Karlito pisze:Niektórzy nie mogą wyjść z szoku, że ktoś biegnie bez GPSu! Co za czasy nastały. Dla amatora, a więc zdecydowanej większości z nas, GPS oraz pulsometr nie jest do niczego potrzebny, a wręcz przeszkadza. Bieganie bez technologii (w tym również słuchanie muzyki) uczy kontroli ciała i tempa. Czucie tempa oraz czucie własnego ciała (oddechu, zmęczenia, ale też pozytywnych emocji) to podstawa w biegach długich. Bardzo nie lubię dyktowania tempa (czy to przez zegarek, czy pacemakera), bo nigdy nie biegnę równym tempem. Są momenty, że troszkę przyspieszę, ale zdecydowanie gorzej, gdy muszę odpocząć. Zwyczajnie to czuję, zwalniam o te kilka sekund na kilomter, nabieram sił i przyspieszam. Takich momentów jest kilka w trakcie długiego biegu. Ostatnio często biegałem na bieżni na siłowni i trzymanie tempa było dla mnie koszmarem, ale nie psychicznym (bieg w miejscu), ale fizycznym poprzez brak regulacji tempa. Nie chciało mi się też co chwila klikać. Ten sam bieg w terenie biegam szybciej, bo kontroluję tempo czuciem, nie przyrządem.
To mi się podoba, podpisuję się pod tym. Przecież w tak długim biegu bardzo ważne jest wejść w swój rytm- trans. A ten zegarek to uniemożliwia. Największe endorfiny podczas biegu wydzielają się właśnie wtedy gdy jesteśmy w transie. Można sobie wówczas wizualizować różne zdarzenia, to jest jak doping, bo nawet na największym zmęczeniu można frunąć.
Zegarki służą do tego aby zachęcać ludzi do aktywności i dostarczać różnych pomiarów przydatnych do analizy wykonywanej po biegu.
Doświadczony biegacz zawsze wie jak pobiec pierwszy kilometr, to ma być jego wybór, a nie zegarka.