26.05 – Ciężka noc, zasnąć nie mogłem i spałem może cztery godziny, tak mnie wczorajszy wynik trzymał w emocjach. Po 7-mej wyszedłem pobiegać z żoną, 70 minut wolniutkiego rozbiegania na doskonałym samopoczuciu, bez jakichkolwiek śladów wczorajszych zawodów.
Bieg Ulicą Piotrkowską
Pochwaliłem się już wynikiem, chciałbym teraz coś oryginalnego i ciekawego dla odbiorcy napisać, ale cholera… tyle już puściłem tu relacji, że zaczyna brakować mi inwencji. A to, że ostatnie starty wpadły gładko jak niedzielny obiad, też sprawy nie ułatwia.
Sobota do 15-tej w pracy, dzień dość intensywny więc praktycznie całość na nogach. Trochę się tego obawiałem, czy nie wpłynie negatywnie na popołudniowy start. Przed wyjściem zjadłem obiad, a po powrocie do domu wziąłem prysznic i położyłem się kimnąć. Poprosiłem dziewczyny co by obudziły mnie za 1,5 godziny, lecz właściwie nie liczyłem na to, że zasnę co najwyżej poleżę. Myślałem iż narastająca adrenalina nie pozwoli mi na to, ale emocje były takie jak przy koszeniu trawnika, więc szybko odjechałem.
Wstałem kwadrans po 17-tej, zjadłem dwie kromki chałki z miodem, ubrałem się i o 18-tej wyjechaliśmy.
Nie pchałem się autem blisko startu, zaparkowałem przy Auchan, gdzie i tak przy 5,5tyś uczestników miejsc wiele nie było. Podszedłem jeszcze do biura zawodów wymienić koszulkę na bardziej pasującą rozmiarem i zrobiłem kilometrową rozgrzewkę.
![Obrazek](https://i.imgur.com/XKNmENE.jpg)
Został kwadrans do startu, udałem się do strefy, gdzieś w okolice 15 linii. Pogoda dla mnie idealna, ciepło ale nie parnie bez wiatru i już przy słabym słońcu, toteż nawet czarną koszulkę nie bałem się ubrać.
Zostało tylko dobrze pobiec, wystartowaliśmy, pierwsze dwa kilometry w sporym tłoku, nie lubię tego, więcej energii i koncentracji idzie na wybór optymalnego toru biegu, by nie skakać za dużo.
![Obrazek](https://i.imgur.com/qAYEg4U.jpg)
Niestety wpadałem za grupę na 40 minut, dwóch prowadzących nieźle podgotowało tych na styk, bo po 2km szli na wynik o minutę lepszy. Pomyślałem nawet, skoro tak pędzą dojdę pacemakera i polecę kilka kilosów z nimi. Ale jak go dogoniłem, to poszedłem do przodu, tu już zaczął się sznur biegaczy a nie tyraliera.
Kolejne kilometry bez historii, przebiegliśmy placem Wolności, po czym długa prosta Piotrkowską, wiedziałem czego się spodziewać i wykorzystywałem lekkie spadki w dół do zdobywania sekund, a na podbiegach próbowałem złapać czyjeś plecy, choć bez musu. Pominąłem wodopoje by nie tracić rytmu, rzadko kontrolowałem tempo, wiedziałem że jest momentami szybko i nie chciałem się tym spłoszyć, znacznika nie widziałem ani jednego na trasie, więc bazowałem tylko na GPS.
Przecięliśmy Mickiewicza i do agrafki było 2km lekko w dół, tempo nadal dobre ze względu na profil. Wiedziałem jednak, że po nawrotce sytuacja się odwróci i będzie w górę, lekkie obawy były.
W międzyczasie jeszcze przeleciała po przeciwległej czołówka, prowadził Szost z Etipoczykiem, kilkanaście metrów dalej Kozłowski z Białorusinem, ostatecznie na mecie: Etiopczyk (29:27), Białorusin, Szost, Kozłowski, wszyscy chyba z rekordami trasy.
Po zawijce był najtrudniejszy dla mnie odcinek biegu, tempo momentami spadało kilka sekund powyżej czwórki, ostatecznie wyciągnąłem te dwa kilometry poniżej czterech minut, choć na zabój tego nie broniłem. W tamtym momencie Race Screen, pokazywał mi najsłabszy wynik na mecie 38:42, czyli kilkanaście sekund przed życiówką, więc bez paniki, wiedziałem że jest do ugrania jak tylko skończy się podbieg i odbiję w lewo. Po zakręcie odetchnąłem z ulgą, wiadomo że końcówka to musi być ciężko, ale nie było problemu jeszcze trochę prędkość podbić.
Ostatni zakręt już w Politechniki, zatrzymał się tam Tomek Osmulski, dopingował i zbijał piątki, do mety jakieś czterysta metrów, było już widać balon. W zasadzie bez finiszu, bo z tempa 3:40min/km już niewiele mogłem zejść, trochę szarpnąłem tuż przed metą.
Złapałem kilka sekund oddechu przy barierce, zaraz mnie przegonili, żebym nie blokował, przeszedłem kilkanaście metrów i znów kilkanaście sekund przy barierce, koniec zabawy.
Tuż przed metą, na kresce jeszcze wystawiłem głowę przed gościem w słuchawkach.
Lekko siadłem pod górę na 8 i 9km, ale na kontroli wiedząc, że zapas czasu jest, a coś jeszcze docisnę na ostatnim.
Czas i miejsca.
Poprawiona życiówka o 30 sek.
Podsumowanie:
Całość dystansu na średniej długości kroku 141cm, ale ostatni kilometr zrobiony na kroku 148cm, co jest dość dobrym wynikiem na takie drewno jak ja.
Widać, że czym czasy lepsze tym lepiej biegacze potrafią oszacować swoje możliwości i wielkich przetasowań miejsc na trasie nie było.
Od pierwszego wiosennego startu w HM, zmieniłem system, tzn. nie staram się za wszelką cenę utrzymać jednolitego tempa, tylko bardziej wykorzystuję profil trasy i na lżejszych kilometrach próbuję pobiec szybciej, niż zakładane tempo. Wyszło to samoistnie na połówce, ponieważ nie wiedziałem na co mnie stać, więc nie określiłem jakiś ram tempa czy czasu na mecie.
W starym modelu nigdy nie pobiegł bym tak nierównego biegu jak ten wczoraj.
Zamknąłem pierwszy cel czasowy ze swojej listy i myślę, że już kolejnego nie nakreślę na tym dystansie, wszystko co dalej jeśli się wydarzy to już crème de la crème.
Najtrudniejsze czekało mnie po biegu, pytanie od córki; jak to robię, że wszystko mi się udaje i jakie cechy charakteru mi w tym pomagają. Nastolatce satysfakcjonującej odpowiedzi udzieliłem, ale mimo, że jakoś to bieganie ogarniam po swojemu, to jeszcze wiele trzeba doświadczyć, a i tak chyba nigdy nie będzie pewności, że coś jest skutkiem czegoś, dużo jest składowych.