniej zauważyłem, że pod górę biegnie mi się dużo łatwiej niż rywalowi), szybko zrobiłem 5 m różnicy, po chwili dystans rośnie do 10, 20. Nie mija kilometr i dystans to już bezpieczne 50 m. Jak by to powiedzieć, przez ok. 10 km po prostu biegłem taktycznie - najpierw zwolniłem, żeby przez niekorzystny wiatr nie biec samemu, później pracowaliśmy na zmianę, ale ja trochę odpoczywałem tak naprawdę, a ostatnie ~3,5 km znowu przyspieszyłem i spokojnie przybiegłem trzeci. Czas bez rewelacji - 1:23:13 (z zegarka, nawet nie wiem co było oficjalnie), ale liczyło się miejsce.
Trasa do łatwych nie należała. Na początku ~0,5 km płasko, później ok. 3 km podbiegu (+34-5 m) i dalej to już właściwie góra/dół - podbiegi właściwie za każdym razem ~10m, czasami na km, czasami na 400 m, dopiero ostatnie 3,5 to względny relaks (jedynie wiatr przeszkadzał). Długimi odcinkami odczuwalny był wiatr i w połączeniu z podbiegami i słońcem (temperatura powietrza była znośna, ale nie było chmur i odczuwalna była wyraźnie wyższa) trasa mogła dać w kość. Gęsto rozstawione punkty z wodą i właściwie na każdym (poza jednym) się czymś polałem, dodatkowo na niektórych też coś popiłem. Upuściłem żel i zrobiłem stop, nawrotkę i rozpędzanie, co mnie na pewien czas wybiło z rytmu, ale w ogólnym rozrachunku nie miało to wpływu na wynik - więcej czasu zmitrężyłem zwalniając i czekając na pomoc pod wiatr. Gdyby dzisiaj 3. miejsce dawało spokojne 1:27, to pewnie właśnie coś w granicy 1:26-7 bym pobiegł. Leń się ze mnie zrobił.
Profil trasy:
Start z przypadku, z marszu, bez przygotowania do niego, ale jestem bardzo zadowolony z wyniku. Na trudnej trasie, w nie najłatwiejszych warunkach, biegnąc taktycznie uzyskałem akceptowalny czas tydzień po oddaniu krwi. Liczę, że te górki zaprocentują jesienią.
Tydzień: 101,5 km. Za dużo, ale to ze względu na właściwie 2 biegi długie w jednym tygodniu.
Kościan 10 listopada (dzięki Marek za cynk!) i Lizbona 22 marca niemal idealnie pasują jako kolejne starty docelowe. Normalnie brałbym Półmaraton Warszawski (w tym roku przekonała mnie trasa), ale w przyszłym roku przenoszą jednorazowo na koniec maja, a to już za duże ryzyko upału (nawet wieczorna pora mnie nie przekonuje). Na Kościan jestem właściwie zdecydowany, teraz kombinuję jak zorganizować sobie transport, bo samochodem do Poznania i dalej do Kościana jechać mi się nie chce. Tylko że dostępne połączenia kolejowe też nie zachęcają za bardzo. Muszę jeszcze przemyśleć wiosnę 2020, może jednak coś w kraju. Jak w kraju nic mnie nie przekona w podobnym terminie, będzie urlop+start.
XXVIII Półmaraton Mleczny w Korycinie
Można powiedzieć, że impreza prawie domowa - organizuje sąsiednia gmina. Rok temu startowałem tam w biegu na 5 km i pomyślałem, że przy niezłej pogodzie (nie za ciepło) można powtórzyć ten manewr. Z tą różnicą, że w tym roku bieg towarzyszący zmienił nazwę na Bieg do Grodu i długość zmieniła się z 5 na ~5,5 km. No nic, to był mój cel - szansa na coś intensywnego. Ponieważ wcześniej się nie rejestrowałem, to na miejsce zajechałem ok. 10, spytałem czy są wolne pakiety. Na jaki dystans? No, i wtedy popłynąłem - spojrzałem w niebo, otworzyłem pogodę w telefonie, sprawdziłem prognozę (~20 stopni i umiarkowany/umiarkowany-silny wiatr północno zachodni) i powiedziałem głośno w półmaratonie. Czas się nie zatrzymał, grom nie uderzył, wpisałem się, zapłaciłem i miałem sporo wolnego czasu. Wieś gminna, za dużo do robienia nie ma - na szczęście w godzinach porannych odbywał się triathlon, więc trochę pozabijałem nudę przyglądając się rywalizacji. I naszła mnie taka myśl - nie jestem wielkim technikiem biegu, ale na wszystkich oglądanych zawodników chyba 2 osoby poruszały się krokiem biegowym, reszta (nie widziałem wszystkich) raczej uprawiała chód sportowy z podskokami.
Ale wróćmy do mnie. Rozgrzewka - jakieś 2,5 km truchtu, do tego trochę klasycznych ćwiczeń w biegu, 3 przebieżki, taki mój standardzik. Kilka znajomych twarzy, kilka krótkich rozmów. Nawet myślałem, czy jednak nie iść do biura zawodów i się nie przepisać na krótszy dystans, bo zapowiadanych chmur nie było widać na horyzoncie a o temperaturę dbał raczej wiatr. Jednak zapisane na papierze, niech zostanie - decyzja podjęta pod wpływem chwili, może głupia, ale raz kozie śmierć, kto nie ryzykuje, nie pije szampana i tuzin innych coachingowych pierdoletów, które należy omijać szerokim łukiem.
Start 12:20. Najpierw wózki, ~2 minuty przeryw i biegacze (oba biegi). Na sam przód wyrwał młody Litwin (był drugi w Mońkach na wiosnę), ale on startował na krótszym dystansie. Za liderem była standardowa czołówka małych lokalnych biegów plus drugi Litwin (M50, ale na dychę potrafi biegać ~35') plus dwa rodzynki (pary wystarczyło im na 2-3 km, później musieli mocno cierpieć). Główny faworyt HM biegł bardzo spokojnie, początkowo po ~3:45 i przez pierwsze kilometry był drugi, dopiero jak biegi się rozdzieliły przyspieszył, doszedł starszego z Litwinów i zaczął bugować swoją przewagę (na mecie było ~1:14:xx, więc się nie zmęczył jakoś mocno). Za dwójką biegłem ja. W zasięgu miała mnie jeszcze dwójka zawodników, choć po ok. 5-6 km piąty już się nie liczył. Szybka ocena sytuacji - czy biegnę na życiówkę? Nie. Czy mam szansę na dojście drugiego? Nie. Znaczy, na 10 km był w zasięgu, ale wiem, że jest szybszy na dychę, więc realnie założyłem, że biegnie z rezerwą na miejsce. Wiedziałem, że czwarty zawodnik jest za mną, ale dystans między nami nie był jakiś ogromny, więc zacząłem zwalniać, doszedł mnie na 11 km, przejął prowadzenie, a ja usiadłem na "kole" i skorzystałem ze zmiany (powrót był raczej z niekorzystnym wiatrem), po ok. 1,5 km dałem zmianę, później kolejna zmiana, i kolejna. Gdzieś ok. 17,5 km był ostatni punkt z wodą (w końcówce podbiegu), tutaj przyspieszyłem (już wcześniej zauważyłem, że pod górę biegnie mi się dużo łatwiej niż rywalowi), szybko zrobiłem 5 m różnicy, po chwili dystans rośnie do 10, 20. Nie mija kilometr i dystans to już bezpieczne 50 m. Jak by to powiedzieć, przez ok. 10 km po prostu biegłem taktycznie - najpierw zwolniłem, żeby przez niekorzystny wiatr nie biec samemu, później pracowaliśmy na zmianę, ale ja trochę odpoczywałem tak naprawdę, a ostatnie ~3,5 km znowu przyspieszyłem i spokojnie przybiegłem trzeci. Czas bez rewelacji - 1:23:13 (z zegarka, nawet nie wiem co było oficjalnie), ale liczyło się miejsce.
Trasa do łatwych nie należała. Na początku ~0,5 km płasko, później ok. 3 km podbiegu (+34-5 m) i dalej to już właściwie góra/dół - podbiegi właściwie za każdym razem ~10m, czasami na km, czasami na 400 m, dopiero ostatnie 3,5 to względny relaks (jedynie wiatr przeszkadzał). Długimi odcinkami odczuwalny był wiatr i w połączeniu z podbiegami i słońcem (temperatura powietrza była znośna, ale nie było chmur i odczuwalna była wyraźnie wyższa) trasa mogła dać w kość. Gęsto rozstawione punkty z wodą i właściwie na każdym (poza jednym) się czymś polałem, dodatkowo na niektórych też coś popiłem. Upuściłem żel i zrobiłem stop, nawrotkę i rozpędzanie, co mnie na pewien czas wybiło z rytmu, ale w ogólnym rozrachunku nie miało to wpływu na wynik - więcej czasu zmitrężyłem zwalniając i czekając na pomoc pod wiatr. Gdyby dzisiaj 3. miejsce dawało spokojne 1:27, to pewnie właśnie coś w granicy 1:26-7 bym pobiegł. Leń się ze mnie zrobił.
Profil trasy:
Start z przypadku, z marszu, bez przygotowania do niego, ale jestem bardzo zadowolony z wyniku. Na trudnej trasie, w nie najłatwiejszych warunkach, biegnąc taktycznie uzyskałem akceptowalny czas tydzień po oddaniu krwi. Liczę, że te górki zaprocentują jesienią.
Tydzień: 101,5 km. Za dużo, ale to ze względu na właściwie 2 biegi długie w jednym tygodniu.
Kościan 10 listopada (dzięki Marek za cynk!) i Lizbona 22 marca niemal idealnie pasują jako kolejne starty docelowe. Normalnie brałbym Półmaraton Warszawski (w tym roku przekonała mnie trasa), ale w przyszłym roku przenoszą jednorazowo na koniec maja, a to już za duże ryzyko upału (nawet wieczorna pora mnie nie przekonuje). Na Kościan jestem właściwie zdecydowany, teraz kombinuję jak zorganizować sobie transport, bo samochodem do Poznania i dalej do Kościana jechać mi się nie chce. Tylko że dostępne połączenia kolejowe też nie zachęcają za bardzo. Muszę jeszcze przemyśleć wiosnę 2020, może jednak coś w kraju. Jak w kraju nic mnie nie przekona w podobnym terminie, będzie urlop+start.
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 2043
- Rejestracja: 18 lut 2017, 09:29
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
30.06.2019
Normalnie byłby bieg długi, ale z racji sobotniego startu w półmaratonie plan się zmienił - tylko BS. Szyja spalona po wczorajszym, nauczka na przyszłość, żeby nie zapominać o kremie przeciwsłonecznym przed zawodami/treningiem. Najśmieszniejsze jest to, że krem miałem w torbie, ale się nim po prostu nie posmarowałem przed startem.
Razem 14 km.
W czerwcu zrobiłem 380 km. Myślę, że 360-380/miesiąc to na razie powinien być mój miesięczny limit, co odpowiada 85-90 km/tydzień i tego będę starał się trzymać.
1.07.2019
BS. Rano złapał mnie leń - sprawdziłem popołudniową/wieczorną pogodę - miało być znośnie, lekko powyżej dwudziestu, więc stwierdziłem, że nie muszę uciekać przed upałem. Po południu fizjo, od razu po fizjo przebranie w biegowe ciuszki i trochę szurania.
Razem 15,5 km.
2.07.2019
Dłuższy BS. Znowu znośna temperatura, więc trening po południu. Lekko wydłużony, żeby na koniec tygodnia suma kilometrów się zgadzała.
Razem 17 km.
3.07.2019
Tego dnia trening popołudniowo-wieczorny odpadał, więc zostawał ranek. Chciałem powtórzyć podbiegi, ale w nieco innej formie niż poprzednio - padło na wiadukt kolejowy i możliwość atakowania go z dwóch stron. Podbieg z jednej strony, zejście, podbieg z drugiej strony, zejście. Krótszy podbieg to ok. 130 m i ok. 6 m w górę, dłuższy to ok. 220-30 m i ok. 9-10 m w górę. Zrobiłem 6 takich powtórzeń, więc razem 12 podbiegów. Końcówka dwóch ostatnich dłuższych podbiegów (30-40 m) to już technika się posypała i biegłem raczej siłowo. Nie wiem czy w takim wypadku (kiedy już zaczyna siadać technika) jest sens przedłużać trening - czy nie grozi to właśnie utrwalaniem złego wzorca ruchowego? Tempo szybkich odcinków ~3:10-15 (raz <3:00), przerwa w marszu.
Razem 10,5 km.
4.07.2019
Wolne.
5.07.2019
BS. Pogoda raczej późno letnia, co mi bardzo odpowiadało. W końcówce nawet złapał mnie delikatny, letni deszcz.
Razem 15,7 km.
6.07.2019
Wymyśliłem zrobić bieg ciągły. Tempo nie jakieś zabójcze, powiedzmy 4:05-10, długość ~5-6 km. Na początek ~3 km rozgrzewkowe, później przyspieszam, kilometr wpada w 4:08, idealnie, drugi też lecę dobrze, ale zaczynają się schody i wymuszone postoje na światłach, ale tragedii nie ma, 4:18. Za to kolejny kilometr to już porażka na całego - 4:50 (bardzo dużo stania). No nic, dopadłem do odcinka, gdzie mogłem po prostu biec, dało to 6 km 24:47 (tempo ~4:08), średnie tętno 146 bpm. Na koniec jeszcze schłodzenie. Ostatecznie udało sie zrobić te 6 km ciągłego, ale zadowolony nie jestem, następnym razem muszę rozsądniej wybierać trasę.
Razem 13,4 km.
Tydzień: 86 km.
Normalnie byłby bieg długi, ale z racji sobotniego startu w półmaratonie plan się zmienił - tylko BS. Szyja spalona po wczorajszym, nauczka na przyszłość, żeby nie zapominać o kremie przeciwsłonecznym przed zawodami/treningiem. Najśmieszniejsze jest to, że krem miałem w torbie, ale się nim po prostu nie posmarowałem przed startem.
Razem 14 km.
W czerwcu zrobiłem 380 km. Myślę, że 360-380/miesiąc to na razie powinien być mój miesięczny limit, co odpowiada 85-90 km/tydzień i tego będę starał się trzymać.
1.07.2019
BS. Rano złapał mnie leń - sprawdziłem popołudniową/wieczorną pogodę - miało być znośnie, lekko powyżej dwudziestu, więc stwierdziłem, że nie muszę uciekać przed upałem. Po południu fizjo, od razu po fizjo przebranie w biegowe ciuszki i trochę szurania.
Razem 15,5 km.
2.07.2019
Dłuższy BS. Znowu znośna temperatura, więc trening po południu. Lekko wydłużony, żeby na koniec tygodnia suma kilometrów się zgadzała.
Razem 17 km.
3.07.2019
Tego dnia trening popołudniowo-wieczorny odpadał, więc zostawał ranek. Chciałem powtórzyć podbiegi, ale w nieco innej formie niż poprzednio - padło na wiadukt kolejowy i możliwość atakowania go z dwóch stron. Podbieg z jednej strony, zejście, podbieg z drugiej strony, zejście. Krótszy podbieg to ok. 130 m i ok. 6 m w górę, dłuższy to ok. 220-30 m i ok. 9-10 m w górę. Zrobiłem 6 takich powtórzeń, więc razem 12 podbiegów. Końcówka dwóch ostatnich dłuższych podbiegów (30-40 m) to już technika się posypała i biegłem raczej siłowo. Nie wiem czy w takim wypadku (kiedy już zaczyna siadać technika) jest sens przedłużać trening - czy nie grozi to właśnie utrwalaniem złego wzorca ruchowego? Tempo szybkich odcinków ~3:10-15 (raz <3:00), przerwa w marszu.
Razem 10,5 km.
4.07.2019
Wolne.
5.07.2019
BS. Pogoda raczej późno letnia, co mi bardzo odpowiadało. W końcówce nawet złapał mnie delikatny, letni deszcz.
Razem 15,7 km.
6.07.2019
Wymyśliłem zrobić bieg ciągły. Tempo nie jakieś zabójcze, powiedzmy 4:05-10, długość ~5-6 km. Na początek ~3 km rozgrzewkowe, później przyspieszam, kilometr wpada w 4:08, idealnie, drugi też lecę dobrze, ale zaczynają się schody i wymuszone postoje na światłach, ale tragedii nie ma, 4:18. Za to kolejny kilometr to już porażka na całego - 4:50 (bardzo dużo stania). No nic, dopadłem do odcinka, gdzie mogłem po prostu biec, dało to 6 km 24:47 (tempo ~4:08), średnie tętno 146 bpm. Na koniec jeszcze schłodzenie. Ostatecznie udało sie zrobić te 6 km ciągłego, ale zadowolony nie jestem, następnym razem muszę rozsądniej wybierać trasę.
Razem 13,4 km.
Tydzień: 86 km.
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 2043
- Rejestracja: 18 lut 2017, 09:29
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
Nie ma lekko. Pisać się nie chciało na bieżąco, więc i uzupełniać historycznie raczej nie będzie chęci. Z rzeczy istotniejszych - dokończyłem 5 tygodni podbiegów, zrobiłem drugą fazę Danielsa (5 tygodni z 6, bo nie mam czasu na pełny, osiemnastotygodniowy cykl). Zaliczyłem dwa starty (niepełne 10 km w Tykocinie i HM w Siedlcach), tempa były takie, na jakie pozwalała forma z treningu i pogoda. Raz szybciej, raz wolniej. Świeżości brak. W Tykocinie byłem czwarty, w Siedlcach dziewiąty. W obu przypadkach karty rozdawała pogoda - za ciepło. W drugim przypadku świetna trasa i bardzo podobała mi się organizacja, więc za rok i tak postaram się wrócić. Czas 1:21:09, więc prawie życiówka, ale jak pisałem, pogoda rozdawała karty, no i świeżości w nogach zero. Zacząłem mocniej, ale szybko się zagotowałem później już było dowożenie się w całości. W Tykocinie większość trasy biegłem trzeci, z czwartym na plecach. Więc na ostatnim kilometrze zacząłem kolarskie czarowanie. No i wyczarowałem, że z 20 sekund poszło się walić, a miejsce i tak czwarte. Teraz już wiem, że taktyczne wyścigi to mi wychodzą góra 1 na 4 starty, więc raczej nie powinienem się w to bawić. W połowie lipca jeden tydzień mi częściowo wypadł, bo coś mi lewa czwórka sygnalizowała, więc 3 treningi przepadły, ale nie rozpaczam.
Teraz biegam trzecią fazę Danielsa. Na razie akcenty robiłem rano i przy ~10-15 stopniach wchodzi aż miło. Za to dzisiaj tempo M to już było trochę więcej zachodu, choć 3:50 przez 10 km utrzymałem na pełnej kontroli. W trakcie bez żeli, za to małymi łyczkami popijałem z softflaska. Z rozgrzewką i schłodzeniem wyszło 19 km. W tym tygodniu będą kilometrówki i 20' P, więc może zawitam na stadion, choć znalazłem świetną pętlę do robienia tempa i genialny odcinek do interwałów. Pętla 2 km, rozmierzony odcinek kilometrowy co 200 m (pierwsze 500 m co 100), więc można biegać wszystko, czego dusza zapragnie i Daniels wymyśli. Nawet nie jest idealnie płasko i nie wszystko po asfalcie, więc naprawdę rewelacja. Monotonne? Jasne, ale nie aż tak jak kółka na stadionie. No i przed 6 stadion zamknięty, wtedy zostaje pętelka.
Najbliższe starty:
10 km w Białymstoku (22 września)
HM w Kościanie (10 listopada)
Teraz biegam trzecią fazę Danielsa. Na razie akcenty robiłem rano i przy ~10-15 stopniach wchodzi aż miło. Za to dzisiaj tempo M to już było trochę więcej zachodu, choć 3:50 przez 10 km utrzymałem na pełnej kontroli. W trakcie bez żeli, za to małymi łyczkami popijałem z softflaska. Z rozgrzewką i schłodzeniem wyszło 19 km. W tym tygodniu będą kilometrówki i 20' P, więc może zawitam na stadion, choć znalazłem świetną pętlę do robienia tempa i genialny odcinek do interwałów. Pętla 2 km, rozmierzony odcinek kilometrowy co 200 m (pierwsze 500 m co 100), więc można biegać wszystko, czego dusza zapragnie i Daniels wymyśli. Nawet nie jest idealnie płasko i nie wszystko po asfalcie, więc naprawdę rewelacja. Monotonne? Jasne, ale nie aż tak jak kółka na stadionie. No i przed 6 stadion zamknięty, wtedy zostaje pętelka.
Najbliższe starty:
10 km w Białymstoku (22 września)
HM w Kościanie (10 listopada)
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 2043
- Rejestracja: 18 lut 2017, 09:29
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
Próba wrócenia do regularnego opisywania, choć będzie właściwie tylko o akcentach.
Podsumowanie tygodnia - 8.09.2019-14.09.2019
3 akcenty, wszystko uzupełnione biegami spokojnymi z przebieżkami w poniedziałek i sobotę. Plus jedna wizyta u fizjo. W domu trochę zabawy z gumami i rollerem.
10 km M
7 km I
5,57 km P
1,2 km R
11 przebieżek (bo liczenie do 6 czasami mnie przerasta)
Razem: 88,6 km.
Akcenty:
8.09.2019
10 km M. Na początku 5 km BS, później część właściwa na pętli 2 km - 5 km w 19:06, drugie 5 km w 19:07, więc równo, tempo 3:49-3:50. Bez rewelacji, ale i bez umierania. Plus ~4 km BS na schłodzenie.
Razem 19,1 km
11.09.2019 - środa
7x(1 km I/3' p). W końcu temperatura już normalna, więc zrezygnowałem z zaczynania akcentów przed 6 i wróciłem do wczesnego popołudnia. Stadion, ok. 16:30, jeszcze ostatnie podrygi lata, ale ciepło przyjemne nie niszczące. Rozgrzewka - BS, trochę ćwiczeń w biegu, trochę w miejscu. Znowu BS i jedziemy. Nie po pierwszym torze, więc dystans to 995-1005 m, więc tempo może być minimalnie przekłamane, ale na pewno mniej niż na gpsie.
Czas odcinka | średni tętno | maks. tętno | średnia kadencja
3:21.4 154 159 173
2:58.9
3:16.1 153 161 174
2:57.5
3:17.3 153 162 174
2:58.1
3:17.8 153 162 176
2:58.9
3:19.3 153 161 176
2:57.8
3:20.4 153 161 175
2:58.2
3:16.3 153 162 175
3:00.0
Pierwsze powtórzenie - sam początek dużo za szybko, później długo szukałem odpowiedniej prędkości, ostatecznie 3:21, ale tempo mocno szarpane. 3 minuty przerwy, głównie w marszu. Czułem, że jest rezerwa, ale wolałem wypoczynek, tym bardziej, że niebo było bezchmurne.
Drugie powtórzenie szybciej - 3:16, trzecie minimalnie wolniej - 3:17, czwarte - 3:18 i właśnie te 3:17-18 powinienem robić wszystkie powtórzenia, piąte - 3:19, szóste - 3:20. Właściwie nie bardzo wiem dlaczego te dwa powtórzenia tak mocno zwolniłem, siły były, ale zamiast skupić się na biegu to rozglądałem się dookoła i jakoś mimowolnie zwolniłem na ostatnich 200 m. Na ostatnim powtórzeniu już się pilnowałem i znowu 3:16. Dałoby radę pobiec szybciej (i ostatnie powtórzenie i każde z wcześniejszych), ale na razie chcę się oswoić z tą prędkością. Dzisiaj wydawała się dość komfortowa (rok temu w takim tempie, może i wolniejszym, latałem rytmy), ale sił miało starczyć jeszcze na tempo P dzień później.
Po wszystkim kilka kółek schłodzenia.
Razem 12,2 km.
12.09.2019 - czwartek
20'P + 6x(200m R/200 m p) - Akcent środowy był po południu, więc i w czwartek tylko taka opcja wchodziła w grę. A skoro taka pora, to stwierdziłem, że nie będę się wydurniał, tylko znowu stadion, bieżnia i łatwiejsza kontrola tempa. Interwały szły leciutko, za to dzień później nogi spięte, czułem, że będzie trudno. Do tego cieplej (mam nadzieję, że ostatni strzał lata) i wyraźny wiatr (niby trochę chłodził, ale też przeszkadzał). Plan? Pobiec te 20 minut tempem ~3:34-35. Jak zaplanowałem, tak zrobiłem. 13 kółek, głównie po 4-5 torze, parę razy niestety musiałem manewrować, więc dystans mogę podać tylko ze stryda - 5,57, co średnio daje 3:35 min/km. Trochę przerwy i rytmy. Tutaj po prostu zrobiłem swoje biegając każde 200 m w 33-34 sekundy
Czasy kolejnych szybkich 200 m:
33.1
33.7
34.0
34.4
34.1
33.7
Razem 12,5 km (faktycznie było trochę więcej, ale kilkaset metrów na początku treningu zrobiłem z wyłączonym zegarkiem).
Albo będzie dobrze, albo nie będzie.
Podsumowanie tygodnia - 8.09.2019-14.09.2019
3 akcenty, wszystko uzupełnione biegami spokojnymi z przebieżkami w poniedziałek i sobotę. Plus jedna wizyta u fizjo. W domu trochę zabawy z gumami i rollerem.
10 km M
7 km I
5,57 km P
1,2 km R
11 przebieżek (bo liczenie do 6 czasami mnie przerasta)
Razem: 88,6 km.
Akcenty:
8.09.2019
10 km M. Na początku 5 km BS, później część właściwa na pętli 2 km - 5 km w 19:06, drugie 5 km w 19:07, więc równo, tempo 3:49-3:50. Bez rewelacji, ale i bez umierania. Plus ~4 km BS na schłodzenie.
Razem 19,1 km
11.09.2019 - środa
7x(1 km I/3' p). W końcu temperatura już normalna, więc zrezygnowałem z zaczynania akcentów przed 6 i wróciłem do wczesnego popołudnia. Stadion, ok. 16:30, jeszcze ostatnie podrygi lata, ale ciepło przyjemne nie niszczące. Rozgrzewka - BS, trochę ćwiczeń w biegu, trochę w miejscu. Znowu BS i jedziemy. Nie po pierwszym torze, więc dystans to 995-1005 m, więc tempo może być minimalnie przekłamane, ale na pewno mniej niż na gpsie.
Czas odcinka | średni tętno | maks. tętno | średnia kadencja
3:21.4 154 159 173
2:58.9
3:16.1 153 161 174
2:57.5
3:17.3 153 162 174
2:58.1
3:17.8 153 162 176
2:58.9
3:19.3 153 161 176
2:57.8
3:20.4 153 161 175
2:58.2
3:16.3 153 162 175
3:00.0
Pierwsze powtórzenie - sam początek dużo za szybko, później długo szukałem odpowiedniej prędkości, ostatecznie 3:21, ale tempo mocno szarpane. 3 minuty przerwy, głównie w marszu. Czułem, że jest rezerwa, ale wolałem wypoczynek, tym bardziej, że niebo było bezchmurne.
Drugie powtórzenie szybciej - 3:16, trzecie minimalnie wolniej - 3:17, czwarte - 3:18 i właśnie te 3:17-18 powinienem robić wszystkie powtórzenia, piąte - 3:19, szóste - 3:20. Właściwie nie bardzo wiem dlaczego te dwa powtórzenia tak mocno zwolniłem, siły były, ale zamiast skupić się na biegu to rozglądałem się dookoła i jakoś mimowolnie zwolniłem na ostatnich 200 m. Na ostatnim powtórzeniu już się pilnowałem i znowu 3:16. Dałoby radę pobiec szybciej (i ostatnie powtórzenie i każde z wcześniejszych), ale na razie chcę się oswoić z tą prędkością. Dzisiaj wydawała się dość komfortowa (rok temu w takim tempie, może i wolniejszym, latałem rytmy), ale sił miało starczyć jeszcze na tempo P dzień później.
Po wszystkim kilka kółek schłodzenia.
Razem 12,2 km.
12.09.2019 - czwartek
20'P + 6x(200m R/200 m p) - Akcent środowy był po południu, więc i w czwartek tylko taka opcja wchodziła w grę. A skoro taka pora, to stwierdziłem, że nie będę się wydurniał, tylko znowu stadion, bieżnia i łatwiejsza kontrola tempa. Interwały szły leciutko, za to dzień później nogi spięte, czułem, że będzie trudno. Do tego cieplej (mam nadzieję, że ostatni strzał lata) i wyraźny wiatr (niby trochę chłodził, ale też przeszkadzał). Plan? Pobiec te 20 minut tempem ~3:34-35. Jak zaplanowałem, tak zrobiłem. 13 kółek, głównie po 4-5 torze, parę razy niestety musiałem manewrować, więc dystans mogę podać tylko ze stryda - 5,57, co średnio daje 3:35 min/km. Trochę przerwy i rytmy. Tutaj po prostu zrobiłem swoje biegając każde 200 m w 33-34 sekundy
Czasy kolejnych szybkich 200 m:
33.1
33.7
34.0
34.4
34.1
33.7
Razem 12,5 km (faktycznie było trochę więcej, ale kilkaset metrów na początku treningu zrobiłem z wyłączonym zegarkiem).
Albo będzie dobrze, albo nie będzie.
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 2043
- Rejestracja: 18 lut 2017, 09:29
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
Podsumowanie tygodnia - 15.09.2019 - 21.09.2019
Tydzień przedstartowy, 2 akcenty.
Bieg długi
6,4 km P
9 przebieżek
Razem 84,7 km.
Akcenty
15.09.2019 - niedziela
Bieg długi. Chciałem zrobić 21-23 km. Jeszcze raz, tydzień przed zawodami, sprawdzić jak reaguję na jedzenie, wybadać ile i ile wcześniej mogę zjeść, taki generalny sprawdzian przed startem. Śniadanie - 2 bułki z miodem na 2,5-3 godziny przed aktywnością. I powiem, że dużo tego było. Widać kolacja jeszcze była w żołądku. Początek treningu biegło mi się ciężko, cały czas czułem obecność śniadania w żołądku. Tętno właściwie od razu dobiło pod 140, po jakimś czasie trochę spadło. Jak już poczułem, że żołądek odpuścił, to biegło się przyjemnie. Średnio ~4:26 z całości, odczuwalny wiatr (wichury nie było, ale już przeszkadzał), za to temperatura przyjemna. Miałem ze sobą żel, ale ani przez chwilę nie czułem jakichkolwiek oznak wyczerpującej się energii.
Razem 24 km.
18.09.2019 - środa
2x(3,2 km P/2' p). Zgodnie z rozpiską Danielsa tego dnia należało biegać interwały - 6-7x(4' I/3' p), odcinki P miały być dzień później. Ale, zgodnie z radą, w tygodniu startowym wycinam sesję I, sesja P 3-4 dni przed startem. Wolałem 4 dni przed startem i trening po południu. Wiało. Wiało solidnie. Męczyć się na długiej pętli z odcinkiem ~1 km pod wiatr, ~1 km z wiatrem? Czy kręcić durnia na stadionie? Wygrał stadion - krótsze odcinki pod wiatr, bo akcent miał być mocny, ale nie na zabicie, w końcu kilka dni później zawody.
No dobra, trochę potruchtałem, trochę ćwiczeń dynamicznych, znowu trochę truchtu. I lecimy. ~7,5 kółka po 5 torze, ale koniec odpikiwał stryd, więc mogło być minimalnie mniej/więcej, ale różnice nieduże - moje przed treningowe kalkulacje, gdzie mam zacząć i gdzie skończyć powtórzenia się sprawdziły i błąd raczej nie był większy niż +-15 m na całym dystansie.
Przerwa - chwila w marszu (łyczek wody) i dotruchtanie na miejsce startu drugiego okrążenia.
Czas okrążenia | tempo | średnie tętno | maks. tętno | kadencja
11:32 3:36 154 159 170
1:56
11:25 3:34 156 160 171
Po wszystkim truchtanie.
Razem 12,2 km.
Jutro start na 10 km. Tydzień temu pogoda zapowiadała się świetna, dzisiaj już tylko przyzwoita. Temperatura dobra, ale może wiać. No nic, postaram się pobiec ~35', może trochę wolniej, może szybciej. Pierwszy sprawdzian, który ma mi powiedzieć ile jeszcze brakuje mi wytrzymałości. Jak na złość ludzie w pracy zaczęli brać zwolnienia z powodu choroby, mam nadzieję, że nie zdążyli mnie niczym zarazić.
Tydzień przedstartowy, 2 akcenty.
Bieg długi
6,4 km P
9 przebieżek
Razem 84,7 km.
Akcenty
15.09.2019 - niedziela
Bieg długi. Chciałem zrobić 21-23 km. Jeszcze raz, tydzień przed zawodami, sprawdzić jak reaguję na jedzenie, wybadać ile i ile wcześniej mogę zjeść, taki generalny sprawdzian przed startem. Śniadanie - 2 bułki z miodem na 2,5-3 godziny przed aktywnością. I powiem, że dużo tego było. Widać kolacja jeszcze była w żołądku. Początek treningu biegło mi się ciężko, cały czas czułem obecność śniadania w żołądku. Tętno właściwie od razu dobiło pod 140, po jakimś czasie trochę spadło. Jak już poczułem, że żołądek odpuścił, to biegło się przyjemnie. Średnio ~4:26 z całości, odczuwalny wiatr (wichury nie było, ale już przeszkadzał), za to temperatura przyjemna. Miałem ze sobą żel, ale ani przez chwilę nie czułem jakichkolwiek oznak wyczerpującej się energii.
Razem 24 km.
18.09.2019 - środa
2x(3,2 km P/2' p). Zgodnie z rozpiską Danielsa tego dnia należało biegać interwały - 6-7x(4' I/3' p), odcinki P miały być dzień później. Ale, zgodnie z radą, w tygodniu startowym wycinam sesję I, sesja P 3-4 dni przed startem. Wolałem 4 dni przed startem i trening po południu. Wiało. Wiało solidnie. Męczyć się na długiej pętli z odcinkiem ~1 km pod wiatr, ~1 km z wiatrem? Czy kręcić durnia na stadionie? Wygrał stadion - krótsze odcinki pod wiatr, bo akcent miał być mocny, ale nie na zabicie, w końcu kilka dni później zawody.
No dobra, trochę potruchtałem, trochę ćwiczeń dynamicznych, znowu trochę truchtu. I lecimy. ~7,5 kółka po 5 torze, ale koniec odpikiwał stryd, więc mogło być minimalnie mniej/więcej, ale różnice nieduże - moje przed treningowe kalkulacje, gdzie mam zacząć i gdzie skończyć powtórzenia się sprawdziły i błąd raczej nie był większy niż +-15 m na całym dystansie.
Przerwa - chwila w marszu (łyczek wody) i dotruchtanie na miejsce startu drugiego okrążenia.
Czas okrążenia | tempo | średnie tętno | maks. tętno | kadencja
11:32 3:36 154 159 170
1:56
11:25 3:34 156 160 171
Po wszystkim truchtanie.
Razem 12,2 km.
Jutro start na 10 km. Tydzień temu pogoda zapowiadała się świetna, dzisiaj już tylko przyzwoita. Temperatura dobra, ale może wiać. No nic, postaram się pobiec ~35', może trochę wolniej, może szybciej. Pierwszy sprawdzian, który ma mi powiedzieć ile jeszcze brakuje mi wytrzymałości. Jak na złość ludzie w pracy zaczęli brać zwolnienia z powodu choroby, mam nadzieję, że nie zdążyli mnie niczym zarazić.