Paweł, będzie brutalnie. 92 to konkret. Może u Ciebie to w mięśniach, ale ja raz ważyłem 87 i wyglądałem jak księżyc w pełni. Poszukam foty i zalinkuję. Tym bardziej, jak masz tyle na sobie, szacun za robienie 12 km średnim <5:00. Może też być tak, ze to taka bezwładność organizmu - i za jakiś czas ruszy - widziałem to u siebie rok temu, widzę i teraz - kilometraż idzie up, żreć nie żrę AŻ tyle więcej (choć i tak muszę wrócić do standardu), a waga płasko. W drugą stronę to samo, po 3 miesiącach od kontuzji, jak zacząłem chodzić, zaczęła rosnąć. Obstawiam, że za 2-3 tygodnie zacznie schodzić.
Cel ustawiony na 75, tok temu już zszedłem <76 na chwilę, ale wróciło. Wszystko nadmiarowe siedzi od ramion do ud. Żona ze mnie zgrzewa, że tyję jak kobieta.
To co ja bym Ci polecił, to przyjrzenie się godzinom posiłków. Przed 2018 robiłem tak, 6:30 śniadanie (przed wyjściem do pracy), 10-11 2 śniadanie, obiad około 12.30 (w firmie oficjalna przerwa), około 16, przed wyjściem z pracy, jakiś podwieczorek. 20.30 kolacja. Tylko problem był, bo do kolacji zawsze coś wpadło, bo przerwa 4,5h w drugiej połowie dnia to za dużo było.
Teraz (od 2018) jest tak - śniadanie 7.30 (w pracy), nawet w dni treningowe. Wcześniej dużo wody

10.30-11.30 II śniadanie. 14.30-15 - obiad. kolacja normalnie. Nawet jak muszę coś złapać pomiędzy, to mniej niż wcześniej. I waga zaczęła schodzić. I/lub przyjrzyj się porcjom - ja muszę pilnować żeby mi żonka (jak ona nakłada) nie dopychała obiadu "zjesz". No zjem kurła, pyszne to i 2x więcej zjem, a wystarczy mi 0,8

a kolacja to 2,5 kanapki zamiast 4. Wystarczy na jakieś ~300 kcal deficytu. Reszty nie ruszasz i z bańki. Plus woda, dużo.