ME Masters M35 Toruń 23.03.2024
Moderator: infernal
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 737
- Rejestracja: 02 lis 2016, 14:48
- Życiówka na 10k: 34:47
- Życiówka w maratonie: 2:47:32
- Lokalizacja: Nienack
05.02 wt
BS 4.1km (t.4.47km) + 8 km (31.25, t. 3.55,5/km; HR 159 bpm) + 1.9 km po 4.26 , HR 144
Razem 14.00 km
Z założenia chciałem pobiec po 4.00 około a na koniec miał być trucht. Na stadionie był armagedon więc pobiegalem po chodnikach, ścieżkach rowerowych, które w znacznej części były odśnieżone i posypane piaskiem.
Ogólnie trening pod kontrolą bez większej spiny. Początek i koniec (tu był zbieg) trochę za szybko. Reszta blisko 4.00. Trzykrotnie zatrzymywałem się na pasach więc pewnie tętno nieco zdążyło spaść.
środa to Copernicus Cup. Niestety nie miałem wejściówek na lożę VIP, a że znam skrót na halę, którędy mam jakieś 7 minut pieszo to przechodziłem obok wejścia VIP i tam wszyscy robili foto z Asią Jóźwik. Na żywo wygląda jeszcze lepiej niż w TV. No ale musiałem grzecznie pójść dalej.
Lekkoatletyka w hali wygląda kapitalnie. Wszystko dzieje się szybko. Widok świetny i mimo że byłem po raz kolejny, to i tak bardzo mi się podobało. Jeśli ktoś będzie mieć w przyszłości okazję obejrzeć takie zawody, to serdecznie polecam.
07.02 czw.
BS 15.25 km; 1.13.16
t.4.48/km
HR 135 bpm
08.02 pt
BS 9km (t.4.47, HR 129 bpm) + 10*100m podbiegi + 2.05 km BS
Ładnie dynamicznie, bez patrzenia na tempo i na górce o 3% nachyleniu.
Noga kręciła się i samopoczucie dopisywało. Po przebudzeniu puls... 42, ale wcale nie byłem śpiący.
10.02 nd
Long 20.03 km, 1.34.45
t. 4.44/km
HR ? - przez pierwsze 5 km zegarek pokazywał stale 150 a potem chyba się odblokował i było normalnie 135-138
W sobotę trochę wypiłem (piwo i 3 drinki), ale jak już trenuję, to taka ilość mnie powala. Cóż kiedyś były lepsze czasy Na trening wyszedłem dopiero o 21. Do tego cały czas padał deszcz, ale robota zrobiona. Pod koniec dłużyło się jak na niedzielnym obiedzie u "teściów"
Tydzień 77.57 km, to już szósty bardzo dobrze przepracowany tydzień o podobnym kilometrażu. Oby tak dalej.
Jak co roku potrzebuję karty zdrowia do udziału w egzaminach sędziowskich (bez tego mnie nie dopuszczą). Owszem ludzie kombinują na wiele sposobów, ale ja jednak wykonuję EKG, morfologię (z oznaczeniem Fe, K, Na, Mg). Wszystko przebiegło bardzo sprawnie zupełnie inaczej niż się spodziewałem .
BS 4.1km (t.4.47km) + 8 km (31.25, t. 3.55,5/km; HR 159 bpm) + 1.9 km po 4.26 , HR 144
Razem 14.00 km
Z założenia chciałem pobiec po 4.00 około a na koniec miał być trucht. Na stadionie był armagedon więc pobiegalem po chodnikach, ścieżkach rowerowych, które w znacznej części były odśnieżone i posypane piaskiem.
Ogólnie trening pod kontrolą bez większej spiny. Początek i koniec (tu był zbieg) trochę za szybko. Reszta blisko 4.00. Trzykrotnie zatrzymywałem się na pasach więc pewnie tętno nieco zdążyło spaść.
środa to Copernicus Cup. Niestety nie miałem wejściówek na lożę VIP, a że znam skrót na halę, którędy mam jakieś 7 minut pieszo to przechodziłem obok wejścia VIP i tam wszyscy robili foto z Asią Jóźwik. Na żywo wygląda jeszcze lepiej niż w TV. No ale musiałem grzecznie pójść dalej.
Lekkoatletyka w hali wygląda kapitalnie. Wszystko dzieje się szybko. Widok świetny i mimo że byłem po raz kolejny, to i tak bardzo mi się podobało. Jeśli ktoś będzie mieć w przyszłości okazję obejrzeć takie zawody, to serdecznie polecam.
07.02 czw.
BS 15.25 km; 1.13.16
t.4.48/km
HR 135 bpm
08.02 pt
BS 9km (t.4.47, HR 129 bpm) + 10*100m podbiegi + 2.05 km BS
Ładnie dynamicznie, bez patrzenia na tempo i na górce o 3% nachyleniu.
Noga kręciła się i samopoczucie dopisywało. Po przebudzeniu puls... 42, ale wcale nie byłem śpiący.
10.02 nd
Long 20.03 km, 1.34.45
t. 4.44/km
HR ? - przez pierwsze 5 km zegarek pokazywał stale 150 a potem chyba się odblokował i było normalnie 135-138
W sobotę trochę wypiłem (piwo i 3 drinki), ale jak już trenuję, to taka ilość mnie powala. Cóż kiedyś były lepsze czasy Na trening wyszedłem dopiero o 21. Do tego cały czas padał deszcz, ale robota zrobiona. Pod koniec dłużyło się jak na niedzielnym obiedzie u "teściów"
Tydzień 77.57 km, to już szósty bardzo dobrze przepracowany tydzień o podobnym kilometrażu. Oby tak dalej.
Jak co roku potrzebuję karty zdrowia do udziału w egzaminach sędziowskich (bez tego mnie nie dopuszczą). Owszem ludzie kombinują na wiele sposobów, ale ja jednak wykonuję EKG, morfologię (z oznaczeniem Fe, K, Na, Mg). Wszystko przebiegło bardzo sprawnie zupełnie inaczej niż się spodziewałem .
5k-16.38 (Toruń 12.05.24) 10k -34.47 (Grudziądz 30.09.23) HM-1.19.58(W-wek 8.10.23) M-2.47.32(Łódź 2023)
Blog: [url]viewtopic.php?f=27&t=56594[/url]
Komentarze: [url]viewtopic.php?f=28&t=56591&start=0[/url]
Blog: [url]viewtopic.php?f=27&t=56594[/url]
Komentarze: [url]viewtopic.php?f=28&t=56591&start=0[/url]
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 737
- Rejestracja: 02 lis 2016, 14:48
- Życiówka na 10k: 34:47
- Życiówka w maratonie: 2:47:32
- Lokalizacja: Nienack
11.02 pon.
BS 14.45km (t.4.46/km, HR 137) + 10*100m/100m tr przebieżki + 1.72km
Razem: 18.17km
Tradycyjnie wybiegłem na trening tak, aby zaliczyć koniec rozgrzewki i rozciąganie z BBL. Trochę byłem zmęczony. W końcu to przebiegłem dystans niemalże maratoński w mniej niż 1 dobę.
Odebrałem wyniki. Na, K, Mg, Fe i hemoglobina - wszystko w normie. Warto monitorować stan swojego zdrowia choćby profilaktycznie czy nawet z ciekawości, to kosztuje grosze.
12.02 wt.
BS 7.61km (t.4.49, HR 134) + 12*100m/100tr podbieg +1.1km
Tu nie powiem dałem sobie trochę w palnik i to było mocne tempo pod górkę ~4% tak po 3.30, pod koniec szybciej poza jednym wyjątkiem gdy musiałem minąć się z pieszym.
13.02 śr.
BS 14.09km; 1.09.09
t.4.54/km
HR 134bpm
Sporo wiatru, chęci mało. Pobiegane z kolegą. Bez historii.
15.02 pt.
BS 4.08km + 5x2km (7.00-7.10) p. ~1km trucht + 2km BS
Razem: 20.05km
Danie główne całego tygodnia. Bez wątpienia to mój najtrudniejszy trening w życiu.
Kolejne "dwukilometrówki wchodziły" po:
Czas (max tętno podczas odcinka)
7.06 169 (84.5%)
7.03 173 (86.5%)
7.05 176 (88%)
7.00 179 (89.5%)
6.58 182 (91%)
Przerwą był trucht około 1 kilometra, tak aby kolejne odcinki rozpoczynać od pełnej minuty, dlatego trochę ścinałem łuki, ponieważ odpoczywałem na tempie około 5.20.
Warunki na bieżni idealne. Prawie bezwietrznie, lekka mgła i nikogo poza mną.
Dwa lata temu przed Maniacką próbowałem zrobić 4x2km w tempie 3.45/km. Wyszło wówczas tak: 7.35, 7.36, 7.32, 7.27 (ostatnie dwa powtórzenia z kolegą jako pacem). Na mecie ostatniego odcinka mogłem wtedy podziwiać toruński tartan z głową na wysokości kolan. Jak widać wówczas nie udało się zrobić treningu w zakładanym tempie, co wykluczyło próbę ataku na 37.30 w 2017roku. Ostatecznie wówczas podczas Maniackiej uzyskałem 38.13 (19.33+18.40) co było moim nowym PB. Przy szybszym początku może bym 38 wtedy połamał, ale na pewno nie 37.30.
Teraz lekko nie było, bo i tempo dla mnie wymagające, ale nie umierałem, tylko przechodziłem do truchtu i dalej do kolejnego powtórzenia.
17.02 nd
Long 20.37km; 1.36.03
t.4.43/km
HR ? Garmin przez 10km pokazywał bzdury zawieszając się na ~160bpm. Potem się odblokował i było już normalnie.
Na platformie Garmin Connect jest taka opcja jak pułap tlenowy. Wiadomo, może to być daleko od prawidłowej wartości, ale dokonując pomiaru tym samym urządzeniem mamy jakieś porównanie. Na przełomie października i listopada, gdy wyniki wystrzeliły w górę Garmin pokazywał mi 70. Potem wiadomo cięższy trening, trochę alko, święta, kolejność dowolna i spadło na 66 ale już w lutym było 69 aż do niedzieli, gdy przez tego buga spadło na 67. No aż musiałem skasować ten trening
Tydzień: 83.79km
Raz kawałek biegłem nie wznawiając pomiaru więc śmiało 84km. Nigdy do tej pory więcej nie przebiegłem w 1 tygodniu.
Na zdj. piątkowy trening z tętnem i tempem.
BS 14.45km (t.4.46/km, HR 137) + 10*100m/100m tr przebieżki + 1.72km
Razem: 18.17km
Tradycyjnie wybiegłem na trening tak, aby zaliczyć koniec rozgrzewki i rozciąganie z BBL. Trochę byłem zmęczony. W końcu to przebiegłem dystans niemalże maratoński w mniej niż 1 dobę.
Odebrałem wyniki. Na, K, Mg, Fe i hemoglobina - wszystko w normie. Warto monitorować stan swojego zdrowia choćby profilaktycznie czy nawet z ciekawości, to kosztuje grosze.
12.02 wt.
BS 7.61km (t.4.49, HR 134) + 12*100m/100tr podbieg +1.1km
Tu nie powiem dałem sobie trochę w palnik i to było mocne tempo pod górkę ~4% tak po 3.30, pod koniec szybciej poza jednym wyjątkiem gdy musiałem minąć się z pieszym.
13.02 śr.
BS 14.09km; 1.09.09
t.4.54/km
HR 134bpm
Sporo wiatru, chęci mało. Pobiegane z kolegą. Bez historii.
15.02 pt.
BS 4.08km + 5x2km (7.00-7.10) p. ~1km trucht + 2km BS
Razem: 20.05km
Danie główne całego tygodnia. Bez wątpienia to mój najtrudniejszy trening w życiu.
Kolejne "dwukilometrówki wchodziły" po:
Czas (max tętno podczas odcinka)
7.06 169 (84.5%)
7.03 173 (86.5%)
7.05 176 (88%)
7.00 179 (89.5%)
6.58 182 (91%)
Przerwą był trucht około 1 kilometra, tak aby kolejne odcinki rozpoczynać od pełnej minuty, dlatego trochę ścinałem łuki, ponieważ odpoczywałem na tempie około 5.20.
Warunki na bieżni idealne. Prawie bezwietrznie, lekka mgła i nikogo poza mną.
Dwa lata temu przed Maniacką próbowałem zrobić 4x2km w tempie 3.45/km. Wyszło wówczas tak: 7.35, 7.36, 7.32, 7.27 (ostatnie dwa powtórzenia z kolegą jako pacem). Na mecie ostatniego odcinka mogłem wtedy podziwiać toruński tartan z głową na wysokości kolan. Jak widać wówczas nie udało się zrobić treningu w zakładanym tempie, co wykluczyło próbę ataku na 37.30 w 2017roku. Ostatecznie wówczas podczas Maniackiej uzyskałem 38.13 (19.33+18.40) co było moim nowym PB. Przy szybszym początku może bym 38 wtedy połamał, ale na pewno nie 37.30.
Teraz lekko nie było, bo i tempo dla mnie wymagające, ale nie umierałem, tylko przechodziłem do truchtu i dalej do kolejnego powtórzenia.
17.02 nd
Long 20.37km; 1.36.03
t.4.43/km
HR ? Garmin przez 10km pokazywał bzdury zawieszając się na ~160bpm. Potem się odblokował i było już normalnie.
Na platformie Garmin Connect jest taka opcja jak pułap tlenowy. Wiadomo, może to być daleko od prawidłowej wartości, ale dokonując pomiaru tym samym urządzeniem mamy jakieś porównanie. Na przełomie października i listopada, gdy wyniki wystrzeliły w górę Garmin pokazywał mi 70. Potem wiadomo cięższy trening, trochę alko, święta, kolejność dowolna i spadło na 66 ale już w lutym było 69 aż do niedzieli, gdy przez tego buga spadło na 67. No aż musiałem skasować ten trening
Tydzień: 83.79km
Raz kawałek biegłem nie wznawiając pomiaru więc śmiało 84km. Nigdy do tej pory więcej nie przebiegłem w 1 tygodniu.
Na zdj. piątkowy trening z tętnem i tempem.
Nie masz wymaganych uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego posta.
5k-16.38 (Toruń 12.05.24) 10k -34.47 (Grudziądz 30.09.23) HM-1.19.58(W-wek 8.10.23) M-2.47.32(Łódź 2023)
Blog: [url]viewtopic.php?f=27&t=56594[/url]
Komentarze: [url]viewtopic.php?f=28&t=56591&start=0[/url]
Blog: [url]viewtopic.php?f=27&t=56594[/url]
Komentarze: [url]viewtopic.php?f=28&t=56591&start=0[/url]
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 737
- Rejestracja: 02 lis 2016, 14:48
- Życiówka na 10k: 34:47
- Życiówka w maratonie: 2:47:32
- Lokalizacja: Nienack
Luźniejszy tydzień, ponieważ coraz bliżej Maniacka Dziesiątka.
18.02 pon
BS 12.15km; 57.42
t.4.45/km
HR 139 bpm
19.02. wt
BS 7.56km (t.4.47/km) + 10*120m podbieg/p. trucht + 1km
21.02. czw
BS 14.11km; 1.06.39
t.4.43/km
HR 136 bpm
Cały dzień od 6 do 22 padał w Toruniu deszcz. Przyjemności z biegu żadnych. Do tego dużo pracy i mało snu. Mało to jest około 6.5h na przestrzeni ostatnich 3 dni a właściwie nocy.
23.02 sob
14.05km, w tym 10*100m/100 tr. + schłodzenie
Piękna słoneczna, mroźna pogoda. W końcu człowiek pobiegał po miękkim w lesie. Średnie tempo 4.31/km, HR 138 bpm.
24.02 nd
6.38km (t.4.48/km, HR 142bpm) + 10*200m/200 trucht + ok. 1.6km
Razem: 12.06km
"Dwusetki" luźno w 38-42s.
Tydzień: 63.42km
Luty: 250,5 km
Nie czuję jeszcze, aby mnie nosiło. Kilometraż i tak spory, a w porównaniu do poprzedniego roku wręcz wyjątkowo wysoki dla mnie. Mimo tego dzisiaj czułem, że zaraz przewrócę się o własne nogi a tempo nie chciało spaść poniżej 4.35/km i musiałem bardzo się pilnować. Może to efekt sumiennej siły biegowej w postaci podbiegów?
18.02 pon
BS 12.15km; 57.42
t.4.45/km
HR 139 bpm
19.02. wt
BS 7.56km (t.4.47/km) + 10*120m podbieg/p. trucht + 1km
21.02. czw
BS 14.11km; 1.06.39
t.4.43/km
HR 136 bpm
Cały dzień od 6 do 22 padał w Toruniu deszcz. Przyjemności z biegu żadnych. Do tego dużo pracy i mało snu. Mało to jest około 6.5h na przestrzeni ostatnich 3 dni a właściwie nocy.
23.02 sob
14.05km, w tym 10*100m/100 tr. + schłodzenie
Piękna słoneczna, mroźna pogoda. W końcu człowiek pobiegał po miękkim w lesie. Średnie tempo 4.31/km, HR 138 bpm.
24.02 nd
6.38km (t.4.48/km, HR 142bpm) + 10*200m/200 trucht + ok. 1.6km
Razem: 12.06km
"Dwusetki" luźno w 38-42s.
Tydzień: 63.42km
Luty: 250,5 km
Nie czuję jeszcze, aby mnie nosiło. Kilometraż i tak spory, a w porównaniu do poprzedniego roku wręcz wyjątkowo wysoki dla mnie. Mimo tego dzisiaj czułem, że zaraz przewrócę się o własne nogi a tempo nie chciało spaść poniżej 4.35/km i musiałem bardzo się pilnować. Może to efekt sumiennej siły biegowej w postaci podbiegów?
5k-16.38 (Toruń 12.05.24) 10k -34.47 (Grudziądz 30.09.23) HM-1.19.58(W-wek 8.10.23) M-2.47.32(Łódź 2023)
Blog: [url]viewtopic.php?f=27&t=56594[/url]
Komentarze: [url]viewtopic.php?f=28&t=56591&start=0[/url]
Blog: [url]viewtopic.php?f=27&t=56594[/url]
Komentarze: [url]viewtopic.php?f=28&t=56591&start=0[/url]
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 737
- Rejestracja: 02 lis 2016, 14:48
- Życiówka na 10k: 34:47
- Życiówka w maratonie: 2:47:32
- Lokalizacja: Nienack
25.02 pon.
BS 12.4km; 58.18
t.4.42/km
HR 135 bpm
26.02 wt.
BS 8.03km (t.4.43/km; HR 131 bpm) +10*100m/100tr + ~1.7km
Razem 11.73km
27.02 środa
BS 4.07km (20.00; t.4.55/km; HR 125 bpm ) + 6*500m/p.~3' trucht + powrót do m
Razem: 11.93km
Mniejszy kilometraż, krótsze jednostki, szybsze elementy. Mam nadzieję, że to dobra droga do ataku na PB w Poznaniu.
Odcinki 500m odpowiednio w 1.41; 1.43; 1.40; 1.42; 1.41; 1.42
Zajezdni nie było, świeżości także, ponieważ sporo pracy i piąty dzień z rzędu trening. Za to w czwartek wolne. W sobotę egzaminy sędziowskie (i 24x150m nie wolniej niż po 3.20) a w niedzielę 8x400m. Potem odpoczynek i luzowanie przed startem.
Luty: 287km
Drugi z kolei bardzo dobrze przepracowany miesiąc. W porównaniu do 2018 roku to o 62km więcej, ale jak widzę w poprzednim roku pod koniec miesiąca miałem -17 i -15 a teraz +10.
BS 12.4km; 58.18
t.4.42/km
HR 135 bpm
26.02 wt.
BS 8.03km (t.4.43/km; HR 131 bpm) +10*100m/100tr + ~1.7km
Razem 11.73km
27.02 środa
BS 4.07km (20.00; t.4.55/km; HR 125 bpm ) + 6*500m/p.~3' trucht + powrót do m
Razem: 11.93km
Mniejszy kilometraż, krótsze jednostki, szybsze elementy. Mam nadzieję, że to dobra droga do ataku na PB w Poznaniu.
Odcinki 500m odpowiednio w 1.41; 1.43; 1.40; 1.42; 1.41; 1.42
Zajezdni nie było, świeżości także, ponieważ sporo pracy i piąty dzień z rzędu trening. Za to w czwartek wolne. W sobotę egzaminy sędziowskie (i 24x150m nie wolniej niż po 3.20) a w niedzielę 8x400m. Potem odpoczynek i luzowanie przed startem.
Luty: 287km
Drugi z kolei bardzo dobrze przepracowany miesiąc. W porównaniu do 2018 roku to o 62km więcej, ale jak widzę w poprzednim roku pod koniec miesiąca miałem -17 i -15 a teraz +10.
5k-16.38 (Toruń 12.05.24) 10k -34.47 (Grudziądz 30.09.23) HM-1.19.58(W-wek 8.10.23) M-2.47.32(Łódź 2023)
Blog: [url]viewtopic.php?f=27&t=56594[/url]
Komentarze: [url]viewtopic.php?f=28&t=56591&start=0[/url]
Blog: [url]viewtopic.php?f=27&t=56594[/url]
Komentarze: [url]viewtopic.php?f=28&t=56591&start=0[/url]
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 737
- Rejestracja: 02 lis 2016, 14:48
- Życiówka na 10k: 34:47
- Życiówka w maratonie: 2:47:32
- Lokalizacja: Nienack
Jutro pierwsze w tym roku zawody - Maniacka/Recordowa Dziesiątka
Ale po kolei...
01.03. pt
BS 14.12km; 1.07.12
t.4.46/km
HR 136bpm
02.03 sob
Egzaminy dla sędziów piłkarskich (przechodzimy je co pół roku).
Najpierw rozgrzewka, potem sprint 6x40m (nie wolniej niż po 6.40s)
Jako, że było poniżej zera i chciałem zrobić to jak najmniejszym kosztem, to pierwszy odcinek pobiegłem w...6.40 a drugi w 6.28.
Jak zobaczyłem wyniki, to trochę się zaśmiałem, w końcu kiedyś pobiegłem 5.17.
Dalej już nie ryzykowałem biegania na granicy (w przypadku 1 błędu, można poprawić, a dwa to już out). Latałem po 5.6-5.8s.
Następnie biegamy taki oto interwał:
20x150m (30s), przerwa 40s marszu (50m)
Tutaj już spokojnie.
Razem tego dnia ~5km
Uczyłem się sporo do teorii, ale jednak śpiąc codziennie 5-6h nie byłem w formie i trochę posiłkowałem się sugestiami kolegi. W efekcie wyszło 27/30, czyli bardzo dobrze. Aby móc sędziować w A klasie i niżej należy uzyskać 21pkt. Aby sędziować w klasach wyższych należy uzyskać min 24pkt.
03.03 nd
BS 2.1km +8x400m/400tr +1.22km
Lał deszcz. Tory na bieżni mokre i w butach zaraz dyskomfort. Planowałem biegać w przedziale 1.20-1.25. Tak bez żyłowania, w miarę luźno i na prędkościach, z których powinienem korzystać w różnej fazie biegu.
Kolejno: 1.24; 1.23; 1.22; 1.22; 1.24; 1.22; 1.21; 1.22
Tydzień: 64.9km
Miał być tydzień luźniejszy, ale wyszło i tak sporo kilometrów, dlatego już tydzień przedstartowy zrobiłem bardzo luźny.
05.03 wt.
7.6km, w tym: 8x100m/100tr przebieżki
06.03 śr.
BS 8.69km; 40.28
t.4.39/km
HR 138 bpm (69%HRmax)
W końcu poczułem, że zaczyna mnie nosić.
Planowałem jeszcze jeden bieg spokojny z przebieżkami pod koniec w piątek, ale w związku z wichurą, przelotnym deszczem, po prostu z niego zrezygnowałem.
Jutro pierwszy start w sezonie. Istnieje obawa i niepewność na jakim jestem poziomie. Z pewnością mam za sobą najciężej przepracowaną zimę w swojej biegowej przygodzie. Wiadomo, że docelowym startem, będzie DOZ Maraton Łódź, ale jest kilka argumentów za tym, aby jutro uzyskać PB:
-trasa w Poznaniu jest płaska, ta w Toruniu była bardzo pofałdowana, z wieloma podbiegami pod koniec oraz były dwie nawrotki
-niska temperatura, w Toruniu pod koniec kwietnia żar lał się z nieba
-dobrze przepracowana zima, za to w ubiegłym roku byłem 2 tygodnie po maratonie, kiedy to wykonałem aż trzy biegi spokojne przed dyszką i raczyłem się piwem często
-wielu dobrych biegaczy na trasie, będzie z kim biec
Minusy:
-ma wiać
-po podróży jednak człowieka trochę zamula
-tłok na starcie
Po cichu marzę o złamaniu 36min, ale będę zadowolony z każdej życiówki.
Z kimś się widzę jutro na starcie?
Ale po kolei...
01.03. pt
BS 14.12km; 1.07.12
t.4.46/km
HR 136bpm
02.03 sob
Egzaminy dla sędziów piłkarskich (przechodzimy je co pół roku).
Najpierw rozgrzewka, potem sprint 6x40m (nie wolniej niż po 6.40s)
Jako, że było poniżej zera i chciałem zrobić to jak najmniejszym kosztem, to pierwszy odcinek pobiegłem w...6.40 a drugi w 6.28.
Jak zobaczyłem wyniki, to trochę się zaśmiałem, w końcu kiedyś pobiegłem 5.17.
Dalej już nie ryzykowałem biegania na granicy (w przypadku 1 błędu, można poprawić, a dwa to już out). Latałem po 5.6-5.8s.
Następnie biegamy taki oto interwał:
20x150m (30s), przerwa 40s marszu (50m)
Tutaj już spokojnie.
Razem tego dnia ~5km
Uczyłem się sporo do teorii, ale jednak śpiąc codziennie 5-6h nie byłem w formie i trochę posiłkowałem się sugestiami kolegi. W efekcie wyszło 27/30, czyli bardzo dobrze. Aby móc sędziować w A klasie i niżej należy uzyskać 21pkt. Aby sędziować w klasach wyższych należy uzyskać min 24pkt.
03.03 nd
BS 2.1km +8x400m/400tr +1.22km
Lał deszcz. Tory na bieżni mokre i w butach zaraz dyskomfort. Planowałem biegać w przedziale 1.20-1.25. Tak bez żyłowania, w miarę luźno i na prędkościach, z których powinienem korzystać w różnej fazie biegu.
Kolejno: 1.24; 1.23; 1.22; 1.22; 1.24; 1.22; 1.21; 1.22
Tydzień: 64.9km
Miał być tydzień luźniejszy, ale wyszło i tak sporo kilometrów, dlatego już tydzień przedstartowy zrobiłem bardzo luźny.
05.03 wt.
7.6km, w tym: 8x100m/100tr przebieżki
06.03 śr.
BS 8.69km; 40.28
t.4.39/km
HR 138 bpm (69%HRmax)
W końcu poczułem, że zaczyna mnie nosić.
Planowałem jeszcze jeden bieg spokojny z przebieżkami pod koniec w piątek, ale w związku z wichurą, przelotnym deszczem, po prostu z niego zrezygnowałem.
Jutro pierwszy start w sezonie. Istnieje obawa i niepewność na jakim jestem poziomie. Z pewnością mam za sobą najciężej przepracowaną zimę w swojej biegowej przygodzie. Wiadomo, że docelowym startem, będzie DOZ Maraton Łódź, ale jest kilka argumentów za tym, aby jutro uzyskać PB:
-trasa w Poznaniu jest płaska, ta w Toruniu była bardzo pofałdowana, z wieloma podbiegami pod koniec oraz były dwie nawrotki
-niska temperatura, w Toruniu pod koniec kwietnia żar lał się z nieba
-dobrze przepracowana zima, za to w ubiegłym roku byłem 2 tygodnie po maratonie, kiedy to wykonałem aż trzy biegi spokojne przed dyszką i raczyłem się piwem często
-wielu dobrych biegaczy na trasie, będzie z kim biec
Minusy:
-ma wiać
-po podróży jednak człowieka trochę zamula
-tłok na starcie
Po cichu marzę o złamaniu 36min, ale będę zadowolony z każdej życiówki.
Z kimś się widzę jutro na starcie?
5k-16.38 (Toruń 12.05.24) 10k -34.47 (Grudziądz 30.09.23) HM-1.19.58(W-wek 8.10.23) M-2.47.32(Łódź 2023)
Blog: [url]viewtopic.php?f=27&t=56594[/url]
Komentarze: [url]viewtopic.php?f=28&t=56591&start=0[/url]
Blog: [url]viewtopic.php?f=27&t=56594[/url]
Komentarze: [url]viewtopic.php?f=28&t=56591&start=0[/url]
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 737
- Rejestracja: 02 lis 2016, 14:48
- Życiówka na 10k: 34:47
- Życiówka w maratonie: 2:47:32
- Lokalizacja: Nienack
Zawody - Recordowa/Maniacka Dziesiątka 2019
Nie uczestniczyłem w zawodach biegowych od listopada ubiegłego roku zatem start w Recordowej/Maniackiej Dziesiątce tak mnie podekscytował, że nie mogłem za bardzo zasnąć. Jednak gdzieś po północy udało się zasnąć. Poranek przywitał mnie porywistym wiatrem. Po małej kawie, bananie oraz dwóch kanapkach z miodem udałem się w umówione miejsce i razem ze Zbyszkiem ruszyliśmy w stronę Poznania. Pogoda nieco poprawiała się, ale nad Maltą wiało jak za cara Mikołaja I Romanowa. Zgodnie z przewidywaniami ostatnie 2.2-2.3km było z wiatrem w plecy.
Mimo blisko 5000 uczestników, biuro zawodów, depozyt pracowało szybko i sprawnie. Miałem dylemat jak się ubrać, a kombinacji było kilka. To, że dół na krótko, to oczywiste, natomiast w szatni chyba mi przygrzało i założyłem zwykłą koszulkę na krótki rękaw i czapeczkę. Do startu było jeszcze ponad 30 minut i żwawym krokiem ruszyliśmy w odpowiednim kierunku. Z szatni, depozytu spacer ten zajmuje ponad 10 minut. Idąc pod wiatr strasznie zmarzłem. Niebiegający przechodnie ubrani w ciepłe kurtki i opatuleni po uszy patrzyli na mnie z politowaniem. Nawet na rozgrzewce było mi zimno a w ręce zdecydowanie najbardziej.
Około 8-10 minut przed godziną 12.00 stanąłem w swojej strefie (B) i zaraz pośród innych biegaczy zrobiło się odrobinę cieplej. Sporo analizowałem jaką taktykę obrać na ten bieg. Wiedziałem, że pierwszy kilometr jest centralnie pod wiatr. Drugi i trzeci to wiatr boczny a czwarty to bieg przez most na Warcie również pod wiatr.
Należało zatem postawić na właściwego konia w tym wyścigu, to jest złapać odpowiednie plecy. Szybko wytypowałem na oko bardzo mocnego zawodnika z mojej strefy o słusznym wzroście. To był bardzo dobry wybór.
START nieco z górki, ale raczej bez szarpania, potem trochę pod górkę. Próbowałem wycelować gdzieś w 3.35-3.36 i tak pierwszy kilometr niespełna 3.37. Jako, że mój "pace" minimalnie mi odszedł, to trochę przyspieszyłem. Bardzo sprawnie pokonałem nawrót i kolejny km w 3.35. Wiatr bardzo dokuczał. Wyczekiwałem aż wbiegniemy między kamienice, ale do tego jeszcze droga daleka. "Kolega" z przodu systematycznie się oddalał a ja nie szarżowałem lecz biegłem swoim tempem nie dopuszczając do sytuacji w której biegłbym zawieszony pomiędzy grupkami. Trzeci kilometr wyszedł w 3.42 i jak się okazało był najwolniejszym podczas tego biegu. Do tego zauważyłem, że każdy kilometr jest "za krótki" o 10 metrów bądź minimalnie więcej. Oczywiście taka różnica jest do zaakceptowania, a GPS w zegarku to nie jest nieomylne urządzenie. Wziąłem to za dobry omen.
Po pokonaniu mostu i wbiegnięciu w nieco ciaśniejszą zabudowę zrobiło się lżej. Nie było czuć za bardzo wiatru, choć ten i tak mnie trochę zmęczył. Poczułem oznaki kolki pod prawym żebrem. Oczywiście nałykałem się wiatru jak młody pelikan. Obawiałem się, że to przerodzi się w ból i będę musiał zwolnić. Zaczęliśmy zbliżać się do maty pomiarowej na 5km. Zerknąłem na zegarek i zobaczyłem 17.59 Zegarek "strzelił piątkę" kilkadziesiąt metrów dalej. Kawałek dalej ponownie wbiegliśmy na most, gdzie wiatr przeszkadzał trochę mniej. Pomyślałem jeszcze tylko te cholerne dwa kilometry i widząc w oddali metę nie wypuszczę z rąk nowej życiówki.
Ósmy kilometr obejmuje już nieco terenów nad samą Maltą. Ścieżka jest tam wąska. Taka na 3 osoby, może 4. Nie wiem jak ludzie tu wyprzedzają biegnąc na czasy w okolicy 45-50 minut. Tutaj wiatr już pomagał, w związku z czym ten kilometr wszedł w 3.30. Odczuwałem już trudy szybkiego biegu, ale nie odpuszczałem nawet przez chwilę. Równe tempo, zaciśnięte zęby i poczucie zbliżającej się mety pomogły pokonać dziewiąty km w 3.29. Garmin pokazał mi w tym momencie 8.90km, czyżby trasa za krótka? Dodatkowo minąłem dwie bardzo dobre zawodniczki a trzecią miałem kilkadziesiąt metrów przed sobą. Wiem, że to szowinistyczne, ale "baba może a ja nie? ". Próbowałem przyspieszyć, ale za bardzo nie było już gazu pod nogą, oczywiście do "ostatniej prostej" (na Maniackiej akurat końcówkę biegnie się po łuku). Zerwałem się jeszcze do sprintu nawet po 2.29, aby wyprzedzić grupkę tuż przed metą. Ostatni kilometr pokonałem w 3.19 (plus dobieg 30metrów w 4.5s). Okazało się, że ostatni odcinek był nieco dłuższy (1.1-1.13km), co potwierdzili koledzy w szatni. Tuż za metą zgięło mnie od tej kolki i mocno niepewnym krokiem poszedłem odebrać medal. Zobaczyłem, że są już srebrne (top100 otrzymuje w odcieniu złota, kolejne 400 osób w odcieniu srebra, a pozostali brąz). Szybko na mnie wpadł biegacz z tyłu i ruszył do wolontariuszki obok. Patrzę i zostały jej 4 złote a ja byłem trzeci w kolejce. To była wspaniała nagroda za pracę jaką wykonałem podczas treningów oraz za taktykę jaką przybrałem podczas tych zawodów. Ostatecznie "mój pace" ukończył około 10s przede mną.
Od dzisiaj PB na atestowanej trasie na 10 km to 35.42 (17.59+17.43).
Dziękuję za dobre słowa i gratulacje.
Brakuje trochę danych odnośnie tętna, ponieważ po 4-5km, kiedy dobiłem do 177 (88.5%HRmax, tendencja zwyżkowa), czujnik wziął sobie wolne i stwierdził, że w niedzielę to on robił nie będzie.
Poniżej poszczególne kilometry.
Nie uczestniczyłem w zawodach biegowych od listopada ubiegłego roku zatem start w Recordowej/Maniackiej Dziesiątce tak mnie podekscytował, że nie mogłem za bardzo zasnąć. Jednak gdzieś po północy udało się zasnąć. Poranek przywitał mnie porywistym wiatrem. Po małej kawie, bananie oraz dwóch kanapkach z miodem udałem się w umówione miejsce i razem ze Zbyszkiem ruszyliśmy w stronę Poznania. Pogoda nieco poprawiała się, ale nad Maltą wiało jak za cara Mikołaja I Romanowa. Zgodnie z przewidywaniami ostatnie 2.2-2.3km było z wiatrem w plecy.
Mimo blisko 5000 uczestników, biuro zawodów, depozyt pracowało szybko i sprawnie. Miałem dylemat jak się ubrać, a kombinacji było kilka. To, że dół na krótko, to oczywiste, natomiast w szatni chyba mi przygrzało i założyłem zwykłą koszulkę na krótki rękaw i czapeczkę. Do startu było jeszcze ponad 30 minut i żwawym krokiem ruszyliśmy w odpowiednim kierunku. Z szatni, depozytu spacer ten zajmuje ponad 10 minut. Idąc pod wiatr strasznie zmarzłem. Niebiegający przechodnie ubrani w ciepłe kurtki i opatuleni po uszy patrzyli na mnie z politowaniem. Nawet na rozgrzewce było mi zimno a w ręce zdecydowanie najbardziej.
Około 8-10 minut przed godziną 12.00 stanąłem w swojej strefie (B) i zaraz pośród innych biegaczy zrobiło się odrobinę cieplej. Sporo analizowałem jaką taktykę obrać na ten bieg. Wiedziałem, że pierwszy kilometr jest centralnie pod wiatr. Drugi i trzeci to wiatr boczny a czwarty to bieg przez most na Warcie również pod wiatr.
Należało zatem postawić na właściwego konia w tym wyścigu, to jest złapać odpowiednie plecy. Szybko wytypowałem na oko bardzo mocnego zawodnika z mojej strefy o słusznym wzroście. To był bardzo dobry wybór.
START nieco z górki, ale raczej bez szarpania, potem trochę pod górkę. Próbowałem wycelować gdzieś w 3.35-3.36 i tak pierwszy kilometr niespełna 3.37. Jako, że mój "pace" minimalnie mi odszedł, to trochę przyspieszyłem. Bardzo sprawnie pokonałem nawrót i kolejny km w 3.35. Wiatr bardzo dokuczał. Wyczekiwałem aż wbiegniemy między kamienice, ale do tego jeszcze droga daleka. "Kolega" z przodu systematycznie się oddalał a ja nie szarżowałem lecz biegłem swoim tempem nie dopuszczając do sytuacji w której biegłbym zawieszony pomiędzy grupkami. Trzeci kilometr wyszedł w 3.42 i jak się okazało był najwolniejszym podczas tego biegu. Do tego zauważyłem, że każdy kilometr jest "za krótki" o 10 metrów bądź minimalnie więcej. Oczywiście taka różnica jest do zaakceptowania, a GPS w zegarku to nie jest nieomylne urządzenie. Wziąłem to za dobry omen.
Po pokonaniu mostu i wbiegnięciu w nieco ciaśniejszą zabudowę zrobiło się lżej. Nie było czuć za bardzo wiatru, choć ten i tak mnie trochę zmęczył. Poczułem oznaki kolki pod prawym żebrem. Oczywiście nałykałem się wiatru jak młody pelikan. Obawiałem się, że to przerodzi się w ból i będę musiał zwolnić. Zaczęliśmy zbliżać się do maty pomiarowej na 5km. Zerknąłem na zegarek i zobaczyłem 17.59 Zegarek "strzelił piątkę" kilkadziesiąt metrów dalej. Kawałek dalej ponownie wbiegliśmy na most, gdzie wiatr przeszkadzał trochę mniej. Pomyślałem jeszcze tylko te cholerne dwa kilometry i widząc w oddali metę nie wypuszczę z rąk nowej życiówki.
Ósmy kilometr obejmuje już nieco terenów nad samą Maltą. Ścieżka jest tam wąska. Taka na 3 osoby, może 4. Nie wiem jak ludzie tu wyprzedzają biegnąc na czasy w okolicy 45-50 minut. Tutaj wiatr już pomagał, w związku z czym ten kilometr wszedł w 3.30. Odczuwałem już trudy szybkiego biegu, ale nie odpuszczałem nawet przez chwilę. Równe tempo, zaciśnięte zęby i poczucie zbliżającej się mety pomogły pokonać dziewiąty km w 3.29. Garmin pokazał mi w tym momencie 8.90km, czyżby trasa za krótka? Dodatkowo minąłem dwie bardzo dobre zawodniczki a trzecią miałem kilkadziesiąt metrów przed sobą. Wiem, że to szowinistyczne, ale "baba może a ja nie? ". Próbowałem przyspieszyć, ale za bardzo nie było już gazu pod nogą, oczywiście do "ostatniej prostej" (na Maniackiej akurat końcówkę biegnie się po łuku). Zerwałem się jeszcze do sprintu nawet po 2.29, aby wyprzedzić grupkę tuż przed metą. Ostatni kilometr pokonałem w 3.19 (plus dobieg 30metrów w 4.5s). Okazało się, że ostatni odcinek był nieco dłuższy (1.1-1.13km), co potwierdzili koledzy w szatni. Tuż za metą zgięło mnie od tej kolki i mocno niepewnym krokiem poszedłem odebrać medal. Zobaczyłem, że są już srebrne (top100 otrzymuje w odcieniu złota, kolejne 400 osób w odcieniu srebra, a pozostali brąz). Szybko na mnie wpadł biegacz z tyłu i ruszył do wolontariuszki obok. Patrzę i zostały jej 4 złote a ja byłem trzeci w kolejce. To była wspaniała nagroda za pracę jaką wykonałem podczas treningów oraz za taktykę jaką przybrałem podczas tych zawodów. Ostatecznie "mój pace" ukończył około 10s przede mną.
Od dzisiaj PB na atestowanej trasie na 10 km to 35.42 (17.59+17.43).
Dziękuję za dobre słowa i gratulacje.
Brakuje trochę danych odnośnie tętna, ponieważ po 4-5km, kiedy dobiłem do 177 (88.5%HRmax, tendencja zwyżkowa), czujnik wziął sobie wolne i stwierdził, że w niedzielę to on robił nie będzie.
Poniżej poszczególne kilometry.
Nie masz wymaganych uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego posta.
5k-16.38 (Toruń 12.05.24) 10k -34.47 (Grudziądz 30.09.23) HM-1.19.58(W-wek 8.10.23) M-2.47.32(Łódź 2023)
Blog: [url]viewtopic.php?f=27&t=56594[/url]
Komentarze: [url]viewtopic.php?f=28&t=56591&start=0[/url]
Blog: [url]viewtopic.php?f=27&t=56594[/url]
Komentarze: [url]viewtopic.php?f=28&t=56591&start=0[/url]
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 737
- Rejestracja: 02 lis 2016, 14:48
- Życiówka na 10k: 34:47
- Życiówka w maratonie: 2:47:32
- Lokalizacja: Nienack
12.03 wt
BS 12.22km; 57.45
t.4.44/km
HR 142 - coś wysoko, ale czułem się średnio, a do tego zmęczenie po starcie i paru piwkach.
13.03 śr
BS 14.09km; 1.06.48
t.4.44/km
HR 133 - tu chyba adekwatnie do samopoczucia, wszystko lepiej
14.03 czw
BS 7.02km (t.4.41/km) + 10*100m podbiegi/100m tr + ~1.1km
Razem: 10.30 km.
Podbiegi dynamicznie, szybko, ale nie sprint.
15.03 pt
BS 14.76km; 1.09.42
t. 4.43/km
HR 136
W sobotę z kolei sędziowałem mecz w klasie okręgowej. Pewnie na środku wyszło około 12km jak to zwykle. Mecz zakończył się remisem 1-1. Goście strzelili bramkę w 90 minucie, a gospodarze wyrównali w 90+1
Na minus to strasznie mnie zawiało ...
17.03 nd
Danie główne tego tygodnia: Long BNP
Plan: 10km luźno, 10km po 4.20; 3km po 4.10 i 2km po 4.00
Wykonanie:
10km 46.42 (t.4.40/km)+10km 42.45 (t.4.16,5/km)+4.08;4.09;4.06+3.53+3.50 plus dobieg do m.
Razem: 25.26km; 1h50'36
Ogólnie to baardzo luźno to wchodziło gdzieś tak do 18km, kiedy to po wbiegnięciu do Torunia dostałem wiatrem w pysk i o ile jeszcze po meczu miałem nadzieję, że mnie infekcja ominie, to tu już jednak te nadzieje zostały nomen omen rozwiane.
Tydzień: 76.63km + mecz jako główny
19.03 wt
BS 15.21km; 1.12.38
t.4.47/km
HR 133bpm
Z nosa leci jak ze starego kranu. Jakoś specjalnie mnie nie łamie, zresztą jak zwykle. Pewnie gdzieś koło piątku będzie już dobrze. Pocieszam się, że infekcja dopadła mnie teraz, a nie w tygodniu przedmaratońskim.
Słów kilka o startach i parę obserwacji. Kolega Zbyszek (ten który biegał w ubiegłym roku w styczniu 43.20 a na jesieni 38.58) - uzyskał 37.58 na Maniackiej, inny znajomy biegający w maju 2017 dychę w 46.XX, uzyskał 1.23.XX w HM w Gdyni. Takich ludzi podziwiam. Zero predyspozycji do biegania, obaj ponad 35 lat a jaki progres.
Na zdjęciu jeszcze wspomnienie z Recordowej/Maniackiej Dziesiątki
BS 12.22km; 57.45
t.4.44/km
HR 142 - coś wysoko, ale czułem się średnio, a do tego zmęczenie po starcie i paru piwkach.
13.03 śr
BS 14.09km; 1.06.48
t.4.44/km
HR 133 - tu chyba adekwatnie do samopoczucia, wszystko lepiej
14.03 czw
BS 7.02km (t.4.41/km) + 10*100m podbiegi/100m tr + ~1.1km
Razem: 10.30 km.
Podbiegi dynamicznie, szybko, ale nie sprint.
15.03 pt
BS 14.76km; 1.09.42
t. 4.43/km
HR 136
W sobotę z kolei sędziowałem mecz w klasie okręgowej. Pewnie na środku wyszło około 12km jak to zwykle. Mecz zakończył się remisem 1-1. Goście strzelili bramkę w 90 minucie, a gospodarze wyrównali w 90+1
Na minus to strasznie mnie zawiało ...
17.03 nd
Danie główne tego tygodnia: Long BNP
Plan: 10km luźno, 10km po 4.20; 3km po 4.10 i 2km po 4.00
Wykonanie:
10km 46.42 (t.4.40/km)+10km 42.45 (t.4.16,5/km)+4.08;4.09;4.06+3.53+3.50 plus dobieg do m.
Razem: 25.26km; 1h50'36
Ogólnie to baardzo luźno to wchodziło gdzieś tak do 18km, kiedy to po wbiegnięciu do Torunia dostałem wiatrem w pysk i o ile jeszcze po meczu miałem nadzieję, że mnie infekcja ominie, to tu już jednak te nadzieje zostały nomen omen rozwiane.
Tydzień: 76.63km + mecz jako główny
19.03 wt
BS 15.21km; 1.12.38
t.4.47/km
HR 133bpm
Z nosa leci jak ze starego kranu. Jakoś specjalnie mnie nie łamie, zresztą jak zwykle. Pewnie gdzieś koło piątku będzie już dobrze. Pocieszam się, że infekcja dopadła mnie teraz, a nie w tygodniu przedmaratońskim.
Słów kilka o startach i parę obserwacji. Kolega Zbyszek (ten który biegał w ubiegłym roku w styczniu 43.20 a na jesieni 38.58) - uzyskał 37.58 na Maniackiej, inny znajomy biegający w maju 2017 dychę w 46.XX, uzyskał 1.23.XX w HM w Gdyni. Takich ludzi podziwiam. Zero predyspozycji do biegania, obaj ponad 35 lat a jaki progres.
Na zdjęciu jeszcze wspomnienie z Recordowej/Maniackiej Dziesiątki
Nie masz wymaganych uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego posta.
5k-16.38 (Toruń 12.05.24) 10k -34.47 (Grudziądz 30.09.23) HM-1.19.58(W-wek 8.10.23) M-2.47.32(Łódź 2023)
Blog: [url]viewtopic.php?f=27&t=56594[/url]
Komentarze: [url]viewtopic.php?f=28&t=56591&start=0[/url]
Blog: [url]viewtopic.php?f=27&t=56594[/url]
Komentarze: [url]viewtopic.php?f=28&t=56591&start=0[/url]
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 737
- Rejestracja: 02 lis 2016, 14:48
- Życiówka na 10k: 34:47
- Życiówka w maratonie: 2:47:32
- Lokalizacja: Nienack
20.03 środa
BS 7km+10x100-120m podbieg/ powrót trucht +~1.1km
Wybrałem się na okoliczną górkę niedaleko drogi, gdzie dołem biegnie szeroki chodnik, obok jest park na górce a mój chodniczek po którym biegałem ma może metr szerokości. Zawsze mnie fascynuje, że jak ktoś idzie z psem, to zawsze będzie spacerować tym chodniczkiem. Żeby pies chociaż był na smyczy, żeby może miał kaganiec. "No ale mój Pimpuś nie lubi kagańców" - a ja nie lubię czosnku ani łykać tabletek na przeziębienie, ale wiem że mi pomogą, odezwał się głos w mojej duszy. "Ale on nie gryzie" - to jakim cudem jeszcze żyje? Żeby chociaż właściciel był ogarnięty, ale nie, na to liczyć nie można. Piesek był wyraźnie zainteresowany moimi nogami, aż musiałem kan kana tańczyć, a wiem, że tańczę słabo, szczególnie w butach biegowych i na trzeźwo.
22.03 pt
BS 12.23km; 56.45
t.4.38/km
HR 136 bpm
Bieg mało przyjemny. W gardle drapało, zatoki zawalone.
23.03 sob
2km+10*1km (3.45-3.50)/p.400m trucht
Obudziłem się rano praktycznie zdrowy. Nic nie bolało. Szybko musiałem się zebrać, bo o 11.20 miałem pociąg z 2 końca miasta. Pogoda piękna, lekka mgła, wiatr nieodczuwalny, to poleciałem na stadion.
Taki trening normalnie to byłaby formalność, ale normalnie nie było. Najchętniej położyłbym się spać na tartanie i nie na koniec, ale już po początkowych powtórzeniach.
Wszystkie odcinki zrobiłem między 3.46 a 3.48, ale czułem wyraźne osłabienie. Niby noga lekka, ale siły zupełnie brak.
24.03 nd
BS 12.39km; 55.53
t.4.31/km
HR 145bpm
Pobiegałem z samego rana. Znowu słabość. Jakbym miał biec maraton tego dnia, to może, ale to może 3.10 bym wyrzeźbił. Zostały 2 tygodnie do startu, z których w tygodniu przed maratonem zamierzam jedynie dużo spać i nie trenować. Czekam na jakiś powrót mocy.
Tydzień 66.4 km
Poniedziałek wolny. Trening dopiero we wtorek pod wieczór. Może 2,5 dnia wystarczy, żeby siły zaczęły wracać.
BS 7km+10x100-120m podbieg/ powrót trucht +~1.1km
Wybrałem się na okoliczną górkę niedaleko drogi, gdzie dołem biegnie szeroki chodnik, obok jest park na górce a mój chodniczek po którym biegałem ma może metr szerokości. Zawsze mnie fascynuje, że jak ktoś idzie z psem, to zawsze będzie spacerować tym chodniczkiem. Żeby pies chociaż był na smyczy, żeby może miał kaganiec. "No ale mój Pimpuś nie lubi kagańców" - a ja nie lubię czosnku ani łykać tabletek na przeziębienie, ale wiem że mi pomogą, odezwał się głos w mojej duszy. "Ale on nie gryzie" - to jakim cudem jeszcze żyje? Żeby chociaż właściciel był ogarnięty, ale nie, na to liczyć nie można. Piesek był wyraźnie zainteresowany moimi nogami, aż musiałem kan kana tańczyć, a wiem, że tańczę słabo, szczególnie w butach biegowych i na trzeźwo.
22.03 pt
BS 12.23km; 56.45
t.4.38/km
HR 136 bpm
Bieg mało przyjemny. W gardle drapało, zatoki zawalone.
23.03 sob
2km+10*1km (3.45-3.50)/p.400m trucht
Obudziłem się rano praktycznie zdrowy. Nic nie bolało. Szybko musiałem się zebrać, bo o 11.20 miałem pociąg z 2 końca miasta. Pogoda piękna, lekka mgła, wiatr nieodczuwalny, to poleciałem na stadion.
Taki trening normalnie to byłaby formalność, ale normalnie nie było. Najchętniej położyłbym się spać na tartanie i nie na koniec, ale już po początkowych powtórzeniach.
Wszystkie odcinki zrobiłem między 3.46 a 3.48, ale czułem wyraźne osłabienie. Niby noga lekka, ale siły zupełnie brak.
24.03 nd
BS 12.39km; 55.53
t.4.31/km
HR 145bpm
Pobiegałem z samego rana. Znowu słabość. Jakbym miał biec maraton tego dnia, to może, ale to może 3.10 bym wyrzeźbił. Zostały 2 tygodnie do startu, z których w tygodniu przed maratonem zamierzam jedynie dużo spać i nie trenować. Czekam na jakiś powrót mocy.
Tydzień 66.4 km
Poniedziałek wolny. Trening dopiero we wtorek pod wieczór. Może 2,5 dnia wystarczy, żeby siły zaczęły wracać.
5k-16.38 (Toruń 12.05.24) 10k -34.47 (Grudziądz 30.09.23) HM-1.19.58(W-wek 8.10.23) M-2.47.32(Łódź 2023)
Blog: [url]viewtopic.php?f=27&t=56594[/url]
Komentarze: [url]viewtopic.php?f=28&t=56591&start=0[/url]
Blog: [url]viewtopic.php?f=27&t=56594[/url]
Komentarze: [url]viewtopic.php?f=28&t=56591&start=0[/url]
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 737
- Rejestracja: 02 lis 2016, 14:48
- Życiówka na 10k: 34:47
- Życiówka w maratonie: 2:47:32
- Lokalizacja: Nienack
Tydzień maratoński
ale po kolei...
26.03 wt
BS 5.74km (t.4.42; HR 132) + 8*50m skip A po płaskim + ~500m trucht 8*100m podbieg + 1.6km BS
Razem: 9.69km
28.03 czw
BS 14.69km;1.08.33
t.4.40/km
HR 139bpm
To tyle z treningów biegowych w ostatnim czasie. W weekend nie biegałem, no chyba że z gwizdkiem lub chorągiewką po boisku. Nie ukrywam, byłem zestresowany gdy zobaczyłem, że sędziuję Zawiszę Bydgoszcz (seniorów) jako główny. Przyszło kilkuset (może 800?) kibiców. Od boiska oddzielało ich zwykłe ogrodzenie o wysokości 1m. Moje obawy były nieuzasadnione. Kibice stworzyli wspaniałą atmosferę i dopingowali przez 90minut. Lider okręgówki wygrał spokojnie. Nic dziwnego, w jego składzie gra wielu ligowców i mają pakę o dwie klasy lepszą niż poziom, na którym się znajdują. Do tego jeszcze dwa mecze na wioskach w B i A klasie.
Myślę o maratonie i to dużo. Myślę jak zacząć, jakie tempo. Warunki mają być całkiem niezłe z tego co widzę.
Zastanawiam się czy wyjść jeszcze na rozruch lekki. W ubiegłym roku obijałem się cały tydzień przecież a na zawodach mnie nosiło.
Trochę osłabiło mnie przeziębienie, ale to już za mną od kilku dni więc luz.
Tradycyjnie mały typer
Do wygrania dwa wina marki "Oddech sołtysa" i pęto kiełbasy wyborczej, dodatkowo audiencja i uścisk dłoni miejscowego papieża zestaw toruńskich pierników
Zasady są proste - należy wytypować czas, zwycięża ten kto trafi jak najbliżej wyniku Netto, ponadto:
1. Jeśli dwa wyniki będą odbiegać o tę samą wartość, to wygrywa ten, kto typował lepszy czas
2. Konkurs odwołuje się w przypadku zejścia z trasy - chyba w przypadku zniesienia, bo schodzić z własnej woli nie zamierzam.
3. Przy identycznych czasach...kto pierwszy ten lepszy
4. Można typować do godziny 9.00 w niedzielę.
5. Jeśli znowu wygra Jacek (jacekww) viewtopic.php?f=27&t=55203; to wiadomo, że oszukuje , bo zawsze wygrywa dlatego nagrody będą wówczas dwie.
Będzie mi bardzo miło, jeśli ktoś skrytykuje, pokaże braki w treningach, jakie (nie)robiłem.
Jest kilka czasów, które chciałbym poprawić/obronić, i tak:
2.49.XX - marzenie, wiem że dwaj koledzy planują tak zacząć, ale można się zderzyć ze ścianą
2.54.57 - PB znajomego, którego jako jedynego spośród wszystkich biegaczy jakich znam nie lubię;
2.55.40 - PB dobrego kolegi Krzyśka, który jest rekordem naszej skromnej drużyny biegowej Nadaktywni Toruń
2.57.07 - tegoż samego kolegi uzyskane podczas DOZ Maraton Łódź (choć wiadomo, trasa ciut inna)
2.57.37 - mój aktualny PB
3.00.00 - wiadomo trójka.
Miałem jeszcze o kimś napisać, a zapomniałem zupełnie i edytuję. Otóż mam takiego znajomego (obecnie ma 37 lat). To były piłkarz Elany Toruń. Trzy lata temu bez przygotowania pobiegł ok 37.15 na 10km. Potem do końca roku jeszcze zbliżył się do 36.00. Jeszcze w połowie poprzedniego roku był "normalny". Tzn biegał sobie 35.XX. Potem wystrzelił z formą na lokalnym przełajowym biegu i byłem bardzo ciekawy jakie czasy uzyska na wiosnę. Najpierw zobaczyłem, że był wysoko w crossie podczas Mistrzostw Świata Weteranów w Toruniu. Trasę znam doskonale i na taaaakich górkach zrobił tempo 3.28, a za kilka dni miał biec półmaraton.
Trasa (ta sama, którą biegłem jesienią) jest bardzo szybka i tak... stało się: 1.12.04 brutto. Spodziewałem się progresu, ale kolega zrobił jakiś kosmiczny wynik a nie wygląda na szybkiego biegacza. Ponad 190cm, technika średnia, ale no.... koń po prostu. Do tego, zona, trójka dzieci i ogarnia temat. Zapytałem jak trenuje - otóż powiedział, że codziennie biega do pracy (szkoły) 12km a wraca rowerem. Nazajutrz jedzie rowerem i wraca biegiem w zmiennym tempie.
Nie ma rzeczy niemożliwych.
Wzrost 183cm
Waga 66.5kg
Forma ?
ale po kolei...
26.03 wt
BS 5.74km (t.4.42; HR 132) + 8*50m skip A po płaskim + ~500m trucht 8*100m podbieg + 1.6km BS
Razem: 9.69km
28.03 czw
BS 14.69km;1.08.33
t.4.40/km
HR 139bpm
To tyle z treningów biegowych w ostatnim czasie. W weekend nie biegałem, no chyba że z gwizdkiem lub chorągiewką po boisku. Nie ukrywam, byłem zestresowany gdy zobaczyłem, że sędziuję Zawiszę Bydgoszcz (seniorów) jako główny. Przyszło kilkuset (może 800?) kibiców. Od boiska oddzielało ich zwykłe ogrodzenie o wysokości 1m. Moje obawy były nieuzasadnione. Kibice stworzyli wspaniałą atmosferę i dopingowali przez 90minut. Lider okręgówki wygrał spokojnie. Nic dziwnego, w jego składzie gra wielu ligowców i mają pakę o dwie klasy lepszą niż poziom, na którym się znajdują. Do tego jeszcze dwa mecze na wioskach w B i A klasie.
Myślę o maratonie i to dużo. Myślę jak zacząć, jakie tempo. Warunki mają być całkiem niezłe z tego co widzę.
Zastanawiam się czy wyjść jeszcze na rozruch lekki. W ubiegłym roku obijałem się cały tydzień przecież a na zawodach mnie nosiło.
Trochę osłabiło mnie przeziębienie, ale to już za mną od kilku dni więc luz.
Tradycyjnie mały typer
Do wygrania dwa wina marki "Oddech sołtysa" i pęto kiełbasy wyborczej, dodatkowo audiencja i uścisk dłoni miejscowego papieża zestaw toruńskich pierników
Zasady są proste - należy wytypować czas, zwycięża ten kto trafi jak najbliżej wyniku Netto, ponadto:
1. Jeśli dwa wyniki będą odbiegać o tę samą wartość, to wygrywa ten, kto typował lepszy czas
2. Konkurs odwołuje się w przypadku zejścia z trasy - chyba w przypadku zniesienia, bo schodzić z własnej woli nie zamierzam.
3. Przy identycznych czasach...kto pierwszy ten lepszy
4. Można typować do godziny 9.00 w niedzielę.
5. Jeśli znowu wygra Jacek (jacekww) viewtopic.php?f=27&t=55203; to wiadomo, że oszukuje , bo zawsze wygrywa dlatego nagrody będą wówczas dwie.
Będzie mi bardzo miło, jeśli ktoś skrytykuje, pokaże braki w treningach, jakie (nie)robiłem.
Jest kilka czasów, które chciałbym poprawić/obronić, i tak:
2.49.XX - marzenie, wiem że dwaj koledzy planują tak zacząć, ale można się zderzyć ze ścianą
2.54.57 - PB znajomego, którego jako jedynego spośród wszystkich biegaczy jakich znam nie lubię;
2.55.40 - PB dobrego kolegi Krzyśka, który jest rekordem naszej skromnej drużyny biegowej Nadaktywni Toruń
2.57.07 - tegoż samego kolegi uzyskane podczas DOZ Maraton Łódź (choć wiadomo, trasa ciut inna)
2.57.37 - mój aktualny PB
3.00.00 - wiadomo trójka.
Miałem jeszcze o kimś napisać, a zapomniałem zupełnie i edytuję. Otóż mam takiego znajomego (obecnie ma 37 lat). To były piłkarz Elany Toruń. Trzy lata temu bez przygotowania pobiegł ok 37.15 na 10km. Potem do końca roku jeszcze zbliżył się do 36.00. Jeszcze w połowie poprzedniego roku był "normalny". Tzn biegał sobie 35.XX. Potem wystrzelił z formą na lokalnym przełajowym biegu i byłem bardzo ciekawy jakie czasy uzyska na wiosnę. Najpierw zobaczyłem, że był wysoko w crossie podczas Mistrzostw Świata Weteranów w Toruniu. Trasę znam doskonale i na taaaakich górkach zrobił tempo 3.28, a za kilka dni miał biec półmaraton.
Trasa (ta sama, którą biegłem jesienią) jest bardzo szybka i tak... stało się: 1.12.04 brutto. Spodziewałem się progresu, ale kolega zrobił jakiś kosmiczny wynik a nie wygląda na szybkiego biegacza. Ponad 190cm, technika średnia, ale no.... koń po prostu. Do tego, zona, trójka dzieci i ogarnia temat. Zapytałem jak trenuje - otóż powiedział, że codziennie biega do pracy (szkoły) 12km a wraca rowerem. Nazajutrz jedzie rowerem i wraca biegiem w zmiennym tempie.
Nie ma rzeczy niemożliwych.
Wzrost 183cm
Waga 66.5kg
Forma ?
5k-16.38 (Toruń 12.05.24) 10k -34.47 (Grudziądz 30.09.23) HM-1.19.58(W-wek 8.10.23) M-2.47.32(Łódź 2023)
Blog: [url]viewtopic.php?f=27&t=56594[/url]
Komentarze: [url]viewtopic.php?f=28&t=56591&start=0[/url]
Blog: [url]viewtopic.php?f=27&t=56594[/url]
Komentarze: [url]viewtopic.php?f=28&t=56591&start=0[/url]
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 737
- Rejestracja: 02 lis 2016, 14:48
- Życiówka na 10k: 34:47
- Życiówka w maratonie: 2:47:32
- Lokalizacja: Nienack
DOZ Maraton Łódź 2019 cz. I
Do Łodzi udałem się w dobrym nastroju z nastawieniem na nową życiówkę. W ostatnim czasie starałem się maksymalnie odpocząć. Nie trenowałem już. W końcu z czwartku na piątek i z piątku na sobotę, wyspałem się. Nie wiedziałem w jakiej jestem dyspozycji po przeziębieniu. Odczuwałem lekki spadek mocy, ale czy na tyle, aby nie zrobić nowego PB?
2.49 było raczej marzeniem, trzeba było wybrać taktykę, tak aby dobrze pobiec i nie przestrzelić tempa a już an pewno aby nie biec samotnie. Przewertowałem listę startową szukając ciekawych zawodników na starcie i zobaczyłem, że tam znajduje się Piotr Pobłocki i jego córka Katarzyna. Trochę pogrzebałem w necie i znalazłem Gdańsk 2017 i wynik 2.51.41. Pomyślałem, że Pan Piotr może robić za pacemakera, to dlaczego miałbym nie skorzystać. Odpowiadałby mi nawet bieg na 2.55.
Pogoda zapowiadała się niezła. Towarzystwo też dopisywało. Zameldowałem się wraz z 3 znajomymi (wszyscy PB 2.57-2.59) w hostelu. I tu pojawił się pierwszy problem. Wziąłem "jedynkę". A ta zlokalizowana był vis a vis łazienek i WC. Drzwi zamykały się jak jakieś wielkie wrota. Wiedziałem, że czeka mnie ciężka noc.
Udaliśmy się z Łukaszem i Krzyśkiem spacerem do Atlas Areny po odbiór pakietów startowych, gdzie spotkaliśmy jeszcze Grzegorza nocującego w tym samym hostelu. Wiedziałem, że o 17 rozpocznie się prezentacja elity oraz sztafet maratońskich olimpijczyków letnich oraz zimowych wspartych Yaredem Shegumo. Szukaliśmy zejścia na dół, jednak wszystko było pozastawiane barierkami i zasłonięte kotarami. Na szczęście Pani z informacji podpowiedziała, że można przejść nawet jak jest zastawione.
I tak w sztafecie zimowej startowali Yared Shegumo, Dorota i Mariusz Siudkowie, Zbigniew Bródka, Katarzyna Woźniak i Tomasz Sikora, a w letniej Robert Korzeniowski, Adam Wiercioch, Monika Pyrek, Marek Plawgo, Grzegorz Sudoł i Piotr Długosielski.
Uważam to za świetną inicjatywę. W związku z tym, że spotkanie było kameralne, to można było podejść, porozmawiać, zrobić zdjęcia. Yared powiedział, ze czuje się coraz lepiej i piątkę zamierza lecieć po 3.30. Zbigniew Bródka obiecał, że wygrają z letnimi o 0.003s:). Monika Pyrek i Katarzyna Woźniak wyglądają świetnie mimo zakończenia kariery, co widać na zdjęciu z nimi dwiema, jednak jest ono zakazane przynajmniej na fb, bo moja dziewczyna mogłaby mi wydrapać oczy a jednak wzrok może mi się przydać
Pod wieczór wybraliśmy się na krótki spacer po Piotrkowskiej. Po powrocie do hostelu czułem się już bardzo śpiący. Po prysznicu, już około 21.30 leżałem padnięty w łóżku i... i hałas gorszy niż w akademiku na studiach. No nie szło zasnąć. Udało mi się to około 23.45. O 3.05 pobudka, bo ktoś łazi po korytarzu. Do rana jeszcze dwa razy zmrużyłem oko na chwilę.
O 6.30 pobudka, na śniadanie bułka z miodem i kawa rozpuszczalna, bo normalnej nie mieli. Dzień wcześniej dużo pojadłem i to nawet dosyć późno, np. przed 23 między przewróceniem się z lewego na prawy bok po raz 657:). Zupełnie mi to nie przeszkadzało podczas biegu.
Nie było efektu wow, w związku z czym liczyłem na spokojny bieg zakończony życiówką. Przed startem spotkałem się jeszcze z Jackiem, który startował w biegu na 10km. Powiedziałem, że źle spałem, ale nie mówiłem mu że przegra typera tym razem, aby nie zaprzątać mu głowy zbędnymi myślami
3, 2, 1, start...
Do Łodzi udałem się w dobrym nastroju z nastawieniem na nową życiówkę. W ostatnim czasie starałem się maksymalnie odpocząć. Nie trenowałem już. W końcu z czwartku na piątek i z piątku na sobotę, wyspałem się. Nie wiedziałem w jakiej jestem dyspozycji po przeziębieniu. Odczuwałem lekki spadek mocy, ale czy na tyle, aby nie zrobić nowego PB?
2.49 było raczej marzeniem, trzeba było wybrać taktykę, tak aby dobrze pobiec i nie przestrzelić tempa a już an pewno aby nie biec samotnie. Przewertowałem listę startową szukając ciekawych zawodników na starcie i zobaczyłem, że tam znajduje się Piotr Pobłocki i jego córka Katarzyna. Trochę pogrzebałem w necie i znalazłem Gdańsk 2017 i wynik 2.51.41. Pomyślałem, że Pan Piotr może robić za pacemakera, to dlaczego miałbym nie skorzystać. Odpowiadałby mi nawet bieg na 2.55.
Pogoda zapowiadała się niezła. Towarzystwo też dopisywało. Zameldowałem się wraz z 3 znajomymi (wszyscy PB 2.57-2.59) w hostelu. I tu pojawił się pierwszy problem. Wziąłem "jedynkę". A ta zlokalizowana był vis a vis łazienek i WC. Drzwi zamykały się jak jakieś wielkie wrota. Wiedziałem, że czeka mnie ciężka noc.
Udaliśmy się z Łukaszem i Krzyśkiem spacerem do Atlas Areny po odbiór pakietów startowych, gdzie spotkaliśmy jeszcze Grzegorza nocującego w tym samym hostelu. Wiedziałem, że o 17 rozpocznie się prezentacja elity oraz sztafet maratońskich olimpijczyków letnich oraz zimowych wspartych Yaredem Shegumo. Szukaliśmy zejścia na dół, jednak wszystko było pozastawiane barierkami i zasłonięte kotarami. Na szczęście Pani z informacji podpowiedziała, że można przejść nawet jak jest zastawione.
I tak w sztafecie zimowej startowali Yared Shegumo, Dorota i Mariusz Siudkowie, Zbigniew Bródka, Katarzyna Woźniak i Tomasz Sikora, a w letniej Robert Korzeniowski, Adam Wiercioch, Monika Pyrek, Marek Plawgo, Grzegorz Sudoł i Piotr Długosielski.
Uważam to za świetną inicjatywę. W związku z tym, że spotkanie było kameralne, to można było podejść, porozmawiać, zrobić zdjęcia. Yared powiedział, ze czuje się coraz lepiej i piątkę zamierza lecieć po 3.30. Zbigniew Bródka obiecał, że wygrają z letnimi o 0.003s:). Monika Pyrek i Katarzyna Woźniak wyglądają świetnie mimo zakończenia kariery, co widać na zdjęciu z nimi dwiema, jednak jest ono zakazane przynajmniej na fb, bo moja dziewczyna mogłaby mi wydrapać oczy a jednak wzrok może mi się przydać
Pod wieczór wybraliśmy się na krótki spacer po Piotrkowskiej. Po powrocie do hostelu czułem się już bardzo śpiący. Po prysznicu, już około 21.30 leżałem padnięty w łóżku i... i hałas gorszy niż w akademiku na studiach. No nie szło zasnąć. Udało mi się to około 23.45. O 3.05 pobudka, bo ktoś łazi po korytarzu. Do rana jeszcze dwa razy zmrużyłem oko na chwilę.
O 6.30 pobudka, na śniadanie bułka z miodem i kawa rozpuszczalna, bo normalnej nie mieli. Dzień wcześniej dużo pojadłem i to nawet dosyć późno, np. przed 23 między przewróceniem się z lewego na prawy bok po raz 657:). Zupełnie mi to nie przeszkadzało podczas biegu.
Nie było efektu wow, w związku z czym liczyłem na spokojny bieg zakończony życiówką. Przed startem spotkałem się jeszcze z Jackiem, który startował w biegu na 10km. Powiedziałem, że źle spałem, ale nie mówiłem mu że przegra typera tym razem, aby nie zaprzątać mu głowy zbędnymi myślami
3, 2, 1, start...
Nie masz wymaganych uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego posta.
5k-16.38 (Toruń 12.05.24) 10k -34.47 (Grudziądz 30.09.23) HM-1.19.58(W-wek 8.10.23) M-2.47.32(Łódź 2023)
Blog: [url]viewtopic.php?f=27&t=56594[/url]
Komentarze: [url]viewtopic.php?f=28&t=56591&start=0[/url]
Blog: [url]viewtopic.php?f=27&t=56594[/url]
Komentarze: [url]viewtopic.php?f=28&t=56591&start=0[/url]
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 737
- Rejestracja: 02 lis 2016, 14:48
- Życiówka na 10k: 34:47
- Życiówka w maratonie: 2:47:32
- Lokalizacja: Nienack
DOZ Maraton Łódź cz. ll
Ruszyliśmy. Najpierw zbieg, potem podbieg, takie siodło można powiedzieć. Nie chciałem ruszyć zbyt szybko. Pacemakerów na 3.00 wyprzedziłem w okolicy 1km (4.07). Zobaczyłem przed sobą Piotra Pobłockiego z córką i wiedziałem co mam zrobić. Trochę podgoniłem (dwa kilometry 3.57 i 3.59) i byłem "na plecach". Po chwili dołączył do mnie Łukasz, z którym jechałem na bieg oraz Robert - trathlonista z Torunia, który był w życiowej formie i wykręcał czasy na poziomie moich życiówek z krótszych dystansów, a że to doświadczony zawodnik (M40), wiedziałem, że towarzystwo jest mocne i będzie można współpracować. Drugi kolega z auta (Krzysiek) tradycyjnie wystrzelił na samym początku i wiedziałem, że szybko to się zemści.
Nawet zapytałem Pana Piotra na ile lecą...cisza. Znajomy zapytał czy dać zmianę...cisza. Gdy męczył się otwierając żel, a trzymając w ręce coś a pod łokciem butelkę wody, ktoś zaproponował pomoc...cisza. Udawał że nie słyszy chyba, dlatego pierwsze wrażenie mam negatywne.
Zegarek "strzelił" pokazując 20.13,7 na 5km. Podniosłem głowę, a znacznika nie widać. Na macie czas 20.31. Nie wiem jak to możliwe, ale był spory rozjazd (około 70m). Potem to spadło do 50m, ale do tego jeszcze wrócę.
5, 8, 9km to podbiegi. Są one zróżnicowane, np. koło hali jest "tępy", krótki, potem do piątki jest zbieg. Dwa pozostałe są łagodne, ale dłuższe. Ponadto wszystkie będziemy pokonywać jeszcze po 34 km walki z dystansem. Wówczas zapewne owe podbiegi z pewnością "urosną":).
Kilkukrotne przebieganie w okolicach hali ma te zalety, że ustawia się tam dużo kibiców, wolontariuszy, dzieci a widok hali/mety dodaje sił. Szczególnie cenię sobie doping dzieci. Jest on szczery, taki prawdziwy.
W okolicach 10km minęliśmy wspomnianego wcześniej kolegę Krzyśka. Niestety już nie podczepił się do naszej grupki. Z perspektywy Kasi Pobłockiej bardzo istotne i zadziwiające było, że osłabła wcześniej jej rywalka z Białorusi. Ja z kolei mam w wspomnienie graniczące z pewnością, że Inesa Salkevich biegła w stroju reprezentacji Ukrainy, ale mniejsza o to.
Nagrody finansowe były całkiem spore, a dodatkowo premiowani byli także zawodnicy z Polski. Do tego też wrócę.
Przy macie pomiarowej stał Kamil Leśniak, a na 15km jego kolega z pokoju i też mój znajomy, który przez megafon zagrzewał imiennie do boju. Dziękuję Mati, to było super.
Co do biegu, to owszem miałem jakieś myśli, aby biec nieco szybciej, ale ile bym na tym zyskał? Wolałem lecieć swoje 4.08-4.10 czasem szybciej czasem wolniej. Trochę mnie irytowało, że na zbiegach zamiast puścić nogi i lecieć, to trzymaliśmy tempo. Jeden kilometr (16) Garmin pokazał mi w 4.26, ale to wina wysokich kamienic, zakrętów (dwa sąsiednie km po około 4.00). Dobiegliśmy do nawrotki koło stadionu Widzewa. Od tego momentu nie było już biegu pod (lekki) wiatr. Wiedziałem, że do 23km trasa też się odrobinę wznosi. Na połówce trochę nie mogłem uwierzyć własnym oczom. 1.27.51 - trochę mnie ten wynik nie satysfakcjonuje. Humor bardzo poprawił mi doping dzieci z SP34 - na estakadzie wielki napis - Płynie w nas gorąca krew - to było kapitalne. W tym niewielkim tunelu aż się gotowało. Nieco dalej kolejny szok. Widzę, że z trasy zszedł Robert Korzeniowski, ale wyglądał nie najgorzej. Jak się potem okazało, to kontuzja łydki wyeliminowała go z dalszej rywalizacji.
Z naszej grupki ktoś zaatakował. Łukasz odpadł a, wyglądający na świeżego, Robert, podpytywał czy się odrywamy. Powiedziałem, że od 23km będzie nieco w dół i jeśli wpadną dwa km w mało zadowalającym tempie, to ruszamy.
23 oraz 24 km to odpowiednio 4.17 i 4.13. Po tym jak zobaczyłem, że kolor na buzi trzeciej zawodniczki łódzkiego maratonu zmienił się z bladego na czerwony, zdecydowałem się wyprzedzić Pana Piotra i przyspieszyć. Różnicę na zegarku zauważyłem błyskawicznie: kolejno 4.02; 4.05; 4.04; 4.01.
Na macie pomiarowej 30km zameldowałem się z czasem: 2.04.57 (tylko o 116s szybciej niż przed rokiem). Nic dziwnego - zegarek pokazywał, że pokonałem dystans aż o 300m dłuższy. Zachodzę w głowę jak to możliwe. Co więcej, na kolejnych 12km niby nie dołożyłem choćby 10 metrów! Wiedziałem, że mogę nie złamać 2.55.
Biegłem swobodnie, wyprzedzając kolejnych zawodników. Na 30km zameldowałem się na 54 pozycji, a na mecie na 30. Szybko minąłem tych, którzy zaatakowali z naszej grupki nieco wcześniej. Nie było żadnego podłączania się na plecy, tylko leciałem po swoje. Piłem dużo wody, często się polewałem, zjadłem 3 żele i 3 tabletki dekstrozy a także 1 shot magnezowy. Nic nie bolało. Zbliżałem się i mijałem kolejnych zawodników, którzy jeszcze nie tak dawno wydawali się być bardzo daleko. Trochę wyhamował mnie podbieg koło 34km. Wiedziałem też, że warto zachować nieco rezerwy na kluczowe podbiegi 38 i 39km. Ale tam czekała na mnie niespodzianka.
Dostrzegłem grupkę 3 mężczyzn, rowerzystę z napisem 2nd woman na koszulce i... i oczom nie wierzę Gladys Biwott Jepkurui miała ścianę. No, ale jak się zaczyna maraton po 3.52 a kończy dokładnie w tempie o minutę na km wolniejszym...
I tu chciałbym powrócić do wątku nr 2. Mnie zajęło to około 1 minuty, aby sprawdzić, że Kenijka będąca jedynym zagrożeniem (choćby z nazwy) dla polskich zawodniczek uzyskała podczas HM w Starej Zagorze (Bułgaria) 30 marca rezultat 1.20.46. Czyli to nie przypadek, nie jest w formie, do tego zaczęła jak żółtodziób.
W zakładce nagrody za 2 miejsce open widnieje suma 7000zł (+2000zł za drugie miejsce spośród Polek). Czy naprawdę nie ma zawodniczek w tym kraju, aby pobiec sub 2.57 i zgarnąć 9 kafli? Pieniądze leżały na ulicy wręcz dosłownie i należało tylko się po nie schylić. Dla mnie to sporo szmalu.
Kenijkę oraz współtowarzyszy jej niedoli minąłem na przestrzeni 1km. Było to na 39.0km. Potem w oddali jakieś 400m przede mną widziałem kolejnych maratończyków. Wmawiałem sobie, aby dobiec do Konstantynowskiej, gdzie będzie w dół i ogień. Postanowiłem, że nie patrzę już na zegarek tylko lecę co sił. Minąłem kolejnych zawodników. Po skręcie w lewo w okolicy 41km a szczególnie nieco dalej, ,gdzie po przeciwnej stronie jest strefa zmian sztafet, aż roiło się od kibiców. Było ich naprawdę wielu. W głowie szybkie skojarzenie z kolarzami wspinającymi się gdzieś w Pirenejach podczas etapów TdF . Nawet stał i dopingował Yared Shegumo (szacun).
Wkurzyła mnie tylko ta serpentyna nieopodal hali, ale jednak wbieg do środka Atlas Areny wynagradza wszystko. Widzę na zegarku, że ostatnie 3 minuty leciałem w tempie 3.39-3.43, a ostatnie 100m po 3.09, ale bez sprintu, bo nie było już nikogo w zasięgu wzroku.
Wynik netto 2.54.22
1.27.51+1.26.31
Poprawa o 3'15''
Wspomnianego w tekście Roberta niestety dopadła ściana i stracił prawie 20 minut na końcowych kilometrach.
Chciałbym jeszcze pogratulować jednemu koledze z Torunia postępu. W 6 miesięcy poprawił się o ..26 minut uzyskując 3.07.56; co dało mu 114 miejsce open i ....3 w M20 po odliczeniu elity.
Kilka słów podsumowania:
Impreza jest świetnie zorganizowana, poleciłbym ją każdemu.
Ze swojego biegu jestem zadowolony. Czas 2.49 był poza zasięgiem, ale 2.52.XX można było wyciągnąć. Cieszę się, że nie dałem się podpalić. Wiem też, że stać mnie na więcej. Buty Adidas Adizero Boston Boost 6 sprawdziły się znakomicie. Nie mam żadnych otarć (choć ja zawsze przed biegiem dbam o to, aby się odpowiednio nasmarować, gdzie potrzeba). Żaden palec nie zamierza zejść, nic mnie nie boli. Wiem, że teraz będę mieć mniej czasu na trening. Będę biegał, tyle, ile będę mógł. Najbliższy start to runTorun za niespełna 3 tygodnie.
W przygotowaniach postawiłbym na większą ilość tempówek, nawet w nieco szybszym tempie. Wybiegań po 30km nie robiłem żadnych a nie czuję, aby mi ich brakowało. Brakowało jedynie siły pod nogą, jaką miałem przed Maniacką, ale przeziębienie, dużo pracy i mało snu zrobiło swoje.
Wg Garmina przebiegłem 42.50km, co dało średnią 4.06/km
Wzrost wysokości to 195m - sporo.
Średni HR 166 bpm (83% HRmax).
Ruszyliśmy. Najpierw zbieg, potem podbieg, takie siodło można powiedzieć. Nie chciałem ruszyć zbyt szybko. Pacemakerów na 3.00 wyprzedziłem w okolicy 1km (4.07). Zobaczyłem przed sobą Piotra Pobłockiego z córką i wiedziałem co mam zrobić. Trochę podgoniłem (dwa kilometry 3.57 i 3.59) i byłem "na plecach". Po chwili dołączył do mnie Łukasz, z którym jechałem na bieg oraz Robert - trathlonista z Torunia, który był w życiowej formie i wykręcał czasy na poziomie moich życiówek z krótszych dystansów, a że to doświadczony zawodnik (M40), wiedziałem, że towarzystwo jest mocne i będzie można współpracować. Drugi kolega z auta (Krzysiek) tradycyjnie wystrzelił na samym początku i wiedziałem, że szybko to się zemści.
Nawet zapytałem Pana Piotra na ile lecą...cisza. Znajomy zapytał czy dać zmianę...cisza. Gdy męczył się otwierając żel, a trzymając w ręce coś a pod łokciem butelkę wody, ktoś zaproponował pomoc...cisza. Udawał że nie słyszy chyba, dlatego pierwsze wrażenie mam negatywne.
Zegarek "strzelił" pokazując 20.13,7 na 5km. Podniosłem głowę, a znacznika nie widać. Na macie czas 20.31. Nie wiem jak to możliwe, ale był spory rozjazd (około 70m). Potem to spadło do 50m, ale do tego jeszcze wrócę.
5, 8, 9km to podbiegi. Są one zróżnicowane, np. koło hali jest "tępy", krótki, potem do piątki jest zbieg. Dwa pozostałe są łagodne, ale dłuższe. Ponadto wszystkie będziemy pokonywać jeszcze po 34 km walki z dystansem. Wówczas zapewne owe podbiegi z pewnością "urosną":).
Kilkukrotne przebieganie w okolicach hali ma te zalety, że ustawia się tam dużo kibiców, wolontariuszy, dzieci a widok hali/mety dodaje sił. Szczególnie cenię sobie doping dzieci. Jest on szczery, taki prawdziwy.
W okolicach 10km minęliśmy wspomnianego wcześniej kolegę Krzyśka. Niestety już nie podczepił się do naszej grupki. Z perspektywy Kasi Pobłockiej bardzo istotne i zadziwiające było, że osłabła wcześniej jej rywalka z Białorusi. Ja z kolei mam w wspomnienie graniczące z pewnością, że Inesa Salkevich biegła w stroju reprezentacji Ukrainy, ale mniejsza o to.
Nagrody finansowe były całkiem spore, a dodatkowo premiowani byli także zawodnicy z Polski. Do tego też wrócę.
Przy macie pomiarowej stał Kamil Leśniak, a na 15km jego kolega z pokoju i też mój znajomy, który przez megafon zagrzewał imiennie do boju. Dziękuję Mati, to było super.
Co do biegu, to owszem miałem jakieś myśli, aby biec nieco szybciej, ale ile bym na tym zyskał? Wolałem lecieć swoje 4.08-4.10 czasem szybciej czasem wolniej. Trochę mnie irytowało, że na zbiegach zamiast puścić nogi i lecieć, to trzymaliśmy tempo. Jeden kilometr (16) Garmin pokazał mi w 4.26, ale to wina wysokich kamienic, zakrętów (dwa sąsiednie km po około 4.00). Dobiegliśmy do nawrotki koło stadionu Widzewa. Od tego momentu nie było już biegu pod (lekki) wiatr. Wiedziałem, że do 23km trasa też się odrobinę wznosi. Na połówce trochę nie mogłem uwierzyć własnym oczom. 1.27.51 - trochę mnie ten wynik nie satysfakcjonuje. Humor bardzo poprawił mi doping dzieci z SP34 - na estakadzie wielki napis - Płynie w nas gorąca krew - to było kapitalne. W tym niewielkim tunelu aż się gotowało. Nieco dalej kolejny szok. Widzę, że z trasy zszedł Robert Korzeniowski, ale wyglądał nie najgorzej. Jak się potem okazało, to kontuzja łydki wyeliminowała go z dalszej rywalizacji.
Z naszej grupki ktoś zaatakował. Łukasz odpadł a, wyglądający na świeżego, Robert, podpytywał czy się odrywamy. Powiedziałem, że od 23km będzie nieco w dół i jeśli wpadną dwa km w mało zadowalającym tempie, to ruszamy.
23 oraz 24 km to odpowiednio 4.17 i 4.13. Po tym jak zobaczyłem, że kolor na buzi trzeciej zawodniczki łódzkiego maratonu zmienił się z bladego na czerwony, zdecydowałem się wyprzedzić Pana Piotra i przyspieszyć. Różnicę na zegarku zauważyłem błyskawicznie: kolejno 4.02; 4.05; 4.04; 4.01.
Na macie pomiarowej 30km zameldowałem się z czasem: 2.04.57 (tylko o 116s szybciej niż przed rokiem). Nic dziwnego - zegarek pokazywał, że pokonałem dystans aż o 300m dłuższy. Zachodzę w głowę jak to możliwe. Co więcej, na kolejnych 12km niby nie dołożyłem choćby 10 metrów! Wiedziałem, że mogę nie złamać 2.55.
Biegłem swobodnie, wyprzedzając kolejnych zawodników. Na 30km zameldowałem się na 54 pozycji, a na mecie na 30. Szybko minąłem tych, którzy zaatakowali z naszej grupki nieco wcześniej. Nie było żadnego podłączania się na plecy, tylko leciałem po swoje. Piłem dużo wody, często się polewałem, zjadłem 3 żele i 3 tabletki dekstrozy a także 1 shot magnezowy. Nic nie bolało. Zbliżałem się i mijałem kolejnych zawodników, którzy jeszcze nie tak dawno wydawali się być bardzo daleko. Trochę wyhamował mnie podbieg koło 34km. Wiedziałem też, że warto zachować nieco rezerwy na kluczowe podbiegi 38 i 39km. Ale tam czekała na mnie niespodzianka.
Dostrzegłem grupkę 3 mężczyzn, rowerzystę z napisem 2nd woman na koszulce i... i oczom nie wierzę Gladys Biwott Jepkurui miała ścianę. No, ale jak się zaczyna maraton po 3.52 a kończy dokładnie w tempie o minutę na km wolniejszym...
I tu chciałbym powrócić do wątku nr 2. Mnie zajęło to około 1 minuty, aby sprawdzić, że Kenijka będąca jedynym zagrożeniem (choćby z nazwy) dla polskich zawodniczek uzyskała podczas HM w Starej Zagorze (Bułgaria) 30 marca rezultat 1.20.46. Czyli to nie przypadek, nie jest w formie, do tego zaczęła jak żółtodziób.
W zakładce nagrody za 2 miejsce open widnieje suma 7000zł (+2000zł za drugie miejsce spośród Polek). Czy naprawdę nie ma zawodniczek w tym kraju, aby pobiec sub 2.57 i zgarnąć 9 kafli? Pieniądze leżały na ulicy wręcz dosłownie i należało tylko się po nie schylić. Dla mnie to sporo szmalu.
Kenijkę oraz współtowarzyszy jej niedoli minąłem na przestrzeni 1km. Było to na 39.0km. Potem w oddali jakieś 400m przede mną widziałem kolejnych maratończyków. Wmawiałem sobie, aby dobiec do Konstantynowskiej, gdzie będzie w dół i ogień. Postanowiłem, że nie patrzę już na zegarek tylko lecę co sił. Minąłem kolejnych zawodników. Po skręcie w lewo w okolicy 41km a szczególnie nieco dalej, ,gdzie po przeciwnej stronie jest strefa zmian sztafet, aż roiło się od kibiców. Było ich naprawdę wielu. W głowie szybkie skojarzenie z kolarzami wspinającymi się gdzieś w Pirenejach podczas etapów TdF . Nawet stał i dopingował Yared Shegumo (szacun).
Wkurzyła mnie tylko ta serpentyna nieopodal hali, ale jednak wbieg do środka Atlas Areny wynagradza wszystko. Widzę na zegarku, że ostatnie 3 minuty leciałem w tempie 3.39-3.43, a ostatnie 100m po 3.09, ale bez sprintu, bo nie było już nikogo w zasięgu wzroku.
Wynik netto 2.54.22
1.27.51+1.26.31
Poprawa o 3'15''
Wspomnianego w tekście Roberta niestety dopadła ściana i stracił prawie 20 minut na końcowych kilometrach.
Chciałbym jeszcze pogratulować jednemu koledze z Torunia postępu. W 6 miesięcy poprawił się o ..26 minut uzyskując 3.07.56; co dało mu 114 miejsce open i ....3 w M20 po odliczeniu elity.
Kilka słów podsumowania:
Impreza jest świetnie zorganizowana, poleciłbym ją każdemu.
Ze swojego biegu jestem zadowolony. Czas 2.49 był poza zasięgiem, ale 2.52.XX można było wyciągnąć. Cieszę się, że nie dałem się podpalić. Wiem też, że stać mnie na więcej. Buty Adidas Adizero Boston Boost 6 sprawdziły się znakomicie. Nie mam żadnych otarć (choć ja zawsze przed biegiem dbam o to, aby się odpowiednio nasmarować, gdzie potrzeba). Żaden palec nie zamierza zejść, nic mnie nie boli. Wiem, że teraz będę mieć mniej czasu na trening. Będę biegał, tyle, ile będę mógł. Najbliższy start to runTorun za niespełna 3 tygodnie.
W przygotowaniach postawiłbym na większą ilość tempówek, nawet w nieco szybszym tempie. Wybiegań po 30km nie robiłem żadnych a nie czuję, aby mi ich brakowało. Brakowało jedynie siły pod nogą, jaką miałem przed Maniacką, ale przeziębienie, dużo pracy i mało snu zrobiło swoje.
Wg Garmina przebiegłem 42.50km, co dało średnią 4.06/km
Wzrost wysokości to 195m - sporo.
Średni HR 166 bpm (83% HRmax).
Nie masz wymaganych uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego posta.
5k-16.38 (Toruń 12.05.24) 10k -34.47 (Grudziądz 30.09.23) HM-1.19.58(W-wek 8.10.23) M-2.47.32(Łódź 2023)
Blog: [url]viewtopic.php?f=27&t=56594[/url]
Komentarze: [url]viewtopic.php?f=28&t=56591&start=0[/url]
Blog: [url]viewtopic.php?f=27&t=56594[/url]
Komentarze: [url]viewtopic.php?f=28&t=56591&start=0[/url]
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 737
- Rejestracja: 02 lis 2016, 14:48
- Życiówka na 10k: 34:47
- Życiówka w maratonie: 2:47:32
- Lokalizacja: Nienack
Życie po maratonie
Przez pierwszy tydzień nie podejmowałem aktywności biegowych. Dopiero w sobotę 13.04 "trochę" się poruszałem, ale to ze względu na 4 mecze jakie sędziowałem (310min), z czego 3 jako główny i to bez asystentów. Nazajutrz jeszcze serie B, gdzie rezerwy 4-ligowej ekipy pojechały na wioskę do czerwonej latarni ligi (1 zwycięstwo od początku sezonu). Gospodarze spokojnie mogliby wystawić drużynę także w mma Byłem na linii przy ławkach, do tego młody sędzia główny zupełnie sobie nie radził. Goście zaczęli cwaniakować do miejscowych. Jeden z nich nawet rywala bez piłki kopnął. Całe szczęście, że miejscowy tylko złapał go za szyję i położył na glebę dociskając mocno do ziemi. Do końca meczu zostało aż 30 minut, ale jakoś dobrnęliśmy z wynikiem 1-1:).
Treningi:
15.04. pon
BS 10.54km; 49.32, w tym 10x40m skip A
t.4.42/km
HR 132 bpm
Nie wiem czy dobrze, że robiłem siłę biegową, ale taki był plan zajęć BBL.
16.04. wt.
BS 13.83km; 1.02.18 +przebieżki.
t.4.30/km
HR 142 bpm
Przyspieszenia wplotłem w trening. W końcu mogłem pobiegać po lesie. Co jakiś czas przyspieszałem do tempa 3.50; 3.45 a i czasem 3.35/km. Takie zupełnie luźne bez założeń odcinki, "do drzewa", "do rzeczki"; starego przejazdu kolejowego itp. Łącznie tych przyspieszeń wyszło 17 - takich od 200 do 700 metrów.
19.04 pt
~2.2km + 8x400m/p.200m trucht + ~1.6km
Chciałem sprawdzić jak jest z moją szybkością po maratonie. Planowałem spróbować biegać to po 1.20 na koło (tempo 3.20/km) i w zależności od samopoczucia przyspieszyć, utrzymać lub zwolnić.
Kolejno:
1.17
1.20
1.19
1.17
1.13
1.17
1.14
1.12
Wyszło dużo lepiej niż sądziłem. Tymi dwoma odcinkami na koniec chciałem się niemal dojechać. Tętno dobiło max do 184 bpm (92%).
Fajne uczucie. Tydzień 32.93km
W weekend tradycyjnie przy stole psucie formy żarciem, alko i ciastem
W niedzielę nie dałoby się pobiegać, bo od 12 do 22 padał/lał deszcz na Podlasiu, gdzie przebywałem.
22.04 pon
BS 10.84km; 50.49 (25.37+25.12)
t.4.41/km
Po długiej podróży udało się coś potruchtać. Nie szło łatwo, czasami nawet jakaś lekka zadyszka:)
Zegarek na szczęście zawiesił się, bo jak zobaczyłem HR 153 to się przeraziłem.
23.04 wt
BS 11.67km; 55.16
t.4.44/km
HR 130 bpm
Wszystko w normie, spokojnie. Oczywiście jak zwykle się nie wyspałem i ten trening na śpiąco już pod wieczór.
Mam przed sobą kilka startów. Najbliższe zawody to Run Toruń podczas których pobiegnę 10km. Nie wiem czego się spodziewać. Nie brałem nawet wolnego od sędziowania. Za dużo już tego było, a trochę grosza zawsze się przyda. Niezależnie od tego, czy pobiegnę 36 czy 37 minut, powinniśmy wygrać klasyfikację drużynową, gdzie liczy się wynik 4 najlepszych osób, w tym jednej kobiety. Cały team może liczyć maksymalnie 6 osób. I tyle też zgłosiłem. W stawce 5 mężczyzn w drużynie mam dopiero 4 życiówkę na 10km
Potem 1 maja planuję Półmaraton Chełmżyński oraz 11 maja Bieg Rycerski w Świeciu na 10km.
Dopiero potem, jak czas i zdrowie pozwoli będzie czas solidniej potrenować. Póki co, ma wystarczyć trening z zimy.
Przez pierwszy tydzień nie podejmowałem aktywności biegowych. Dopiero w sobotę 13.04 "trochę" się poruszałem, ale to ze względu na 4 mecze jakie sędziowałem (310min), z czego 3 jako główny i to bez asystentów. Nazajutrz jeszcze serie B, gdzie rezerwy 4-ligowej ekipy pojechały na wioskę do czerwonej latarni ligi (1 zwycięstwo od początku sezonu). Gospodarze spokojnie mogliby wystawić drużynę także w mma Byłem na linii przy ławkach, do tego młody sędzia główny zupełnie sobie nie radził. Goście zaczęli cwaniakować do miejscowych. Jeden z nich nawet rywala bez piłki kopnął. Całe szczęście, że miejscowy tylko złapał go za szyję i położył na glebę dociskając mocno do ziemi. Do końca meczu zostało aż 30 minut, ale jakoś dobrnęliśmy z wynikiem 1-1:).
Treningi:
15.04. pon
BS 10.54km; 49.32, w tym 10x40m skip A
t.4.42/km
HR 132 bpm
Nie wiem czy dobrze, że robiłem siłę biegową, ale taki był plan zajęć BBL.
16.04. wt.
BS 13.83km; 1.02.18 +przebieżki.
t.4.30/km
HR 142 bpm
Przyspieszenia wplotłem w trening. W końcu mogłem pobiegać po lesie. Co jakiś czas przyspieszałem do tempa 3.50; 3.45 a i czasem 3.35/km. Takie zupełnie luźne bez założeń odcinki, "do drzewa", "do rzeczki"; starego przejazdu kolejowego itp. Łącznie tych przyspieszeń wyszło 17 - takich od 200 do 700 metrów.
19.04 pt
~2.2km + 8x400m/p.200m trucht + ~1.6km
Chciałem sprawdzić jak jest z moją szybkością po maratonie. Planowałem spróbować biegać to po 1.20 na koło (tempo 3.20/km) i w zależności od samopoczucia przyspieszyć, utrzymać lub zwolnić.
Kolejno:
1.17
1.20
1.19
1.17
1.13
1.17
1.14
1.12
Wyszło dużo lepiej niż sądziłem. Tymi dwoma odcinkami na koniec chciałem się niemal dojechać. Tętno dobiło max do 184 bpm (92%).
Fajne uczucie. Tydzień 32.93km
W weekend tradycyjnie przy stole psucie formy żarciem, alko i ciastem
W niedzielę nie dałoby się pobiegać, bo od 12 do 22 padał/lał deszcz na Podlasiu, gdzie przebywałem.
22.04 pon
BS 10.84km; 50.49 (25.37+25.12)
t.4.41/km
Po długiej podróży udało się coś potruchtać. Nie szło łatwo, czasami nawet jakaś lekka zadyszka:)
Zegarek na szczęście zawiesił się, bo jak zobaczyłem HR 153 to się przeraziłem.
23.04 wt
BS 11.67km; 55.16
t.4.44/km
HR 130 bpm
Wszystko w normie, spokojnie. Oczywiście jak zwykle się nie wyspałem i ten trening na śpiąco już pod wieczór.
Mam przed sobą kilka startów. Najbliższe zawody to Run Toruń podczas których pobiegnę 10km. Nie wiem czego się spodziewać. Nie brałem nawet wolnego od sędziowania. Za dużo już tego było, a trochę grosza zawsze się przyda. Niezależnie od tego, czy pobiegnę 36 czy 37 minut, powinniśmy wygrać klasyfikację drużynową, gdzie liczy się wynik 4 najlepszych osób, w tym jednej kobiety. Cały team może liczyć maksymalnie 6 osób. I tyle też zgłosiłem. W stawce 5 mężczyzn w drużynie mam dopiero 4 życiówkę na 10km
Potem 1 maja planuję Półmaraton Chełmżyński oraz 11 maja Bieg Rycerski w Świeciu na 10km.
Dopiero potem, jak czas i zdrowie pozwoli będzie czas solidniej potrenować. Póki co, ma wystarczyć trening z zimy.
5k-16.38 (Toruń 12.05.24) 10k -34.47 (Grudziądz 30.09.23) HM-1.19.58(W-wek 8.10.23) M-2.47.32(Łódź 2023)
Blog: [url]viewtopic.php?f=27&t=56594[/url]
Komentarze: [url]viewtopic.php?f=28&t=56591&start=0[/url]
Blog: [url]viewtopic.php?f=27&t=56594[/url]
Komentarze: [url]viewtopic.php?f=28&t=56591&start=0[/url]
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 737
- Rejestracja: 02 lis 2016, 14:48
- Życiówka na 10k: 34:47
- Życiówka w maratonie: 2:47:32
- Lokalizacja: Nienack
10km Run Toruń - relacja z zawodów
Lubię tę imprezę. To tutaj pierwszy raz wystartowałem w biegu na 10km cztery lata temu. Trochę przez ten czas się zmieniło, ale Toruń urzeka mnie cały czas. Starty dają mi ogromną frajdę. Po maratonie był odpoczynek, powrót do jako takiego treningu, ponieważ sezon piłkarski w pełni. Wczoraj prowadziłem zawody w klasie okręgowej. Mówiąc wprost: kopanina i walenie się po czołach. Trenerzy z pewnością nazwaliby to meczem walki
Ten start z pewnością był dla mnie wyznacznikiem. Nie oczekiwałem życiówki, bo cytując kolegę z forum: "Życiówki przychodzą nie wtedy, kiedy chcemy, ale kiedy jesteśmy na nie gotowi".
Zależało mi na pewno na równym biegu, szybszej końcówce i zwycięstwie w klasyfikacji drużynowej. Przed biegiem spotkałem Mikołaja, który potwierdził, że nasz as atutowy doznał kontuzji rozcięgna podeszwowego i musimy sobie radzić sami. Straszne paskudztwo. Janek wracaj do zdrowia i formy!
Start zaplanowany był na godz. 12.00. Do galerii handlowej Toruń Plaza mam jakieś 12-15 min spokojnym spacerem. Rano nie było standardowej kawy i bułek z miodem, a konkretne kanapki i herbata.
Mimo meczu dzień wcześniej, czułem się wypoczęty. Temperatura (około 13 stopni) dopisywała. Niebo było zachmurzone, ale nie padało. Wiał umiarkowany zachodni wiatr a to oznaczało, że około 2.6km będzie pod wiatr a dalej w plecy lub bezwietrznie. Uważam, że trasa była ciekawa i zróżnicowana. Przebiegaliśmy przez tor żużlowy (Motoarenę), park bydgoski (pięknie zielono, bez wiatru), mijaliśmy toruńskie zoo (skromne, ale zawsze) i przebiegaliśmy Bulwarem Filadelfijskim choć ten jest mocno pofałdowany).
Start odbywał się falami. Numery były w różnych kolorach a strefy odpowiednio oznakowane. Do tego spiker wiedział po co był, co zawsze jest bardzo pomocne.
Wiedziałem, że pierwszy zakręt po około 200 metrach jest w lewo więc i z tej strony się ustawiłem gdzieś w 3-4 linii. Ruszyliśmy, starałem się nie szarpać. A gdy po skręcie odpuściłem dwóch zawodników (tempo +/- 3.25) i dostałem wiatrem w twarz, poczekałem na zająca. Jako, że znalazł się taki wysoki nastolatek to skorzystałem z okazji. Ramię w ramię bądź obok mnie biegł kolega Michał (dzień wcześniej sic! uzyskał 36.16), z którym współpracowałem przez większość dystansu. Na minus z pewnością fakt, że nie było znaczników kilometrów. A pierwszy wg Garmina pobiegłem w 3.33. Wbiegliśmy w okolice Motoareny. Ogromne wrażenie robili motocykliści w liczbie z pewnością powyżej tysiąca, którzy mieli tamże otwarcie sezonu. Zrobiliśmy pętlę po torze żużlowym. To trochę spowalnia, b ojest zbieg, zakręt, żużel, zakręt i podbieg. Ale na pewno nie na tyle, aby Garmin pokazywał mi tempo chwilowe 4.40 . Kilometr "strzelił" w 3.56 (podejrzewam, że "miał 1.08-1.1km"). Po wybiegnięciu na powierzchnię, dogoniłem kolejnego zawodnika i postanowiłem pobiec jego tempem do nawrotki, po której wyszedłem na czoło i zacząłem nadawać tempo. Kilometry 4-7 kolejno 3.37.3; 3.37.3; 3.36.8; 3.36.8. Nie no zegarki można kalibrować Między 4.5 a 5.5 km jest 15m w górę a to już sporo. O 13.15 swój start mieli zawodnicy biegu na 5km, przez co w połowie trasy zebrało się wiele osób. A doping znajomych, czy nieznajomych twarzy motywuje do jeszcze lepszego biegu. Nieco oderwałem się od Michała. Na macie 5km zameldowałem się z czasem 18.15 netto i na 19 pozycji. Miałem przed sobą 1 znajomego zawodnika, z którym nigdy nie przegrałem. Wiem, że chłopak trenował kiedyś 800m. A jeszcze dalej grupę 5-6 biegaczy. Zbliżałem się bardzo powoli. Po ponad 2 km pościgu odrobiłem jak się okazało 15s, dogoniłem owego zawodnika i chwilę postanowiłem odpocząć. Było trochę czarowania, bo zbiegał mi w prawo czy lewo, przez co Michał znowu mnie skleił. Teraz trochę tego żałuję, bo powinienem lecieć swoim tempem. Nie wiem ile straciłem może 5-6s, ale na pewno straciłem możliwość dogonienia tej kilkuosobowej grupki, która odrobinę słabła.
Nie lubię biec Bulwarem, ponieważ kojarzy mi się z wiatrem, podbiegami i cierpieniem. 9 kilometr to 10m w górę i 14 w dół. Pokonałem go w 3.31. Zbliżałem się do nawrotki...najpierw na 500m było 9m pod górę a potem taki sam zbieg i jazda do mety. Ostatni km tempem 3.20 wliczając podbieg i nawrotkę, od której leciałem 3.14-> do 3.01.
Pod koniec zaczął siąpić deszcz przez co w strefie mety nie było już tak przyjemnie.
Ostatecznie 35.54 (18.15+17.39)
Open 17/1315
M30 - 7 (zabrakło 18s do podium, ponieważ nagrody nie dublowały się).
W klasyfikacji drużynowej ponownie zwyciężyliśmy. W nagrodę każdy dostał... leżak ogrodowy:) oraz zestaw kosmetyków.
Jestem bardzo zadowolony z tego startu. Jak na moje (nie)trenowanie jest bardzo dobrze.
Na świętowanie czasu nie było, ponieważ sędziowałem jeszcze mecz młodzików (13 latków) pomiędzy jednymi z najlepszych drużyn w województwie. Oby z tych dzieciaków coś było, bo mają ogarniętych trenerów i aż miło popatrzeć jak piłka klei im się do nogi.
Przede mną środowy Półmaraton Chełmżyński. Bieg jest kameralny i muszę się liczyć z samotnym biegiem od startu do mety. Trasa obiega Jezioro Chełmżyńskie więc będzie wiało.
Na liście startowej widziałem zawodnika z M40 (triathlonistę z wynikiem z Ironmana poniżej 9.30). Nabiegał 1.18 w Warszawie, dzisiaj to on zaczął po 3.25. Na 5km miałem 32s straty a na mecie 10s. Wmawiam sobie, że mam lepszą wytrzymałość
Lubię tę imprezę. To tutaj pierwszy raz wystartowałem w biegu na 10km cztery lata temu. Trochę przez ten czas się zmieniło, ale Toruń urzeka mnie cały czas. Starty dają mi ogromną frajdę. Po maratonie był odpoczynek, powrót do jako takiego treningu, ponieważ sezon piłkarski w pełni. Wczoraj prowadziłem zawody w klasie okręgowej. Mówiąc wprost: kopanina i walenie się po czołach. Trenerzy z pewnością nazwaliby to meczem walki
Ten start z pewnością był dla mnie wyznacznikiem. Nie oczekiwałem życiówki, bo cytując kolegę z forum: "Życiówki przychodzą nie wtedy, kiedy chcemy, ale kiedy jesteśmy na nie gotowi".
Zależało mi na pewno na równym biegu, szybszej końcówce i zwycięstwie w klasyfikacji drużynowej. Przed biegiem spotkałem Mikołaja, który potwierdził, że nasz as atutowy doznał kontuzji rozcięgna podeszwowego i musimy sobie radzić sami. Straszne paskudztwo. Janek wracaj do zdrowia i formy!
Start zaplanowany był na godz. 12.00. Do galerii handlowej Toruń Plaza mam jakieś 12-15 min spokojnym spacerem. Rano nie było standardowej kawy i bułek z miodem, a konkretne kanapki i herbata.
Mimo meczu dzień wcześniej, czułem się wypoczęty. Temperatura (około 13 stopni) dopisywała. Niebo było zachmurzone, ale nie padało. Wiał umiarkowany zachodni wiatr a to oznaczało, że około 2.6km będzie pod wiatr a dalej w plecy lub bezwietrznie. Uważam, że trasa była ciekawa i zróżnicowana. Przebiegaliśmy przez tor żużlowy (Motoarenę), park bydgoski (pięknie zielono, bez wiatru), mijaliśmy toruńskie zoo (skromne, ale zawsze) i przebiegaliśmy Bulwarem Filadelfijskim choć ten jest mocno pofałdowany).
Start odbywał się falami. Numery były w różnych kolorach a strefy odpowiednio oznakowane. Do tego spiker wiedział po co był, co zawsze jest bardzo pomocne.
Wiedziałem, że pierwszy zakręt po około 200 metrach jest w lewo więc i z tej strony się ustawiłem gdzieś w 3-4 linii. Ruszyliśmy, starałem się nie szarpać. A gdy po skręcie odpuściłem dwóch zawodników (tempo +/- 3.25) i dostałem wiatrem w twarz, poczekałem na zająca. Jako, że znalazł się taki wysoki nastolatek to skorzystałem z okazji. Ramię w ramię bądź obok mnie biegł kolega Michał (dzień wcześniej sic! uzyskał 36.16), z którym współpracowałem przez większość dystansu. Na minus z pewnością fakt, że nie było znaczników kilometrów. A pierwszy wg Garmina pobiegłem w 3.33. Wbiegliśmy w okolice Motoareny. Ogromne wrażenie robili motocykliści w liczbie z pewnością powyżej tysiąca, którzy mieli tamże otwarcie sezonu. Zrobiliśmy pętlę po torze żużlowym. To trochę spowalnia, b ojest zbieg, zakręt, żużel, zakręt i podbieg. Ale na pewno nie na tyle, aby Garmin pokazywał mi tempo chwilowe 4.40 . Kilometr "strzelił" w 3.56 (podejrzewam, że "miał 1.08-1.1km"). Po wybiegnięciu na powierzchnię, dogoniłem kolejnego zawodnika i postanowiłem pobiec jego tempem do nawrotki, po której wyszedłem na czoło i zacząłem nadawać tempo. Kilometry 4-7 kolejno 3.37.3; 3.37.3; 3.36.8; 3.36.8. Nie no zegarki można kalibrować Między 4.5 a 5.5 km jest 15m w górę a to już sporo. O 13.15 swój start mieli zawodnicy biegu na 5km, przez co w połowie trasy zebrało się wiele osób. A doping znajomych, czy nieznajomych twarzy motywuje do jeszcze lepszego biegu. Nieco oderwałem się od Michała. Na macie 5km zameldowałem się z czasem 18.15 netto i na 19 pozycji. Miałem przed sobą 1 znajomego zawodnika, z którym nigdy nie przegrałem. Wiem, że chłopak trenował kiedyś 800m. A jeszcze dalej grupę 5-6 biegaczy. Zbliżałem się bardzo powoli. Po ponad 2 km pościgu odrobiłem jak się okazało 15s, dogoniłem owego zawodnika i chwilę postanowiłem odpocząć. Było trochę czarowania, bo zbiegał mi w prawo czy lewo, przez co Michał znowu mnie skleił. Teraz trochę tego żałuję, bo powinienem lecieć swoim tempem. Nie wiem ile straciłem może 5-6s, ale na pewno straciłem możliwość dogonienia tej kilkuosobowej grupki, która odrobinę słabła.
Nie lubię biec Bulwarem, ponieważ kojarzy mi się z wiatrem, podbiegami i cierpieniem. 9 kilometr to 10m w górę i 14 w dół. Pokonałem go w 3.31. Zbliżałem się do nawrotki...najpierw na 500m było 9m pod górę a potem taki sam zbieg i jazda do mety. Ostatni km tempem 3.20 wliczając podbieg i nawrotkę, od której leciałem 3.14-> do 3.01.
Pod koniec zaczął siąpić deszcz przez co w strefie mety nie było już tak przyjemnie.
Ostatecznie 35.54 (18.15+17.39)
Open 17/1315
M30 - 7 (zabrakło 18s do podium, ponieważ nagrody nie dublowały się).
W klasyfikacji drużynowej ponownie zwyciężyliśmy. W nagrodę każdy dostał... leżak ogrodowy:) oraz zestaw kosmetyków.
Jestem bardzo zadowolony z tego startu. Jak na moje (nie)trenowanie jest bardzo dobrze.
Na świętowanie czasu nie było, ponieważ sędziowałem jeszcze mecz młodzików (13 latków) pomiędzy jednymi z najlepszych drużyn w województwie. Oby z tych dzieciaków coś było, bo mają ogarniętych trenerów i aż miło popatrzeć jak piłka klei im się do nogi.
Przede mną środowy Półmaraton Chełmżyński. Bieg jest kameralny i muszę się liczyć z samotnym biegiem od startu do mety. Trasa obiega Jezioro Chełmżyńskie więc będzie wiało.
Na liście startowej widziałem zawodnika z M40 (triathlonistę z wynikiem z Ironmana poniżej 9.30). Nabiegał 1.18 w Warszawie, dzisiaj to on zaczął po 3.25. Na 5km miałem 32s straty a na mecie 10s. Wmawiam sobie, że mam lepszą wytrzymałość
5k-16.38 (Toruń 12.05.24) 10k -34.47 (Grudziądz 30.09.23) HM-1.19.58(W-wek 8.10.23) M-2.47.32(Łódź 2023)
Blog: [url]viewtopic.php?f=27&t=56594[/url]
Komentarze: [url]viewtopic.php?f=28&t=56591&start=0[/url]
Blog: [url]viewtopic.php?f=27&t=56594[/url]
Komentarze: [url]viewtopic.php?f=28&t=56591&start=0[/url]
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 737
- Rejestracja: 02 lis 2016, 14:48
- Życiówka na 10k: 34:47
- Życiówka w maratonie: 2:47:32
- Lokalizacja: Nienack
XVII Półmaraton Chełmżyński
Mam parę wolnych dni, to korzystając z okazji udałem się do Chełmży na lokalny półmaraton. Impreza jest kameralna, ale bardzo ją lubię. Poza tym to tylko 20km od mojego miejsca zamieszkania. Poranek był rześki. W mieście wiatru praktycznie nie czuć, co innego na trasie biegu, która okala Jezioro Chełmżyńskie.
Jak to podczas lokalnej imprezy spotkałem mnóstwo znajomych, z którymi można się pośmiać, porozmawiać. Biuro zawodów zlokalizowane było w szkole, z której trzeba było udać się kilkaset metrów na rynek i dalej jeszcze na linię startu. Na starcie pojawiło się kilku niezłych biegaczy, mimo że uczestników było tylko 121.
Z kolegą Łukaszem (z którym biegliśmy DOZ Maraton Łódź) ustaliliśmy, że biegniemy około 3.50-3.55 jak pozwolą na to warunki, dając sobie zmiany.
Przed startem organizator poinformował, że trasa będzie o 150m krótsza ze względu na prowadzone prace remontowe na jednej z dróg. Jako, że i tak startowaliśmy z linii namalowanej na jezdni, a nie z maty pomiarowej (ta była po ok 200 metrach), to zastanawiam się dlaczego nas nie przesunięto nieco bardziej do tyłu.
Trasa tego półmaratonu miała kiedyś atest. Wszystkie kilometry są opisane na jezdni i są bardzo równo oznaczone. Nie ma problemów ze źle ustawionymi chorągiewkami lub w ogóle z brakiem oznaczenia (jak np. podczas Run Toruń).
Wystartowaliśmy. Do naszej dwójki dołączył jeszcze znajomy z kategorii M50 i tak sobie biegliśmy na pozycjach 7,8 i 9.
Tempo głównie nadawałem ja, a gdy ktoś dawał zmianę to ono nieco spadało. Pierwszą piątkę zrobiliśmy w 19.24.
Problemem było bezchmurne niebo i palące słońce, choć o tej porze roku i tak mogłoby być gorzej. O ile słońce w majówkę to problem Pierwszy punkt z wodą był po 7km. Z kubeczka człowiek to za wiele się nie napije. Czułem deficyt wody, co zaraz przekłada się na komfort biegu i w dalszej kolejności na spadające tempo.
Dałem dłuższą ponad dwukilometrową zmianę i tak dobiegliśmy do 10km (39.05). Piątka tym razem w 19.41
Zawodników z przodu już praktycznie nie mieliśmy w zasięgu wzroku. Karty zostały rozdane, należało tylko dobiec do mety. Gdzieś z tyłu powoli zbliżał się jeden zawodnik, ale on nie stanowił większego zagrożenia.
Po skręcie, na 11km tempo spadło. Tym razem biegliśmy pod wiatr. Co prawda niewielki, ale czuć różnicę, każdy biegacz to wie. Tutaj Łukasz miał już problem z utrzymaniem tempa biegu i został z tyłu. Ze Sławkiem pokonaliśmy kilka kilometrów, zbieg, podbieg i byliśmy już za 14-tym kilometrem. Chwilę jeszcze pobiegłem z kolegą. Trzecia piątka wyszła w 20.14. Dalej zdecydowałem się już na samotny bieg do mety. Taki zupełnie bez historii. Bez możliwości zmiany pozycji ani uzyskania rekordu życiowego.
Odczuwałem jeszcze zmęczenie po Run Toruń, ale to normalne. Ostatecznie dobiegłem na 7 pozycji z czasem 1.22.17
Czwarta piątka wyszła najszybsza (19.22), a kilometr do mety 3.38.
XVII Półmaraton Chełmżyński -20.99km-1.22.17
Jako, że top 3 nie są nagradzani w kategoriach, to wystarczyło to do wygrania kategorii M30.
W nagrodę dysk zewnętrzny 1 Tb.
Był też bieg towarzyszący na 10km, wiele atrakcji dla dzieci, sporo konkursów. Np. stojąc na linii rzutów osobistych należało trafić minimum dwukrotnie na cztery próby. Namówiłem kolegę i jeszcze obydwaj wygraliśmy po kubku i voucherze na 50 zł do lokalnej pizzeriii.
To nie był koniec wrażeń wczorajszego dnia, ponieważ o 16 i 18 sędziowałem jeszcze 2 spotkania ligi wojewódzkiej juniorów starszych i młodszych.
Drużynę gości z Bydgoszczy prowadził trener, który przed kilkoma laty wypalił: "Ale jak to z Torunia sędziowie, mi wszyscy z Bydgoszczy sędziują". Zapamiętałem go jako totalnego zjeba, bo innych słów już użyć nie mogę. Jego charakter ujawnił się już po kilku minutach meczu, który prowadził bardzo doświadczony sędzia.
Co zagranie to agresja i faul i pretensje, a sami niewinni. Niestety charakter trenera przenosi się na zawodników.
To chyba nie przypadek, że jego drużyna po 5 meczach ma bilans bramkowy 3:20.
Łącznie wczoraj 38 km w nogach i powrót na mieszkanie po 22. Dziś zasłużony czas na odpoczynek.
Mam parę wolnych dni, to korzystając z okazji udałem się do Chełmży na lokalny półmaraton. Impreza jest kameralna, ale bardzo ją lubię. Poza tym to tylko 20km od mojego miejsca zamieszkania. Poranek był rześki. W mieście wiatru praktycznie nie czuć, co innego na trasie biegu, która okala Jezioro Chełmżyńskie.
Jak to podczas lokalnej imprezy spotkałem mnóstwo znajomych, z którymi można się pośmiać, porozmawiać. Biuro zawodów zlokalizowane było w szkole, z której trzeba było udać się kilkaset metrów na rynek i dalej jeszcze na linię startu. Na starcie pojawiło się kilku niezłych biegaczy, mimo że uczestników było tylko 121.
Z kolegą Łukaszem (z którym biegliśmy DOZ Maraton Łódź) ustaliliśmy, że biegniemy około 3.50-3.55 jak pozwolą na to warunki, dając sobie zmiany.
Przed startem organizator poinformował, że trasa będzie o 150m krótsza ze względu na prowadzone prace remontowe na jednej z dróg. Jako, że i tak startowaliśmy z linii namalowanej na jezdni, a nie z maty pomiarowej (ta była po ok 200 metrach), to zastanawiam się dlaczego nas nie przesunięto nieco bardziej do tyłu.
Trasa tego półmaratonu miała kiedyś atest. Wszystkie kilometry są opisane na jezdni i są bardzo równo oznaczone. Nie ma problemów ze źle ustawionymi chorągiewkami lub w ogóle z brakiem oznaczenia (jak np. podczas Run Toruń).
Wystartowaliśmy. Do naszej dwójki dołączył jeszcze znajomy z kategorii M50 i tak sobie biegliśmy na pozycjach 7,8 i 9.
Tempo głównie nadawałem ja, a gdy ktoś dawał zmianę to ono nieco spadało. Pierwszą piątkę zrobiliśmy w 19.24.
Problemem było bezchmurne niebo i palące słońce, choć o tej porze roku i tak mogłoby być gorzej. O ile słońce w majówkę to problem Pierwszy punkt z wodą był po 7km. Z kubeczka człowiek to za wiele się nie napije. Czułem deficyt wody, co zaraz przekłada się na komfort biegu i w dalszej kolejności na spadające tempo.
Dałem dłuższą ponad dwukilometrową zmianę i tak dobiegliśmy do 10km (39.05). Piątka tym razem w 19.41
Zawodników z przodu już praktycznie nie mieliśmy w zasięgu wzroku. Karty zostały rozdane, należało tylko dobiec do mety. Gdzieś z tyłu powoli zbliżał się jeden zawodnik, ale on nie stanowił większego zagrożenia.
Po skręcie, na 11km tempo spadło. Tym razem biegliśmy pod wiatr. Co prawda niewielki, ale czuć różnicę, każdy biegacz to wie. Tutaj Łukasz miał już problem z utrzymaniem tempa biegu i został z tyłu. Ze Sławkiem pokonaliśmy kilka kilometrów, zbieg, podbieg i byliśmy już za 14-tym kilometrem. Chwilę jeszcze pobiegłem z kolegą. Trzecia piątka wyszła w 20.14. Dalej zdecydowałem się już na samotny bieg do mety. Taki zupełnie bez historii. Bez możliwości zmiany pozycji ani uzyskania rekordu życiowego.
Odczuwałem jeszcze zmęczenie po Run Toruń, ale to normalne. Ostatecznie dobiegłem na 7 pozycji z czasem 1.22.17
Czwarta piątka wyszła najszybsza (19.22), a kilometr do mety 3.38.
XVII Półmaraton Chełmżyński -20.99km-1.22.17
Jako, że top 3 nie są nagradzani w kategoriach, to wystarczyło to do wygrania kategorii M30.
W nagrodę dysk zewnętrzny 1 Tb.
Był też bieg towarzyszący na 10km, wiele atrakcji dla dzieci, sporo konkursów. Np. stojąc na linii rzutów osobistych należało trafić minimum dwukrotnie na cztery próby. Namówiłem kolegę i jeszcze obydwaj wygraliśmy po kubku i voucherze na 50 zł do lokalnej pizzeriii.
To nie był koniec wrażeń wczorajszego dnia, ponieważ o 16 i 18 sędziowałem jeszcze 2 spotkania ligi wojewódzkiej juniorów starszych i młodszych.
Drużynę gości z Bydgoszczy prowadził trener, który przed kilkoma laty wypalił: "Ale jak to z Torunia sędziowie, mi wszyscy z Bydgoszczy sędziują". Zapamiętałem go jako totalnego zjeba, bo innych słów już użyć nie mogę. Jego charakter ujawnił się już po kilku minutach meczu, który prowadził bardzo doświadczony sędzia.
Co zagranie to agresja i faul i pretensje, a sami niewinni. Niestety charakter trenera przenosi się na zawodników.
To chyba nie przypadek, że jego drużyna po 5 meczach ma bilans bramkowy 3:20.
Łącznie wczoraj 38 km w nogach i powrót na mieszkanie po 22. Dziś zasłużony czas na odpoczynek.
Nie masz wymaganych uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego posta.
5k-16.38 (Toruń 12.05.24) 10k -34.47 (Grudziądz 30.09.23) HM-1.19.58(W-wek 8.10.23) M-2.47.32(Łódź 2023)
Blog: [url]viewtopic.php?f=27&t=56594[/url]
Komentarze: [url]viewtopic.php?f=28&t=56591&start=0[/url]
Blog: [url]viewtopic.php?f=27&t=56594[/url]
Komentarze: [url]viewtopic.php?f=28&t=56591&start=0[/url]
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 737
- Rejestracja: 02 lis 2016, 14:48
- Życiówka na 10k: 34:47
- Życiówka w maratonie: 2:47:32
- Lokalizacja: Nienack
06.05 pon
10,03km, w tym 6x200m/200tr + 6x100m/100tr
Dwusetki swobodnie ~33-35s, a setki może minimalnie szybciej.
Jak to po majówce i po bardzo intensywnym weekendzie nie czułem się lekko. Bardzo dużo pracy, do tego sędziowanie, starty. Nie ma czasu na normalny trening, bo bym fizycznie nie wytrzymał. Do tego czekoladę piwem się popijało także ten no wiadomo
08.05 śr
10.87km; 49.38 + kilka przyspieszeń w trakcie
t.4.34/km
HR 136bpm
Spokojna wyprawa na Barbarkę przez las po mojej standardowej trasie. Takie luźne przyspieszenia, zupełnie bez dystansu czasu, tak aby czuć, że biegnę ładnie, szybko ale swobodnie.
12.05 nd
BIEG RYCERSKI ŚWIECIE 10km
Startowałem tutaj w 2017 roku i miałem miłe wspomnienia. Do biura zawodów, zlokalizowanego w zamku krzyżackim przy ujściu Wdy do Wisły, dotarłem około 9.40 (start był o 11.00) i bezproblemowo odebrałem pakiet startowy, w którym właściwie niewiele było. Bieg zaliczany był do GP Województwa Kujawsko-Pomorskiego, stąd na starcie pojawiło się wielu dobrych lokalnych biegaczy. Bieg także słynie z kapitalnych pierogów będących posiłkiem tuż po biegu. Spotkałem też wielu znajomych, zresztą jak zwykle w okolicy, choć do Świecia mam około 50km z Torunia.
Po standardowej rozgrzewce ustawiłem się gdzieś w 2-3 rzędzie i ruszyliśmy do biegu. Tak po 200m szybko licząc, byłem gdzieś na 30 pozycji (bieg ukończyło 815 osób). Dzięki zegarkowi nauczyłem się, aby nie szarpać na początku. Zerkałem na jego tarczę i widząc 3.30po prostu biegłem swoje. Na początku do pokonania jest mała pętla (około 2.5km), z której od około 0.5km do 1.5km jest także naszym ostatnim kilometrem na tych zawodach. Biegłem ramię w ramię ze znajomym, z którym współpracowałem podczas RunToruń. Przed zawodami zapytał na ile biegnę? Odpowiedziałem, że pewnie 36.XX. Michał stwierdził, że będzie biegł ze mną na początku. Wyczułem, że chce lecieć nieco szybciej. Skoro 2 tygodnie temu startując dzień po dniu, trzymał się mnie aż do 8 km, to będąc wypoczętym powinien mnie zostawić. Dodatkowo plany od ponad roku rozpisuje mu Przemysław Dąbrowski.
Pierwszy km pokonaliśmy w 3.33,7. Kawałek dalej Michał szybko podbiegł do poprzedzającej nas grupki. Szarpnął bardzo mocno, nawet nie próbowałem tego, co on. Drugi km w 3.33. Pomyślałem, że szybko, fajnie, może będzie z tego dobry wynik. Wiedziałem że kolejne kilometry aż do nawrotki będą pod wiatr, ale potem już z wiatrem w plecy. Po trzech kilometrach wszyscy z mojej grupki mocno osłabli. Pomyślałem wtedy, że mogłem zabrać się z Michałem. Teraz marzyłem, aby dociągnąć do jego grupki. Oj strasznie piłowałem pod wiatr. Odrobienie 30 metrów zajęło mi może 800m, może kilometr. Marzyłem, aby odpocząć na tyle grupy. Widziałem na zegarku, że tempo waha się w granicy 3.50-3.55. Cóż za bardzo nie miałem sił, aby dać zmianę, bo chwilę wcześniej goniłem sam pod wiatr.
5km zegarek pokazał w 18.17. Michał wydusił z siebie, że ma już zgon, a wyprzedzał nas kolejny zawodnik, z którym zaraz się zabrałem (6km w 3.43). Do tego organizatorzy źle ustawili agrafkę. Zegarek pokazał o 100m za daleko (w dwie strony to już 200m). Można byłoby to zwalić na GPS itp., ale to można baaardzo prosto wyliczyć w dwie minuty:
*2017r, czas moich 5km: 19.01 (tempo 3.48/km); czas na nawrotce: 22.22
228s-----1000m
201s-----x --->x=881m Nawrotka ustawiona na ~5.881km. Jedyne założenie, to takie, że kilometr pokonuję równo w 3.48 (228s), a skoro pobiegłem wówczas 19.01+19.01 (co było moim ówczesnym rekordem życiowym, to mam prawo tak myśleć, nawet odchył o kilka sekund dałby marginalny błąd).
*2019r, czas moich 5km: 18.17; czas na nawrotce: 21.59. Jako, że 6 km pokonałem w 3.43 (czyli 1s za nawrotem), to agrafka ustawiona była ~5.995m.
Przepraszam, może to dla kogoś mało istotne, ale mnie takie bardzo proste błędy mocno irytują.
Na nawrocie byłem na 14 pozycji. Raczej z małymi szansami na poprawę więcej niż o 1 miejsce (cóż no kolegę do którego się podczepiłem, chciałem jednak wyprzedzić ).
Z wiatrem w plecy tempo od razu wzrosło. Kolejno 3.39 i 3.36. W sumie to odżyłem i to ja zacząłem nadawać tempo. Zbliżyliśmy się do dwójki zawodników. Gdzieś tak w okolicy 8.5km stwierdziłem, że można spróbować zaatakować i przyspieszyłem. Miałem w głowie trening jaki wykonałem przed maratonem (5*2km po około 3.30-3.33). Stwierdziłem, że cokolwiek by się działo to dowiozę to tempo. Dziewiąty kilometr wchodzi w 3.29,8 (te 0.2 naprawdę miało dla mnie znaczenie). Zamarzyłem sobie, aby dogonić kolejnego zawodnika. Był dosyć daleko, ale z pianą w pysku zbliżam się do niego. Czuję, że biegnę szybciej. Może 300m przed metą mijam go. Zaraz zegarek pokazuje mi, że 10km przebiegłem w ...3.12,4. Kurcze szybko, bardzo szybko. Docisnąłem jeszcze śrubę, bo na horyzoncie pojawił się jeszcze ktoś. Ku mojemu zdziwieniu, zawodnik ten odwrócił się, machnął ręką krzycząc "wyprzedzaj, masz moc). Ostatnie 250m już w tempie 2.50-3.00. Na mecie odebrałem medal i odcinka. Kompletna odcinka. Okazało się, że jeszcze na tych dwustu metrach wyszło 7s przewagi. A czas ...no cóż czas oficjalny to 36.37. Przy tempie 3.36/km nadprogramowe 250 metrów to 54s więc w granicach życiówki. Nie byłem zły. To był bardzo dobry bieg i dałem z siebie absolutnie wszystko. Na piątym kilometrze przecież tempo 3.50-3.55 był dla mnie dużym wysiłkiem, a tu potem takie odrodzenie.
Trasa jest płaska. Na 2km za zamkiem jest lekki zbieg i lekki podbieg, a tak płasko jak na stole. Na pewno na minus jest fakt, że znaczna część jest wystawiona na wiatr.
10,25km 36.37
Open 9/815
M30-6
Najszybszy (ostatni) km 3.06,8
Najszybsza mila z Garmina 5.11,6
Na podium w kategorii stanął mój znajomy z 7 miejsca. Ten z 8 (też znajomy) już nie. Obydwaj trenują, trenowali przez lata pod okiem trenerów, biegając jeszcze nie tak dawno 32.XX. Póki co, nie było już kogo wyprzedzić. Czas na spokojny trening teraz, a jak będzie uczciwa praca, to i będą wyniki.
Na dobicie tego dnia jeszcze mecz piłkarski do sędziowania, a dzień później kolejny.
13.05 pon
7km, w tym 1000m -2.50,8 - nowy rekord życiowy
Podczas zajęć BBL przeprowadzany był test na 1000m. Po solidnym rozciąganiu udało się nabiegać fajny wynik mimo nieprzyjemnego wiatru. W sumie trochę za szybko zacząłem (200m w 31-32s; 400m 1.05-1.06). Do tego nogi ciężkawe, po zawodach, sędziowaniu, pracy fizycznej w magazynie, ale jakoś poszło - poprawa o 3.6s.
Pierwszy zawodnik uzyskał 2.46, a trzeci 3.06. Zastanawiam się jak szybko otworzył zwycięzca, skoro po 200m miałem już do niego dużą stratę
10,03km, w tym 6x200m/200tr + 6x100m/100tr
Dwusetki swobodnie ~33-35s, a setki może minimalnie szybciej.
Jak to po majówce i po bardzo intensywnym weekendzie nie czułem się lekko. Bardzo dużo pracy, do tego sędziowanie, starty. Nie ma czasu na normalny trening, bo bym fizycznie nie wytrzymał. Do tego czekoladę piwem się popijało także ten no wiadomo
08.05 śr
10.87km; 49.38 + kilka przyspieszeń w trakcie
t.4.34/km
HR 136bpm
Spokojna wyprawa na Barbarkę przez las po mojej standardowej trasie. Takie luźne przyspieszenia, zupełnie bez dystansu czasu, tak aby czuć, że biegnę ładnie, szybko ale swobodnie.
12.05 nd
BIEG RYCERSKI ŚWIECIE 10km
Startowałem tutaj w 2017 roku i miałem miłe wspomnienia. Do biura zawodów, zlokalizowanego w zamku krzyżackim przy ujściu Wdy do Wisły, dotarłem około 9.40 (start był o 11.00) i bezproblemowo odebrałem pakiet startowy, w którym właściwie niewiele było. Bieg zaliczany był do GP Województwa Kujawsko-Pomorskiego, stąd na starcie pojawiło się wielu dobrych lokalnych biegaczy. Bieg także słynie z kapitalnych pierogów będących posiłkiem tuż po biegu. Spotkałem też wielu znajomych, zresztą jak zwykle w okolicy, choć do Świecia mam około 50km z Torunia.
Po standardowej rozgrzewce ustawiłem się gdzieś w 2-3 rzędzie i ruszyliśmy do biegu. Tak po 200m szybko licząc, byłem gdzieś na 30 pozycji (bieg ukończyło 815 osób). Dzięki zegarkowi nauczyłem się, aby nie szarpać na początku. Zerkałem na jego tarczę i widząc 3.30po prostu biegłem swoje. Na początku do pokonania jest mała pętla (około 2.5km), z której od około 0.5km do 1.5km jest także naszym ostatnim kilometrem na tych zawodach. Biegłem ramię w ramię ze znajomym, z którym współpracowałem podczas RunToruń. Przed zawodami zapytał na ile biegnę? Odpowiedziałem, że pewnie 36.XX. Michał stwierdził, że będzie biegł ze mną na początku. Wyczułem, że chce lecieć nieco szybciej. Skoro 2 tygodnie temu startując dzień po dniu, trzymał się mnie aż do 8 km, to będąc wypoczętym powinien mnie zostawić. Dodatkowo plany od ponad roku rozpisuje mu Przemysław Dąbrowski.
Pierwszy km pokonaliśmy w 3.33,7. Kawałek dalej Michał szybko podbiegł do poprzedzającej nas grupki. Szarpnął bardzo mocno, nawet nie próbowałem tego, co on. Drugi km w 3.33. Pomyślałem, że szybko, fajnie, może będzie z tego dobry wynik. Wiedziałem że kolejne kilometry aż do nawrotki będą pod wiatr, ale potem już z wiatrem w plecy. Po trzech kilometrach wszyscy z mojej grupki mocno osłabli. Pomyślałem wtedy, że mogłem zabrać się z Michałem. Teraz marzyłem, aby dociągnąć do jego grupki. Oj strasznie piłowałem pod wiatr. Odrobienie 30 metrów zajęło mi może 800m, może kilometr. Marzyłem, aby odpocząć na tyle grupy. Widziałem na zegarku, że tempo waha się w granicy 3.50-3.55. Cóż za bardzo nie miałem sił, aby dać zmianę, bo chwilę wcześniej goniłem sam pod wiatr.
5km zegarek pokazał w 18.17. Michał wydusił z siebie, że ma już zgon, a wyprzedzał nas kolejny zawodnik, z którym zaraz się zabrałem (6km w 3.43). Do tego organizatorzy źle ustawili agrafkę. Zegarek pokazał o 100m za daleko (w dwie strony to już 200m). Można byłoby to zwalić na GPS itp., ale to można baaardzo prosto wyliczyć w dwie minuty:
*2017r, czas moich 5km: 19.01 (tempo 3.48/km); czas na nawrotce: 22.22
228s-----1000m
201s-----x --->x=881m Nawrotka ustawiona na ~5.881km. Jedyne założenie, to takie, że kilometr pokonuję równo w 3.48 (228s), a skoro pobiegłem wówczas 19.01+19.01 (co było moim ówczesnym rekordem życiowym, to mam prawo tak myśleć, nawet odchył o kilka sekund dałby marginalny błąd).
*2019r, czas moich 5km: 18.17; czas na nawrotce: 21.59. Jako, że 6 km pokonałem w 3.43 (czyli 1s za nawrotem), to agrafka ustawiona była ~5.995m.
Przepraszam, może to dla kogoś mało istotne, ale mnie takie bardzo proste błędy mocno irytują.
Na nawrocie byłem na 14 pozycji. Raczej z małymi szansami na poprawę więcej niż o 1 miejsce (cóż no kolegę do którego się podczepiłem, chciałem jednak wyprzedzić ).
Z wiatrem w plecy tempo od razu wzrosło. Kolejno 3.39 i 3.36. W sumie to odżyłem i to ja zacząłem nadawać tempo. Zbliżyliśmy się do dwójki zawodników. Gdzieś tak w okolicy 8.5km stwierdziłem, że można spróbować zaatakować i przyspieszyłem. Miałem w głowie trening jaki wykonałem przed maratonem (5*2km po około 3.30-3.33). Stwierdziłem, że cokolwiek by się działo to dowiozę to tempo. Dziewiąty kilometr wchodzi w 3.29,8 (te 0.2 naprawdę miało dla mnie znaczenie). Zamarzyłem sobie, aby dogonić kolejnego zawodnika. Był dosyć daleko, ale z pianą w pysku zbliżam się do niego. Czuję, że biegnę szybciej. Może 300m przed metą mijam go. Zaraz zegarek pokazuje mi, że 10km przebiegłem w ...3.12,4. Kurcze szybko, bardzo szybko. Docisnąłem jeszcze śrubę, bo na horyzoncie pojawił się jeszcze ktoś. Ku mojemu zdziwieniu, zawodnik ten odwrócił się, machnął ręką krzycząc "wyprzedzaj, masz moc). Ostatnie 250m już w tempie 2.50-3.00. Na mecie odebrałem medal i odcinka. Kompletna odcinka. Okazało się, że jeszcze na tych dwustu metrach wyszło 7s przewagi. A czas ...no cóż czas oficjalny to 36.37. Przy tempie 3.36/km nadprogramowe 250 metrów to 54s więc w granicach życiówki. Nie byłem zły. To był bardzo dobry bieg i dałem z siebie absolutnie wszystko. Na piątym kilometrze przecież tempo 3.50-3.55 był dla mnie dużym wysiłkiem, a tu potem takie odrodzenie.
Trasa jest płaska. Na 2km za zamkiem jest lekki zbieg i lekki podbieg, a tak płasko jak na stole. Na pewno na minus jest fakt, że znaczna część jest wystawiona na wiatr.
10,25km 36.37
Open 9/815
M30-6
Najszybszy (ostatni) km 3.06,8
Najszybsza mila z Garmina 5.11,6
Na podium w kategorii stanął mój znajomy z 7 miejsca. Ten z 8 (też znajomy) już nie. Obydwaj trenują, trenowali przez lata pod okiem trenerów, biegając jeszcze nie tak dawno 32.XX. Póki co, nie było już kogo wyprzedzić. Czas na spokojny trening teraz, a jak będzie uczciwa praca, to i będą wyniki.
Na dobicie tego dnia jeszcze mecz piłkarski do sędziowania, a dzień później kolejny.
13.05 pon
7km, w tym 1000m -2.50,8 - nowy rekord życiowy
Podczas zajęć BBL przeprowadzany był test na 1000m. Po solidnym rozciąganiu udało się nabiegać fajny wynik mimo nieprzyjemnego wiatru. W sumie trochę za szybko zacząłem (200m w 31-32s; 400m 1.05-1.06). Do tego nogi ciężkawe, po zawodach, sędziowaniu, pracy fizycznej w magazynie, ale jakoś poszło - poprawa o 3.6s.
Pierwszy zawodnik uzyskał 2.46, a trzeci 3.06. Zastanawiam się jak szybko otworzył zwycięzca, skoro po 200m miałem już do niego dużą stratę
5k-16.38 (Toruń 12.05.24) 10k -34.47 (Grudziądz 30.09.23) HM-1.19.58(W-wek 8.10.23) M-2.47.32(Łódź 2023)
Blog: [url]viewtopic.php?f=27&t=56594[/url]
Komentarze: [url]viewtopic.php?f=28&t=56591&start=0[/url]
Blog: [url]viewtopic.php?f=27&t=56594[/url]
Komentarze: [url]viewtopic.php?f=28&t=56591&start=0[/url]