Jacek, rekreacyjnie: tenis stołowy i bieganie
Moderator: infernal
- jacekww
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 2333
- Rejestracja: 08 wrz 2015, 14:56
- Życiówka na 10k: 38:27
- Życiówka w maratonie: 3:53:44
- Lokalizacja: Łódź
Rozbieganie po wczorajszych zawodach, 11km tempo 5:40.
Start o 16-tej, dobrze bo do południa padało i wyjazd byłby mało udany, temperatura gdzieś 18 stopni, całkiem przyjemnie. Ustawiłem się dość blisko, jednak tego nie widziałem.
Też mi start nie poszedł perfekcyjnie bo za lekko załączyłem zegarek, zorientowałem się jakieś 10 sekund po. Pierwszy kilometr to skalowanie tempa, znowu biegnę koło Wandy Panfil, ktoś ją pyta czy dziś łamie 40 minut, odpowiada coś w stylu spoko damy radę, ale wiem że biega raczej w okolicach 41, więc chop przed nią i do przodu.
Wszedł kilometr w 3:56 i szybciej nie chciałem, drugi tak samo. Mniej więcej każdy już złapał swoje tempo i zajął pozycję, widzę dziesięć metrów przed sobą sporą grupkę na oko celujących w złamanie 40 minut. Chciał bym się podczepić lecz nie gonię na siłę wiem że w swoim czasie dojdę.
Tak też się dzieje, jeszcze w międzyczasie biegacz wyglądający na prowadzącego ich krzyknął że muszą podgonić do czasu, co mnie upewniło że mają cel jak ja. Jednak gdy z każdym krokiem się zbliżałem, równocześnie z każdym krokiem ktoś odpadał, jak zrównałem się z liderem to w zasadzie biegliśmy tylko w dwóch koło siebie. Trwało to nie długo, może 500m i też został za mną. Nie oglądałem się, więc nie wiem jak tam wyglądało za plecami, z przodu działo się niewiele. Od trzeciego kilometra stoczyłem samotną batalię z trasą, a ta do najlżejszych nie należała, sporo długich prostych podbiegów, oczywiście po nich były zbiegi więc nie ma co dramatyzować. Sytuacja współzawodnictwa tak się ułożyła że przez kolejne 7km, wyprzedziły mnie ze trzy osoby, ja z jedną. Każdy w innym tempie, więc pomocy żadnej, kilometry mijały, nawodniony byłem dobrze więc wody nie brałem, patrzyłem jedynie czy zbytnio nie zwalniam jeszcze bez jakieś analizy, wychodziło że trzymam się na granicy 40 minut. Zamknąłem 8km i myślę teraz wszystko się rozstrzygnie i zależy od tych dwóch, próbowałem przyspieszyć ale było to rwane, jednocześnie przy tym tętno podskoczyło.
Zmordowałem 9km, i sam byłem zmordowany, przypomniało mi się jak córka zapytała w drodze czy widzimy się po 36 minutach, mówię tak, jak staniesz na dziewiątym kilometrze i jakoś w tym czasie byłem. Wiedziałem że ostatni trzeba pobiec jeszcze szybciej, lecz nie było z czego dołożyć, do tego głowa trochę siadała i momentami chrzaniłem te sekundy. Ostatnia prosta, widzę metę, biegnę sam, mam wrażenie że jeszcze coś próbuję ugrać, ale czy coś wychodzi to już pewności nie mam, sekundy przeskakują na zegarze lecz ze zmęczenia nie specjalnie już mnie to rusza, wpadam, spuszczam głowę, ręce, burmistrz czeka z medalem, w końcu się prostuję i mi go zakłada.
Najciekawszy jest czas 39:44 = wyrównana życiówka
Miejsce open 34/434
Średnie tempo 3:58/km
Średnie tętno 170 (92%max)
Jak to ocenić nie wiem, złamane 40 minut na nie najłatwiejszej trasie po samotnym biegu, a sekunda mniej nic by tu nie zmieniła. Przepracowałem sumiennie treningowo prawie 5-cy, jednak nie było takiego momentu który byłby wystrzałem i pokazał większe możliwości. Brak przełomu i start ten to odzwierciedla, każdy lepszy wynik byłby ponad stan i realnie w to nie wierzyłem.
Startuję dalej i dążę do odległych celów.
Blog - http://bieganie.pl/forum/viewtopic.php?f=27&t=55203
Komentarze - http://bieganie.pl/forum/viewtopic.php?f=28&t=55204
Biegam swoje, co nabiegam to moje.
Komentarze - http://bieganie.pl/forum/viewtopic.php?f=28&t=55204
Biegam swoje, co nabiegam to moje.
- jacekww
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 2333
- Rejestracja: 08 wrz 2015, 14:56
- Życiówka na 10k: 38:27
- Życiówka w maratonie: 3:53:44
- Lokalizacja: Łódź
Uznałem że, wytrzymałość tempowa nie kuleje u mnie, więc zamiast dłuższych odcinków interwałowych zrobię coś pod połówkę do której zostało 18dni. Prawdziwego longa, żebym się później nie przejechał na ich braku.
Przyjąłem 21km w założeniu na tempach 16km@4:40/km + 5km@4:10/km, czyli życzeniowe T21+30" i T21.
Chęci na tag długi bieg miałem co najwyżej średnie, ale co zrobić takie hobby. Pierwsze tempo wchodziło dość dobrze, jedynie nudziło mi się i dłużyło strasznie. Odliczałem kilometry do drugiego tempa, a to już było mocne, nawet za, nie byłem w stanie go utrzymać. Pewnie na zawodach bym to wycisnął, puls jeszcze nie najwyższy, ale tu uznałem że nie mogę i już, tak musi zostać. Częściej na zegarku widziałem 4:20/km, więc już o to 4:15 musiałem się postarać.
Dopóki biegłem było ok, jak przystanąłem to ledwo już doszurałem 2km do domu.
Treningowo wykręciłem swój trzeci czas w HM - 1:35:32 (4:32/km), ale żeby to pobiec po 4:10/km
Blog - http://bieganie.pl/forum/viewtopic.php?f=27&t=55203
Komentarze - http://bieganie.pl/forum/viewtopic.php?f=28&t=55204
Biegam swoje, co nabiegam to moje.
Komentarze - http://bieganie.pl/forum/viewtopic.php?f=28&t=55204
Biegam swoje, co nabiegam to moje.
- jacekww
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 2333
- Rejestracja: 08 wrz 2015, 14:56
- Życiówka na 10k: 38:27
- Życiówka w maratonie: 3:53:44
- Lokalizacja: Łódź
Sierpień
Suma km – 196
Ilość treningów – 17
Średnia km na trening – 11,5
Średnia km na tydzień – 49
Brakło piątkowego treningu do przebicia 200km, świadomie go odpuściłem gdyż w niedzielę start na 10km, a tu trzymam się swoich przyzwyczajeń czyli 3 dni odpoczynku przed zawodami.
Suma km – 196
Ilość treningów – 17
Średnia km na trening – 11,5
Średnia km na tydzień – 49
Brakło piątkowego treningu do przebicia 200km, świadomie go odpuściłem gdyż w niedzielę start na 10km, a tu trzymam się swoich przyzwyczajeń czyli 3 dni odpoczynku przed zawodami.
Blog - http://bieganie.pl/forum/viewtopic.php?f=27&t=55203
Komentarze - http://bieganie.pl/forum/viewtopic.php?f=28&t=55204
Biegam swoje, co nabiegam to moje.
Komentarze - http://bieganie.pl/forum/viewtopic.php?f=28&t=55204
Biegam swoje, co nabiegam to moje.
- jacekww
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 2333
- Rejestracja: 08 wrz 2015, 14:56
- Życiówka na 10k: 38:27
- Życiówka w maratonie: 3:53:44
- Lokalizacja: Łódź
Dziś rozbieganie z żoną, ciut ponad godzinkę.
Wczoraj zawody w Żyrardowie, na kilkadziesiąt osób organizowane przez ŻTĆ BIKE RACE, pobudka po 6-tej, ale w zasadzie to o 5-tej przebudziłem się i już nie spałem.
Pogoda wspaniała na piknik, na bieganie trochę mniej, ale cieszmy się latem, tak niewiele go zostało.
Mimo że, wiem co i jak biegam na treningu, a na tej podstawie jestem w stanie określić na co mnie stać, to jeszcze w poprzednią niedzielę mogłem mieć minimalne znaki zapytania jak pójdzie. W tą już nie, doskonale wiedziałem co jestem w stanie pobiec, a czego na pewno nie. Więc taktyka niezmienna, tempo w okolicach życiówki , a nuż dziubnę, a jeśli nie to zostawić serce i też będę zadowolony.
Na starcie odliczanie, tym razem skupiłem się aby zegarek załączyć o czasie i do przodu. Niebawem gość obok pyta jak biegnę, odpowiadam okolice 40 minut, za sekund parę pyta jakie mamy tempo, odpowiadam 4:10, przyznam że nie lubię takich gadek, jeszcze człowiek dobrze nie wystartował, nie złapał swojej pozycji, rytmu, tempa, a tu lawina nieistotnych pytań w tym momencie. Na szczęście odpowiedział że 4:00 to za szybko dla niego i został z tyłu. Ja z kolei starałem się trzymać w okolicach tego, pierwsze 4 km miałem wsparcie w postać dwóch biegaczy toż samo biegnących. Jeden z nich nawet mocno to kontrolował, więc ja tak często na zegarek zerkać nie musiałem. Niestety na 5km on trzymał nadal, a ja z drugim z nich powoli traciłem dystans. Zacząłem puchnąć, nie jakoś drastycznie ale już wiedziałem że żegnam się z czasem, tempa 4:00 lub mniej nie byłem w stanie utrzymać. Wyprzedziłem tego drugiego, następnie dwóch jakby współpracujących ze sobą, wszyscy jakiś odcinek pociągnęli się za mną ale do czasu (moment jak ich zgubiłem).
Wiedziałem że z przodu już tylko kilka osób, a w zasięgu wzroku jedynie dwójka. Strata do pierwszego 20m, drugiego 40m, mimo że ew. rekord już odjechał, postanowiłem gonić tego bliższego, a jeśli dojdę odpocząć za jego plecami (goniąc wymienioną dwójkę).
Wypadło to na początek 7km, szło jak w zwolnionym tempie całe 500m. Gdy się zrównaliśmy utrzymałem intensywność i jeszcze pogoniłem tego drugiego. Pogoniłem to przesada, raczej 500m cierpienia i mozolne zdobywanie centymetrów. Zrównując się bark w bark zdecydowałem już biec razem, nie było czego ani kogo gonić, ale nadmiaru sił też nie. Gdy kolega puszczał nogę motywowałem aby nie odstawał, gdy wykonał kilka szybszych kroków sprężałem się by też nie zostawać. Na pół kilometra przed metą zachęciłem ręką że lecimy i przyspieszyłem w długim finiszu, jednak wystraszyłem się że za daleko, nie wytrzymam więc lekko zluzowałem. Ponownie jakieś sto kilkadziesiąt metrów przed ruszyłem już definitywnie bez oglądania i zwyciężyłem o 3 sekundy.
Na oficjalne wyniki długo musiałem czekać, w tym czasie pooglądałem starty kolarzy które też miały miejsce, aż wreszcie je wyświetlono.
Czas 40:10, miejsce open - 7 (70), miejsce M40 -3 (19), o które stoczyłem bezpośrednią walkę na ostatnich 2km trasy, wtedy o tym nie wiedząc.
Czas jak czas, rzekłbym w widełkach normy, teraz dopiero doczytałem regulamin w którym nie ma słowa o ateście trasy, a z zegarka wyszło 9,98km, więc może nawet trochę sekund trzeba by doliczyć.
Sama trasa łatwiejsza niż tydzień temu, pogoda już gorsza czyli na zero, głównie zadecydowało to, że mimo iż trzy dni przed startem już nie biegałem to jednak czułem się jak z mocnego treningu.
W nagrodę pucharek na które nadal nie zorganizowałem miejsca i miesięczny karnet na siłownię którego wykorzystać nie mam jak, więc jak ktoś z okolic Żyrardowa, Grodziska Maz. czy Mszczonowa to chętnie go oddam. (http://www.fit4u.com.pl/)
Blog - http://bieganie.pl/forum/viewtopic.php?f=27&t=55203
Komentarze - http://bieganie.pl/forum/viewtopic.php?f=28&t=55204
Biegam swoje, co nabiegam to moje.
Komentarze - http://bieganie.pl/forum/viewtopic.php?f=28&t=55204
Biegam swoje, co nabiegam to moje.
- jacekww
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 2333
- Rejestracja: 08 wrz 2015, 14:56
- Życiówka na 10k: 38:27
- Życiówka w maratonie: 3:53:44
- Lokalizacja: Łódź
Ostatni mocny trening/sprawdzian na 11 dni przed półmaratonem. Miałem trochę pietra, a to raptem połówka połówki.
Założenia: 10,5km - 12km w tempie jakim chciałbym przebiec zawody, czyli 4:10/km.
Zrealizowane: 12km, w śr. tempie 4:08/km (ale zawsze kalkuluje że te 2 sek. z GPS trzeba na dystansie HM biec szybciej, gdyż doda dystansu)
Odczucia z tego sprawdzianu, rzekłbym daleko od lekko ( w końcu 10km wyszło w 41:20, czyli raptem 70 sekund wolniej niż w niedzielnych zawodach, gdzie było bez oszczędzania), ale na zapasie do bardzo ciężko, nie musiałem walczyć o domknięcie żadnego kilometra, a ostatni jeszcze trochę pofolgowałem.
Może trochę tętno martwić, bo wyszło średnie 162 (88% max), a ubiegłoroczny HM pobiegłem na średnim 168 (91% max), czyli dużo zapasu na te cięższe kilometry nie zostało.
Teraz już tylko jutro trochę potruchtania, w niedzielę zawody na 5km, poniedziałek i środa BS-y i w niedzielę start w HM.
Jak jesteśmy przy zawodach, to dziękuję za gratulacje w komentarzach, głównie chyba za stabilność . Tu faktycznie nie schodzę poniżej jakieś przyzwoitości, bo jak trzy m-ce temu pobiegłem 40 minut, teraz pobiegłem i zaryzykuję stwierdzenie, że na koniec sezonu za 2 m-ce też pobiegnę w tych okolicach, to tak jest. Tylko czy to o to chodzi, bo jednak po przepracowanych kilku miesiącach oczekiwał bym czegoś lepszego, niż jedynie stabilizacji wyników, najwyraźniej coś jest nie tak i już powtarzanie tych samych bodźców treningowych nie działa na mnie.
Toteż nie liczę już w tym sezonie, na jakieś "spektakularne" życiówki, choć starał się będę coś wyszarpnąć.
Widzę to tak; z kalkulatora najlepszy mam czas na 10km i z niego 5km i 21km, powinno być lepsze.
Ale poprawić 5km gdzie średnią mam 3:53/km, jest dużym problemem gdyż nie potrafię biegać "szybko" i na dłuższych odcinkach powtórzeniowych niż 400m, nie schodzę poniżej tempa 3:50/km. Więc tu by urwać choć drobne sekundy wszystko musiało by zgrać na trasie. Będę próbował w tą niedzielę, lecz trasa nie pomoże, dwie pętle po 2,5km z agrafką, a na niej 500 uczestników sprawy nie ułatwi.
Poprawienie wyniku w HM wydaje być się najłatwiejsze, tu z kalkulatora jest zapas kilkudziesięciu sekund, ale tu choć to nie maraton to jednak dystans taki że słabość przyjść może. Nie będę grał va banque za tydzień, raczej dość ostrożnie, ale też biec taki dystans dla poprawy kilkunastu sekund sens niewielki.
Jak pisałem wynik z dychy mam najlepszy i wydaje się być najtrudniej poprawić, ale jeśli szybkości nie mam, a przebiegi też średnie to może jednak tu jest optimum, choć już dwie próby były i widzę że jeśli nie "umrę" na trasie to się nie uda, a czy zmuszę głowę i ciało do tego to nie wiem.
Tak mi się zebrało na wstępne analizy szans, w ogóle to w tą niedzielę miałem biec łódzki półmaraton, ten co przełożyłem z zeszłego roku który okazał się być biegiem chomika. W tym roku też dłuuugo nic nie było wiadomo czy będzie, z początkiem lata dzwoniłem do organizatora bo chciałem już sobie coś układać i zaklepywać, zapewniał że już dopinają i faktycznie po paru dniach ogłosili trasę, harmonogram i uruchomili zapisy. Był więc w moim planie, jednak będąc na urlopie ogłosili że frekwencja za mała i budżet im się nie domyka, imprezy nie będzie http://www.polmaratonlodz.pl/. Kuriozum tego takie, że opłaciłem start 22 m-ce temu, ostatecznie nie wystartuję i jeszcze do dziś nie mogę się doprosić zwrotu wpisowego.
Blog - http://bieganie.pl/forum/viewtopic.php?f=27&t=55203
Komentarze - http://bieganie.pl/forum/viewtopic.php?f=28&t=55204
Biegam swoje, co nabiegam to moje.
Komentarze - http://bieganie.pl/forum/viewtopic.php?f=28&t=55204
Biegam swoje, co nabiegam to moje.
- jacekww
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 2333
- Rejestracja: 08 wrz 2015, 14:56
- Życiówka na 10k: 38:27
- Życiówka w maratonie: 3:53:44
- Lokalizacja: Łódź
Potruchtałem niespiesznie 10km w godzinkę, wysłuchując w tym czasie wywiad z Robertem Karasiem.
Blog - http://bieganie.pl/forum/viewtopic.php?f=27&t=55203
Komentarze - http://bieganie.pl/forum/viewtopic.php?f=28&t=55204
Biegam swoje, co nabiegam to moje.
Komentarze - http://bieganie.pl/forum/viewtopic.php?f=28&t=55204
Biegam swoje, co nabiegam to moje.
- jacekww
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 2333
- Rejestracja: 08 wrz 2015, 14:56
- Życiówka na 10k: 38:27
- Życiówka w maratonie: 3:53:44
- Lokalizacja: Łódź
"Łódzka Piątka" - bieg z okazji 100-lecia Odzyskania Niepodległości
Zaczynając relację od końca wygląda to tak, wygrał Artur Kozłowski - (15:12), moja żona przeszła samą siebie - (26:41), czas rewelacja dla kobiety szuracza bez pierwiastka masochistycznego, a ja - stabilnie.
Teraz od początku, pisałem już wcześniej, że każdą sekundę z rekordu jeśli go chcę tej jesieni, to muszę ją wyszarpać. Dobrze też aby wkoło wszystko pomagało, tu miałem drobne obawy o ten start, bo 2 pętle, 2 x agrafka, duża ilość uczestników, ciut kostki i podbiegów. Odłożyłem te lęki na bok, skupiłem się jedynie na tym na co miałem wpływ, by kręcić nogami po 3:50/km, cała reszta poza mną.
Mimo że do rocznicy 2-ce, to bieg z nutką patriotyzmu, przed startem odśpiewany hymn.
Lecimy, startuję gdzieś z czwartej linii i staram od razu wbić w zakładane tempo, co też czynię by nie przepalić. Po kilkuset metrach dołączam do niewielkiej grupki trzymającej podobne tempo. Trochę się ich trzymam, zawracamy na agrafce, co płynnie się odbywa mimo moich obaw. Po pierwszym kilometrze nadal trzymam tempo, opuszczam grupkę która zwalnia i chcę podłączyć się pod kojarzonego, szybszego ode mnie zawodnika ( czerwona koszulka).
Kilkaset metrów tak biegniemy w czwórkę, pomału ten w czerwonej odchodzi, ja nie gonię bo wiem że jestem kilkadziesiąt sekund słabszy. Zamykam pierwsze okrążenie w 9:30. Tu już odległości porobiły się spore, dobiegając drugi raz do agrafki spokojnie mogłem wybierać jak wejść w zakręt, zawróciłem średnim łukiem. Była to końcówka trzeciego kilometra i już trochę puchłem. Początek czwartego lekko pod górkę i już tylko walka by nie ponieść zbytnio strat, widziałem że czasowo lekki zapas do życiówki jest. Starałem się to utrzymać, trochę metrów ubyło i zobaczyłem na zegarku 1600m do mety, mimo że zmęczenie już ogromne to jakoś zawsze pozytywnie kojarzę dystans ten ze średnim interwałem, który wiem że wytrzymam. Straciłem parę sekund, ale sumarycznie było jeszcze dobrze. Ostatni kilometr, zacząłem pierwsze osoby dublować, spojrzałem na zegarek, czas 17:30, pozostały dystans 400, dla łatwego rachunku doliczyłem 90 sekund i wiedziałem że musi być dobrze. Ostatnia prosta na Piotrkowskiej to jakieś 300m, bez jakiegoś zrywu którego też nie mam, z wykresu widzę że przyspieszać zacząłem gdzieś 150m przed ale to żaden sprint nie był , raptem 3:30 na ostatnich metrach.
Ech gdybym potrafił szybciej, naprawdę byłbym zadowolony, a tak stopuję zegarek o 2 sekundy "za późno".
Wybiegałem to co mogłem, pisałem wcześniej, że najlepszy czas mam na 10km, a z niego w kalkulatorze 5km wychodził 19:04, dziś pobiegłem 3 sekundy szybciej od tych wyliczeń, jest harmonia.
Czas 19:01 - New PB
Sr. Tempo 3:48/km
Miejsce open 15 (446)
Miejsce M40 5 (65)
Naprawdę jestem zadowolony, urwałem 23 sekundy z życiówki, a to dużo na tak krótkiej trasie.
Mimo obaw nic nie przeszkadzało, a wręcz pomagało bo z zegarka brakło 20m do dystansu, ale na stronie napisane że atest jest i organizator też to podkreślał na starcie, więc nie będę go podważał swoim GPS.
A te 2 sekundy następnym razem zdejmę
Zaczynając relację od końca wygląda to tak, wygrał Artur Kozłowski - (15:12), moja żona przeszła samą siebie - (26:41), czas rewelacja dla kobiety szuracza bez pierwiastka masochistycznego, a ja - stabilnie.
Teraz od początku, pisałem już wcześniej, że każdą sekundę z rekordu jeśli go chcę tej jesieni, to muszę ją wyszarpać. Dobrze też aby wkoło wszystko pomagało, tu miałem drobne obawy o ten start, bo 2 pętle, 2 x agrafka, duża ilość uczestników, ciut kostki i podbiegów. Odłożyłem te lęki na bok, skupiłem się jedynie na tym na co miałem wpływ, by kręcić nogami po 3:50/km, cała reszta poza mną.
Mimo że do rocznicy 2-ce, to bieg z nutką patriotyzmu, przed startem odśpiewany hymn.
Lecimy, startuję gdzieś z czwartej linii i staram od razu wbić w zakładane tempo, co też czynię by nie przepalić. Po kilkuset metrach dołączam do niewielkiej grupki trzymającej podobne tempo. Trochę się ich trzymam, zawracamy na agrafce, co płynnie się odbywa mimo moich obaw. Po pierwszym kilometrze nadal trzymam tempo, opuszczam grupkę która zwalnia i chcę podłączyć się pod kojarzonego, szybszego ode mnie zawodnika ( czerwona koszulka).
Kilkaset metrów tak biegniemy w czwórkę, pomału ten w czerwonej odchodzi, ja nie gonię bo wiem że jestem kilkadziesiąt sekund słabszy. Zamykam pierwsze okrążenie w 9:30. Tu już odległości porobiły się spore, dobiegając drugi raz do agrafki spokojnie mogłem wybierać jak wejść w zakręt, zawróciłem średnim łukiem. Była to końcówka trzeciego kilometra i już trochę puchłem. Początek czwartego lekko pod górkę i już tylko walka by nie ponieść zbytnio strat, widziałem że czasowo lekki zapas do życiówki jest. Starałem się to utrzymać, trochę metrów ubyło i zobaczyłem na zegarku 1600m do mety, mimo że zmęczenie już ogromne to jakoś zawsze pozytywnie kojarzę dystans ten ze średnim interwałem, który wiem że wytrzymam. Straciłem parę sekund, ale sumarycznie było jeszcze dobrze. Ostatni kilometr, zacząłem pierwsze osoby dublować, spojrzałem na zegarek, czas 17:30, pozostały dystans 400, dla łatwego rachunku doliczyłem 90 sekund i wiedziałem że musi być dobrze. Ostatnia prosta na Piotrkowskiej to jakieś 300m, bez jakiegoś zrywu którego też nie mam, z wykresu widzę że przyspieszać zacząłem gdzieś 150m przed ale to żaden sprint nie był , raptem 3:30 na ostatnich metrach.
Ech gdybym potrafił szybciej, naprawdę byłbym zadowolony, a tak stopuję zegarek o 2 sekundy "za późno".
Wybiegałem to co mogłem, pisałem wcześniej, że najlepszy czas mam na 10km, a z niego w kalkulatorze 5km wychodził 19:04, dziś pobiegłem 3 sekundy szybciej od tych wyliczeń, jest harmonia.
Czas 19:01 - New PB
Sr. Tempo 3:48/km
Miejsce open 15 (446)
Miejsce M40 5 (65)
Naprawdę jestem zadowolony, urwałem 23 sekundy z życiówki, a to dużo na tak krótkiej trasie.
Mimo obaw nic nie przeszkadzało, a wręcz pomagało bo z zegarka brakło 20m do dystansu, ale na stronie napisane że atest jest i organizator też to podkreślał na starcie, więc nie będę go podważał swoim GPS.
A te 2 sekundy następnym razem zdejmę
Blog - http://bieganie.pl/forum/viewtopic.php?f=27&t=55203
Komentarze - http://bieganie.pl/forum/viewtopic.php?f=28&t=55204
Biegam swoje, co nabiegam to moje.
Komentarze - http://bieganie.pl/forum/viewtopic.php?f=28&t=55204
Biegam swoje, co nabiegam to moje.
- jacekww
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 2333
- Rejestracja: 08 wrz 2015, 14:56
- Życiówka na 10k: 38:27
- Życiówka w maratonie: 3:53:44
- Lokalizacja: Łódź
Na wstępie dziękuję po raz n-ty za komplementy w komentarzach.
Robi się już szybko ciemno, nie zdążam domykać swojej dyszki po lesie przed szarówką, a jeszcze dziś dołożyłem kilka kilometrów, bo wczoraj szybko ale metrów skromnie. Wybiegałem 14km w okolicach 5:30/km, coś mi tam z tyłu kolana jakby sztywniało, to już ostatni kilometr przyszedłem. Wolę dmuchać na zimne przed połówką.
W tym tygodniu tylko dwa treningi, dziś i lekka dyszka w środę, chcę być wypoczęty na niedzielę.
I jeszcze zdanie o niedoszłym półmaratonie łódzkim, nic dobrego o organizatorze powiedzieć nie mogę, ale wpisowe dziś zwrócili.
Blog - http://bieganie.pl/forum/viewtopic.php?f=27&t=55203
Komentarze - http://bieganie.pl/forum/viewtopic.php?f=28&t=55204
Biegam swoje, co nabiegam to moje.
Komentarze - http://bieganie.pl/forum/viewtopic.php?f=28&t=55204
Biegam swoje, co nabiegam to moje.
- jacekww
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 2333
- Rejestracja: 08 wrz 2015, 14:56
- Życiówka na 10k: 38:27
- Życiówka w maratonie: 3:53:44
- Lokalizacja: Łódź
Dyszka w pięćdziesiąt pięć minut.
Blog - http://bieganie.pl/forum/viewtopic.php?f=27&t=55203
Komentarze - http://bieganie.pl/forum/viewtopic.php?f=28&t=55204
Biegam swoje, co nabiegam to moje.
Komentarze - http://bieganie.pl/forum/viewtopic.php?f=28&t=55204
Biegam swoje, co nabiegam to moje.
- jacekww
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 2333
- Rejestracja: 08 wrz 2015, 14:56
- Życiówka na 10k: 38:27
- Życiówka w maratonie: 3:53:44
- Lokalizacja: Łódź
Trochę mnie połamało po wczorajszym ping-pongu, a zakwasy w tyłku mam większe niż po jakimkolwiek bieganiu, ale nie o tym chciałem, lecz niedzielnej połówce.
Impreza w Sochaczewie, nie duży bieg, raptem 182 miejsca i lista zapełniona. Jako ciekawostkę podam, że z tego 25% uczestników (45 osoby) to moja kategoria M40. Mimo tak kameralnej imprezy pierwsze 6 miejsc open i 3 w kategoriach premiowane finansowo. Co za tym idzie czołówka zapewne o nie powalczy, tych zobaczę raptem na starcie i podium.
Dobrze jednak by biegł ktoś przede mną choć w zasięgu wzroku, bo trasa prowadzi z Kamiona Poduchownego do Sochaczewa w terenie otwartym, a taka nitka asfaltu jedynie z horyzontem na końcu potrafi osłabić morale. Lecz bez przesady, to nie maraton, dziewięćdziesiąt minut wytrzyma każdy, nawet w samotnym biegu ja też będę musiał.
Przechodząc płynnie do konkretów celuję w czas 1:29:48-1:28:18. Zakres szeroki, ale w praktyce będę starał się trzymać tempo z zegarka 4:10/km, co w rzeczywistości powinno dać tempo realne 4:12/km i wynik końcowy w okolicach 1:28:50.
Nie chcę wrócić z niczym, czyli bez życiówki w postaci górnych widełek i szczerze powiedziawszy musiał bym być bardzo niedysponowany lub naprawdę mocno by musiało coś przeszkodzić aby tak się stało. Zagrożenie jakie widzę to wiatr w tak wolnej przestrzeni, mniej profil trasy, wtedy porzucam zakładane tempo i biegnę jedynie po nią. Jeśli z kolei szło by lepiej niż teraz się spodziewam, postaram zbliżyć się do dolnych widełek czasowych.
Tyle w teorii, teraz tylko przełożyć to na niedzielę
Blog - http://bieganie.pl/forum/viewtopic.php?f=27&t=55203
Komentarze - http://bieganie.pl/forum/viewtopic.php?f=28&t=55204
Biegam swoje, co nabiegam to moje.
Komentarze - http://bieganie.pl/forum/viewtopic.php?f=28&t=55204
Biegam swoje, co nabiegam to moje.
- jacekww
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 2333
- Rejestracja: 08 wrz 2015, 14:56
- Życiówka na 10k: 38:27
- Życiówka w maratonie: 3:53:44
- Lokalizacja: Łódź
35 Półmaraton Szlakiem Walk nad Bzurą
Tradycyjnie dojazd, odbiór pakietu, przypięcie numeru, niedługi trucht i kibelek- tu dwójeczki brak.
Na stadionie odegrany hymn, runda honorowa wokół, po czym transport autokarami do Kamiona. Sam przejazd Jelczem M11 to wrażeń co nie miara, pomijając już tą wysłużoną jednostkę, to trwało to tak długo, że pod koniec zacząłem zastanawiać się czy człowiek jest w stanie przebiec tą odległość w minut 90 i naprawdę traciłem wiarę. Na domiar tego kierowca lekko zabłądził i jedynie wskazówki podróżnych ukierunkowały go na dobrą trasę, gdzie przy tym cofając o włos aby wpadł tyłem do rowu. Po 40 minutach dotarliśmy na miejsce i jeszcze na czas, dobrze że siedziałem bo pokłady glikogenu uszczuplił bym znacznie.
Była jeszcze chwila więc ponownie atak na WC i znowu nie udany, trudno mówię nie wycisnę, muszę biec dziś nieco cięższy niż zamierzałem. A lekki nie byłem rano 75kg, miałem jedynie nadzieję że dużo z tego to woda, bo ostatnie dwa dni strategicznie nawadniałem się sporo.
Ponowne odliczanie i start ostry, mimo że stałem z przodu, to chmara ludzi mnie wyprzedziła już na boisku, jakieś 40. Przewidywałem że kilkanaście osób pobiegnie po pieniądze na mecie, ale że aż tyle.
Głowy tym nie zaprzątałem, miałem swoje założenia i się ich trzymać starałem. Miało to być 4:10/km, ale pierwsze kilometry jak to pierwsze, względnie na luzie to wpadały i po 4:07-08. Był to błąd, lecz na początku to zlekceważyłem i trochę się przeceniłem, mówiąc co tam takie 2 sekundy. Tym sposobem po 5km już tego luzu nie było, a po 8km to już było ciężko. Jeszcze z wiarą na osiągnięcie celu, czyli poniżej 89 minut, lecz trochę za wcześnie te trudności przyszły. Do tego momentu, stawka wokół mnie niewiele ale się tasowała, później już odległości były znaczne.
Od tego odcinka przyszło mi biec 2/3 całej trasy z jednym zawodnikiem, ale będąc szczerym to może 30% tego biegliśmy bark w bark, a resztę to ciągnąłem się za plecami (wstyd mi to pisać, ale nie było mnie stać dać zmianę).
Minąłem połowę trasy, chciałem się tym podbudować że już teraz mniej, ale słabo to zadziałało. Na 14km wziąłem żel po którym zwolniłem mocno, ale chyba było pod górę, później w dół i to był ostatni szybszy kilometr w 4:11. Od tego momentu zaczęła się obrona Częstochowy, pomału myślami odchodziłem od celu, a skupiałem się jedynie na osiągnięciu życiówki. W tą jeszcze wierzyłem, wiedziałem że jest zapas, choć gdzieś co dwa kilometry średnie tempo całości spadało o sekundę, 4:09-10-11-12-13.
Czym bliżej mety, tym więcej podbiegów było i chciałem już tylko ponosić jak najmniejsze straty. Tempo słabe, a lekko nie było, choć tu starałem się wspomagać współtowarzysza. Zaczął się ostatni kilometr, z reguły jest ciężki, ale zwykle szybszy, a tu miałem wrażenie że stanąłem z jego początkiem. Towarzysz pobiegł, ja nie mam z czego przyłożyć, spoglądam na zegarek i wiem że rekord zrobię. Wyprzeda mnie jakaś dziewczyna, trudno niech biegnie myślę ja już nie mogę, ale wiele do niej nie straciłem, to jeszcze na finiszu ją wyprzedziłem.
Wpadłem za metę, chwyciłem butelkę wody, po 2 krokach jeb….m ją pod płot i sam się koło niej. Żona przyniosła mi medal.
Jakaś zbolała ta relacja wyszła, ale koniec końców wyszło jak miało wyjść, nawet 3 sek. szybciej
Nabiegałem to co powiedziałem że zrobię, czas netto 1:28:47, choć nie wiem jak to się stało z tak słabej drugiej połowy i też nie pobiegłem tego dobrze taktycznie, pierwszy raz widzę żeby tętno spadło po połowie, czy już byłem tak ujechany, czy błąd pomiaru z nadgarstka.
Najważniejsze, że wynikowo się obroniłem, fizycznie wycisnąłem maksimum; trasa, pogoda, wiatr, organizacja - nic mi nie przeszkadzało, na tyle było mnie stać.
Po biegu udałem się na masaż, kilkadziesiąt minut minęło, już mamy się zabierać, idę jeszcze spojrzeć na wyniki i jestem czwarty w M40. Szukam regulaminy w telefonie i okazuje się że dostanę nagrodę, bo przybysz ze Wschodu pierwszy w kategorii jest też sklasyfikowany w czołówce open.
Żona lekki wkurw, że jeszcze kolejne minuty, ale co ma bidna zrobić, cyka mi foty na podium i mówi że jest dumna.
I jeszcze do tego za benzynę się zwróciło bo 50zł przytuliłem.
Czas netto - 1:28:47 - New PB
Sr. Tempo - 4:12/km
Miejsce open - 25 (182)
Miejsce M40 - 4 (45)
Tradycyjnie dojazd, odbiór pakietu, przypięcie numeru, niedługi trucht i kibelek- tu dwójeczki brak.
Na stadionie odegrany hymn, runda honorowa wokół, po czym transport autokarami do Kamiona. Sam przejazd Jelczem M11 to wrażeń co nie miara, pomijając już tą wysłużoną jednostkę, to trwało to tak długo, że pod koniec zacząłem zastanawiać się czy człowiek jest w stanie przebiec tą odległość w minut 90 i naprawdę traciłem wiarę. Na domiar tego kierowca lekko zabłądził i jedynie wskazówki podróżnych ukierunkowały go na dobrą trasę, gdzie przy tym cofając o włos aby wpadł tyłem do rowu. Po 40 minutach dotarliśmy na miejsce i jeszcze na czas, dobrze że siedziałem bo pokłady glikogenu uszczuplił bym znacznie.
Była jeszcze chwila więc ponownie atak na WC i znowu nie udany, trudno mówię nie wycisnę, muszę biec dziś nieco cięższy niż zamierzałem. A lekki nie byłem rano 75kg, miałem jedynie nadzieję że dużo z tego to woda, bo ostatnie dwa dni strategicznie nawadniałem się sporo.
Ponowne odliczanie i start ostry, mimo że stałem z przodu, to chmara ludzi mnie wyprzedziła już na boisku, jakieś 40. Przewidywałem że kilkanaście osób pobiegnie po pieniądze na mecie, ale że aż tyle.
Głowy tym nie zaprzątałem, miałem swoje założenia i się ich trzymać starałem. Miało to być 4:10/km, ale pierwsze kilometry jak to pierwsze, względnie na luzie to wpadały i po 4:07-08. Był to błąd, lecz na początku to zlekceważyłem i trochę się przeceniłem, mówiąc co tam takie 2 sekundy. Tym sposobem po 5km już tego luzu nie było, a po 8km to już było ciężko. Jeszcze z wiarą na osiągnięcie celu, czyli poniżej 89 minut, lecz trochę za wcześnie te trudności przyszły. Do tego momentu, stawka wokół mnie niewiele ale się tasowała, później już odległości były znaczne.
Od tego odcinka przyszło mi biec 2/3 całej trasy z jednym zawodnikiem, ale będąc szczerym to może 30% tego biegliśmy bark w bark, a resztę to ciągnąłem się za plecami (wstyd mi to pisać, ale nie było mnie stać dać zmianę).
Minąłem połowę trasy, chciałem się tym podbudować że już teraz mniej, ale słabo to zadziałało. Na 14km wziąłem żel po którym zwolniłem mocno, ale chyba było pod górę, później w dół i to był ostatni szybszy kilometr w 4:11. Od tego momentu zaczęła się obrona Częstochowy, pomału myślami odchodziłem od celu, a skupiałem się jedynie na osiągnięciu życiówki. W tą jeszcze wierzyłem, wiedziałem że jest zapas, choć gdzieś co dwa kilometry średnie tempo całości spadało o sekundę, 4:09-10-11-12-13.
Czym bliżej mety, tym więcej podbiegów było i chciałem już tylko ponosić jak najmniejsze straty. Tempo słabe, a lekko nie było, choć tu starałem się wspomagać współtowarzysza. Zaczął się ostatni kilometr, z reguły jest ciężki, ale zwykle szybszy, a tu miałem wrażenie że stanąłem z jego początkiem. Towarzysz pobiegł, ja nie mam z czego przyłożyć, spoglądam na zegarek i wiem że rekord zrobię. Wyprzeda mnie jakaś dziewczyna, trudno niech biegnie myślę ja już nie mogę, ale wiele do niej nie straciłem, to jeszcze na finiszu ją wyprzedziłem.
Wpadłem za metę, chwyciłem butelkę wody, po 2 krokach jeb….m ją pod płot i sam się koło niej. Żona przyniosła mi medal.
Jakaś zbolała ta relacja wyszła, ale koniec końców wyszło jak miało wyjść, nawet 3 sek. szybciej
Nabiegałem to co powiedziałem że zrobię, czas netto 1:28:47, choć nie wiem jak to się stało z tak słabej drugiej połowy i też nie pobiegłem tego dobrze taktycznie, pierwszy raz widzę żeby tętno spadło po połowie, czy już byłem tak ujechany, czy błąd pomiaru z nadgarstka.
Najważniejsze, że wynikowo się obroniłem, fizycznie wycisnąłem maksimum; trasa, pogoda, wiatr, organizacja - nic mi nie przeszkadzało, na tyle było mnie stać.
Po biegu udałem się na masaż, kilkadziesiąt minut minęło, już mamy się zabierać, idę jeszcze spojrzeć na wyniki i jestem czwarty w M40. Szukam regulaminy w telefonie i okazuje się że dostanę nagrodę, bo przybysz ze Wschodu pierwszy w kategorii jest też sklasyfikowany w czołówce open.
Żona lekki wkurw, że jeszcze kolejne minuty, ale co ma bidna zrobić, cyka mi foty na podium i mówi że jest dumna.
I jeszcze do tego za benzynę się zwróciło bo 50zł przytuliłem.
Czas netto - 1:28:47 - New PB
Sr. Tempo - 4:12/km
Miejsce open - 25 (182)
Miejsce M40 - 4 (45)
Ostatnio zmieniony 19 wrz 2018, 17:41 przez jacekww, łącznie zmieniany 1 raz.
Blog - http://bieganie.pl/forum/viewtopic.php?f=27&t=55203
Komentarze - http://bieganie.pl/forum/viewtopic.php?f=28&t=55204
Biegam swoje, co nabiegam to moje.
Komentarze - http://bieganie.pl/forum/viewtopic.php?f=28&t=55204
Biegam swoje, co nabiegam to moje.
- jacekww
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 2333
- Rejestracja: 08 wrz 2015, 14:56
- Życiówka na 10k: 38:27
- Życiówka w maratonie: 3:53:44
- Lokalizacja: Łódź
Niezmiernie mi miło że tu zaglądacie i dajecie wyraz tego w komentarzach
Dyszka na rozbieganie w 57 minut.
Blog - http://bieganie.pl/forum/viewtopic.php?f=27&t=55203
Komentarze - http://bieganie.pl/forum/viewtopic.php?f=28&t=55204
Biegam swoje, co nabiegam to moje.
Komentarze - http://bieganie.pl/forum/viewtopic.php?f=28&t=55204
Biegam swoje, co nabiegam to moje.
- jacekww
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 2333
- Rejestracja: 08 wrz 2015, 14:56
- Życiówka na 10k: 38:27
- Życiówka w maratonie: 3:53:44
- Lokalizacja: Łódź
Przyznaję że po ostatnich startach motywacja ździebko mi przysiadła. Nie to że do biegania, lecz cięższego trenowania już tak. Dobrze że życiówkę na dychę jedynie wyrównałem, bo sekunda mniej i ciężko było by z tego stanu się wydobyć. A tak jest motywator by odkurzyć stary rekord, trzeba tylko utrzymać formę do 28 października, a może i przedłużyć do 11 listopada. No to lecimy, przynajmniej póki pogoda jest.
Dziś powtórzeń mało lecz intensywność duża, 6x1kmT5(3:48)*P2'
No nie uciągnąłem nawet pierwszych trzech, a trzy ostatnie już goniłem tempo w końcówkach po czym ręce na kolana. Przerwa też za krótka o 30 sekund.
Rozgrzewka 2,5km
Schłodzenie 4km
Blog - http://bieganie.pl/forum/viewtopic.php?f=27&t=55203
Komentarze - http://bieganie.pl/forum/viewtopic.php?f=28&t=55204
Biegam swoje, co nabiegam to moje.
Komentarze - http://bieganie.pl/forum/viewtopic.php?f=28&t=55204
Biegam swoje, co nabiegam to moje.
- jacekww
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 2333
- Rejestracja: 08 wrz 2015, 14:56
- Życiówka na 10k: 38:27
- Życiówka w maratonie: 3:53:44
- Lokalizacja: Łódź
BS + 10x100m*P1'
Wykonane 10km i 8 powtórzeń. Pierwszą setkę tradycyjnie rozpocząłem z mocnej pięty, poczułem lekkie ukucie w lewej dwójce i po zakończeniu zastanawiałem się czy kontynuować odcinki. Spróbowałem drugi i po kilkunasty metrach stała się rzecz niesłychana, wychwyciłem że lecę na śródstopiu, tak jakby podświadomie noga ułożyła się w pozycji bezpieczniejszej dla mięśnia dwugłowego. Stało się to samoczynnie, bez wymuszenia ciałem czy głową, dodatkowo poczułem, że biegnę lepiej (szybciej). Kolejne powtórzenia tak samo, już przy kontroli ale bez jakieś nienaturalności, od piątego nie utrzymywałem szybkości po 80m, każde następne było trudniej, toteż zakończyłem na 8 razach by nie rzeźbić.
Do ankiety Adama mogę wpisać 100m ze startu lotnego
Blog - http://bieganie.pl/forum/viewtopic.php?f=27&t=55203
Komentarze - http://bieganie.pl/forum/viewtopic.php?f=28&t=55204
Biegam swoje, co nabiegam to moje.
Komentarze - http://bieganie.pl/forum/viewtopic.php?f=28&t=55204
Biegam swoje, co nabiegam to moje.
- jacekww
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 2333
- Rejestracja: 08 wrz 2015, 14:56
- Życiówka na 10k: 38:27
- Życiówka w maratonie: 3:53:44
- Lokalizacja: Łódź
Wczoraj po piątkowym treningu, po słabo przespanej nocy, po pracy, po dwóch domowych hambugsach na obiad, miałem wyjść na trening lecz ochotę tylko na to, by zalegnąć na tapczanie. Domyślacie się co zrobiłem,
...założyłem buty i pobiegłem 16km. Wiecie co mnie zmobilizowało? Żona. Tak czasem mamy, że mobilizujemy się nawzajem, nie musząc mówić nic. Każde z nas wie, że drugiemu też się nie chciało, a jednak wyszedł, to i ja wyjdę.
Dziś moja żona przebiegła swój piąty półmaraton, jeszcze nie złamała dwóch godzin, nawet nie próbowała, bo jeszcze za daleko. Pierwszy start 155 minut, drugi 141, trzeci 139, czwarty 136, dziś 128. Można rzec słaby wynik po ponad trzech latach biegania, ale to właśnie ona jest cichym bohaterem w naszym domu, to ona wstaje przed pracą na trening, to ona po niezliczonej ilości obowiązków domowych wychodzi na trening, to ona sumarycznie spędza więcej godzin na nim ode mnie. Mimo, że nie prowadzi bloga na forum, bo i nie ma na to czasu, bo nie czuje takiej potrzeby, bo nie potrzebuje takiego mobilizatora, to tydzień w tydzień, miesiąc za miesiącem realizuje swoje postanowienia i dąży do swych małych celi.
Wiem, że jest tu po wielokroć więcej takich osób, którzy nie upubliczniają swojego biegania, ale systematycznie w tym trwają. I nie chodzi tu o żaden wyczyn, zaawansowany trening, afiszowanie się, poszukiwanie poklasku czy porównywanie do innych.
Chodzi jedynie o nieustawanie w dążeniu, jak przyjęło się sztampowo mówić, do- bycia najlepszą wersją samego siebie- poprzez systematyczność. Tylko tyle, takoż aż tyle, gdzie nie ma miejsca na nie chce mi się, choć każdemu z nas czasem nie chce się.
Szacuneczek wszystkim cichych herosom, wytrwałości życzę
Blog - http://bieganie.pl/forum/viewtopic.php?f=27&t=55203
Komentarze - http://bieganie.pl/forum/viewtopic.php?f=28&t=55204
Biegam swoje, co nabiegam to moje.
Komentarze - http://bieganie.pl/forum/viewtopic.php?f=28&t=55204
Biegam swoje, co nabiegam to moje.