STOP
Śledzę na bieżąco wasze wpisy z treningów, zawodów. Miło się czyta jak wpadają wam nowe życiówki po solidnie przepracowanych treningach - super sprawa. Jednak co jakiś czas ja też potrzebuję waszej atencji na forum

, nawet jeśli w moim wykonaniu od dłuższego czasu (z przerwami) jest to bieganie w teorii - stąd zmiana nazwy blogu - biegacz teoretyczny.
Już tak bardziej serio to chciałbym wrzucać co jakiś czas rzeczy związane z moim powrotem, może jakieś własne przemyślenia na temat biegania. Kto wie, a może uda mi się coś sensownego spłodzić ? Nie ukrywam, że "dzięki" moim urazom zaczynam się interesować coraz bardziej rzeczami związanymi z treningiem uzupełniającym - żałować można, że nie zainteresowałem się tym tematem zanim zacząłem bawić się w amatorski trening biegowy (nie mylić z amatorskim pobiegiwaniem). Możliwe, że bo uniknąłbym aktualnych problemów...
Gdybać jednak można. Mijają dwa tygodnie od małego, bo małego, ale jednak naderwania ścięgna achillesa. Naderwanego w głupi sposób - znowu gdybanie... Może uniknąłbym go gdybym pierwsze 2-3km treningu zaczął od biegu w wolniejszym tempie (od rozgrzewki), a dopiero później przeszedł do mocniejszego tempa. Rozgrzewka przed częścią główną była u mnie standardem na tempach poniżej powiedzmy 4'00'' - 4'05'' ... Pamiętając o moich wcześniejszych problemach (które były w trakcie leczenia) z piszczelami i bólem w prawej stopie, to rozgrzewka powinna być musem... Łydki choć małe, to podobno miałem sprawne, aż tu na 11km treningu ciach lekkie ukucie.
Aktualny stan rzeczy jest taki, że powiedzmy od tygodnia normalnie chodzę, co jest sporym postępem, bo pierwsze 2-3 dni to były mocno średnie. Od tygodnia codziennie chodzę na krio miejscowe, ultradźwięki, może dorzucę do tego falę uderzeniową, zobaczymy. Przynajmniej do końca przyszłego tygodnia moja aktywność ogranicza się do basenu (pływam z deską między nogami, by nie machać nogami), naprzemiennie wykonuję trening siłowy w domu (głównie core) oraz rolowanie (wszystko od kolan w górę) wraz z rozciąganiem. Sędziowanie ograniczyłem do halówki (czyli tam gdzie jest małe pole gry i da się rozgwizdać bez biegania i obciążania nogi). Póki co priorytetem jest doprowadzenie się do takiego stanu, w którym bez przeszkód będę mógł realizować trening stabilizacji - powrót do ćwiczeń z przed kontuzji achillesa, którymi doprowadzałem się do ładu po małych przejściach związanych z bólami piszczeli i prawej stopy.
W dalszej kolejności liczę, że w okolicach 6-7.04 lub 13-14.04 wrócę do sędziowania (w roli asystenta). Aktualnie mam załączoną blokadę w głowie przed jakimkolwiek szybszym ruchem od marszu (nie potrafiłbym i nie chcę zmuszać się do najwolniejszego truchtu, bo się boję), dlatego też na ten moment o jakimkolwiek sędziowaniu na dworze nie ma mowy... Lubię to, sędziowanie sobie fajnie poukładałem po zeszłorocznych złościach (wróciła radość z otrzymywania jobów na meczach

), ale najmniejszy zryw, mała nierówność może mnie doprowadzić do gorszego stanu niż ten w którym znajduję się aktualnie. Bo na ten moment to jest to tylko małe, liche naderwanie - chodzę normalnie, funkcjonuję normalnie. Jest w miarę. Przez głupotę i chęć zbyt szybkiego powrotu (ostatnimi czasy sporo głupot narobiłem) można się doprowadzić do gorszego stanu.
O ćwiczenia uzupełniające może kiedyś bardziej zahaczę, dzisiaj generalnie piszę o wszystkim, więc możliwe, że odbiór tego tekstu, będzie na zasadzie, że gość pisze "lelum polelum" i to bez składni

Niemniej jednak parę wątków chciałbym jeszcze zahaczyć, dla siebie i dla was (jeśli znajdą się odbiorcy tego postu

). Sam powrót do aktywności w formie truchtu, to jedno, ale obawiam się, że jeśli już powiedzmy w jakiś sposób wrócę, to i tak problemy wrócą. Co i jak dokładnie to nie chcę rozpisywać, nie jestem specjalnie obcykany w pewnych tematach, dlatego też piszę prostym językiem, bo się po prostu na pewnych rzeczach nie znam i nie chcę wciskać kitu, ale wielce prawdopodobne że moje wcześniejsze problemy (nie wiem czy aktualne) wynikają z techniki biegu. Lekka szpotawość, dociążanie zewnętrznej strony stopy podczas biegu w fazie lądowania (tyczy się to prawej stopy)... Chodzi mi po głowie, by udać się w miejsce gdzie zrobią mi porządne badanie stóp - możliwe, że konieczny będzie zakup wkładek i dalsza praca z fizjo.
Wybiegając już całkiem dalej - treningi... Zawody.
Zaczynając bieganie, a zaczynałem w zabawny sposób. Tak jak nie powinien zaczynać amator (półmaratony, górski maraton w upale, maraton), biegałem czysto dla biegania, dla czystej rekreacji, jeśli taką można nazwać pizganie maratonu bez przygotowania. Bez żadnej napinki na wynik, biegałem wtedy jak się domyślacie pewnie, sporo poniżej możliwości. Kiedy jednak zauważyłem, że coś tam powiedzmy biegam, bez szału, bo bez szału, ale biegam, to zaczynałem zwracać uwagę na wyniki. Walka o wyniki, o nowe "życiówki" jest spoko. No jest. Dobrze jest widzieć, że czas poświęcony na męczący trening procentuje, że robisz postępy, że stajesz się coraz lepszy, jednak nam amatorom powinno chyba bardziej zależeć na sprawności, a później na wynikach. Co z tego, że uda mi się fajnie przepracować jakiś okres czasu, zrobić z dwa, trzy wystrzały formy na zawodach w roku, by później przez kiepskie podstawy (a fundamentem są ... stópki) wracać do punktu wyjścia, czy tam dużo niższej formy. Odpukać - jeśli nic mi się nie przydarzy teraz podczas powrotu - Na spokojnie będę realizować swoje, to może uda mi się zrobić takie podstawy, tak się obudować, że robiąc teraz spory krok, a nawet kilka kroków w tył, za jakiś czas pójdę kilkanaście kroków, ale w przód. Wszystko jednak z głową, tak by bawić się w rekreację ruchową do 50tki czy nawet dłużej, a nie skończyć zabawę w bycie "sportowcem" przez małe "s" zanim dobiję do 30stki. To by nie było fajne.
Moja pazerność na wyniki jest spora - niestety. Ominęły mnie ostatnio trzy starty. Kontrolne, bo kontrolne, ale ominęły. Ominęła mnie Recordowa Maniacka na 10km, ominął mnie Wroactiv, ominął mnie dzisiejszy Półmaraton w Lesznie... Z bólem przyszło mi wysyłać maila z rezygnacją do organizatorów Nocnego Wrocław Półmaratonu - tym bardziej, że jest to bieg który bardzo lubię, który mimo że jest masówką, ma wg mnie swój fajny niepowtarzalny klimat. Umiejętność rezygnacji ze startu jest dla mnie dowodem na to, że chyba pomału mądrzeje. W życiu jeszcze się nabiegam, przynajmniej mam zamiar jeszcze długo i daaaaleko pobiegać. Poza tym chcę jeszcze nacieszyć się sędziowaniem, bo nie wiem jak się moje sprawy poukładają i ile mi jeszcze sędziowania zostało - może okazać się, że będzie to ostatnia runda i czeka mnie dłuższe urlopowanie, a może uda się tak, że będę sędziować jeszcze długo i będę się piąć w górę, oby. W każdym bądź razie z zawodami powiedziałem sobie póki co STOP.
W ogóle to zapomniałbym dodać, że jestem niepraktykującym instruktorem fitness i żeby zacząć praktykować dancingi na stepach itd. to przydałoby się mieć sprawne nogi...
Zawody zawodami. Trening, treningiem. Na dzień dzisiaj, jeśli wrócę do truchtania, do sędziowania, do pierwszego biegania po przerwie - chcę przez jakiś czas ukierunkowywać się na biegi na dystansie 1500m-5km. Z tego maksymalnie startować przez jakiś czas w zawodach do 10km. Na amatorskim poziomie myślę, że byłbym w stanie dobrze przygotować się do takich dystansów z kilometrażu rzędu 50-60km włącznie z sędziowaniem. Nie wiem jak pizganie szybkościowych odcinków na bieżni przekłada się na obciążenie aparatu ruchu, ale myślę że jest to obciążenie znacznie mniejsze niż latanie kilometrów i klepanie progów na asfalcie pod półmaraton czy więcej... Dodatkowo moja rezerwa na prędkości, ajć...
Kończąc wątek... Waga mi idzie w górę. Ważę 65kg. Może j...nę te bieganie i zostanę kulturystą...
