Ale umowność, o której piszesz, dotyczy jak rozumiem jednostek miar, a nie samej idei bicia rekordów. Mont Everest jest w Twoim ujęciu nadal najwyższą górą świata (pomijając umowność co do mierzenia jej od podstawy czy korzenia). Bolt nadal najszybciej biega na naszym świecie, prawda? Czyli jakbyśmy przyjęli wspólnie, że minuta ma 100 sekund, a miarą długości jest jedna wiorsta, to nadal mierząc określony czas moglibyśmy określić, kto najszybciej dany dystans pokonał.mam_platfusa pisze:Projekt z udziałem Kipchogego oprócz próby intensywnego oliwienia trybów marketingowej machiny jest świadectwem zniewolenia ludzkości pewnymi umownymi konceptami, takimi jak jednostki czasu. Zacznijmy od tego, że obecnie obowiązująca definicja sekundy ma się zupełnie nijak do, nazwijmy to, "życiowych" okoliczności i bliżej jej raczej do performance'u z pogranicza nauki i absurdu, niż do problematyki, z którą stykamy się na co dzień. Na dodatek pomiar czasu został wepchnięty w ramy sześćdziesiątkowego systemu liczbowego (1 min = 60 sekund, 1 h = 60 min). Zmierzam do tego, że gdyby definicja sekundy byłaby inna (np. gdyby nagle okazało się, że "prawdziwa" sekunda trwałaby np. 1,1 sekundy) i gdybyśmy czas odmierzali dziesiętnie, to nikt obecnie nie łamałby "2 godzin", bo już dawno owe, inaczej umowne, "2 godziny" byłyby z hukiem złamane. Dodatkową dziurę w mózgu wywołuje konstatacja, że czynność pokonywania dystansu mierzonego dziesiętnie jest określana czasowymi ramami opartymi o system sześćdziesiątkowy właśnie.
Podobna uwaga odnosi się do koncepcji "górskich koron", w ramach których zdobywa się góry mierzone metrami (czyli odległością, jaką pokonuje światło w próżni w czasie 1/299 792 458 s), a umowna wysokość wspomnianych gór przekracza np. wartość 8 000 (lub 4 000 w Alpach, bądź 2 000 w Polsce) rozumianą dziesiętnie. Gdybyśmy się umówili, że metr to jednak nie metr, a góry mierzymy innym systemem, okazałoby się, że aby coś tam zaliczyć, należy zdobyć o wiele mniej/więcej gór, niż sądziliśmy. Sytuacji nie poprawia istnienie świata miar imperialnych, w którym wysokość gór wyraża się czasem w stopach. Żeby było śmieszniej, 1 stopa = 12 cali (myślenie zupełnie "antydziesiętne"), ale podczas układania list szczytów bardzo często stosuje się piękną, wybitnie dziesiętną, umowną granicę 10 000:
https://www.peakbagger.com/list.aspx?lid=-215599
https://www.youtube.com/watch?v=SGJhsK-75nM
Podsumowując: nie ma co żałować czegoś, co jest tylko i wyłącznie pochodną naszych ludzkich, umownych koncepcji.
Chodzi mi o bicie rekordów, a nie umowę społeczną co do takiej a nie innej miary. Mój żal pozostałby zapewne niezależnie, czy to byłyby dwie godziny na 42,195 km, czy może 100 Kubominut na 55 Kubometrów.