20.07.2018r.
Rest - sauna
21.07.2018r.
I Kaliski Nocny Półmaraton "Bursztynowa Hellena"
Czas oficjalny: 1:44:57
Czas nieoficjalny: 1:44:35
Średnie tempo: 5:01 min/km
Miejsce open: 179
Średnie tętno: 166
Wstep
Nie pisałem o tym wcześniej, bo nie bardzo wiedziałem jak z tym wyjdzie. Wyszło tak, że wziąłem udział. Do biegu nie chciałem się zgłaszać ponieważ nie trenuje za bardzo dalszych dystansów, brak w nim wybiegań - bałem się że nie podołam.
Pojawiła się jednak opcja na pacemakera. Pomyślałem: "Hej, rodzinne miasto. Jeszcze nigdy oficjalnie nie byłeś królikiem. Dlaczego by nie? Wspieranie ludzi, krzyczenie by zagrzać do kibicowania". Wysłałem wiadomość. Były 1:30,1:45,2:00 oraz 2:15. Zgłosiłem się na 1:45. Nie chciałem wolniej biec. Mówię, albo polecę jako pacemaker albo będę pierwszy raz od kiedy biegam w formie kibica - no regrets.
Dostałem się.
Z odbiorem pakietu nie było żadnego problemu. Ręcznik - nie jakiś super, jak to po biegach dawają (słabo wsiąkając wode) aczkolwiek z fajnym wzorem, nadrukiem. Prócz tego piwo, jakieś słodkości czy oranżada. Wszystko w stylowej torbie. Wpisowe wynosiło 60 zł - choć mnie ta opłata ominęła. Czy warto czy nie. Nie mnie już oceniać. Jak na pierwsza edycję to i tak bardzo dobrze jeśli chodzi o pakiet przy dystansie HM - gdzie dochodzi większa ilość punktów z wodą, kostkami cukru czy czekolady.
A teraz sama kwestia biegu i przygotowań.
W tygodniu, co zresztą widać po wpisach nie zrezygnowałem z dwóch ciężkich akcentów. Moje przygotowania idą pełną parą na nowe, lepsze 10k aczkolwiek co z tego wyjdzie to dopiero czas pokaże. W sobotę stawiłem się już o 19:00, czyli ponad dwie godziny wcześniej mimo że miałem 10minut na miejsce. Rzekomo o tej godzinie miało być spotkanie organizacyjne, wspólne zdjęcie etc. Okazało się że nic nie było. Teraz niedawno zobaczyłem że ominął mnie pomniejszy post informujący że spotkanie przesunięte jest na godzinę 20:00. Słabo trochę z tym wyszło, ale już mniejsza o to. Odebrałem dumnie balony, spotkałem parę znajomych twarzy, pogadałem ale nie tylko(!). Podchodzi do mnie ludzi z pytaniem jak wygląda mój plan biegowy. Odpowiadałem że planuje biec równo, ok. 5:00min/km a ewentualnie te dwie sekundy pozwolić nadrobić co lepszym. Natomiast dużo zależy też od drugiego pacemakera, a jeszcze więcej od samej grupy. Nie zamierzałem opuszczać ludzi którzy się faktycznie podłączą i będą chcieli biec mniej więcej na ten wynik. Rozbawiło mnie że ktoś pytał jaki mam czas rekordowy - odrzekłem że z tego roku HM 1:36 więc mam trochę zapasu, powinno być dobrze. Usłyszałem powrotnie "To pewnie 10km biegasz w okolicach 40min"
![:bum:](./images/smilies/bum.gif)
Marzenia... Stwierdzam, że 10k biegam rekordowo mam 44min więc bez szaleństw. Skupiam się aktualnie na poprawię tego wyniku, ale póki co taki PB mnie obowiązuje na tym dystansie. Biegacz był dalej troszkę zdziwiony, ale powiedział że widzimy się na trasie.
Chwilę później zauważyłem i zagadałem do drugiego pacemakera 1:45, tj. Szymona. Okazał się naprawdę w porządku gościem. Obgadaliśmy taktykę - książkowo równo. Jedynie gdy ma być jeden mocniejszy podbieg wtedy powiem że albo lecimy szybciej delikatnie ludzią, a następnie później na nawrocie zwolnimy tak by nikt nie został w tyle. Chwile rozmowy i mówię ze lecę się rozgrzać.
Rozgrzewka to już jakieś 2km niecałe zrobione. Patrzę, za 15minut start. Zmierzam ku startowy, ale wpierw WC i nagle przypominam sobie...nie mam chipa przy bucie. Zapomniałem. ZAPOMNIAŁEM ŻE CZIP NIE JEST W NUMERZE STARTOWYM. Usain Bolt mi się załączył w tym momencie. Do domu jak wspomniałem miałem blisko więc szybko wleciałem, szybkie wyciągniecie sznurkowki założenie chipa i powrót. Za 8 minut się zaczyna. Przypominam baloniki do pasa na numer/żele. Jeszcze szybko do toalety bo z tego wszystkiego nie byłem. Baloniki mi wystawaja z toalety
![hahaha :hahaha:](./images/smilies/icon_lol.gif)
Wychodzę, 3 minuty do startu. Wyliczone, wyliczone
Przechodzę między ludzi i staje obok drugiego PM. Wita się ze mną jakaś kolejna osoba. Miło
![hej :hejhej:](./images/smilies/icon_e_biggrin.gif)
Starter puff. Tempo nie stanowiła jakiegoś wielkie wyzwania na początku. Byłem w stanie rozmawiać, chłonąć atmosferę i w sumie tak wyszło. Szczerze - sam się zdziwiłem, pewnie adrenalina. Chęć wypadnięcia jak najlepiej. Nie tyle by nie zawieść innych, co nie zawieść samego siebie. Więc po 1 km już rzucam tekstem do grupki która leciała z Nami (ok. 10-15 osób?) "ZOSTAŁO WAM 20KM". U jednych śmiech, inni pełni skupienie a inni pewnie chcieli mnie w tym momencie zabić. A ja? A ja od ucha do ucha uśmiech i lecę swoje. Kilometry leciały na początku jeden za drugim. Rozmawiam z Szymonem o jego startach, jak to wyszło, czy pierwszy raz jest królikiem(tak) etc. Ustaliśmy że osoba z której strony będzie woda, bierze wodę drugiemu również. Ok. 9km przyjąłem żel, niestety miałem tylko jedną tubkę - tu błąd. Chciałem potem umieścić ponownie do pasa ale przez to dużą część mi wyleciała. Łapy się pokleiły etc. Całe szczęście później na trasie była kurtyna wodna więc przemyłem ręcę. Niestety zacząłem mieć obawy co jak braknie mi energii, cukru. W końcu brak trochę wyćwiczenia a aktualnym okresie przygotowawczym etc. Oczyszczam umysł z tych myśli. Lecimy dalej, zagrzewam ekipe. Krzyczę na przemian z Szymonem czas jaki uzyskaliśmy na danym km. Kibiców jak na moje miasto o dziwo było sporo. Odnośnie trasy mogę napisać że dramatu nie było, ale do płaskich do ona nie zależy za bardzo
![oczko :oczko:](./images/smilies/icon_e_wink.gif)
W moim mieście nawet Ptolemeusz 10k, jest dwukrotnie z dość dużym mocnym podbiegiem. Ale to taki offtop. Przebiegam między owe grupki kibiców też krzyczym na przemian z PM "GRUPA 1:45, brawo BRAWO". "KALISZ ŻYJEMY". Z górki, ustaliliśmy wraz z Naszą grupą biegową że delikatnie nogą damy więcej luzu - wyszło 4:44 (w ramach przypomnienia powinno być książkowo 4:58). Lecimy następne 3km i wróciliśmy ale teraz mamy tą górkę. Grupa Nasza jednak ciągle nacierała od razu za nami i wyszło 4:59 min/km więc bardzo dobrze! Następne kilometry leciały znów jeden za drugim i znów niektórzy zaczęli rozmawiać. Naprawdę dużą część dystansu była miło przegadana. I nagle... zaczynam czuć problemy żołądkowe. 17km, jestem po podbiegu lwią część pokonałem, prowadzimy ludzi i zaczyna mnie ściskać. Ani mi się waż. Walczę, walczę psychicznie ze sobą. Potem walka z bólem. Poziom - był zbliżony do tego co we Wrocku miałem "przygodę". Mówię sobie - tym razem nie ma opcji, NIE MA MOŻLIWOŚCI że się zatrzymam. A jednak, mija 18km znów o tym myślę. Nie, nie dam się. Zaczynam znów krzyczeć, motywować ludzi że już naprawdę blisko. Że to już mnie niż parkrun. Wieczorowy parkrun. "HALO KALISZ". "TO JUŻ PRAWIE FINISZ". Po drodze mijam balony na 1:30. Facet ponoć doznał kontuzji, ale sam bieg ukończył 1:48 z tego co doszły mnie słuchy. Lecimy dalej. 19, 20km. Mówimy "TO JEST TEN MOMENT BY POWOLI PRZYSPIESZYĆ. JUŻ I TAK ZŁAMACIE ALE MOŻECIE WIĘCEJ. RÓWNO I SPOKOJNIE. BRAWO". Wyprzedzają mnie oraz Szymona parę osób. Nie wiem ile. Uśmiecham się od ucha do ucha. Przebiegam przez metę patrząc na zegar 1:44:57.
Zbijam piątki z Szymonem. Mówimy że za rok koniecznie to powtórzmy jeśli będzie możliwość, nawet z takim czasem by podtrzymać "tradycje". Odbieram medal. Prosty, okrągły ale ma napis "Kalisz".
Zegarek:
Podsumowanie:
Jestem zadowolony. To był wymarzony debiut dla mnie jeśli chodzi o zostanie Pacemakerem. Wspaniale było móc dopingować, wspierać i zagrzewać do walki innych biegaczy. I tak, nie był to łatwy dla mnie bieg. Zwłaszcza ta końcówka, ale tym bardziej zwycięstwo smakuje jeszcze lepiej. Dużo by opowiadać i tekst nie oddaje w pełni tego wszystkiego. Zwłaszcza, że piszę to dopiero dziś (25.07). A tak w ogóle... Balony fruwają jeszcze w pokoju...
Zdjęcie:
Na koniec zdjęcie. Czerwona koszulka z Orlenu to ja
![Obrazek](https://image.ibb.co/i67XR8/1.jpg)