
Jestem tutaj nowym użytkownikiem i chciałbym podzielić się z wami swoimi wątpliwościami związanymi z tym groźnie brzmiącym tematem oraz poradzić bardziej doświadczonych ode mnie.
Nie jestem jakimś wybitnym biegaczem, ale biegam regularnie od prawie 5 lat. Treningi biegowe przeplatam basenem, jogą, ćwiczeniami ogólnorozwojowymi itp. Ulubiony dystans to 5 km, od czasu do czasu startuje w zawodach na 10 km.
I właśnie te 10-tki są moja zmorą:)
Pierwszy przypadek omdlenia to sierpień 2016 roku, Bieg Fabrykanta w Łodzi. Przygotowanie do biegu oceniam na dobre. Sama trasa niezbyt wymagająca, ale dała się we znaki pogoda (ok. 25 stopni w cieniu, trasa mało zacieniona). Na półmetku zabrakło kubeczków do wody, tak więc biegłem bez nawodnienia. Skończyło się padnięciem na 8 km. Krótki pobyt w szpitalu i diagnoza: przemijające ostre zapalenie mięśnia sercowego w wyniku odwodnienia i częstoskurczu nadkomorowego.
Podczas pobytu w szpitalu zrobili EKG, echo – nic nie wyszło. Po wypadku byłem kilka razy na EKG, założyli mi też Holtera – nic nie wykazało. Kardiolodzy zalecili przybranie masy mięśniowej (jestem dość szczupły, na tamten moment przy 183 cm ważyłem ok. 66 kg).
Po około miesiącu wróciłem do luźnych treningów, ale tak naprawdę dopiero po 4 miesiącach wszedłem na pełne obroty.
Wkrótce pobiłem PB na 5 i 10 km, biegałem w różnych warunkach, forma rosła i taka sytuacja się nie powtórzyła.
Do czasu:)
Ten grudniowy bieg miał być początkiem przygotowań do półmaratonu pod koniec marca tego roku. 10,5 km trailowej trasy, sporo wymagających podbiegów - liczyłem na to, że pokaże mi moje obecne wytrenowanie i będzie dobrym wprowadzeniem do dłuższych wybiegań. Niestety przez 2 tygodnie mało się ruszałem, miałem problem z zatokami, który wyleczyłem ok. tydzień przed biegiem. Dodatkowo 2 dni przed startem miałem imprezę, na której byłem do późna + wypiłem trochę alkoholu – co wpłynęło na dzień przedstartowy z niewyspaniem i niedoborem kalorycznym (jestem osobą raczej stroniącą od picia).
Wracając do biegu, zacząłem trochę za mocno, ale przez pierwsze 6/7 km czułem się bardzo dobrze. Na półmetku woda (może trochę za mało, biorąc dodatkowo pod uwagę fakt, że ubrałem się za grubo jak na panujące warunki + czułem, że mocno się pocę). Około 8 km zacząłem czuć, że biegnę zbyt szybko + ciągłe uczucie przegrzania, odpuściłem swoich zająców, zacząłem nawet iść przez dłuższy czas. Ale przy jednym z ostatnich zbiegów znowu ruszyłem i to był błąd. Około 200 m przed metą straciłem przytomność na kilka minut (ale udało mi się w momencie chwilowego ocknięcia zadzwonić do bliskich i powiadomić ich o wypadku). Ocknąłem się po raz kolejny w karetce, ratownicy stwierdzili tachykardię (tętno ok. 110). Od tego momentu pamiętam wszystko, szybko stanąłem na nogi ale zostałem w szpitalu na wszystkie badania. Próby wykrycia ponownie zapalenia mięśnia sercowego (EKG, echo, USG brzucha, rezonans magnetyczny serca z kontrastem) wypadły negatywnie. Poddano mnie też zabiegowi elektrofizjologicznemu EPS, który również nie wykrył żadnej arytmii. Jedynie badania krwi wykazały podwyższone 2 parametry wątrobowe (jestem w trakcie ustalania terminu badania kontrolnego). Generalnie – serce ok, pani doktor prowadząca zawyrokowała przeciążenie organizmu podczas biegu.
Od tego momentu regularnie mierzę ciśnienie – zawsze poniżej 120/80, tętno spoczynkowe ok. 70. Nie miałem możliwości kontrolować tętna podczas biegu.
Co o tym sądzicie? Czy takie zasłabnięcia to efekt mojej nieodpowiedzialności i nieodpowiedniego przygotowania do wysiłku, czy jednak problem może leżeć po stronie zdrowotnej? Nie ukrywam, że powstaje u mnie pewna bariera psychiczna, która każe mi się zastanawiać nad sensem dalszego biegania. Jak uchronić się przed taką sytuacją w przyszłości? Nie chcę rezygnować z treningów (mając w planach kolejne zawody na 5, 10 km i wspomniany wcześniej półmaraton), ale zdanie rodziny jest dla mnie również ważne, a ta jest przerażona sytuacją i nie chce słyszeć o powrocie do biegania.
Będę wdzięczny za każdy komentarz:)