Zgadzam sie z Pawłem że obyczaj oblewania woda jest "bardzo ludowy" i ja z niechęcią wychodzę wtedy. Ze zgrozą oglądam to co pokazuje TV po "Dyngusie".
Biegłam w niedzielę. Było pusto, trochę za ciepło i wiał silny wiatr, ale biegło się przyjemnie z męską asystą na rowerze :) .
Dziś na trasę wybiegł mój wczorajszy asystent zabierając plastikowe jajko-sikawkę. Oblał (raczej opryskał paroma kroplami dla każdego) ok. 20 osób. Wszyscy się uśmiechali, gdy uprzedzał że bedzie lał. W lesie para na rowerach, gdy wracał odwdzięczyła mu się laniem (równie symbolicznym) wodą z bidonu. Było goraco i asystent liczył na wiecej chłodzenia, ale prawie nikt nie lał.
Większe ekipy dzieciaków biegały wcześniej po osiedlu na którym mieszkamy i miały takie małe sikawki. Widziałam tylko jednego chłopaka z pustym wiaderkiem. Chyba mieszkamy w spokojnym miejscu gdzie kończą się "ludowe zwyczaje". I bardzo dobrze, bo może za rok też się przebiegnę w Śmigusa.
Ciekawe jak poszło Joy?