Logadin
Moderator: infernal
- Logadin
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 3296
- Rejestracja: 20 kwie 2013, 14:07
- Lokalizacja: Warszawa
22.04.2019 - 28.04.2019
Poniedziałek
WOLNE
Wtorek
Plan: 2km easy + 10x 500m(1:45min)/200m + 2km easy
Wykonanie:
2km@4'30
10x 500/200
1:42.4/1:14.4
1:41.5/1:14.3
1:42.4/1:11.2
1:41.7/1:11.4
1:42.7/1:13.1
1:42.2/1:11.0
1:41.4/1:10.0
1:43.3/1:12.4
1:41.7/1:11.0
1:42.2/1:09.0
2km@4'28
Odczucia: początkowe powtórki 7,5-8/10, ostatnie dwie to już 9/10, przerwa dawała o sobie znać plus wiatr też nie pomagał
Środa
Plan: 8km easy
Wykonanie:
6km@4'57
2km@4'54
Odczucia: bez historii, trochę biegane za wolny poniedziałek, akurat musiałem zalecieć na Ł3, więc tak przy okazji trucht wcisnąłęm
Czwartek
Plan: 4km easy + 5x 400m(1:20min)/200m + 2km easy
Wykonanie:
5.8km@4'50
400m rozgrzewka
5x 400m/200m
1:17.3/1:19.1
1:16.0/1:18.4
1:16.6/1:15.5
1:17.3/1:16.9
1:16.7/1:16.4
2km@4'30
Odczucia: pierwsze dwa powtórzenia 8/10 kolejne 8,5-9-9/10, było za szybko, próbowałem się wstrzelić ale już pierwsze 200m wchodziły po 37sek, na drugiej 200m i tak latalem po 40-41sek, teoretycznie mogłem zbić jeszcze do 45sek jednak to już by była zbut duża różnica na połówkach i w nie tą stronę co potrzeba
Piątek
Plan: 6km easy + 4x 100m/100m
Wykonanie:
9.50km@4'56
Odczucia: bez historii, pobiegłem odebrać syna z przedszkola to i dystans się nie zgodził za bardzo i przebieżki też przepadły
Sobota
WOLNE
Niedziela
Bieg SGH x2
Pierwszy był bieg na 5km i tam miałem lecieć mocno. Jak to mam ostatnio w zwyczaju było mocno do momentu aż głowa czuła, że się za bardzo męczy. 3km i 4km po prostu nie miałem ochoty cierpieć i tam zjechałem po 10-12sek/km. Dodatkowo nie chciało się finiszować.
Czas na mecie 18:00min śr. tempo 3'36.
Po biegu szybko uciekałem do syna, bo przyszłą jego kolej startu. Dystans 1100m i jako jedyny 7latek ale w porównaniu do mnie pobiegł super
40min przerwy i mogłem stanąc na starcie dyszki.
Tam bieg jako pacemaker na czas 47:30min (prawda taka, że gdyby SGH nie poprosił o poprowadzenie to i na 99% olałbym start w biegu na piątę, więc dzięki nim zawdzięczam to że się jednak ruszyliśmy na start).
Tutaj baaardzo luźniutko i bardzo równo, km wpadały w przedziale +/-3sek.
Czas na mecie 47:28min.
Fajny dzień. Łącznie wskoczyło 15km z czego piątka mocno. Dodatkowo super trasa (pod względem bicia życiówek), za rok na 90% oleję Raszyn i nastawię się na SGH.
Poniedziałek
WOLNE
Wtorek
Plan: 2km easy + 10x 500m(1:45min)/200m + 2km easy
Wykonanie:
2km@4'30
10x 500/200
1:42.4/1:14.4
1:41.5/1:14.3
1:42.4/1:11.2
1:41.7/1:11.4
1:42.7/1:13.1
1:42.2/1:11.0
1:41.4/1:10.0
1:43.3/1:12.4
1:41.7/1:11.0
1:42.2/1:09.0
2km@4'28
Odczucia: początkowe powtórki 7,5-8/10, ostatnie dwie to już 9/10, przerwa dawała o sobie znać plus wiatr też nie pomagał
Środa
Plan: 8km easy
Wykonanie:
6km@4'57
2km@4'54
Odczucia: bez historii, trochę biegane za wolny poniedziałek, akurat musiałem zalecieć na Ł3, więc tak przy okazji trucht wcisnąłęm
Czwartek
Plan: 4km easy + 5x 400m(1:20min)/200m + 2km easy
Wykonanie:
5.8km@4'50
400m rozgrzewka
5x 400m/200m
1:17.3/1:19.1
1:16.0/1:18.4
1:16.6/1:15.5
1:17.3/1:16.9
1:16.7/1:16.4
2km@4'30
Odczucia: pierwsze dwa powtórzenia 8/10 kolejne 8,5-9-9/10, było za szybko, próbowałem się wstrzelić ale już pierwsze 200m wchodziły po 37sek, na drugiej 200m i tak latalem po 40-41sek, teoretycznie mogłem zbić jeszcze do 45sek jednak to już by była zbut duża różnica na połówkach i w nie tą stronę co potrzeba
Piątek
Plan: 6km easy + 4x 100m/100m
Wykonanie:
9.50km@4'56
Odczucia: bez historii, pobiegłem odebrać syna z przedszkola to i dystans się nie zgodził za bardzo i przebieżki też przepadły
Sobota
WOLNE
Niedziela
Bieg SGH x2
Pierwszy był bieg na 5km i tam miałem lecieć mocno. Jak to mam ostatnio w zwyczaju było mocno do momentu aż głowa czuła, że się za bardzo męczy. 3km i 4km po prostu nie miałem ochoty cierpieć i tam zjechałem po 10-12sek/km. Dodatkowo nie chciało się finiszować.
Czas na mecie 18:00min śr. tempo 3'36.
Po biegu szybko uciekałem do syna, bo przyszłą jego kolej startu. Dystans 1100m i jako jedyny 7latek ale w porównaniu do mnie pobiegł super
40min przerwy i mogłem stanąc na starcie dyszki.
Tam bieg jako pacemaker na czas 47:30min (prawda taka, że gdyby SGH nie poprosił o poprowadzenie to i na 99% olałbym start w biegu na piątę, więc dzięki nim zawdzięczam to że się jednak ruszyliśmy na start).
Tutaj baaardzo luźniutko i bardzo równo, km wpadały w przedziale +/-3sek.
Czas na mecie 47:28min.
Fajny dzień. Łącznie wskoczyło 15km z czego piątka mocno. Dodatkowo super trasa (pod względem bicia życiówek), za rok na 90% oleję Raszyn i nastawię się na SGH.
- Logadin
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 3296
- Rejestracja: 20 kwie 2013, 14:07
- Lokalizacja: Warszawa
29.04.2019 - 05.05.2019
Poniedziałek
Plan: 3km easy + 4x 100m/100m + 12x 500m(1:46)/300m + 2km easy
Wykonanie:
5.9km@4'48
12x 500m/300m:
1:45.0/1:35.3
1:44.8/1:38.3
1:45.6/1:38.0
1:44.8/1:37.8
1:44.4/1:37.5
1:44.3/1:38.7
1:44.6/1:38.6
1:44.9/1:39.2
1:44.2/1:37.8
1:44.8/1:38.3
1:44.9/1:41.2
1:44.2/1:37.8
2km@4'28
Odczucia: takie 8/10, te ostatnie 3-4 powtórzenia bliżej 8.5/10, pierwsze 8 wchodziło w oddechu 2-2, pozostałee 4 po 350m troszkę wypadało 2-1 ale za to przerwy miałem całkiem żwawe jak na mnie
Wtorek
Plan: 16km@4'40
Wykonanie:
16km@4'36
Odczucia: właściwie bez historii, trasa z domu nad Wisłę i później dokręcanie w Skaryszaku
Środa
Plan: 2km easy + 4x 1200m@3'36/4min + 2km easy
Wykonanie: [bieżnia mechaniczna, kąt nachylenia 1%]
2km@4'45
4x 1200m@3'31/600m@6'40
2km@4'37
Odczucia: tutaj szło w miarę fajnie ale ukrop przeszkadzał niestety
Czwartek
WOLNE
Piątek
Plan: 3km easy + 4x 100m/100m + 4x 800m@3'30/2min + 8x 400m(1:18min)/60sek + 8x 200m(35)/200m + 2km easy
Wykonanie: [bieżnia mechaniczna, kąt nachylenia 1%]
4km@4'45
4x 800m@3'25/300m@6'40
8x 400m@3'10/100m@10'00
8x 200m@3'00/200m@6'40
2km@4'37
Odczucia: najcieżej 800tki takie 8,5-9/10, 400tki 8-8,5/10, 200tki luzik, jakbym wiedział, że to jest w zamian za Bieg Konstytucji to bym się wolał do roboty spóźnić i pobiec
Sobota
Plan: 8km easy + 10x 100m/100m
Wykonanie:
11.7km@4'37
Odczucia: bez historii, odpuściłem rytmy, bo latałem po mieście
Niedziela
Plan: 24km [4'45 -> 3'55]
Wykonanie:
4km@4'42
4km@4'34
4km@4'24
4km@4'14
4km@4'03
4km@3'54
Odczucia: pierwsze trzy odcinki całkowite easy, czwarte właściwie też, piąte już troszkę odczułem, ostatnie mocno cisnąłem jakby półmaraton, pewnie byłoby lżej jakby nie odcinek z wiatrem w twarz przez połowę i mocny wbieg na most gdański pod koniec
Poniedziałek
Plan: 3km easy + 4x 100m/100m + 12x 500m(1:46)/300m + 2km easy
Wykonanie:
5.9km@4'48
12x 500m/300m:
1:45.0/1:35.3
1:44.8/1:38.3
1:45.6/1:38.0
1:44.8/1:37.8
1:44.4/1:37.5
1:44.3/1:38.7
1:44.6/1:38.6
1:44.9/1:39.2
1:44.2/1:37.8
1:44.8/1:38.3
1:44.9/1:41.2
1:44.2/1:37.8
2km@4'28
Odczucia: takie 8/10, te ostatnie 3-4 powtórzenia bliżej 8.5/10, pierwsze 8 wchodziło w oddechu 2-2, pozostałee 4 po 350m troszkę wypadało 2-1 ale za to przerwy miałem całkiem żwawe jak na mnie
Wtorek
Plan: 16km@4'40
Wykonanie:
16km@4'36
Odczucia: właściwie bez historii, trasa z domu nad Wisłę i później dokręcanie w Skaryszaku
Środa
Plan: 2km easy + 4x 1200m@3'36/4min + 2km easy
Wykonanie: [bieżnia mechaniczna, kąt nachylenia 1%]
2km@4'45
4x 1200m@3'31/600m@6'40
2km@4'37
Odczucia: tutaj szło w miarę fajnie ale ukrop przeszkadzał niestety
Czwartek
WOLNE
Piątek
Plan: 3km easy + 4x 100m/100m + 4x 800m@3'30/2min + 8x 400m(1:18min)/60sek + 8x 200m(35)/200m + 2km easy
Wykonanie: [bieżnia mechaniczna, kąt nachylenia 1%]
4km@4'45
4x 800m@3'25/300m@6'40
8x 400m@3'10/100m@10'00
8x 200m@3'00/200m@6'40
2km@4'37
Odczucia: najcieżej 800tki takie 8,5-9/10, 400tki 8-8,5/10, 200tki luzik, jakbym wiedział, że to jest w zamian za Bieg Konstytucji to bym się wolał do roboty spóźnić i pobiec
Sobota
Plan: 8km easy + 10x 100m/100m
Wykonanie:
11.7km@4'37
Odczucia: bez historii, odpuściłem rytmy, bo latałem po mieście
Niedziela
Plan: 24km [4'45 -> 3'55]
Wykonanie:
4km@4'42
4km@4'34
4km@4'24
4km@4'14
4km@4'03
4km@3'54
Odczucia: pierwsze trzy odcinki całkowite easy, czwarte właściwie też, piąte już troszkę odczułem, ostatnie mocno cisnąłem jakby półmaraton, pewnie byłoby lżej jakby nie odcinek z wiatrem w twarz przez połowę i mocny wbieg na most gdański pod koniec
Ostatnio zmieniony 19 lis 2019, 13:29 przez Logadin, łącznie zmieniany 1 raz.
- Logadin
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 3296
- Rejestracja: 20 kwie 2013, 14:07
- Lokalizacja: Warszawa
06.05.2019 - 12.05.2019
Poniedziałek
Plan: 8km easy + 5x 100m/100m
Wykonanie: [bieżnia mechaniczna, kąt nachylenia 1%]
8km@4'37
3x 200m@3'00/200m@6'40
Odczucia: troszkę łydki czuć, rolowanie, ale wszystko gitara
Wtorek
Plan: 4km easy + 20x 200(36sek)/200m + 2km easy
Wykonanie:
6km@5'00
20x 200/200:
0:36.7/1:18.0
0:35.9/1:12.0
0:36.6/1:11.0
0:36.2/1:15.9
0:35.5/1:18.1
0:35.8/1:16.9
0:35.9/1:13.3
0:36.2/1:15.3
0:35.8/1:15.1
0:36.2/1:11.8
0:36.0/1:13.1
0:36.4/1:14.6
0:36.1/1:12.6
0:35.9/1:13.4
0:35.8/1:13.8
0:35.8/1:10.6
0:35.3/1:12.1
0:36.0/1:11.7
0:35.8/1:12.1
0:35.1/1:13.5
2km@4'50
Odczucia: takie 8-8,5/10, ogólnie bez historii, starałem się trzymać blisko wskazanego czasu
Środa
Plan: 2km easy + 4x 100m/100m + 10km@4'00 + 2km easy
Wykonanie:
2km@4'38
4x 100/100 ~19-20sek
10km@3'56 (odczuciowo takie 8-8,5/10)
2.8km@4'48
Odczucia: biegane po mieście przy Wiśle, wyszło troszkę za szybko ale jako, że po drodze złapałem trzy światła to się jakby tak wyrównuje
Czwartek
Plan: 2km easy + 4x 100m/100m + 3km@3'45/4min + 2km@3'37/4min + 1km@3'30/4min + 2km easy
Wykonanie:
2km@4'31
4x 100m/100m [całość 3:43min]
3km@3'44
4min odpoczynek
2km@3'36
4min odpoczynek
1km@3'27
4min odpoczynek
2km@4'20
Odczucia: super się biegało, dodatkowo pierwsze dwa odcinki na plecach trenera, no bajka, mega fajny trening
Piątek
WOLNE
Sobota
WOLNE
Niedziela
Plan: 3km easy + 4x 100m/100m + 4x 2km(500m@4'00 + 500m@3'30)/4min + 3km easy
Wykonanie: [bieżnia mechaniczna, kąt nachylenia 1%]
4km@4'45
3x 500m@3'55 + 500m@3'25 + 500m@3'55 + 500m@3'25/400m@10'00
5.8km@4'45
Odczucia: orka w @#$%^, trzeci interwał siłą woli, jednak 1% nachylenia + odjęcie 5sek/km i siłownia to trup, na Agrykoli bym zrobił i to pewnie bez orania, tu zgon, mogłem nie ruszać prędkości, nachylenie starczyło, na mechaniku na tym 1% i przy tej duchocie nawet 3'55 czuję, dodatkowo całość biegana w okkolicach 23, po tym jak syna odwiozłem do Warszawy
Poniedziałek
Plan: 8km easy + 5x 100m/100m
Wykonanie: [bieżnia mechaniczna, kąt nachylenia 1%]
8km@4'37
3x 200m@3'00/200m@6'40
Odczucia: troszkę łydki czuć, rolowanie, ale wszystko gitara
Wtorek
Plan: 4km easy + 20x 200(36sek)/200m + 2km easy
Wykonanie:
6km@5'00
20x 200/200:
0:36.7/1:18.0
0:35.9/1:12.0
0:36.6/1:11.0
0:36.2/1:15.9
0:35.5/1:18.1
0:35.8/1:16.9
0:35.9/1:13.3
0:36.2/1:15.3
0:35.8/1:15.1
0:36.2/1:11.8
0:36.0/1:13.1
0:36.4/1:14.6
0:36.1/1:12.6
0:35.9/1:13.4
0:35.8/1:13.8
0:35.8/1:10.6
0:35.3/1:12.1
0:36.0/1:11.7
0:35.8/1:12.1
0:35.1/1:13.5
2km@4'50
Odczucia: takie 8-8,5/10, ogólnie bez historii, starałem się trzymać blisko wskazanego czasu
Środa
Plan: 2km easy + 4x 100m/100m + 10km@4'00 + 2km easy
Wykonanie:
2km@4'38
4x 100/100 ~19-20sek
10km@3'56 (odczuciowo takie 8-8,5/10)
2.8km@4'48
Odczucia: biegane po mieście przy Wiśle, wyszło troszkę za szybko ale jako, że po drodze złapałem trzy światła to się jakby tak wyrównuje
Czwartek
Plan: 2km easy + 4x 100m/100m + 3km@3'45/4min + 2km@3'37/4min + 1km@3'30/4min + 2km easy
Wykonanie:
2km@4'31
4x 100m/100m [całość 3:43min]
3km@3'44
4min odpoczynek
2km@3'36
4min odpoczynek
1km@3'27
4min odpoczynek
2km@4'20
Odczucia: super się biegało, dodatkowo pierwsze dwa odcinki na plecach trenera, no bajka, mega fajny trening
Piątek
WOLNE
Sobota
WOLNE
Niedziela
Plan: 3km easy + 4x 100m/100m + 4x 2km(500m@4'00 + 500m@3'30)/4min + 3km easy
Wykonanie: [bieżnia mechaniczna, kąt nachylenia 1%]
4km@4'45
3x 500m@3'55 + 500m@3'25 + 500m@3'55 + 500m@3'25/400m@10'00
5.8km@4'45
Odczucia: orka w @#$%^, trzeci interwał siłą woli, jednak 1% nachylenia + odjęcie 5sek/km i siłownia to trup, na Agrykoli bym zrobił i to pewnie bez orania, tu zgon, mogłem nie ruszać prędkości, nachylenie starczyło, na mechaniku na tym 1% i przy tej duchocie nawet 3'55 czuję, dodatkowo całość biegana w okkolicach 23, po tym jak syna odwiozłem do Warszawy
Ostatnio zmieniony 29 cze 2020, 20:40 przez Logadin, łącznie zmieniany 1 raz.
- Logadin
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 3296
- Rejestracja: 20 kwie 2013, 14:07
- Lokalizacja: Warszawa
13.05.2019 - 19.05.2019
Poniedziałek
Plan: 12km easy
Wykonanie: [bieżnia mechaniczna, kąt nachylenia 1%]
12km@4'37
Odczucia: dzień na siłowni, bez historii
Wtorek
WOLNE - KORTOWIADA!
Środa
V Przełajowy Bieg Kortowiadowy
A człowiek popił z rana i zdecydował się na start jednak Bieg na pętlach po lesie kortowskim, mocno pagórkowata trasa, porządny przełaj. Byłem i po piwkach i po obiedzie, więc zdecydowałem się na bieg mocny ale nie wchodzący na cierpienie (takie okolice 8-8,5/10). Przez chwilę prowadziłem stawkę, później minęło mnie dwóch zawodników i tak sobie klepałem kilometry. Tuż przed metą zgubiłem jeszcze nr. więc musiałem się kilkadziesiąt metrów po niego cofnąć.
Ostatecznie i tak dobiegłem na trzecim miejscu. Czas 22:56min. Fajny bieg, aż szkoda, że człowiek tam już jedynie baluje i nie może tego pobiec porządnie
Pozostałe dni to już tylko mocne 'roztrenowanie' :D
Czwartek
WOLNE - KORTOWIADA!
Piątek
WOLNE - KORTOWIADA!
Sobota
WOLNE - KORTOWIADA!
Niedziela
WOLNE - KORTOWIADA!
Poniedziałek
Plan: 12km easy
Wykonanie: [bieżnia mechaniczna, kąt nachylenia 1%]
12km@4'37
Odczucia: dzień na siłowni, bez historii
Wtorek
WOLNE - KORTOWIADA!
Środa
V Przełajowy Bieg Kortowiadowy
A człowiek popił z rana i zdecydował się na start jednak Bieg na pętlach po lesie kortowskim, mocno pagórkowata trasa, porządny przełaj. Byłem i po piwkach i po obiedzie, więc zdecydowałem się na bieg mocny ale nie wchodzący na cierpienie (takie okolice 8-8,5/10). Przez chwilę prowadziłem stawkę, później minęło mnie dwóch zawodników i tak sobie klepałem kilometry. Tuż przed metą zgubiłem jeszcze nr. więc musiałem się kilkadziesiąt metrów po niego cofnąć.
Ostatecznie i tak dobiegłem na trzecim miejscu. Czas 22:56min. Fajny bieg, aż szkoda, że człowiek tam już jedynie baluje i nie może tego pobiec porządnie
Pozostałe dni to już tylko mocne 'roztrenowanie' :D
Czwartek
WOLNE - KORTOWIADA!
Piątek
WOLNE - KORTOWIADA!
Sobota
WOLNE - KORTOWIADA!
Niedziela
WOLNE - KORTOWIADA!
- Logadin
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 3296
- Rejestracja: 20 kwie 2013, 14:07
- Lokalizacja: Warszawa
20.05.2019 - 26.05.2019
Poniedziałek
Plan: 10km easy
Wykonanie:
10.80km@4'36
Odczucia: trasa standardowa z domu nad Wisłę i powrót, właściwie bez jakiejś historii, fajnie lał deszcz o!
Wtorek
Plan: 4km easy + 10x 300m(58sek)/200m + 2km easy
Wykonanie:
5.9km@4'50
10x 300m/200m:
0.54.6/1:18.4
0:57.6/1:10.8
0:56.6/1:15.5
0:56.4/1:12.5
0:57.2/1:13.8
0:56.6/1:11.9
0:56.6/1:13.8
0:55.9/1:16.2
0:57.0/1:13.5
0:56.6/1:16.3
2km@4'36
Odczucia: przestrzeliłem właściwie tylko pierwsze, później już trzymałem tempo, odczuciowo takie 8/10 może ostatnie dwa wchodziły w 8,5/10, troszkę uda spiętę ale ogólnie to ok, one pewnie oberwały za wczoraj, bo jechałem te 11km po trailu w butach do biegania po górach
Środa
Plan: 14km@4:30
Wykonanie:
14km@4'27
Odczucia: z domu do Skaryszaka i tam kręciłem kółeczka, meta w miejscu z long island, przyjemny bieg
Czwartek
Plan: 2km easy + 4x 100m/100m + 5x 1200m@3'40/3min + 2km easy
Wykonanie: [bieżnia mechaniczna, kąt nachylenia 1%]
3km@4'50
5x 1200m@3'39/500m@6'00
2km@4'37
Odczucia: akurat to biegałem na siłowni, kac stanowczo zaprotestował przed wychodzeniem na powietrze, właściwie gdyby nie on to biegło się to super, a tak wypacanie straszliwe było
Piątek
WOLNE
Sobota
Plan: 12km@4:30
Wykonanie:
12km@4'19
Odczucia: pierwsza połowa z wiatrem druga pod wiatr, takie odczuciowe 7-7,5/10, dodatkowo druga połowa pod górkę, ale ogólnie nieźle
Niedziela
Plan: 20km [5km@4'40 -> 10km@4'00 -> 5km@4'30]
Wykonanie:
5km@4'30
10km@3'58
5km@4'26
Odczucia: tutaj ciężko, tzn. ostatnie 5km taki zjazd jakbym w ścianę energetyczną walnął, nogi wata, twarz w soli, jedyne myśli to o piciu i jedzeniu, czysty stan jak na 38km w maratonie, możliwe, że to przez cały dzień na nogach z synem, gdzie wpadło chociażby 20km na Veturilo etc., ogólnie w kość dało, spokojnie 8,5/10
Poniedziałek
Plan: 10km easy
Wykonanie:
10.80km@4'36
Odczucia: trasa standardowa z domu nad Wisłę i powrót, właściwie bez jakiejś historii, fajnie lał deszcz o!
Wtorek
Plan: 4km easy + 10x 300m(58sek)/200m + 2km easy
Wykonanie:
5.9km@4'50
10x 300m/200m:
0.54.6/1:18.4
0:57.6/1:10.8
0:56.6/1:15.5
0:56.4/1:12.5
0:57.2/1:13.8
0:56.6/1:11.9
0:56.6/1:13.8
0:55.9/1:16.2
0:57.0/1:13.5
0:56.6/1:16.3
2km@4'36
Odczucia: przestrzeliłem właściwie tylko pierwsze, później już trzymałem tempo, odczuciowo takie 8/10 może ostatnie dwa wchodziły w 8,5/10, troszkę uda spiętę ale ogólnie to ok, one pewnie oberwały za wczoraj, bo jechałem te 11km po trailu w butach do biegania po górach
Środa
Plan: 14km@4:30
Wykonanie:
14km@4'27
Odczucia: z domu do Skaryszaka i tam kręciłem kółeczka, meta w miejscu z long island, przyjemny bieg
Czwartek
Plan: 2km easy + 4x 100m/100m + 5x 1200m@3'40/3min + 2km easy
Wykonanie: [bieżnia mechaniczna, kąt nachylenia 1%]
3km@4'50
5x 1200m@3'39/500m@6'00
2km@4'37
Odczucia: akurat to biegałem na siłowni, kac stanowczo zaprotestował przed wychodzeniem na powietrze, właściwie gdyby nie on to biegło się to super, a tak wypacanie straszliwe było
Piątek
WOLNE
Sobota
Plan: 12km@4:30
Wykonanie:
12km@4'19
Odczucia: pierwsza połowa z wiatrem druga pod wiatr, takie odczuciowe 7-7,5/10, dodatkowo druga połowa pod górkę, ale ogólnie nieźle
Niedziela
Plan: 20km [5km@4'40 -> 10km@4'00 -> 5km@4'30]
Wykonanie:
5km@4'30
10km@3'58
5km@4'26
Odczucia: tutaj ciężko, tzn. ostatnie 5km taki zjazd jakbym w ścianę energetyczną walnął, nogi wata, twarz w soli, jedyne myśli to o piciu i jedzeniu, czysty stan jak na 38km w maratonie, możliwe, że to przez cały dzień na nogach z synem, gdzie wpadło chociażby 20km na Veturilo etc., ogólnie w kość dało, spokojnie 8,5/10
Ostatnio zmieniony 19 lis 2019, 13:28 przez Logadin, łącznie zmieniany 1 raz.
- Logadin
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 3296
- Rejestracja: 20 kwie 2013, 14:07
- Lokalizacja: Warszawa
27.05.2019 - 02.06.2019
Poniedziałek
Plan: 2km easy + 16x 1min/1min + 2km easy
Wykonanie:
2km@4'31
16x 1min szybko/1min wolno:
1min@3'04/1min@6'11
1min@3'10/1min@6'04
1min@3'03/1min@6'07
1min@3'11/1min@5'44
1min@3'15/1min@5'58
1min@3'13/1min@6'21
1min@3'15/1min@5'56
1min@3'17/1min@5'59
1min@3'19/1min@5'54
1min@3'22/1min@6'02
1min@3'14/1min@6'31
1min@3'17/1min@6'13
1min@3'21/1min@6'08
1min@3'21/1min@6'13
1min@3'16/1min@5'56
1min@3'21/1min@5'50
2km@4'56
Odczucia: kurde ciężko, mocna orka 8,5-9/10, zresztą widać w czasach powolną agonię, cierpienie było, a dłużylo się fest, pewnie jakieś tam różnice w tempach były bo biegane na GPS po tartanie
Wtorek
WOLNE
Środa
Plan: 2km easy + 4x 100m/100m + 10x 150m/150m podbieg + 2km easy
Wykonanie:
2.27km@4'57
10x ~180m/180m podbieg:
0:37.6/1:16.6
0:39.5/1:21.0
0:38.5/1:18.5
0:39.1/1:19.4
0:39.4/1:15.6
0:41.4/1:14.8
0:37.8/1:16.4
0:38.6/1:17.7
0:39.1/1:14.0
0:36.8/1:16.9
2.27km@4'39
Odczucia: dzisiaj ruszamy z ekipą na mecz Polska-Senegal, więc pierwszy raz od ponad roku musiałem trening zrobić rano, nie chciało mi się startować aż na Agrykolę, więc znalazłem coś pod domem, wiedziałem, że będzie dłuższy, więc odpuściłem przebieżki, podbieg robiłem przy Wenetów (właściwie pełny wbieg na most Gdański od świateł przy Wisłostradzie do poziomu tramwajów na górze, nawet nie wiem czy nie fajniejszy niż Agrykola), mocno ale pod kontrolą, gdybym pewnie biegał po pracy byłoby mocniej
Czwartek
Plan: 2km easy + 8km [4'20 -> 3'45] + 6x 100m/100m + 2km easy
Wykonanie:
2km@4'53
4'18.7
4'13.6
4'07.3
4'02.7
3'58.0
3'53.5
3'48.2
3'41.9
6x 100m/100m [całość 5:34min]
2km@4'31
Odczucia: mega fajnie, lekko - 7 max 7,5/10, mógłbym dalej spokojnie przyspieszać, oddech stabilny, pierwszych 5km w ogóle nie było czuć, usiałem cały czas na hamulcu
Piątek
Plan: 12km easy
Wykonanie:
12km@4'47
Odczucia: klasyczna trasa przy Wiśle i Skaryszak z metą pod palmą, właściwie bez historii, normalne truchtanie
Sobota
Monte Kazura Deluxe
Jednak zdecydowałem się pobawić w dłuższe bieganie z mocnym przewyższeniem, Rzeźnik za rogiem, a ja ostatnimi czasy przy sile biegowej nic nie robię. Monte Kazura znam z tradycyjnej odsłony - 5km/3 pętle, każda o długości 1.7km/5 całkiem solidnych zbiegów i podbiegów. Wersja Deluxe spodobała mi się przede wszystkim przez pryzmat czasu wysiłku, wiedziałem, że trochę będziemy kręcić tych okrążeń. Planu jakotakiego nei miałem co i w rezultacie spowodowało spuchnięcie. Mógłem pewnie jeszcze jedno koło dokręcić ale to już byłoby na solidnym wyrzygu, a nie byłem na to mentalnie przygotowany.
Na bank wrócę przy następnej edycji i tym razem ruszę zdecydowanie wolniej, tutaj niepotrzebnie cały czas starałem się biec w 'swoim' tempie, trzeba było zluzować i spokojnie czekać na mniejsze limity na kolejnych okrążeniach, gdyż jak na początku zmęczenie czy wysiłek były praktycznie zerowe tak kumulacja okazała się zbyt szybkim końcem.
W rezultacie udało się zrobić siedemnaście okrążeń - łącznie 4:36godz (czas włącznie z przerwami między pętlami) 30.1km i 1508m w pionie (właściwie przewyższenia na km wyszło więcej niż na Rzeźniku, a tu proszę - Warszawa ). Super zabawa! I po cichu liczę, że druga edycja wskoczy jeszcze gdzieś w okolicach września - nie wierzę, by nie było kolejnej, nie ma bata
I z kronikarskiego obowiązku jeszcze czasy:
1 okrążenie [1.7km], czas 12:41min -> przerwa 7:17min (limit 20min)
2 okrążenie [1.7km], czas 10:54min -> przerwa 9:05min (limit 20min)
3 okrążenie [1.7km], czas 10:36min -> przerwa 8:24min (limit 19min)
4 okrążenie [1.7km], czas 10:18min -> przerwa 8:42min (limit 19min)
5 okrążenie [1.7km], czas 10:21min -> przerwa 7:38min (limit 18min)
6 okrążenie [1.7km], czas 9:59min -> przerwa 8:00min (limit 18min)
7 okrążenie [1.7km], czas 10:12min -> przerwa 6:48min (limit 17min)
8 okrążenie [1.7km], czas 10:15min -> przerwa 6:45min (limit 17min)
9 okrążenie [1.7km], czas 10:24min -> przerwa 5:35min (limit 16min)
10 okrążenie [1.7km], czas 10:32min -> przerwa 5:29min (limit 16min)
11 okrążenie [1.7km], czas 10:29min -> przerwa 4:30min (limit 15min)
12 okrążenie [1.7km], czas 10:30min -> przerwa 4:29min (limit 15min)
13 okrążenie [1.7km], czas 10:56min -> przerwa 3:04min (limit 14min)
14 okrążenie [1.7km], czas 11:30min -> przerwa 2:29min (limit 14min)
15 okrążenie [1.7km], czas 11:43min -> przerwa 1:17min (limit 13min)
16 okrążenie [1.7km], czas 11:57min -> przerwa 1:02min (limit 13min)
17 okrążenie [1.7km], czas 11:45min -> przerwa 0:15min (limit 12min)
KONIEC
Niedziela
Plan: 14km easy
Wykonanie:
14km@5'12
Odczucia: uda zakwaszone fest, zresztą widać po tempie, kadencja jak u chomika, drobilem jak gejsza byle tylko unikać mocniejszego dobijania nóg
Poniedziałek
Plan: 2km easy + 16x 1min/1min + 2km easy
Wykonanie:
2km@4'31
16x 1min szybko/1min wolno:
1min@3'04/1min@6'11
1min@3'10/1min@6'04
1min@3'03/1min@6'07
1min@3'11/1min@5'44
1min@3'15/1min@5'58
1min@3'13/1min@6'21
1min@3'15/1min@5'56
1min@3'17/1min@5'59
1min@3'19/1min@5'54
1min@3'22/1min@6'02
1min@3'14/1min@6'31
1min@3'17/1min@6'13
1min@3'21/1min@6'08
1min@3'21/1min@6'13
1min@3'16/1min@5'56
1min@3'21/1min@5'50
2km@4'56
Odczucia: kurde ciężko, mocna orka 8,5-9/10, zresztą widać w czasach powolną agonię, cierpienie było, a dłużylo się fest, pewnie jakieś tam różnice w tempach były bo biegane na GPS po tartanie
Wtorek
WOLNE
Środa
Plan: 2km easy + 4x 100m/100m + 10x 150m/150m podbieg + 2km easy
Wykonanie:
2.27km@4'57
10x ~180m/180m podbieg:
0:37.6/1:16.6
0:39.5/1:21.0
0:38.5/1:18.5
0:39.1/1:19.4
0:39.4/1:15.6
0:41.4/1:14.8
0:37.8/1:16.4
0:38.6/1:17.7
0:39.1/1:14.0
0:36.8/1:16.9
2.27km@4'39
Odczucia: dzisiaj ruszamy z ekipą na mecz Polska-Senegal, więc pierwszy raz od ponad roku musiałem trening zrobić rano, nie chciało mi się startować aż na Agrykolę, więc znalazłem coś pod domem, wiedziałem, że będzie dłuższy, więc odpuściłem przebieżki, podbieg robiłem przy Wenetów (właściwie pełny wbieg na most Gdański od świateł przy Wisłostradzie do poziomu tramwajów na górze, nawet nie wiem czy nie fajniejszy niż Agrykola), mocno ale pod kontrolą, gdybym pewnie biegał po pracy byłoby mocniej
Czwartek
Plan: 2km easy + 8km [4'20 -> 3'45] + 6x 100m/100m + 2km easy
Wykonanie:
2km@4'53
4'18.7
4'13.6
4'07.3
4'02.7
3'58.0
3'53.5
3'48.2
3'41.9
6x 100m/100m [całość 5:34min]
2km@4'31
Odczucia: mega fajnie, lekko - 7 max 7,5/10, mógłbym dalej spokojnie przyspieszać, oddech stabilny, pierwszych 5km w ogóle nie było czuć, usiałem cały czas na hamulcu
Piątek
Plan: 12km easy
Wykonanie:
12km@4'47
Odczucia: klasyczna trasa przy Wiśle i Skaryszak z metą pod palmą, właściwie bez historii, normalne truchtanie
Sobota
Monte Kazura Deluxe
Jednak zdecydowałem się pobawić w dłuższe bieganie z mocnym przewyższeniem, Rzeźnik za rogiem, a ja ostatnimi czasy przy sile biegowej nic nie robię. Monte Kazura znam z tradycyjnej odsłony - 5km/3 pętle, każda o długości 1.7km/5 całkiem solidnych zbiegów i podbiegów. Wersja Deluxe spodobała mi się przede wszystkim przez pryzmat czasu wysiłku, wiedziałem, że trochę będziemy kręcić tych okrążeń. Planu jakotakiego nei miałem co i w rezultacie spowodowało spuchnięcie. Mógłem pewnie jeszcze jedno koło dokręcić ale to już byłoby na solidnym wyrzygu, a nie byłem na to mentalnie przygotowany.
Na bank wrócę przy następnej edycji i tym razem ruszę zdecydowanie wolniej, tutaj niepotrzebnie cały czas starałem się biec w 'swoim' tempie, trzeba było zluzować i spokojnie czekać na mniejsze limity na kolejnych okrążeniach, gdyż jak na początku zmęczenie czy wysiłek były praktycznie zerowe tak kumulacja okazała się zbyt szybkim końcem.
W rezultacie udało się zrobić siedemnaście okrążeń - łącznie 4:36godz (czas włącznie z przerwami między pętlami) 30.1km i 1508m w pionie (właściwie przewyższenia na km wyszło więcej niż na Rzeźniku, a tu proszę - Warszawa ). Super zabawa! I po cichu liczę, że druga edycja wskoczy jeszcze gdzieś w okolicach września - nie wierzę, by nie było kolejnej, nie ma bata
I z kronikarskiego obowiązku jeszcze czasy:
1 okrążenie [1.7km], czas 12:41min -> przerwa 7:17min (limit 20min)
2 okrążenie [1.7km], czas 10:54min -> przerwa 9:05min (limit 20min)
3 okrążenie [1.7km], czas 10:36min -> przerwa 8:24min (limit 19min)
4 okrążenie [1.7km], czas 10:18min -> przerwa 8:42min (limit 19min)
5 okrążenie [1.7km], czas 10:21min -> przerwa 7:38min (limit 18min)
6 okrążenie [1.7km], czas 9:59min -> przerwa 8:00min (limit 18min)
7 okrążenie [1.7km], czas 10:12min -> przerwa 6:48min (limit 17min)
8 okrążenie [1.7km], czas 10:15min -> przerwa 6:45min (limit 17min)
9 okrążenie [1.7km], czas 10:24min -> przerwa 5:35min (limit 16min)
10 okrążenie [1.7km], czas 10:32min -> przerwa 5:29min (limit 16min)
11 okrążenie [1.7km], czas 10:29min -> przerwa 4:30min (limit 15min)
12 okrążenie [1.7km], czas 10:30min -> przerwa 4:29min (limit 15min)
13 okrążenie [1.7km], czas 10:56min -> przerwa 3:04min (limit 14min)
14 okrążenie [1.7km], czas 11:30min -> przerwa 2:29min (limit 14min)
15 okrążenie [1.7km], czas 11:43min -> przerwa 1:17min (limit 13min)
16 okrążenie [1.7km], czas 11:57min -> przerwa 1:02min (limit 13min)
17 okrążenie [1.7km], czas 11:45min -> przerwa 0:15min (limit 12min)
KONIEC
Niedziela
Plan: 14km easy
Wykonanie:
14km@5'12
Odczucia: uda zakwaszone fest, zresztą widać po tempie, kadencja jak u chomika, drobilem jak gejsza byle tylko unikać mocniejszego dobijania nóg
Ostatnio zmieniony 03 cze 2019, 11:48 przez Logadin, łącznie zmieniany 2 razy.
- Logadin
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 3296
- Rejestracja: 20 kwie 2013, 14:07
- Lokalizacja: Warszawa
03.06.2019 - 09.06.2019
Poniedziałek
Plan: 10km easy
Wykonanie:
10km@5'28
Odczucia: masakra, jednak uda skasowane fest, widać nawet po średniej przelotowej + kadencja jak u gejszy, byle tylko jak najszybciej przenieść ciężar ciała na drugą nogę
Wtorek
Plan: 12km easy
Wykonanie:
12km@4'59
Odczucia: lepiej ale wciąż zakwaszenie, trzyma jak po Lavaredo, niby już następny trening muszę pobiec te szybkie odc. ale na razie się średnio na to zanosi
Środa
Plan: 2km easy + 8x 300m/300m podbieg [Agrykola na około 85%] + 8x 200m(35sek)/200m + 2km easy
Wykonanie:
2km@4'49
8x ~320m/320m podbieg [Agrykola od drugiej do siódmej latarnii po prawej stronie]
1:17.3/2:05.9
1:17.6/2:11.3
1:15.8/2:14.3
1:16.1/2:14.6
1:16.8/2:15.7
1:17.2/2:17.7
1:15.0/2:16.0
1:14.5/2:05.7
8x 200m(35sek)/200m
0:34.8/1:45.7
0:35.0/1:42.4
0:35.1/1:41.6
0:34.3/1:39.7
0:34.3/1:43.2
0:34.3/1:40.8
0:34.3/1:39.0
0:33.6/1:30.6
2km@5'35
Odczucia: tak jak myślałem, musiałem wymienić śr. z czw., nogi dalej zakwaszone, więc wolałem podbiegi + szybsze odc. ale nei za długie by zobaczyć jak na zmęczeniu mięśniowym będzie się je robiło, podbiegi całkiem ok, chociaż trochę ospale, na tartanie 200-tki jakoś wchodziły, ale widać, że przez nogi o 2sek za wolne jak na odczucia zmęczenia
Czwartek
Plan: 2km easy + 4x 100m/100m + 3km@3'35/8min + 3x 500m@3'15/4min + 2km easy
Wykonanie:
2km@4'54
4x 100m100m [całość 3:39min]
2.2km@3'37/10min
4x 500m@3'15/4min
1:33.7/3:59.1
1:33.6/3:58.8
1:34.6/4:02.0
1:32.9/3:59.8
2km@5'09
Odczucia: cały czas odczuwam zakwaszenie (nawet Lavaredo tak w nogi nie wlazło jak ta Kazurka, pewnie stąd ta walka), 3km robiłem na plecach trenera ale jednak walka straszna, puściłem na dwa kółka, szkoda kurde, ale za to 500-tki zamknięte, chociaż na ostatnich 150m nogi już też wata (jak spojrzałem na międzyczasy to było zwykle 200m - 37sek, 300m - 55sek, 400m - 1:15min, więc nie było jakiegoś szarpania, a i ostatnie 100m zawsze było szybsze niż przedostatnie
Piątek
WOLNE
Sobota
Plan: 2km easy +12km@4'30[bieżnia mechaniczna - 600m nachylenie 4%/600m nachylenie 1%] + 1km easy
Wykonanie: [bieżnia mechaniczna 1% nachylenie]
2km@4'50
10x
600m@4'30 [nachylenie 4%]/600m@4'30 [nachylenie 1%]
1km@6'00
Odczucia: @#$%^ jaki dyskomfort, tzn. nie było zajezdni ala 3000m dzień wcześniej, a tak jakby symulacja zawodów na 10/HM, po prostu nonstop 4 strefa i głowa chce kończyć ale idzie ciągnąć, takie 8,5/10 ale ciągiem
Niedziela
Plan: 20km [4km easy/1km@3'35]
Wykonanie:
4km@5'07
1km@3'30
4km@4'59
1km@3'30
4km@5'00
1km@3'24 [tutaj po ok. 700m złapało mnie czerwone światło, więc był lekki odpoczynek w trakcie odcinka]
4km@4'59
1km@3'33
Odczucia: wybiegłem robić to dopiero o 22, po czterech godz. za kierownicą, prosto po powrocie z Olsztyna, szybkie odc. całkiem ciężkawo szły, ale jednak biegane po ulicy, więc i odczucia mniej przyjemne niż na tartanie
Poniedziałek
Plan: 10km easy
Wykonanie:
10km@5'28
Odczucia: masakra, jednak uda skasowane fest, widać nawet po średniej przelotowej + kadencja jak u gejszy, byle tylko jak najszybciej przenieść ciężar ciała na drugą nogę
Wtorek
Plan: 12km easy
Wykonanie:
12km@4'59
Odczucia: lepiej ale wciąż zakwaszenie, trzyma jak po Lavaredo, niby już następny trening muszę pobiec te szybkie odc. ale na razie się średnio na to zanosi
Środa
Plan: 2km easy + 8x 300m/300m podbieg [Agrykola na około 85%] + 8x 200m(35sek)/200m + 2km easy
Wykonanie:
2km@4'49
8x ~320m/320m podbieg [Agrykola od drugiej do siódmej latarnii po prawej stronie]
1:17.3/2:05.9
1:17.6/2:11.3
1:15.8/2:14.3
1:16.1/2:14.6
1:16.8/2:15.7
1:17.2/2:17.7
1:15.0/2:16.0
1:14.5/2:05.7
8x 200m(35sek)/200m
0:34.8/1:45.7
0:35.0/1:42.4
0:35.1/1:41.6
0:34.3/1:39.7
0:34.3/1:43.2
0:34.3/1:40.8
0:34.3/1:39.0
0:33.6/1:30.6
2km@5'35
Odczucia: tak jak myślałem, musiałem wymienić śr. z czw., nogi dalej zakwaszone, więc wolałem podbiegi + szybsze odc. ale nei za długie by zobaczyć jak na zmęczeniu mięśniowym będzie się je robiło, podbiegi całkiem ok, chociaż trochę ospale, na tartanie 200-tki jakoś wchodziły, ale widać, że przez nogi o 2sek za wolne jak na odczucia zmęczenia
Czwartek
Plan: 2km easy + 4x 100m/100m + 3km@3'35/8min + 3x 500m@3'15/4min + 2km easy
Wykonanie:
2km@4'54
4x 100m100m [całość 3:39min]
2.2km@3'37/10min
4x 500m@3'15/4min
1:33.7/3:59.1
1:33.6/3:58.8
1:34.6/4:02.0
1:32.9/3:59.8
2km@5'09
Odczucia: cały czas odczuwam zakwaszenie (nawet Lavaredo tak w nogi nie wlazło jak ta Kazurka, pewnie stąd ta walka), 3km robiłem na plecach trenera ale jednak walka straszna, puściłem na dwa kółka, szkoda kurde, ale za to 500-tki zamknięte, chociaż na ostatnich 150m nogi już też wata (jak spojrzałem na międzyczasy to było zwykle 200m - 37sek, 300m - 55sek, 400m - 1:15min, więc nie było jakiegoś szarpania, a i ostatnie 100m zawsze było szybsze niż przedostatnie
Piątek
WOLNE
Sobota
Plan: 2km easy +12km@4'30[bieżnia mechaniczna - 600m nachylenie 4%/600m nachylenie 1%] + 1km easy
Wykonanie: [bieżnia mechaniczna 1% nachylenie]
2km@4'50
10x
600m@4'30 [nachylenie 4%]/600m@4'30 [nachylenie 1%]
1km@6'00
Odczucia: @#$%^ jaki dyskomfort, tzn. nie było zajezdni ala 3000m dzień wcześniej, a tak jakby symulacja zawodów na 10/HM, po prostu nonstop 4 strefa i głowa chce kończyć ale idzie ciągnąć, takie 8,5/10 ale ciągiem
Niedziela
Plan: 20km [4km easy/1km@3'35]
Wykonanie:
4km@5'07
1km@3'30
4km@4'59
1km@3'30
4km@5'00
1km@3'24 [tutaj po ok. 700m złapało mnie czerwone światło, więc był lekki odpoczynek w trakcie odcinka]
4km@4'59
1km@3'33
Odczucia: wybiegłem robić to dopiero o 22, po czterech godz. za kierownicą, prosto po powrocie z Olsztyna, szybkie odc. całkiem ciężkawo szły, ale jednak biegane po ulicy, więc i odczucia mniej przyjemne niż na tartanie
- Logadin
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 3296
- Rejestracja: 20 kwie 2013, 14:07
- Lokalizacja: Warszawa
10.06.2019 - 16.06.2019
Poniedziałek
Plan: 8km easy
Wykonanie:
8km@4'45
Odczucia: pobiegane spokojnie po pracy z plecakiem, bez historii
Wtorek
Plan: 3km easy + 4x 100m/100m + 1600m@3'35/4min + 2x 800m@3'30/4min + 3km easy
Wykonanie:
3km@4'46
4x 100m/100m [całość 3:47min]
1600m/4min
5:41.9/3:58.2
2x 800m/4min
2:44.9/3:58.5
2:43.6/4:00.3
3km@4'56
Odczucia: tak całkiem ciężko 8,5/10 ale jednak sroga patelnia była na Agrykoli o 18, więc upał dał się we znaki
Środa
Plan: 8km easy
Wykonanie:
8km@4'46
Odczucia: biegane po bulwarach tam i nazad, bez historii, miło i przyjemnie
Czwartek
Plan: 2km easy + 4x 100m/100m + 5x 300m(55sek)/1min + 2km easy
Wykonanie:
2km@4'52
4x 100m/100m [całość 3:32min]
5x 300m(55sek)/1min
0:53.9/0:59.7
0:52.4/0:59.6
0:53.7/1:00.6
0:52.8/0:59.3
0:52.8/0:58.4
2km@4'55
Odczucia: super się biegło, lekko i przyjemnie nawet mimo upału, dodatkowo dołączył do nas do klubu nowy biegacz z UK, który akurat jest na moim poziomie, więc po raz pierwszy nie musiałem tego biegać sam
Piątek
WOLNE
Sobota
Bieg Ursynowa
Oj nie wyszedł ten startu zupełnie, nic, a nic! Pogoda wiadomo, tragedia i ponad 30stC w cieniu, którego akurat tam nawet nie było, bo nie miało być skąd.
Ustawiłem się grzecznie gdzieś w okolicach 9-10 rzędu, nigdzie się nie śpieszyło - akurat tutaj i dalsze rzędy cisną mocno i nie ma potrzeby przepychania się bliżej linii startu.
Ruszyłem tak jak było w planie 1km po 3'29, ogólnie tutaj jeszcze czułem się super i po pierwszym tysiaku nawet nie zmienił się oddech.
Drugi km już wolniej 3'35 ale dalej kontrola, jednak już zacząłem czuć ten żar.
Katastrofa nastąpiła po nawrocie. Gdy już tam zwolniłem by pokonać agrafkę nie potrafiłem się rozpędzić. Nic, odcięcie :/ Trzeci km wleciał już w 3'48 i dupa. Głowa puściła. Pozostałe dwa km jakoś chciałem dociągnąć jedynie do mety, jakakolwiek wola walki uleciała z międzyczasem po 3km i tyle.
Ostatecznie doczłapałem się w 18:51.
No nic kontynuacja porażek 2019 Ale spokojnie porażki uczą pokory, w tym roku mam dużo lekcji. Co nie zabije to wzmocni
Niedziela
II Krwiobieg 10km
Plan był inny. Ale jednak zobaczyłem, że jest spoko bieg przy Centrum Olimpijskim na 10km, do tego przełaj. Intensywność by się zgodziła z tym co miałem oryginalnie biegać. No może szybciej ale jednak krócej, po rozmowie z trenerem padło bym biegł jeżeli będą pakiety.
Dodatkowo dzień wcześniej kupiłem nowe buty trailowe na Rzeźnika to była okazja je wypróbować.
Chociaż jeszcze na 40min przed biegiem miałem znów to zamienić an normalny niedzielny trening - sobotnia noc była poświęcona na zapijanie porażki ursynowskiej, spać poszło się o 4 rano, ciężko było się zebrać na kacu i w koszmarnym upale tak wcześnie.
Jakoś się jednak zmusiłem z głośną myślą w głowie, by nie było pakietów na starcie :D
I początkowo nie było, kazano mi poczekać do samego końca i zobaczyć co będzie. Zatem stałem na tym słońcu dosłowie do 1:30min przed startem :D Wtedy nr. się znalazł, szybka opłata i przypięcie na dwie agrawki dosłownie na 10sek przed startem i wio.
Stawka szybko się wyklarowała, po 1km wiedziałem, że jest nas tylko czterech, a za plecami pusto. Trasa mi znana (biegam tam w październiku podczas Club Challenge - 37:58), więc wiedziałem czego się po niej spodziewać.
Po 3km jeden z zawodników przystąpił do mocniejszego dyktowania tempa, za nim ruszył drugi. Ja zostałem z trzecim, po nawrocie na pierwszej z dwóch pętli trzeci zaczął się oddalać ale nie było jakoś we mnie woli walki - i buty trailowe ciążyły i dodatkowo biegłem z plecakiem załadowanym rzeczami pod Rzeźnika (ot taki test w terenie), no i kac nie puszczał.
Postanowiłem dowieść spokojnie to czwarte miejsce i spacerkiem wrócić do domu i uznać to za 'zakończenie treningu'.
Na mepę wpadłem po 41:15 - widać jaka różnica, w porównaniu do startu w październiku. Zapewne gdyby było bez kaca i zmęczenia + normalne startówki i porzucony plecak to byłaby walka o pierwsze/drugie miejsce biorąc pod uwagę czasy chłopaków na mecie.
No ale tak czy siak start był z d... na podmiankę treningu dłuższego i wolniejszego, na krótszy i szybszy, więc nie ma co gdybać za bardzo.
Dobry trening
Poniedziałek
Plan: 8km easy
Wykonanie:
8km@4'45
Odczucia: pobiegane spokojnie po pracy z plecakiem, bez historii
Wtorek
Plan: 3km easy + 4x 100m/100m + 1600m@3'35/4min + 2x 800m@3'30/4min + 3km easy
Wykonanie:
3km@4'46
4x 100m/100m [całość 3:47min]
1600m/4min
5:41.9/3:58.2
2x 800m/4min
2:44.9/3:58.5
2:43.6/4:00.3
3km@4'56
Odczucia: tak całkiem ciężko 8,5/10 ale jednak sroga patelnia była na Agrykoli o 18, więc upał dał się we znaki
Środa
Plan: 8km easy
Wykonanie:
8km@4'46
Odczucia: biegane po bulwarach tam i nazad, bez historii, miło i przyjemnie
Czwartek
Plan: 2km easy + 4x 100m/100m + 5x 300m(55sek)/1min + 2km easy
Wykonanie:
2km@4'52
4x 100m/100m [całość 3:32min]
5x 300m(55sek)/1min
0:53.9/0:59.7
0:52.4/0:59.6
0:53.7/1:00.6
0:52.8/0:59.3
0:52.8/0:58.4
2km@4'55
Odczucia: super się biegło, lekko i przyjemnie nawet mimo upału, dodatkowo dołączył do nas do klubu nowy biegacz z UK, który akurat jest na moim poziomie, więc po raz pierwszy nie musiałem tego biegać sam
Piątek
WOLNE
Sobota
Bieg Ursynowa
Oj nie wyszedł ten startu zupełnie, nic, a nic! Pogoda wiadomo, tragedia i ponad 30stC w cieniu, którego akurat tam nawet nie było, bo nie miało być skąd.
Ustawiłem się grzecznie gdzieś w okolicach 9-10 rzędu, nigdzie się nie śpieszyło - akurat tutaj i dalsze rzędy cisną mocno i nie ma potrzeby przepychania się bliżej linii startu.
Ruszyłem tak jak było w planie 1km po 3'29, ogólnie tutaj jeszcze czułem się super i po pierwszym tysiaku nawet nie zmienił się oddech.
Drugi km już wolniej 3'35 ale dalej kontrola, jednak już zacząłem czuć ten żar.
Katastrofa nastąpiła po nawrocie. Gdy już tam zwolniłem by pokonać agrafkę nie potrafiłem się rozpędzić. Nic, odcięcie :/ Trzeci km wleciał już w 3'48 i dupa. Głowa puściła. Pozostałe dwa km jakoś chciałem dociągnąć jedynie do mety, jakakolwiek wola walki uleciała z międzyczasem po 3km i tyle.
Ostatecznie doczłapałem się w 18:51.
No nic kontynuacja porażek 2019 Ale spokojnie porażki uczą pokory, w tym roku mam dużo lekcji. Co nie zabije to wzmocni
Niedziela
II Krwiobieg 10km
Plan był inny. Ale jednak zobaczyłem, że jest spoko bieg przy Centrum Olimpijskim na 10km, do tego przełaj. Intensywność by się zgodziła z tym co miałem oryginalnie biegać. No może szybciej ale jednak krócej, po rozmowie z trenerem padło bym biegł jeżeli będą pakiety.
Dodatkowo dzień wcześniej kupiłem nowe buty trailowe na Rzeźnika to była okazja je wypróbować.
Chociaż jeszcze na 40min przed biegiem miałem znów to zamienić an normalny niedzielny trening - sobotnia noc była poświęcona na zapijanie porażki ursynowskiej, spać poszło się o 4 rano, ciężko było się zebrać na kacu i w koszmarnym upale tak wcześnie.
Jakoś się jednak zmusiłem z głośną myślą w głowie, by nie było pakietów na starcie :D
I początkowo nie było, kazano mi poczekać do samego końca i zobaczyć co będzie. Zatem stałem na tym słońcu dosłowie do 1:30min przed startem :D Wtedy nr. się znalazł, szybka opłata i przypięcie na dwie agrawki dosłownie na 10sek przed startem i wio.
Stawka szybko się wyklarowała, po 1km wiedziałem, że jest nas tylko czterech, a za plecami pusto. Trasa mi znana (biegam tam w październiku podczas Club Challenge - 37:58), więc wiedziałem czego się po niej spodziewać.
Po 3km jeden z zawodników przystąpił do mocniejszego dyktowania tempa, za nim ruszył drugi. Ja zostałem z trzecim, po nawrocie na pierwszej z dwóch pętli trzeci zaczął się oddalać ale nie było jakoś we mnie woli walki - i buty trailowe ciążyły i dodatkowo biegłem z plecakiem załadowanym rzeczami pod Rzeźnika (ot taki test w terenie), no i kac nie puszczał.
Postanowiłem dowieść spokojnie to czwarte miejsce i spacerkiem wrócić do domu i uznać to za 'zakończenie treningu'.
Na mepę wpadłem po 41:15 - widać jaka różnica, w porównaniu do startu w październiku. Zapewne gdyby było bez kaca i zmęczenia + normalne startówki i porzucony plecak to byłaby walka o pierwsze/drugie miejsce biorąc pod uwagę czasy chłopaków na mecie.
No ale tak czy siak start był z d... na podmiankę treningu dłuższego i wolniejszego, na krótszy i szybszy, więc nie ma co gdybać za bardzo.
Dobry trening
Ostatnio zmieniony 06 sie 2019, 09:58 przez Logadin, łącznie zmieniany 1 raz.
- Logadin
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 3296
- Rejestracja: 20 kwie 2013, 14:07
- Lokalizacja: Warszawa
17.06.2019 - 23.06.2019
Poniedziałek
WOLNE
Wtorek
Plan: 2km easy + 4x 100m/100m + 12x 2min/2min + 2km easy
Wykonanie:
2km@4'53
4x 100m/100m [całość 3:47min]
12x 2min szybko/2min wolno:
2min@3'15/2min@10'05
2min@3'15/2min@10'14
2min@3'16/2min@10'07
2min@3'18/2min@9'44
2min@3'20/2min@9'50
2min@3'17/2min@9'42
2min@3'19/2min@9'33
2min@3'17/2min@9'36
2min@3'17/2min@10'00
2min@3'19/2min@9'46
2min@3'19/2min@9'41
2min@3'17/2min@9'37
2km@5'15
Odczucia: starałem się biec to tak by nie spadać poniżej 600m przy 2min, a przerwy to było dokręcenie tak by ruszyć po pełnych dwóch kołach. Niby na tartanie ale jednak na GPS, więc możliwe są jakieś przekłamania +/- 2-3sek. Trochę pracy było wykonane ale na szczęście bez rzeźbienia.
Środa
WOLNE
Czwartek
Bieg Rzeźnika Ultra 105km - dzień I
Fotozapowiedź (noga już po 35km)
Wypad co Cisnej wypadł w czwartek z rana (okolice 6), a jeszcze parę godz. temu człowiek skakał na koncercie Scootera, zatem nie trzeba mówić jak był zjebany Na szczęście za kierownicą ktoś inny, więc mogłme na czas dojazdu jakoś zamknąć oczy - dodatkowo braki w śnie na ultra akurat na mnie nie działją, więc o to byłem spokojny.
Dotarliśmy koło 13, zameldowanie w domku u Wiedźmina w Wołkowyji i można było ruszyć po pakiet. Następnie obiad i jakieś piwko i ... cholera na zegarku 17 :D A do domku autem z Cisnej czas dojazdu +/- 25min, jak można się domyśleć tam cały majdan.
LUdzie zostali na miejscu ja z kumpelm wyrwałem po rzeczy. Chyba jeszcze nigdy tak szybko na zawody się nie pakowałem jak tego dnia :D
Do Cisnej dobiliśmy 18:20, więc akurat na pare minut przed strartem - dodatkowo człowiek zapomniał wypełnić w domku bidony to i jeszcze szybki spożywczak był grany (oczywiście nie muszę pisać by czytając to wszystko kategorycznie nie brać ze mnie przykładu).
Start z Cisnej, zatem idealnie. Ustawiłem się gdzieś w 2-3 rzędzi, chwila przemówienia Mirka, że błoto, że ponad stówka nei ukończyłą Sky i by uważać i wio.
Początek po asfalcie, akurat by się stawka poustawiała. Ja akurat trasy nei sprawdziłem i jak głupi założyłem, że pewnie pierwsze 30km będzie w stylu Rzeźnika, czyli łatwo, przyjemnie, szybko. A tu @#$%^. Pierwsze podejście i już witamy w Rzeźniku ale za przepakiem w Cisnej. Dodatkowo przy wspólnym starcie za bardzo człowiek nie wie kto z jego dystansu, kto nie. Mimo, że starałem się nie przestrzelić - o np. Ficka plecy grzecznie puściłem :D To i tak otwarcie wyszło całkiem mocne. Dodatkowo już poczułem buty - no jednak nie ma się co oszukiwać jak człowiek chce z jednej strony glebowgryzarkę na błoto, a z drugiej jakotaki komfort do klepania astaltu.. pane Havranek to se ne da. Przypomniałem sobie jak w poprzendich Rocklite też sobie potrafiłem mocno obić stopy przez walenie o twardą nawierzchnię.
Pierwszy pkt. i my znów w Cisnej (12km) (ja rozumiem, że ciężko wykombinować kolejną trasę przy tylu Rzeźnikach ale @#$%^ to chyba najgorsza trasa jaką w życiu biegłem - zero widoków, nuda, 2/3 dystansu to trasa normalnego Rzeźnika i dodatkowo 4 razy odwiedzmay Cisną! Pociąć się idzie - jak za rok zostanie nie ma bata, nie biegnę tego, a przynajmniej nie za 350zł! Paranoja. Do tego pkt. odżywcze - kiedyś na Ultra sushi, widoki - tama na Solinie. No bajka. W tym roku się pojawiłem i wszystko to szlag trafił). Wbiegam na pomiar na 13 pozycji - niestety po zmianie dystansu ze 150km na 105km, nie ma międzyczasów z tego pierwszego do momentu zmiany decyzji ale z tego co znajomi krzyczeli na 150km leciałem jako trzeci. Więc i nawet podjarka była, nie napiszę, że nie
Stan psychiczny i fizyczny, nówka sztuka nie śmigana. Więc lecim dalej. Po drodze spotykamy zawodnika z czwartej pozycji oraz doganiamy wspólnie drugiego z trasy 150km. Tak sobie razem klepiemy przez parę km, a na podejściu zacyznam odjeżcząć i tak osiągam chwilowe najlepsze miejsce :D
D Maniowa (35km) wbijam na 8 pozycji open - jednak podejścia i trochę płaskiego zrobiło swoje. Ale tutaj już jest problem. Nogi jak na załączonej fotce, kalafiory. Pieką koszmarnie. Po raz pierwszy od dawien dawna nie posmarowałem stóp sudocremem i proszę! Na szczęście jedną z nóg obkleiłem przed biegiem Compeedem to chociaż jej oszczędziłem pęcherzy - na drugiej oczywiście się pojawił i trzeba było kleić na bieżąco.
Muszę powiedzieć, że dobieg do Maniowa psychicznie trochę wymęczył - dłuuuugo płasko, po samych drobnych kamulcach, końca nie widać, według tracka w zegarku powinno się być, a tu dupa i biegnij dalej... Co chwila szukam tasiemek czy nie zabłądziłem przypadkiem. Jak już na pkt. wpadłem to głowa popracowała przez to wszystko. No ale nic pora lecieć do Cisnej - w głowie tylko arbuzy i cola.
Pod koniec dnia już robi się fajnie ciemno, cisza, spokój, zero ludzi - raz, że bardzo lubię bieganie w środku nocy z czołówką, dwa, że lubię wtedy biegać sam. Dzięki temu, że bieg nie jest oblegany to bardzo łątwo być na nim samemu. Luki po parę dobrych minut między nami i człowiek ma poczucie obcowania z lasem i górami w całkowitym odosobnieniu - wypas!
W połowie tego odc. już wiem, że jestem na trasie zwykłego Rzeźnika i teren znany - dodatkowo chwilowo dziękuję butom i ich bieżnikowi, bo wiem, że czekać będzie zbieg pod wyciągiem, który już był całkiem rozorany, a błotak faktycznie było całkiem sporo (przez paręnaście dni przed Rzeźnikiem srogo padało w Bieszczadach, a wiadomo, że pod drzewami to schnei jakby chciało, a nie mogło.
Nogi ***jestem wulgarny i zasługuję na ostrzeżenie*** już fest, ale jeszcze idzie zbiegać zamiast schodzić (już tutaj dziękuję sobei, że od 3 lat zabrałem kije na drogę, będą mocno przydatne w dalszej fazie).
Na Cisną (58km) wpadam już na 14 pozycji i od razu na ławeczkę i kleimy i wycieramy nogi tym co pod ręką (oczywiście od lat nie kładę nic na przepakach... ot lenistwo, że to trzeba wcześniej zanieść, później po biegu zabrać etc. a teraz by się przydały np nowe skarpetki :D). Mimo zasiedzenia - blisko 18min... Z punktu wypadam o dwie pozycje wyżej na 12 miejscu i wio w środek nocy, na celowniku Smerek.
Dzień pierwszy dobiega końca.
Piątek
Bieg Rzeźnika Ultra 105km - dzień II
Fotozapowiedź (pkt. Roztoki Górne)
Bieg w nocy, więc trochę pod nogi trzeba uważać ale fajnie, że nie widać nikogo przed i za sobą. Aż chciałoby się napisać, że jest miło i przyjemnie ale dupa. Nogi, a raczej stopy dewastacja fest. Dodatkowo zaczął się odklejać ten świeży Compeed i zaczęło się silniejsze obcieranie. Nie widziałem jednak sensu w zatrzymywaniu się i cisnąłem dalej. Łeb dostał obuchem na drodze Mirka - dobrze znany mi fragment, który ciągnie się i ciągnie + najgorsze możliwe podłoże do pokonania w wypadku tak zmaltretowanych stóp - żwirek, niekończący się żwirek. Parę razy musiałem przejść do marszu, by chociaż chwilowej ulgi doznać. Tutaj też parę osób minęło mnie. Niestety na takim fragmencie nie miałem nic do gadania. Truchtać szło ledwo w okolicy 6'00min/km. WSTYD.
Do Smereka (75km) docieram na 15-tej pozycjiw czasie 11:24h. Akurat już czołówka dawno w plecaku, widno. Pogoda bajka. Na pkt. znów dłuższa przerwa niestety - klejenie stóp + nogi na pieniek niech znó trochę odtajają. Z pkt. wybiegam po 16min! Tracę przy okazji jedną pozycję. Ale już i tak wszystko mi jedno. Stopy za głośno się drą. Zaczyna się napieranie do Roztok - tutaj akurat mocno w górę przez dłuższy czas, więc przyjemnie. Nawet odzyskuję pozycję i się solidnie oddalam... ale co z tego, gdy podejście zamienia się w zbieg.. szach i cholera mat. Znów się wlekę i oddaję 15miejsce.
Na Roztoki (94km) wpadam nieźle zjebany po niespełna 15godz. Tutaj odwiedzają kumple, którzy za dwa dni biegną Rzeźniczak i już tutaj mówie im, że nie wychodzę na 150km. Nie ma sensu się dalej katować, w głowie tylko myśli o Cisnej... po raz ostatni. \
Przy okazji znów się człowiek trochę zasiedział, wypił piwko... zrobiło się lepiej :D Można ruszać dalej. Akurat znów czeka dłuższe podejśćie to tam 'odpocznę'.
Liszna (101km) odwiedzona po 16:49h przy okazji utrata dwóch pozycji klasycznie na zbiegu. Tutaj jedynie szybki energetyk na pkt. i wio dalej, bo profil mi się podoba. Na podejściu odzyskuję jedno miejsce i decyduję, że choćby nie wiem jak bolalo nie puszczam jej - cholera wie po co :D ale jednak głowa cały czas jakiegokolwiek wyzwania się chce złapać. Przycisnąłem mocno na podejściu wiedząc, że biegacz za plecami tutaj sporo traci, a i jego zbieganie też już wyglądało prawie tak kiepsko jak moje.
Jadę do mety czasem zerkając za siebie przy zejsciu z Małego Jasła ale cisza i nikogo nie ma. W pewnej chwili słyszę jednak dwóch biegnących zawodników i myśl w głowie, że cholera jednak ktoś doszedł. Ale gdy mnie mijają i akurat pada na nie za długie jednak stromsze podejście chłopy nie przechodzą w marsza plus jeszcze z sobą gadają. Wtedy dociera, że to pierwsza para z Rzeźnika Niech lecą :D DO mety zostaje mi około kilometra, już więcej się nic nie wydarzy.
Na metę (~108km) wpadam ostatecznie z czasem 17:53:54h na 17 pozycji open i 4 w kat. wiekowej (do 3-go miejsca i statuetki zabrakło 16min - czyli tyle ile średnio traciłem na trzech pkt. odżywczych...).
Do limitu na 150km dalej ponad 8h ale wiem, że to nie ma sensu - wiedziałem, że jeden z zawodników który ruszył na dłuższy dystans dosłownie 30min przede mną też nie dociśnie w limicie. Za ciężki profil, za mało czasu. Gdybym miał zaddatku 12h to bym siłą woli wylazł, a tak... Nie te spoty, nie ten limit. Trzeba zadowolić się ostatecznie krótszym dystansem.
Mimo to nawet całkiem nieźle oceniam przed samym sobą ten start. Chociaż następne dni niezłe myto zabrał i bieganie było mocno utrudnione.
Sobota
WOLNE
Niedziela
WOLNE
Poniedziałek
WOLNE
Wtorek
Plan: 2km easy + 4x 100m/100m + 12x 2min/2min + 2km easy
Wykonanie:
2km@4'53
4x 100m/100m [całość 3:47min]
12x 2min szybko/2min wolno:
2min@3'15/2min@10'05
2min@3'15/2min@10'14
2min@3'16/2min@10'07
2min@3'18/2min@9'44
2min@3'20/2min@9'50
2min@3'17/2min@9'42
2min@3'19/2min@9'33
2min@3'17/2min@9'36
2min@3'17/2min@10'00
2min@3'19/2min@9'46
2min@3'19/2min@9'41
2min@3'17/2min@9'37
2km@5'15
Odczucia: starałem się biec to tak by nie spadać poniżej 600m przy 2min, a przerwy to było dokręcenie tak by ruszyć po pełnych dwóch kołach. Niby na tartanie ale jednak na GPS, więc możliwe są jakieś przekłamania +/- 2-3sek. Trochę pracy było wykonane ale na szczęście bez rzeźbienia.
Środa
WOLNE
Czwartek
Bieg Rzeźnika Ultra 105km - dzień I
Fotozapowiedź (noga już po 35km)
Wypad co Cisnej wypadł w czwartek z rana (okolice 6), a jeszcze parę godz. temu człowiek skakał na koncercie Scootera, zatem nie trzeba mówić jak był zjebany Na szczęście za kierownicą ktoś inny, więc mogłme na czas dojazdu jakoś zamknąć oczy - dodatkowo braki w śnie na ultra akurat na mnie nie działją, więc o to byłem spokojny.
Dotarliśmy koło 13, zameldowanie w domku u Wiedźmina w Wołkowyji i można było ruszyć po pakiet. Następnie obiad i jakieś piwko i ... cholera na zegarku 17 :D A do domku autem z Cisnej czas dojazdu +/- 25min, jak można się domyśleć tam cały majdan.
LUdzie zostali na miejscu ja z kumpelm wyrwałem po rzeczy. Chyba jeszcze nigdy tak szybko na zawody się nie pakowałem jak tego dnia :D
Do Cisnej dobiliśmy 18:20, więc akurat na pare minut przed strartem - dodatkowo człowiek zapomniał wypełnić w domku bidony to i jeszcze szybki spożywczak był grany (oczywiście nie muszę pisać by czytając to wszystko kategorycznie nie brać ze mnie przykładu).
Start z Cisnej, zatem idealnie. Ustawiłem się gdzieś w 2-3 rzędzi, chwila przemówienia Mirka, że błoto, że ponad stówka nei ukończyłą Sky i by uważać i wio.
Początek po asfalcie, akurat by się stawka poustawiała. Ja akurat trasy nei sprawdziłem i jak głupi założyłem, że pewnie pierwsze 30km będzie w stylu Rzeźnika, czyli łatwo, przyjemnie, szybko. A tu @#$%^. Pierwsze podejście i już witamy w Rzeźniku ale za przepakiem w Cisnej. Dodatkowo przy wspólnym starcie za bardzo człowiek nie wie kto z jego dystansu, kto nie. Mimo, że starałem się nie przestrzelić - o np. Ficka plecy grzecznie puściłem :D To i tak otwarcie wyszło całkiem mocne. Dodatkowo już poczułem buty - no jednak nie ma się co oszukiwać jak człowiek chce z jednej strony glebowgryzarkę na błoto, a z drugiej jakotaki komfort do klepania astaltu.. pane Havranek to se ne da. Przypomniałem sobie jak w poprzendich Rocklite też sobie potrafiłem mocno obić stopy przez walenie o twardą nawierzchnię.
Pierwszy pkt. i my znów w Cisnej (12km) (ja rozumiem, że ciężko wykombinować kolejną trasę przy tylu Rzeźnikach ale @#$%^ to chyba najgorsza trasa jaką w życiu biegłem - zero widoków, nuda, 2/3 dystansu to trasa normalnego Rzeźnika i dodatkowo 4 razy odwiedzmay Cisną! Pociąć się idzie - jak za rok zostanie nie ma bata, nie biegnę tego, a przynajmniej nie za 350zł! Paranoja. Do tego pkt. odżywcze - kiedyś na Ultra sushi, widoki - tama na Solinie. No bajka. W tym roku się pojawiłem i wszystko to szlag trafił). Wbiegam na pomiar na 13 pozycji - niestety po zmianie dystansu ze 150km na 105km, nie ma międzyczasów z tego pierwszego do momentu zmiany decyzji ale z tego co znajomi krzyczeli na 150km leciałem jako trzeci. Więc i nawet podjarka była, nie napiszę, że nie
Stan psychiczny i fizyczny, nówka sztuka nie śmigana. Więc lecim dalej. Po drodze spotykamy zawodnika z czwartej pozycji oraz doganiamy wspólnie drugiego z trasy 150km. Tak sobie razem klepiemy przez parę km, a na podejściu zacyznam odjeżcząć i tak osiągam chwilowe najlepsze miejsce :D
D Maniowa (35km) wbijam na 8 pozycji open - jednak podejścia i trochę płaskiego zrobiło swoje. Ale tutaj już jest problem. Nogi jak na załączonej fotce, kalafiory. Pieką koszmarnie. Po raz pierwszy od dawien dawna nie posmarowałem stóp sudocremem i proszę! Na szczęście jedną z nóg obkleiłem przed biegiem Compeedem to chociaż jej oszczędziłem pęcherzy - na drugiej oczywiście się pojawił i trzeba było kleić na bieżąco.
Muszę powiedzieć, że dobieg do Maniowa psychicznie trochę wymęczył - dłuuuugo płasko, po samych drobnych kamulcach, końca nie widać, według tracka w zegarku powinno się być, a tu dupa i biegnij dalej... Co chwila szukam tasiemek czy nie zabłądziłem przypadkiem. Jak już na pkt. wpadłem to głowa popracowała przez to wszystko. No ale nic pora lecieć do Cisnej - w głowie tylko arbuzy i cola.
Pod koniec dnia już robi się fajnie ciemno, cisza, spokój, zero ludzi - raz, że bardzo lubię bieganie w środku nocy z czołówką, dwa, że lubię wtedy biegać sam. Dzięki temu, że bieg nie jest oblegany to bardzo łątwo być na nim samemu. Luki po parę dobrych minut między nami i człowiek ma poczucie obcowania z lasem i górami w całkowitym odosobnieniu - wypas!
W połowie tego odc. już wiem, że jestem na trasie zwykłego Rzeźnika i teren znany - dodatkowo chwilowo dziękuję butom i ich bieżnikowi, bo wiem, że czekać będzie zbieg pod wyciągiem, który już był całkiem rozorany, a błotak faktycznie było całkiem sporo (przez paręnaście dni przed Rzeźnikiem srogo padało w Bieszczadach, a wiadomo, że pod drzewami to schnei jakby chciało, a nie mogło.
Nogi ***jestem wulgarny i zasługuję na ostrzeżenie*** już fest, ale jeszcze idzie zbiegać zamiast schodzić (już tutaj dziękuję sobei, że od 3 lat zabrałem kije na drogę, będą mocno przydatne w dalszej fazie).
Na Cisną (58km) wpadam już na 14 pozycji i od razu na ławeczkę i kleimy i wycieramy nogi tym co pod ręką (oczywiście od lat nie kładę nic na przepakach... ot lenistwo, że to trzeba wcześniej zanieść, później po biegu zabrać etc. a teraz by się przydały np nowe skarpetki :D). Mimo zasiedzenia - blisko 18min... Z punktu wypadam o dwie pozycje wyżej na 12 miejscu i wio w środek nocy, na celowniku Smerek.
Dzień pierwszy dobiega końca.
Piątek
Bieg Rzeźnika Ultra 105km - dzień II
Fotozapowiedź (pkt. Roztoki Górne)
Bieg w nocy, więc trochę pod nogi trzeba uważać ale fajnie, że nie widać nikogo przed i za sobą. Aż chciałoby się napisać, że jest miło i przyjemnie ale dupa. Nogi, a raczej stopy dewastacja fest. Dodatkowo zaczął się odklejać ten świeży Compeed i zaczęło się silniejsze obcieranie. Nie widziałem jednak sensu w zatrzymywaniu się i cisnąłem dalej. Łeb dostał obuchem na drodze Mirka - dobrze znany mi fragment, który ciągnie się i ciągnie + najgorsze możliwe podłoże do pokonania w wypadku tak zmaltretowanych stóp - żwirek, niekończący się żwirek. Parę razy musiałem przejść do marszu, by chociaż chwilowej ulgi doznać. Tutaj też parę osób minęło mnie. Niestety na takim fragmencie nie miałem nic do gadania. Truchtać szło ledwo w okolicy 6'00min/km. WSTYD.
Do Smereka (75km) docieram na 15-tej pozycjiw czasie 11:24h. Akurat już czołówka dawno w plecaku, widno. Pogoda bajka. Na pkt. znów dłuższa przerwa niestety - klejenie stóp + nogi na pieniek niech znó trochę odtajają. Z pkt. wybiegam po 16min! Tracę przy okazji jedną pozycję. Ale już i tak wszystko mi jedno. Stopy za głośno się drą. Zaczyna się napieranie do Roztok - tutaj akurat mocno w górę przez dłuższy czas, więc przyjemnie. Nawet odzyskuję pozycję i się solidnie oddalam... ale co z tego, gdy podejście zamienia się w zbieg.. szach i cholera mat. Znów się wlekę i oddaję 15miejsce.
Na Roztoki (94km) wpadam nieźle zjebany po niespełna 15godz. Tutaj odwiedzają kumple, którzy za dwa dni biegną Rzeźniczak i już tutaj mówie im, że nie wychodzę na 150km. Nie ma sensu się dalej katować, w głowie tylko myśli o Cisnej... po raz ostatni. \
Przy okazji znów się człowiek trochę zasiedział, wypił piwko... zrobiło się lepiej :D Można ruszać dalej. Akurat znów czeka dłuższe podejśćie to tam 'odpocznę'.
Liszna (101km) odwiedzona po 16:49h przy okazji utrata dwóch pozycji klasycznie na zbiegu. Tutaj jedynie szybki energetyk na pkt. i wio dalej, bo profil mi się podoba. Na podejściu odzyskuję jedno miejsce i decyduję, że choćby nie wiem jak bolalo nie puszczam jej - cholera wie po co :D ale jednak głowa cały czas jakiegokolwiek wyzwania się chce złapać. Przycisnąłem mocno na podejściu wiedząc, że biegacz za plecami tutaj sporo traci, a i jego zbieganie też już wyglądało prawie tak kiepsko jak moje.
Jadę do mety czasem zerkając za siebie przy zejsciu z Małego Jasła ale cisza i nikogo nie ma. W pewnej chwili słyszę jednak dwóch biegnących zawodników i myśl w głowie, że cholera jednak ktoś doszedł. Ale gdy mnie mijają i akurat pada na nie za długie jednak stromsze podejście chłopy nie przechodzą w marsza plus jeszcze z sobą gadają. Wtedy dociera, że to pierwsza para z Rzeźnika Niech lecą :D DO mety zostaje mi około kilometra, już więcej się nic nie wydarzy.
Na metę (~108km) wpadam ostatecznie z czasem 17:53:54h na 17 pozycji open i 4 w kat. wiekowej (do 3-go miejsca i statuetki zabrakło 16min - czyli tyle ile średnio traciłem na trzech pkt. odżywczych...).
Do limitu na 150km dalej ponad 8h ale wiem, że to nie ma sensu - wiedziałem, że jeden z zawodników który ruszył na dłuższy dystans dosłownie 30min przede mną też nie dociśnie w limicie. Za ciężki profil, za mało czasu. Gdybym miał zaddatku 12h to bym siłą woli wylazł, a tak... Nie te spoty, nie ten limit. Trzeba zadowolić się ostatecznie krótszym dystansem.
Mimo to nawet całkiem nieźle oceniam przed samym sobą ten start. Chociaż następne dni niezłe myto zabrał i bieganie było mocno utrudnione.
Sobota
WOLNE
Niedziela
WOLNE
- Logadin
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 3296
- Rejestracja: 20 kwie 2013, 14:07
- Lokalizacja: Warszawa
24.06.2019 - 30.06.2019
Poniedziałek
Plan: 6km easy
Wykonanie:
6km@5'21
Odczucia: o fuck, złoo i to mocne. Zakwaszenie dalej trzyma fest, bieg na sporym dyskomforcie plus sporym zmęczeniu, pewnie większość mięśni nie działa, gdyby było więcej biegania to bym nie ruszył
Wtorek
Plan: 8km easy
Wykonanie:
8km@5'04
Odczucia: słabo, kolejny dzień płacenia za Rzeźnika, zakwaszenie mniejsze ale dalej spore
Środa
Plan: 12km@4'20
Wykonanie:
12km@4'19
Odczucia: @#$%^ jaka rzeźba, a nawet miałem przerwę na toitoi'a w trakcie by oddech uspokoić, jakbym tempem maratońskim to biegł, i zakwasy i oddech... zło, szło jak po grudzie, spokojnie 8,5/10, fakt, że pogoda była straszliwa, skwar niemiłosierny i dobre 34stC ale ogólnie słabo
Czwartek
Plan: 2km easy + 3x 100m/100m + 3x 3km@3'45/3min + 2km easy
Wykonanie:
2km@4'42
3x 100m/100m [całość 2:45min]
3km@3'48
200m@15'26 [marsz]
9km@4'47
Odczucia: oj tragedii ciąg dalszy, biegane na tartanie na Agrykoli ale już pierwsze trzy tysiaki to była mocna rzeźba i walka, zresztą widać, że nawet za wolno wpadło, zdecydowałem się, że nie ma co orać i zamieniam następne dwa powtórzenia na easy i dokręcam by chociaż dystans się zgadzał
Piątek
WOLNE
Sobota
Plan: 2km easy + 4x 100m/100m + 12x 1km@3'38/1:30min + 2km easy
Wykonanie: [bieżnia mechaniczna, kąt nachylenia 1%]
3km@4'50
12x 1000m@3'38/150m@10'00
2km@4'50
Odczucia: w końcu super! nie sądziłem, że to w ogóle zrobię po całym tyg. tragedii, wybrałem bieżnię mechaniczną, bo mogłem wyjść dopiero po 20 i dodatkowo chciałem uniknąć po raz kolejny tych upałów, jednak przy obecnych temp. nawet na siłowni jest dużo chłodniej, fajnie te km wskakiwały, nawet puls zaczął jakoś wyglądać, uda poczułem dopiero przy ostatnich dwóch powtórzeniach, dobry dzień
Niedziela
Plan: 25km easy
Wykonanie:
25km@4'58
Odczucia: na początku założenie treningowe było inne (25km BNP 4'50 -> 4'10 co 5km) jednak już po wybiegu z domu przy +35stC stwierdziłem, że nie mam zamiaru rzeźbić zwłaszcza, że cały ten tydz. szedł ciężkawo i zdecydowałem się zrobić te 25km stałym tempem, ale nawet mimo to wcale tak lekko nie szło, męczyłem się, ale zdecydowanie to wychodziło przez upał, sam puls bardzo spokojny (76% HRmax) jednak trochę żołądek też i pomęczył i toitoi też wezwał, jakaś taka pogodowa niemoc
Poniedziałek
Plan: 6km easy
Wykonanie:
6km@5'21
Odczucia: o fuck, złoo i to mocne. Zakwaszenie dalej trzyma fest, bieg na sporym dyskomforcie plus sporym zmęczeniu, pewnie większość mięśni nie działa, gdyby było więcej biegania to bym nie ruszył
Wtorek
Plan: 8km easy
Wykonanie:
8km@5'04
Odczucia: słabo, kolejny dzień płacenia za Rzeźnika, zakwaszenie mniejsze ale dalej spore
Środa
Plan: 12km@4'20
Wykonanie:
12km@4'19
Odczucia: @#$%^ jaka rzeźba, a nawet miałem przerwę na toitoi'a w trakcie by oddech uspokoić, jakbym tempem maratońskim to biegł, i zakwasy i oddech... zło, szło jak po grudzie, spokojnie 8,5/10, fakt, że pogoda była straszliwa, skwar niemiłosierny i dobre 34stC ale ogólnie słabo
Czwartek
Plan: 2km easy + 3x 100m/100m + 3x 3km@3'45/3min + 2km easy
Wykonanie:
2km@4'42
3x 100m/100m [całość 2:45min]
3km@3'48
200m@15'26 [marsz]
9km@4'47
Odczucia: oj tragedii ciąg dalszy, biegane na tartanie na Agrykoli ale już pierwsze trzy tysiaki to była mocna rzeźba i walka, zresztą widać, że nawet za wolno wpadło, zdecydowałem się, że nie ma co orać i zamieniam następne dwa powtórzenia na easy i dokręcam by chociaż dystans się zgadzał
Piątek
WOLNE
Sobota
Plan: 2km easy + 4x 100m/100m + 12x 1km@3'38/1:30min + 2km easy
Wykonanie: [bieżnia mechaniczna, kąt nachylenia 1%]
3km@4'50
12x 1000m@3'38/150m@10'00
2km@4'50
Odczucia: w końcu super! nie sądziłem, że to w ogóle zrobię po całym tyg. tragedii, wybrałem bieżnię mechaniczną, bo mogłem wyjść dopiero po 20 i dodatkowo chciałem uniknąć po raz kolejny tych upałów, jednak przy obecnych temp. nawet na siłowni jest dużo chłodniej, fajnie te km wskakiwały, nawet puls zaczął jakoś wyglądać, uda poczułem dopiero przy ostatnich dwóch powtórzeniach, dobry dzień
Niedziela
Plan: 25km easy
Wykonanie:
25km@4'58
Odczucia: na początku założenie treningowe było inne (25km BNP 4'50 -> 4'10 co 5km) jednak już po wybiegu z domu przy +35stC stwierdziłem, że nie mam zamiaru rzeźbić zwłaszcza, że cały ten tydz. szedł ciężkawo i zdecydowałem się zrobić te 25km stałym tempem, ale nawet mimo to wcale tak lekko nie szło, męczyłem się, ale zdecydowanie to wychodziło przez upał, sam puls bardzo spokojny (76% HRmax) jednak trochę żołądek też i pomęczył i toitoi też wezwał, jakaś taka pogodowa niemoc
- Logadin
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 3296
- Rejestracja: 20 kwie 2013, 14:07
- Lokalizacja: Warszawa
01.07.2019 - 07.07.2019
Poniedziałek
WOLNE
Wtorek
Plan: 1km easy + 4x 100m/100m + 8x 500m(1:40-1:42min)/300m + 6x 300m(56sek)/200m + 2km easy
Wykonanie:
1km@4'52
4x 100m/100m [całość 3:50min]
8x 500m(1:40-1:42min)/300m
1:39.7/2:04.3
1:39.4/2:12.4
1:39.6/2:10.5
1:40.9/2:14.5
1:40.2/2:16.1
1:40.6/2:16.3
1:40.3/2:02.5
1:41.1/2:20.9
6x 300m(56sek)/200m
0:55.5/1:51.4
0:54.9/1:49.0
0:55.2/1:47.5
0:55.6/1:48.4
0:55.2/1:45.0
0:54.1/1:41.0
2km@4'33
Odczucia: całkiem ok, chociaż myślałem, że 500-tki wskoczą lepiej, ostatnie 200m była całkiem intensywna praca wykonywana, ostatnie setki już oddech szedł na jeden i rzucało barkami lewo-prawo, trzysetki już luzik, zwłaszcza, że tempo jak na ten dystans dla mnie nie jest jakoś zabójcze - gdyby miały wszystkie być poniżej 54sek o! to by oreczka była na ostatnich metrach, a tak sobie dociągnąłem bez większych problemów
Środa
Plan: 10km easy
Wykonanie:
10km@4'34
Odczucia: super, biegane w Olsztynie - wyjechałem do poniedziałku z małym do rodziców posiedzieć, bieg przełajowy, już po zachodzie słońca, więc w lesie ciemno, ale fajnie się biegło
Czwartek
Plan: 2km easy + 4x 100m/100m + 2x 6km@4'00/4min + 2km easy
Wykonanie:
2km@4'57
4x 100m/100m [całość 3:24min]
6km@3'54
510m@7'54
6km@3'50
520m@7'44
2km@4'46
Odczucia: dziwne początek TRAGEDIA, szło strasznie, po niecałych 2km pierwszego powtórzenia już chciałem się poddawać i przekładać na piątek, dobrze, że trafiły się światła dwa razy to jakoś jednak poszło, za to drugie powtórzenie petarda! właśnie takim tempem bym chciał pobiec maraton w Berlinie i tak się czuć jak podczas tej drugiej szóstki, bajka, zwłaszcza, że to biegane po całkiem poagórkowatym terenie, mega zadowolony jestem z tego treningu i z tego, że jednak nie puściłem po pierwszych 2km
Piątek
Plan: 10km easy
Wykonanie:
10km@4'40
Odczucia: dzisiaj biegane w dzień, trasa podobna do przedwczoraj, przełaj po Olsztynie i lesie Kortowskim, przyjemnie, chociaż troszkę cięższe odczucia bo jednak cieplej niż wieczorem
Sobota
Plan: 3km easy + 4x 100m/100m + 6x 200m(35sek)/100m + 6x 100m/100m + 6x 200m(35sek)/100m + 2km easy
Wykonanie: [bieżnia mechaniczna, kąt nachylenia 1%]
2km@4'50
4x 20sek@3'00/40sek@6'40
6x 40sek@2'55/1min@10'00
6x 20sek@2'50/40sek@6'40
6x 40sek@2'55/1min@10'00
2km@4'50
Odczucia: super! zmęczeniowo takie 6,5/10, mega lekko to się biegło, dodatkowo w Olsztynie szybsze bieżnie to i można kręcić poniżej 3'00min/km, z drugiej strony nie da się biec na dwóch na raz, po zejściu z działającej bieżni ta się wyłącza po paru sek., więc musiałem się rozpędzać i zwalniać w trakcie tych odcinków, dlatego czas ruchu dłuższy, możliwe, że to trochę ułatwiło plus oczywiście brak wiatru ale mimo to świetnie ten trening wlazł
Niedziela
Plan: 30km@4'30
Wykonanie:
30km@4'23
Odczucia: nooo i kolejny super trening, człowiek jak na 'pseudoobozie' nie ma kiedy pić do 3-4 rano to i rezultaty inne :D pierwsze 25km mega spokój takie 7/10, następne 3km może z 7,5/10 ostatnie 2km już bliżej 8/10 ale jednak biegane to jedynie na lekim śniadaniu bez picia etc. plus teren klasycznie jak to w Olsztynie mocno pofałdowany, dobry trening, teraz tydz. bez biegania ew. samo easy bo tym razem z synem na siedem dni w W-wie ale już bez wolnego w pracy, więc jak będzie jakiś czas przed pracą po oddaniu małego na półkolonie to pewnie wyskoczę coś porobić na siłowni i tyle, do normalnego treningu powrót albo od soboty albo od poniedziałku, a i Austria już za rogiem
Poniedziałek
WOLNE
Wtorek
Plan: 1km easy + 4x 100m/100m + 8x 500m(1:40-1:42min)/300m + 6x 300m(56sek)/200m + 2km easy
Wykonanie:
1km@4'52
4x 100m/100m [całość 3:50min]
8x 500m(1:40-1:42min)/300m
1:39.7/2:04.3
1:39.4/2:12.4
1:39.6/2:10.5
1:40.9/2:14.5
1:40.2/2:16.1
1:40.6/2:16.3
1:40.3/2:02.5
1:41.1/2:20.9
6x 300m(56sek)/200m
0:55.5/1:51.4
0:54.9/1:49.0
0:55.2/1:47.5
0:55.6/1:48.4
0:55.2/1:45.0
0:54.1/1:41.0
2km@4'33
Odczucia: całkiem ok, chociaż myślałem, że 500-tki wskoczą lepiej, ostatnie 200m była całkiem intensywna praca wykonywana, ostatnie setki już oddech szedł na jeden i rzucało barkami lewo-prawo, trzysetki już luzik, zwłaszcza, że tempo jak na ten dystans dla mnie nie jest jakoś zabójcze - gdyby miały wszystkie być poniżej 54sek o! to by oreczka była na ostatnich metrach, a tak sobie dociągnąłem bez większych problemów
Środa
Plan: 10km easy
Wykonanie:
10km@4'34
Odczucia: super, biegane w Olsztynie - wyjechałem do poniedziałku z małym do rodziców posiedzieć, bieg przełajowy, już po zachodzie słońca, więc w lesie ciemno, ale fajnie się biegło
Czwartek
Plan: 2km easy + 4x 100m/100m + 2x 6km@4'00/4min + 2km easy
Wykonanie:
2km@4'57
4x 100m/100m [całość 3:24min]
6km@3'54
510m@7'54
6km@3'50
520m@7'44
2km@4'46
Odczucia: dziwne początek TRAGEDIA, szło strasznie, po niecałych 2km pierwszego powtórzenia już chciałem się poddawać i przekładać na piątek, dobrze, że trafiły się światła dwa razy to jakoś jednak poszło, za to drugie powtórzenie petarda! właśnie takim tempem bym chciał pobiec maraton w Berlinie i tak się czuć jak podczas tej drugiej szóstki, bajka, zwłaszcza, że to biegane po całkiem poagórkowatym terenie, mega zadowolony jestem z tego treningu i z tego, że jednak nie puściłem po pierwszych 2km
Piątek
Plan: 10km easy
Wykonanie:
10km@4'40
Odczucia: dzisiaj biegane w dzień, trasa podobna do przedwczoraj, przełaj po Olsztynie i lesie Kortowskim, przyjemnie, chociaż troszkę cięższe odczucia bo jednak cieplej niż wieczorem
Sobota
Plan: 3km easy + 4x 100m/100m + 6x 200m(35sek)/100m + 6x 100m/100m + 6x 200m(35sek)/100m + 2km easy
Wykonanie: [bieżnia mechaniczna, kąt nachylenia 1%]
2km@4'50
4x 20sek@3'00/40sek@6'40
6x 40sek@2'55/1min@10'00
6x 20sek@2'50/40sek@6'40
6x 40sek@2'55/1min@10'00
2km@4'50
Odczucia: super! zmęczeniowo takie 6,5/10, mega lekko to się biegło, dodatkowo w Olsztynie szybsze bieżnie to i można kręcić poniżej 3'00min/km, z drugiej strony nie da się biec na dwóch na raz, po zejściu z działającej bieżni ta się wyłącza po paru sek., więc musiałem się rozpędzać i zwalniać w trakcie tych odcinków, dlatego czas ruchu dłuższy, możliwe, że to trochę ułatwiło plus oczywiście brak wiatru ale mimo to świetnie ten trening wlazł
Niedziela
Plan: 30km@4'30
Wykonanie:
30km@4'23
Odczucia: nooo i kolejny super trening, człowiek jak na 'pseudoobozie' nie ma kiedy pić do 3-4 rano to i rezultaty inne :D pierwsze 25km mega spokój takie 7/10, następne 3km może z 7,5/10 ostatnie 2km już bliżej 8/10 ale jednak biegane to jedynie na lekim śniadaniu bez picia etc. plus teren klasycznie jak to w Olsztynie mocno pofałdowany, dobry trening, teraz tydz. bez biegania ew. samo easy bo tym razem z synem na siedem dni w W-wie ale już bez wolnego w pracy, więc jak będzie jakiś czas przed pracą po oddaniu małego na półkolonie to pewnie wyskoczę coś porobić na siłowni i tyle, do normalnego treningu powrót albo od soboty albo od poniedziałku, a i Austria już za rogiem
- Logadin
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 3296
- Rejestracja: 20 kwie 2013, 14:07
- Lokalizacja: Warszawa
08.07.2019 - 14.07-2019
Poniedziałek
WOLNE
Wtorek
WOLNE
Środa
Plan: Easy
Wykonanie:
22km@4'33
Odczucia: jako, że w tym tygodniu mam syna to trenowanie jest utrudnione i ustaliliśmy z trenerem, że robię wolne, a ewentualnie jak będzie jakieś okienko to robię coś we własnym zakresie, akurat tutaj miałem to okienko i wyskoczyłem potruchtać, cholera jak lekko :D puls spokojny ~154 (79% HRmax), mega przyjemnie, aż by się chciało by cały czas tak szło, ale to pewnie zasługa i odpoczynku i braku picia, za to za tydz. z zawodami w Szwajracii chyba lipa, bo nie chcą już przepisać imienia i nazwiska drugiej osoby na mnie, a średnio mi się umywa biec pod cudzym :/
Czwartek
WOLNE
Piątek
WOLNE
Sobota
WOLNE
Niedziela
Plan: Easy
Wykonanie:
15km@4'57
8km@4'10
5km@5'15
Odczucia: udało się wyjść pobiegać, a że ubzdurało mi się, żeby chociaż było 50km w tygodniu to polazłem zrobić 28km, wpierw miał być sam trucht ale kumpel pytał czy z nim w połowie nie zrobię ciągłego po 4'10 i namówił, całkiem fajnie się całość biegło, chociaż czułem, że nogi już watolina pod koniec, no ale udało się 50km nabić w dwóch treningach :D, ale nie wime jak to Siedlak robi, że nonstop napierdala takie jednostki, mimo, że co 2 dni to jednak mi by zryło psychikę tyle na raz biegać za każdym razem
Poniedziałek
WOLNE
Wtorek
WOLNE
Środa
Plan: Easy
Wykonanie:
22km@4'33
Odczucia: jako, że w tym tygodniu mam syna to trenowanie jest utrudnione i ustaliliśmy z trenerem, że robię wolne, a ewentualnie jak będzie jakieś okienko to robię coś we własnym zakresie, akurat tutaj miałem to okienko i wyskoczyłem potruchtać, cholera jak lekko :D puls spokojny ~154 (79% HRmax), mega przyjemnie, aż by się chciało by cały czas tak szło, ale to pewnie zasługa i odpoczynku i braku picia, za to za tydz. z zawodami w Szwajracii chyba lipa, bo nie chcą już przepisać imienia i nazwiska drugiej osoby na mnie, a średnio mi się umywa biec pod cudzym :/
Czwartek
WOLNE
Piątek
WOLNE
Sobota
WOLNE
Niedziela
Plan: Easy
Wykonanie:
15km@4'57
8km@4'10
5km@5'15
Odczucia: udało się wyjść pobiegać, a że ubzdurało mi się, żeby chociaż było 50km w tygodniu to polazłem zrobić 28km, wpierw miał być sam trucht ale kumpel pytał czy z nim w połowie nie zrobię ciągłego po 4'10 i namówił, całkiem fajnie się całość biegło, chociaż czułem, że nogi już watolina pod koniec, no ale udało się 50km nabić w dwóch treningach :D, ale nie wime jak to Siedlak robi, że nonstop napierdala takie jednostki, mimo, że co 2 dni to jednak mi by zryło psychikę tyle na raz biegać za każdym razem
- Logadin
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 3296
- Rejestracja: 20 kwie 2013, 14:07
- Lokalizacja: Warszawa
15.07.2019 - 21.07.2019
Poniedziałek
Plan: 10km easy
Wykonanie:
10km@4'57
Odczucia: lekko i przyjemnie, z dużym plecakiem na ramionach, ścieżka przy Wiśle i dokręcenie przy Narodowym i na long island, bez historii
Wtorek
Plan: 2km easy + 3x 100m/100m + 10x 1min/1min + 2km easy
Wykonanie: [bieżnia mechaniczna, kąt nachylenia 1%]
3km@5'00
10x 1min@3'09/1min@6'40
2km@5'00
Odczucia: orka fest, spokojnie 8,5/10, ale sam sobie winien, kac po poprzednim dniu mocny, trzymał nawet na siowni po 19, dodatkowo dołożył się ból zęba i cierpienie gotowe, na początku nie chciałem nawet robić tych minutówek i zamienić ze środowym easy, jednak się zmusiłem, no ale cierpienie było, pewnie gdyby nie zajechany organizm po piciu to wskoczyłoby dużo przyjemniej, chociaż tempo dosyć wysokie ustawiłem, jak ostatnio jechałem minutówki na tartanie to szło bliżej 3'15, tutaj po min. truchtu przy ostatnich powtórzeniach puls nie spadał poniżej 170, no ogólnie walka była
Środa
Plan: 10km easy
Wykonanie:
10km@4'54
Odczucia: właściwie bez historii, klasyczna trasa i luźniutko z plecakiem
Czwartek
Plan: 2km easy + 4x 100m/100m + 6x 1600m@3'55/2:30min + 2km easy
Wykonanie:
2km@4'47
4x 100m/100m [całość 3:37min]
6x 1600m@3'55/2:30min
6:16.6/2:27.6
6:14.5/2:28.0
6:13.2/2:17.1
6:12.1/2:22.1
6:12.0/2:25.0
6:11.4/2:12.5
2km@4'41
Odczucia: bardzo fajny, lekki trening, takie 7/10, tempo okołomaratońskie, mega przyjemnie się to robiło
Piątek
WOLNE
Sobota
Plan: 12km easy + 4x 100m/100m
Wykonanie:
12km@4'51
Odczucia: ze zdrowiem jedna wielka DUPA, wyszedłem tylko dlatego, że czułem się winny iż w dzień owaliłem od groma żarcia, jadę na jakiś kroplach do nosa i Coldrexie + okłady na oko, lipa
Niedziela
WOLNE
Poniedziałek
Plan: 10km easy
Wykonanie:
10km@4'57
Odczucia: lekko i przyjemnie, z dużym plecakiem na ramionach, ścieżka przy Wiśle i dokręcenie przy Narodowym i na long island, bez historii
Wtorek
Plan: 2km easy + 3x 100m/100m + 10x 1min/1min + 2km easy
Wykonanie: [bieżnia mechaniczna, kąt nachylenia 1%]
3km@5'00
10x 1min@3'09/1min@6'40
2km@5'00
Odczucia: orka fest, spokojnie 8,5/10, ale sam sobie winien, kac po poprzednim dniu mocny, trzymał nawet na siowni po 19, dodatkowo dołożył się ból zęba i cierpienie gotowe, na początku nie chciałem nawet robić tych minutówek i zamienić ze środowym easy, jednak się zmusiłem, no ale cierpienie było, pewnie gdyby nie zajechany organizm po piciu to wskoczyłoby dużo przyjemniej, chociaż tempo dosyć wysokie ustawiłem, jak ostatnio jechałem minutówki na tartanie to szło bliżej 3'15, tutaj po min. truchtu przy ostatnich powtórzeniach puls nie spadał poniżej 170, no ogólnie walka była
Środa
Plan: 10km easy
Wykonanie:
10km@4'54
Odczucia: właściwie bez historii, klasyczna trasa i luźniutko z plecakiem
Czwartek
Plan: 2km easy + 4x 100m/100m + 6x 1600m@3'55/2:30min + 2km easy
Wykonanie:
2km@4'47
4x 100m/100m [całość 3:37min]
6x 1600m@3'55/2:30min
6:16.6/2:27.6
6:14.5/2:28.0
6:13.2/2:17.1
6:12.1/2:22.1
6:12.0/2:25.0
6:11.4/2:12.5
2km@4'41
Odczucia: bardzo fajny, lekki trening, takie 7/10, tempo okołomaratońskie, mega przyjemnie się to robiło
Piątek
WOLNE
Sobota
Plan: 12km easy + 4x 100m/100m
Wykonanie:
12km@4'51
Odczucia: ze zdrowiem jedna wielka DUPA, wyszedłem tylko dlatego, że czułem się winny iż w dzień owaliłem od groma żarcia, jadę na jakiś kroplach do nosa i Coldrexie + okłady na oko, lipa
Niedziela
WOLNE
- Logadin
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 3296
- Rejestracja: 20 kwie 2013, 14:07
- Lokalizacja: Warszawa
22.07.2019 - 28.07.2019
Poniedziałek
Plan: 12km easy [cholera wie czy da radę :/]
Wykonanie:
Odczucia:
Wtorek
Plan: 14km easy + 6x 100m/100m
Wykonanie:
14km@4'43
6x 100m/100m [całość 4:59min]
Odczucia: po pracy, przed imprezą, fajnie się to biegło, w końcu lekko i na fajnym pulsie, a tempo przyzwoite
Środa
WOLNE
Czwartek
WOLNE
Piątek & Sobota
GrossGlockren Ultra Trail 110km
Czwartek prosto po pracy zamiast treningu to na lotnisko i do Monachium. Na miejscu o 22 i na hotel. Z samego rana check-out o 7 i wio na pociąg, a raczej dwa bo podróż do Zell Am See z przesiadką. Docieram na miejsce około 10:30 i stwierdzam, że łądna pogoda nie ma co bawić się w busy. Biorę parę piwek na drogę i 8km spaceru z Zell do Kaprun.
W miejscowości niezłe zdziwko. Człowiek myśli, że trafia do kurortu w Alpach, a ląduje w ciapaklandzie Serio, białego ze świecą, do okoła kobiety w nikabach, wystawy sklepowe po arabsku, market z towarami z Emiratów - niezły szok :D Aż człowek zaczyna myśleć, czy oni przypadkiem nie kupili sobie po prostu kurortu w Tyrolu XD
Przed 13 lecę po odbiór pakietu. Wszystko mega sprawnie, szybko - sprawdzenie inwentarza 100%, nie przepuścili nic z listy. W pakiecie jeden wielki ch... Numer, chip GPS, próbka magnezu i parę ulotek.
Następnie na piwko i czekać do 15 aż będę mógł się zameldować w hotelu. Popołudnie spędzone znów na piwkowaniu i spotkaniu ze znajomymi.
Odpoczynek w pokoju i na 19 zgadujemy się jeszcze na dodatkową kolację - dla mnie niestety było to za wiele - cały dzień pizza + pasta i jeszcze dowaliłem pasty po 19... Za to gin+tonic przepyszny
21:20 stawiam się pod linią startu, kameralnie. Z głośnika leci odprawa i obiecanki-cacanki, że w nocy pogoda super i ew. jakieś opady popołudniu dnia następnego. Po chwili spiker prosi zawodnikóz z nr. od 1-100 by jako pierwsi zapakowali się do strefy startu (fajnie, nie trzeba się przepychać już na dzień dobry, chociaż minus taki, że już się tam gnieżdżę a tu jeszcze dobrych parę min. do wystrzału).
Punkt 22:00 ruszamy. Parę chwil i fru, wybywamy z miasta i oddziwo już biegniemy całkiem-całkiem pod górę. Peleton się rozciąga, głupio tak od razu maszerować, więc się człowiek już lekko gotuje (a temp. całkiem spora jak na tą porę).
Trochę wypłaszczenia i wjeżdżamy w las ale i tutaj trzeba przeć, bo od razu ścieżka na szerokość jednej osoby i albo jedziemy w pociągu albo trzeba uciekać w chaszcze, zatem napieram (szkoda, że nie było trochę spokojniejszego bądź szerszego fragmentu na początek - coś wzorem LUT chociażby, by stawka mogła się już trochę mocniej rozciągnąć i przede wszystkim wyszumieć).
Perwsze km bez historii, gdzieś tam w drugiej części pierwszej stawki. Ale tuż przed pierwszym pkt. mści się to spagetti, no cholera mój 'koszmar Tatr' kupa... Trochę zwalniam i mówię sobie, pierwszy pkt. pewno kibel mają to się człowiek w spokoju załatwi jak należy, a nie jak chochoł pod drzewami - zwłaszcza, że klasycznie nie zabrałem ze sobą papieru! @#%$@#$@
Jednak to słąbo obstawiony pkt. kibla niet! Zatem wybiegam i dopytuję 'sorry, maybe some spare tissues/toilet paper?', a gdzie. Tzn. niby każdy ma ale popakowane w plecaku, a się przeciez nie zatrzyma na 15km, bo mu się cholera czasu zgubi!
No i nie ma wyjścia, za pkt. odbijam za jakiś most, liście z drzewa i krzaczory, no i jednak jak chochoł... :D
Na szczęście to była jednorazowa, akcja zatem trauma z BUGT się nie pojawi Do drugiego pkt. biegnę swoje. Tam już gitara, mają wszystko - słodkie, słone, energetyki, arbuzy... Jeno kwaśnego brak - ale zwykle wszędzie jest brak.
I po tym pkt. już zaczyna się zabawa. Srogie podejście, blisko 14km z okolic 1200m na 2800m. Na początku fajnie, później już długo i stromo. Ale ja tak akurat nawet lubię - podejście 'na dziada' ręce za siebie i wio. Jednak w 2/3 podejścia w @#$%^ problem.
Obiecywali nam kilka śnieżnych pól do przejścia, myśle SUPER. Lubię pohasać po śniegu latem. Ale @#$%^ nie POD GÓRĘ, przy nachyleniu +15%!
Na nogach typowe 'skalaki' Technica, pod kamień i suchoty. A tu raptem ściana! śniegu do napierania. Nogi spierdalają, no nie daję rady NA CZWORAKA. Zjeżdżam w dół. Myślę jak ja to pokonam! Środek nocy, śnieg zmrożony, nie idzie! Szukam 'pobocza' ale to niezłe odbicie jest. Napieram po ośnieżonych kamulcach, ale pod nimi całkiem spore dziury, zarwie się to będzie darcie ryja, że sam nie wyjdę.
MASAKRA. Tracę tam od groma sił i chęci. Ludzie mijają. Ci z butami na błoto i porządnym bieżnikiem pod Rzeźnika cisną, Ci ze skalakami też cisną, bo jak się okazuje na około 40 osób przede mną WSZYSCY mają kije - ba na trasie osób bez kijków widziałem poza sobą może 4? (Sam nie brałem - Janek cebulak, nie dopłacę za bagaż do luku - a niestety do podręcznego kijaków nie można :/).
Jakimś cudem przeorałem to śnieżne gówno (aż mi się przypomniał tam monolog o domku w Karkonoszach...) i ciśnę wyżej, ostatni odcinek z jednej strony niezły wyrzyg, z drugiej kosmiczne widoki - ostra skała, łupki, jak inny świat - czad.
Po szczycie kawałek zbiegu i kolejny pkt. jednak tuż za nim kolejny problem. Podejście nr. 2 a człowiek już od groma czasu na wysokości +2,500m - a wiadomo, aklimatyzacji było ZERO, nawet nie dzień. I zaczyna brakować tlenu. Co krok to wdech. Mocnjo tracę. Z okolic 26 pozycji przed śnieżnym gównem ląduję na okolicach 80 miejsca.
Niesamowicie czekam na koniec wysokości i kolejny punkt. Tam chwilę odpoczywam i ruszam dalej, zobaczyć czy organizm wróci do normy.
WRACA! Gdy tylko zjeżdżam poniżej 2000m siły powracają Cisnę, tzn. odczuciowo wydaje mi się, że robię po prostu swoje ale na pkt. w Kals jednak widzę, że mozno pofrunąłem. Ponad 40 osób łykniętych na zbiegu.
Pkt. zajmuje mi około minuty - tylko załadować bidony i wio dalej. Samopoczucie super. Do następnego uwieszam się jednego Austriaka i też ładnie nam idzie, w pogoni jesteśmy za Czechem. Dodatkowo fajny moment na trasie - biegniemy wyżłobionym w skale tunelem. Zero oświetlenia, trzeba nałożyć spowrotem czołówkę bo ciemno jak w dupie. Nice
Na kolejny przepak znów wpadam niby na chwilę... Ale! Tam wita piwo z nalewaka, ZIMNIUTKIE. No nie ma zmiłuj. STOJĘ! Jedno, drugie, trzecie - jeju jak wchodzi Aż nie chce się ruszać. Ale jednak trzeba...
I powoli zaczyna znów pojawiać się problem wysokości. Czuję, że zatyka, wracamy na +2,500m. Zatem mówię sobie 'zwolnij, przetrwaj, zrób oba podejścia byle zaliczyć i jak wrócimy na niższe partie to się znów pociśnie'. Tak też robię, dodatkowo tutaj pojawiają się cięższe odcinki techniczne (mamy i poręczówki i mocne osuwiska i skakanie i szukanie ścieżki na głazach - jakbym miał porównać do BUGT to trudniejsza technicznie trasa jednak + dochodzi ten czas na wysokości - bez paru dni aklimatyzacji jest po prostu ciężko).
I gdy już się człowiek powoli wita z gąską, widzi ostatnie podejście, za nim oczyma wyobraźni 25km! samego zbiegu, morda się cieszy... To zaczynam słyszeć jakieś gwizdy za sobą - jestem w okolicach 86km, myślę sobie kto by tu gwizdał, jestem w środku niczego pomiędzy jednym pkt. odżywczym, a drugim... Ale zatrzymuję się na chwilę i obracam za siebie.
Faktycznie, jakaś osoba w pomarańczowej kurtce coś macha i gwizda. Ale przy niej stoi jakaś rodzina, biegnie dzieciak - myślę sobie pewnie do niego. Ale jednak coś mi nie daje spokoju i robię to krok w górę, to krok w dół (droczę się z 'pomarańczową kurtką' :D). Jednak macha dalej. Myślę sobie, ok czekam w tym miejscu i zobaczę co się stanie jak minie go jakiś biegacz (a akurat widzę jednego na dole, który się zbliża). Jak go zatrzyma schodzę!
...I niestety zatrzymuje go. No nic złazić trzeba. Docieram na dół i pytam co jest - limitu od groma, zaraz zacznie się mega zabawa i ostry zbieg, walka trwa, a tu takie buty?!
On na to, że po drugiej stronie gór jest burza, walą pioruny, w Kaprun zapadła decyzja o przerwaniu biegu i ściągają z trasy. Dopytuję się, a co by było jakbym się tu nie zatrzymał. Odp. taka, że na szczycie też czekają ichniejsi GOPRowcy, tylko, że tam na szczycie nic nie ma i każdego kogo zatrzymają stopują i każą ZBIEGAĆ! spowrotem tutaj :D
Myślę sobie, ok to się chociaż trochę upiekło - bo dalej by i tak nei puścili, a kazali jeszcze złazić x3 dłużej w to samo miejsce.
Po godz. czekania okazało się, że puścili jedynie ludzi z ostatniego punktu, którzy już i tak byli na zbiegu [byłem 3-cim zawodnikiem, który już nie mógł kontynuować :/]
Najgorsze było to, że gdyby puścili to były spore szanse na mecie na czas w okolicach 21godz. Na tak długim zbiegu sporo było do urwania, a i sporo osób zapewne do wyprzedzenia. Biorąc pod uwage moje rezerwy siły, które szczędziłem na wysokości, gdzie już wielu pod koniec mocno wypruta maszeruje w dół.
Pewnie gdybym cisnął ile sił to bym się załapał na puszczenie do mety ale za to na zbiegu bym sam należał do tych maszerujących i dawał się wyprzedzać tym co zachowali siłę na końcówkę (hehe 25km = końcówka).
No ale nie ma co gdybać.
Zabawa i tak była przednia. Chociaż czekanie aż ratownicy zabiorą, później przejazd do innej miejscowości i rpzesiadka w duży autokar, czekanie na ludzi z poprzednich punktów i kolejne 30min w tym autokarze wymęczyły fest - nie muszę mówić, że to dobrze ponad godz. w ciuchah biegowych, jebiąc pewnie na kilometr
Docieramy do miasteczka, zdanie chipów. Kobita pyta czy chcę medal - fuck no! Głupio było brać, olałem. Na posiłek czekać też mi się nie chciało.
Do pokoju kąpać się, trochę Netflixa, parę piwek i właściwie spać. Bo o 10 rano czekało znów 8km z buta tym razem z Kaprun do Zell Am See, tam dwa pociągi do Monachium, tam metro na lotnisko i o 19 wylot do W-wy.
Jedyny plus podróżny to ostatni fragment, gdzie na 1:20h lotu z Monachium podstawili nam Dreamlinera :D Ekraniki, filmy, pełna kulturka - jak lot do USA, aż chciało się dłużej lecieć.
Czy bieg fajny? Widokowo miazga (ale jednak dalej bardziej za to kocham Lavaredo), technicznie niezła zabawa (i TDS i BUGT prostrze), dodatkowo te pola śnieżne (ale @#$%^ pod górę ten fragment to było ładne przegięcie), miasteczko SŁABE (ale może już ja spaczony i Chamonix i Cortiną, ba nawet Zakopcem ), dodatkowo trochę zachodu by się tam dostać no i ciapakland Więc można powiedzieć ogólnie takie 6,5-7/10 (pewnie dałbym bliżej 7-7.5 gdyby nie przerwano zawodów :D).
Cholera wie czy wrócę, raczej prędzej wyskoczę na Eigera w podobnym terminie za rok. jednak nigdy nie mów nigdy.
Niedziela
WOLNE
Poniedziałek
Plan: 12km easy [cholera wie czy da radę :/]
Wykonanie:
Odczucia:
Wtorek
Plan: 14km easy + 6x 100m/100m
Wykonanie:
14km@4'43
6x 100m/100m [całość 4:59min]
Odczucia: po pracy, przed imprezą, fajnie się to biegło, w końcu lekko i na fajnym pulsie, a tempo przyzwoite
Środa
WOLNE
Czwartek
WOLNE
Piątek & Sobota
GrossGlockren Ultra Trail 110km
Czwartek prosto po pracy zamiast treningu to na lotnisko i do Monachium. Na miejscu o 22 i na hotel. Z samego rana check-out o 7 i wio na pociąg, a raczej dwa bo podróż do Zell Am See z przesiadką. Docieram na miejsce około 10:30 i stwierdzam, że łądna pogoda nie ma co bawić się w busy. Biorę parę piwek na drogę i 8km spaceru z Zell do Kaprun.
W miejscowości niezłe zdziwko. Człowiek myśli, że trafia do kurortu w Alpach, a ląduje w ciapaklandzie Serio, białego ze świecą, do okoła kobiety w nikabach, wystawy sklepowe po arabsku, market z towarami z Emiratów - niezły szok :D Aż człowek zaczyna myśleć, czy oni przypadkiem nie kupili sobie po prostu kurortu w Tyrolu XD
Przed 13 lecę po odbiór pakietu. Wszystko mega sprawnie, szybko - sprawdzenie inwentarza 100%, nie przepuścili nic z listy. W pakiecie jeden wielki ch... Numer, chip GPS, próbka magnezu i parę ulotek.
Następnie na piwko i czekać do 15 aż będę mógł się zameldować w hotelu. Popołudnie spędzone znów na piwkowaniu i spotkaniu ze znajomymi.
Odpoczynek w pokoju i na 19 zgadujemy się jeszcze na dodatkową kolację - dla mnie niestety było to za wiele - cały dzień pizza + pasta i jeszcze dowaliłem pasty po 19... Za to gin+tonic przepyszny
21:20 stawiam się pod linią startu, kameralnie. Z głośnika leci odprawa i obiecanki-cacanki, że w nocy pogoda super i ew. jakieś opady popołudniu dnia następnego. Po chwili spiker prosi zawodnikóz z nr. od 1-100 by jako pierwsi zapakowali się do strefy startu (fajnie, nie trzeba się przepychać już na dzień dobry, chociaż minus taki, że już się tam gnieżdżę a tu jeszcze dobrych parę min. do wystrzału).
Punkt 22:00 ruszamy. Parę chwil i fru, wybywamy z miasta i oddziwo już biegniemy całkiem-całkiem pod górę. Peleton się rozciąga, głupio tak od razu maszerować, więc się człowiek już lekko gotuje (a temp. całkiem spora jak na tą porę).
Trochę wypłaszczenia i wjeżdżamy w las ale i tutaj trzeba przeć, bo od razu ścieżka na szerokość jednej osoby i albo jedziemy w pociągu albo trzeba uciekać w chaszcze, zatem napieram (szkoda, że nie było trochę spokojniejszego bądź szerszego fragmentu na początek - coś wzorem LUT chociażby, by stawka mogła się już trochę mocniej rozciągnąć i przede wszystkim wyszumieć).
Perwsze km bez historii, gdzieś tam w drugiej części pierwszej stawki. Ale tuż przed pierwszym pkt. mści się to spagetti, no cholera mój 'koszmar Tatr' kupa... Trochę zwalniam i mówię sobie, pierwszy pkt. pewno kibel mają to się człowiek w spokoju załatwi jak należy, a nie jak chochoł pod drzewami - zwłaszcza, że klasycznie nie zabrałem ze sobą papieru! @#%$@#$@
Jednak to słąbo obstawiony pkt. kibla niet! Zatem wybiegam i dopytuję 'sorry, maybe some spare tissues/toilet paper?', a gdzie. Tzn. niby każdy ma ale popakowane w plecaku, a się przeciez nie zatrzyma na 15km, bo mu się cholera czasu zgubi!
No i nie ma wyjścia, za pkt. odbijam za jakiś most, liście z drzewa i krzaczory, no i jednak jak chochoł... :D
Na szczęście to była jednorazowa, akcja zatem trauma z BUGT się nie pojawi Do drugiego pkt. biegnę swoje. Tam już gitara, mają wszystko - słodkie, słone, energetyki, arbuzy... Jeno kwaśnego brak - ale zwykle wszędzie jest brak.
I po tym pkt. już zaczyna się zabawa. Srogie podejście, blisko 14km z okolic 1200m na 2800m. Na początku fajnie, później już długo i stromo. Ale ja tak akurat nawet lubię - podejście 'na dziada' ręce za siebie i wio. Jednak w 2/3 podejścia w @#$%^ problem.
Obiecywali nam kilka śnieżnych pól do przejścia, myśle SUPER. Lubię pohasać po śniegu latem. Ale @#$%^ nie POD GÓRĘ, przy nachyleniu +15%!
Na nogach typowe 'skalaki' Technica, pod kamień i suchoty. A tu raptem ściana! śniegu do napierania. Nogi spierdalają, no nie daję rady NA CZWORAKA. Zjeżdżam w dół. Myślę jak ja to pokonam! Środek nocy, śnieg zmrożony, nie idzie! Szukam 'pobocza' ale to niezłe odbicie jest. Napieram po ośnieżonych kamulcach, ale pod nimi całkiem spore dziury, zarwie się to będzie darcie ryja, że sam nie wyjdę.
MASAKRA. Tracę tam od groma sił i chęci. Ludzie mijają. Ci z butami na błoto i porządnym bieżnikiem pod Rzeźnika cisną, Ci ze skalakami też cisną, bo jak się okazuje na około 40 osób przede mną WSZYSCY mają kije - ba na trasie osób bez kijków widziałem poza sobą może 4? (Sam nie brałem - Janek cebulak, nie dopłacę za bagaż do luku - a niestety do podręcznego kijaków nie można :/).
Jakimś cudem przeorałem to śnieżne gówno (aż mi się przypomniał tam monolog o domku w Karkonoszach...) i ciśnę wyżej, ostatni odcinek z jednej strony niezły wyrzyg, z drugiej kosmiczne widoki - ostra skała, łupki, jak inny świat - czad.
Po szczycie kawałek zbiegu i kolejny pkt. jednak tuż za nim kolejny problem. Podejście nr. 2 a człowiek już od groma czasu na wysokości +2,500m - a wiadomo, aklimatyzacji było ZERO, nawet nie dzień. I zaczyna brakować tlenu. Co krok to wdech. Mocnjo tracę. Z okolic 26 pozycji przed śnieżnym gównem ląduję na okolicach 80 miejsca.
Niesamowicie czekam na koniec wysokości i kolejny punkt. Tam chwilę odpoczywam i ruszam dalej, zobaczyć czy organizm wróci do normy.
WRACA! Gdy tylko zjeżdżam poniżej 2000m siły powracają Cisnę, tzn. odczuciowo wydaje mi się, że robię po prostu swoje ale na pkt. w Kals jednak widzę, że mozno pofrunąłem. Ponad 40 osób łykniętych na zbiegu.
Pkt. zajmuje mi około minuty - tylko załadować bidony i wio dalej. Samopoczucie super. Do następnego uwieszam się jednego Austriaka i też ładnie nam idzie, w pogoni jesteśmy za Czechem. Dodatkowo fajny moment na trasie - biegniemy wyżłobionym w skale tunelem. Zero oświetlenia, trzeba nałożyć spowrotem czołówkę bo ciemno jak w dupie. Nice
Na kolejny przepak znów wpadam niby na chwilę... Ale! Tam wita piwo z nalewaka, ZIMNIUTKIE. No nie ma zmiłuj. STOJĘ! Jedno, drugie, trzecie - jeju jak wchodzi Aż nie chce się ruszać. Ale jednak trzeba...
I powoli zaczyna znów pojawiać się problem wysokości. Czuję, że zatyka, wracamy na +2,500m. Zatem mówię sobie 'zwolnij, przetrwaj, zrób oba podejścia byle zaliczyć i jak wrócimy na niższe partie to się znów pociśnie'. Tak też robię, dodatkowo tutaj pojawiają się cięższe odcinki techniczne (mamy i poręczówki i mocne osuwiska i skakanie i szukanie ścieżki na głazach - jakbym miał porównać do BUGT to trudniejsza technicznie trasa jednak + dochodzi ten czas na wysokości - bez paru dni aklimatyzacji jest po prostu ciężko).
I gdy już się człowiek powoli wita z gąską, widzi ostatnie podejście, za nim oczyma wyobraźni 25km! samego zbiegu, morda się cieszy... To zaczynam słyszeć jakieś gwizdy za sobą - jestem w okolicach 86km, myślę sobie kto by tu gwizdał, jestem w środku niczego pomiędzy jednym pkt. odżywczym, a drugim... Ale zatrzymuję się na chwilę i obracam za siebie.
Faktycznie, jakaś osoba w pomarańczowej kurtce coś macha i gwizda. Ale przy niej stoi jakaś rodzina, biegnie dzieciak - myślę sobie pewnie do niego. Ale jednak coś mi nie daje spokoju i robię to krok w górę, to krok w dół (droczę się z 'pomarańczową kurtką' :D). Jednak macha dalej. Myślę sobie, ok czekam w tym miejscu i zobaczę co się stanie jak minie go jakiś biegacz (a akurat widzę jednego na dole, który się zbliża). Jak go zatrzyma schodzę!
...I niestety zatrzymuje go. No nic złazić trzeba. Docieram na dół i pytam co jest - limitu od groma, zaraz zacznie się mega zabawa i ostry zbieg, walka trwa, a tu takie buty?!
On na to, że po drugiej stronie gór jest burza, walą pioruny, w Kaprun zapadła decyzja o przerwaniu biegu i ściągają z trasy. Dopytuję się, a co by było jakbym się tu nie zatrzymał. Odp. taka, że na szczycie też czekają ichniejsi GOPRowcy, tylko, że tam na szczycie nic nie ma i każdego kogo zatrzymają stopują i każą ZBIEGAĆ! spowrotem tutaj :D
Myślę sobie, ok to się chociaż trochę upiekło - bo dalej by i tak nei puścili, a kazali jeszcze złazić x3 dłużej w to samo miejsce.
Po godz. czekania okazało się, że puścili jedynie ludzi z ostatniego punktu, którzy już i tak byli na zbiegu [byłem 3-cim zawodnikiem, który już nie mógł kontynuować :/]
Najgorsze było to, że gdyby puścili to były spore szanse na mecie na czas w okolicach 21godz. Na tak długim zbiegu sporo było do urwania, a i sporo osób zapewne do wyprzedzenia. Biorąc pod uwage moje rezerwy siły, które szczędziłem na wysokości, gdzie już wielu pod koniec mocno wypruta maszeruje w dół.
Pewnie gdybym cisnął ile sił to bym się załapał na puszczenie do mety ale za to na zbiegu bym sam należał do tych maszerujących i dawał się wyprzedzać tym co zachowali siłę na końcówkę (hehe 25km = końcówka).
No ale nie ma co gdybać.
Zabawa i tak była przednia. Chociaż czekanie aż ratownicy zabiorą, później przejazd do innej miejscowości i rpzesiadka w duży autokar, czekanie na ludzi z poprzednich punktów i kolejne 30min w tym autokarze wymęczyły fest - nie muszę mówić, że to dobrze ponad godz. w ciuchah biegowych, jebiąc pewnie na kilometr
Docieramy do miasteczka, zdanie chipów. Kobita pyta czy chcę medal - fuck no! Głupio było brać, olałem. Na posiłek czekać też mi się nie chciało.
Do pokoju kąpać się, trochę Netflixa, parę piwek i właściwie spać. Bo o 10 rano czekało znów 8km z buta tym razem z Kaprun do Zell Am See, tam dwa pociągi do Monachium, tam metro na lotnisko i o 19 wylot do W-wy.
Jedyny plus podróżny to ostatni fragment, gdzie na 1:20h lotu z Monachium podstawili nam Dreamlinera :D Ekraniki, filmy, pełna kulturka - jak lot do USA, aż chciało się dłużej lecieć.
Czy bieg fajny? Widokowo miazga (ale jednak dalej bardziej za to kocham Lavaredo), technicznie niezła zabawa (i TDS i BUGT prostrze), dodatkowo te pola śnieżne (ale @#$%^ pod górę ten fragment to było ładne przegięcie), miasteczko SŁABE (ale może już ja spaczony i Chamonix i Cortiną, ba nawet Zakopcem ), dodatkowo trochę zachodu by się tam dostać no i ciapakland Więc można powiedzieć ogólnie takie 6,5-7/10 (pewnie dałbym bliżej 7-7.5 gdyby nie przerwano zawodów :D).
Cholera wie czy wrócę, raczej prędzej wyskoczę na Eigera w podobnym terminie za rok. jednak nigdy nie mów nigdy.
Niedziela
WOLNE
- Logadin
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 3296
- Rejestracja: 20 kwie 2013, 14:07
- Lokalizacja: Warszawa
29.07.2019 - 04.08.2019
Poniedziałek
WOLNE
Wtorek
Plan: 10km easy
Wykonanie:
10km@5'09
Odczucia: standardowa trasa, bieg właściwie bez historii, DOMS trzymają
Środa
Plan: 12km@4'30
Wykonanie:
12km@4'13
Odczucia: na łapie nowy Garmin Fenix 5Plus, jeszcze nic nie poustawiane to cisnąłem na odczucia, wyszło trochę za szybko i trochę za mocno, ale chciałem się odmulić, DOMS już słabiutkie, jednak ogólne osłabienie jest
Czwartek
Plan: 2km easy + 4x 100m/100m + 15x 200m(35sek)/200m + 2km easy
Wykonanie:
2km@4'55
4x 100m/100m [całość 3:52 min]
15x 200m/200m [przerwa 100m marsz + 100m trucht]
0:33.2/1:41.3
0:34.3/1:40.9
0:34.6/1:42.2
0:34.4/1:48.6
0:34.6/1:45.6
0:34.8/1:43.5
0:33.9/1:45.3
0:34.7/1:44.7
0:34.9/1:41.9
0:35.0/1:43.0
0:34.3/1:43.0
0:34.7/1:42.0
0:34.6/1:41.4
0:33.9/1:41.2
2km@5'20
Odczucia: orka mocna spokojnie 8,5/10, pod koniec jak już i oddech dupa i nogi z waty to nawet wpadło 9/10, walka, do 8-go powótrzenia same nogi ciężko, na ostatnich dwóch 200-tkach doszedł i ciężki oddech
Piątek
Plan: 16km easy
Wykonanie:
16km@4'55
Odczucia: ale złoooo, nogi taki beton że hej, do tego łydki pospinane, cały czas zamulony po górach mimo braku zakwaszenia
Sobota
WOLNE
Niedziela
Plan: 27km [9km@4'30 + 9km@4'20 + 9km@4'00]
Wykonanie:
9km@4'28
9km@4'19
9km@5'03
Odczucia: specjalnie odpuściłem sobotnie podbiegi, by dać nogom dzień przerwy ale jednak to i tak za mało, druga 9-tka już szła całkiem intensywnie takie 8/10, więc jakbym zaczął trzecią po 4'00 to bym orał fest jak na zawodach, a jeszcze łydka trochę spieta, chociaż bardziej oddech/puls przeszkadzał, bo dryf mocny był, pewnie gdybym musiał kategorycznie to zrobić to bym zrobił, ale wygrał rozsądek, nie ma co na tydz. po mocnych górach aż tak tyrać, no dobra i w pt. i sob. mocna impreza była to też mogło dodać swoje
Poniedziałek
WOLNE
Wtorek
Plan: 10km easy
Wykonanie:
10km@5'09
Odczucia: standardowa trasa, bieg właściwie bez historii, DOMS trzymają
Środa
Plan: 12km@4'30
Wykonanie:
12km@4'13
Odczucia: na łapie nowy Garmin Fenix 5Plus, jeszcze nic nie poustawiane to cisnąłem na odczucia, wyszło trochę za szybko i trochę za mocno, ale chciałem się odmulić, DOMS już słabiutkie, jednak ogólne osłabienie jest
Czwartek
Plan: 2km easy + 4x 100m/100m + 15x 200m(35sek)/200m + 2km easy
Wykonanie:
2km@4'55
4x 100m/100m [całość 3:52 min]
15x 200m/200m [przerwa 100m marsz + 100m trucht]
0:33.2/1:41.3
0:34.3/1:40.9
0:34.6/1:42.2
0:34.4/1:48.6
0:34.6/1:45.6
0:34.8/1:43.5
0:33.9/1:45.3
0:34.7/1:44.7
0:34.9/1:41.9
0:35.0/1:43.0
0:34.3/1:43.0
0:34.7/1:42.0
0:34.6/1:41.4
0:33.9/1:41.2
2km@5'20
Odczucia: orka mocna spokojnie 8,5/10, pod koniec jak już i oddech dupa i nogi z waty to nawet wpadło 9/10, walka, do 8-go powótrzenia same nogi ciężko, na ostatnich dwóch 200-tkach doszedł i ciężki oddech
Piątek
Plan: 16km easy
Wykonanie:
16km@4'55
Odczucia: ale złoooo, nogi taki beton że hej, do tego łydki pospinane, cały czas zamulony po górach mimo braku zakwaszenia
Sobota
WOLNE
Niedziela
Plan: 27km [9km@4'30 + 9km@4'20 + 9km@4'00]
Wykonanie:
9km@4'28
9km@4'19
9km@5'03
Odczucia: specjalnie odpuściłem sobotnie podbiegi, by dać nogom dzień przerwy ale jednak to i tak za mało, druga 9-tka już szła całkiem intensywnie takie 8/10, więc jakbym zaczął trzecią po 4'00 to bym orał fest jak na zawodach, a jeszcze łydka trochę spieta, chociaż bardziej oddech/puls przeszkadzał, bo dryf mocny był, pewnie gdybym musiał kategorycznie to zrobić to bym zrobił, ale wygrał rozsądek, nie ma co na tydz. po mocnych górach aż tak tyrać, no dobra i w pt. i sob. mocna impreza była to też mogło dodać swoje
Ostatnio zmieniony 06 sie 2019, 12:59 przez Logadin, łącznie zmieniany 1 raz.