"Victory"
Nadszedł TEN dzień. Dzisiaj jedziemy do Poznania na Bieg Niepodległości. Czy dam radę?
Wyruszamy parę minut po 7.00. Zimno, a czym bliżej Poznania, tym jeszcze zimniej. Docieramy na miejsce i ... nie możemy znaleźć miejsca do zaparkowania. Wszędzie aut na ścisk. Dwa razy objeżdżamy centrum zaliczając przy okazji cukiernię w której wcześniej zamówiliśmy Rogale Świetomarcińskie. Wreszcie znajdujemy jakąś lukę na parkingu przy centrum handlowym. Zrobiło się późno a jeszcze musimy dobiec do depozytu i stawić się na linię startu. Idziemy z tłumem, ale nikt z nas nie ma pojęcia jak depozyt znaleźć. Pytamy policjanta. Fajnie, dzisiaj pilnują nas panowie wyżsi rangą, pewnie reszta na L4
Jest, mamy. Torby zostawione, teraz pędem do swojej strefy. Ja startuję z ostatniej, czyli z siódmej. To strefa dla debiutantów.
Jest 7 stref, każda odpowiada jednemu powstaniu.
Zostały mi 3 minuty do 10.50. Nie zdążę, pewnie zamkną strefę i mnie do niej już nie wpuszczą, ale porażka, nie pobiegłam jeszcze a już odpadnę. Znajomi mnie uspokajają, że damy radę.
Koleżanki postanowiły, że mimo tego, że mają wcześniejsze strefy, to jednak pobiegną ze mną.
Szukamy wejścia ze swoją przyznana literką... Jest A, B,C, D i ....wpadamy na płot. No nic, spróbujemy wejść do obojętnie jakiej (dalszej) strefy i przepchnąć się maksymalnie do tyłu dopóki jeszcze nikt nie ruszył lub poczekać na swój start. I to niestety nie było możliwe, stanęłyśmy w bramce. Za nami jeszcze mnóstwo ludzi tak samo zdesperowanych jak my.
Najpierw rozgrzewka. Jakaś panienka pokazuje ćwiczenia. Ręce w górę, ręce w dół, teraz trucht w miejscu i przysiad ... tiaaa, chyba raczej sąsiadowi z tyłu na kolana, bo taki ścisk, że inaczej się nie da. Dobra, odbębnione.
Po chwili zabrzmiał Mazurek Dąbrowskiego. Niesamowita atmosfera.
Zaczynają się starty poszczególnych stref.
Nagle tłum stojący z tyłu wepchnął mnie do środka i ... jej, już biegnę. Miało być inaczej. No trudno, muszę dać sobie radę.
Kiedy przebiegałam przez start, rozbrzmiewały "Rydwany ognia". Rozkleiłam się, aż zaparło mi dech w piersiach, nie dało się ukryć wzruszenia.
Jeszcze rok temu do głowy by mi nie przyszło, że kiedykolwiek będę w stanie wziąć udział w jakimś biegu i to jako uczestnik a nie widz.
Teraz lecę i jestem częścią tego wydarzenia.
Mijamy wielu kibiców. Jakie to sympatyczne, przyszli z transparentami, instrumentami, klaszczą, skandują. Dalej zespoły muzyczne rozciągnięte na trasie. Świetnie grają, rytm pomaga biec.
Dziewczyny od początku wzięły mnie w środek, biegnę między nimi. Jest mi łatwiej w ten sposób. Z jednej strony trzymają moje tempo, z drugiej troszeczkę ciągną do przodu. Jedna z nich zapytała jaka jest moja życiówka. Mówię, że raz udało mi się pobiec 01:06:00, ale to tylko jeden raz a przeciętnie biegam 01:10:00
Stwierdziła, że w takim razie, zrobię dzisiaj nową życiówkę. Pomyślałam, że to szalony pomysł, ale może się uda?
Wtem mija nas jakiś gościu, który biegnie i żongluje trzema piłeczkami. Można? Można !!!
Po chwili jakiś pan wyglądający na bezdomnego zaczyna śpiewać jedną z piosenek patriotycznych. Wszyscy biegacze, którzy znaleźli się w jego pobliżu podłapują słowa i dalej śpiewamy już razem.
Pogoda nam sprzyja, pięknie świeci słońce. Całe szczęście, że w ostatniej chwili postanowiłam biec w samym krótkim rękawku.
Przebiegam kolejne kilometry. Gdy mijałam flagę z cyfrą 7, wiedziałam już, że dam radę, dobiegnę do końca.
Wbiegamy na ostatnią prostą. Już widzę metę, jeszcze tylko kawałeczek i ... JEEEESSSSSTTTTT !!!!
Udało się, poradziłam sobie. Przebiegłam przez metę niesamowicie szczęśliwa. Pierwsza w życiu dziesiątka jest moja. Jaki czas?
Czy to ważne? Najważniejsze, że dałam radę. Teraz jeszcze 500 metrowy spacer po medal. Mam nadzieję, że w tym roku nie pokradną, jak to bywało wcześniej.
Nagle trasa zostaje podzielona na malutkie sektory w których powstają pojedyncze kolejeczki. Zanim wejdzie się w taką strefę, porządkowy stawia markerem znak na numerze startowym. Bardzo dobrze, nikt dwa razy nie weźmie medalu czy rogala. Tak, tak, na mecie czekał na nas medal pozłacany 24 karatowym złotem, wielki Rogal Świętomarciński i butelka wody.
Teraz tylko do depozytu i do domu.
Droga powrotna była długa, ponieważ najpierw nie mogliśmy przecisnąć się przez tłumy ludzi a później przez korki. Co za dzień !!!
Niesamowity !!!
Taki Bieg odbywać się może jedynie raz na 100 lat, więc jestem częścią historii, a na dodatek to był mój debiut.
Patrzę na podsumowanie z zegarka, ale nie wierzę mu zbytnio. Poczekam do oficjalnych wyników.
Wreszcie przyszły
Czas: 01:04:13
Nie byłam ostatnia. Za mną biegło jeszcze około 6,5 tys osób.
Udało się
