Niedziela ( 30.04.2017 09:00 )
Zawody - 16 Cracovia Maraton
Wstałem ok 5. Zjadłem śniadanie, wypiłem kawę. Potem kibelek i powoli przygotowuję się do wyjścia. Wszystko leci automatem. Na Rynku jestem przed 8. Chwila rozmowy ze świeżo poznanym biegaczem. Potem przychodzą Wiesiek ( acer ) z Krzychem. Siedzimy sobie i rozmawiamy. Ja dziwnie się trzęsę. Nie wiem czemu. Potem przebieramy się, oddajemy rzeczy i jeszcze chwilę czekamy, bo zimo i pada. W międzyczasie dołącza do nas Maciej ( squarePants). Ok 20 minut przed startem pożyczyliśmy sobie powodzenia i ruszyłem na rozgrzewkę. Standardowo 10 minut truchtania, potem lekkie, dynamiczne rozciąganie i kilka delikatnych przebieżek. Dwugłowy minimalnie ciągnął i w ogóle nie przeszkadzał przy bieganiu. Chwilę przed startem pojawił się Wojtek (panucci10). Pożyczyliśmy sobie powodzenia i za chwilę ruszyliśmy.
Początek grzecznie i spokojnie. Trochę tłoczno było, ale szybko się przerzedziło. Pierwsza piątka minimalnie szybciej od założeń, ale na 4 kilometrze złapałem mój ulubiony trans i leciałem sobie po ok 4'05"-4'10". Na każdym punkcie piłem kubek wody. Tempo ustablizowane i tak sobie lecę w okolicach 4'10"/km przez następną godzinę. Żela zjadam na 10 i 20 kilometrze. Połówkę zamykam praktycznie równo w 1:28. Czuję się świetnie i po cichu zaczynam wierzyć, że życiówka wyraźnie pęknie. Jednak na 24 kilometrze, na tym małym podbiegu na Błoniach ( przy Piastowskiej ) odezwał się dwugłowy. Zaczął mocno kłuć. Próbuję utrzymać tempo, ale ból nasila się. Delikatnie zwalniam do ok 4'20" - ból się zmniejsza. Jednak po kilometrze znów zaczyna się nasilać. Walczę, ale w okolicach 26 km znów boli tak bardzo ( przy tempie 4'25"/km ), że odpuszczam. Zwalniam do ok 5'00"/km. Ból zaczyna się zmniejszać, staje się akceptowalny. Lecę tak sobie dalej, wkurzony że dzisiaj nie uda się tej życiówki zrobić i wykorzystać bardzo dobre warunki. Na ostatnie 2 kilometry zwieram pośladki, żeby chociaż biec tym tempem co biegacze obok. Znów zaczyna bardziej boleć, ale przy tempie ok 4'30"/km udaje się wytrzymać te ostatnie metry i nawet z uśmiechem wpaść na metę. Czas równe 3:09.
Po biegu spotykam Krzycha. Chwilę rozmawiamy, potem idę na przystanek i wracam do domu.
Dystans / czas / średnie tempo
05 km 00:21:06 4:13
10 km 00:41:30 4:09
15 km 01:02:44 4:11
20 km 01:23:35 4:11
21.097 km 01:28:01 4:10
25 km 01:44:54 4:12
30 km 02:09:32 4:19
35 km 02:34:53 4:26
40 km 02:59:20 4:29
FINISH 03:09:00 4:29
Waga: 83 -> 79,5 kg
Niestety muszę ten start zaliczyć do nieudanych. Zaczęło się świetnie. Złapałem dobry rytm biegu i szło to bardzo dobrze. Na połówce byłem 2 minuty szybciej niż przed rokiem z nadziejami. Potem czar prysł i musiałem przełknąć porażkę. Widocznie przekroczyłem tą delikatną granicę, na której cały czas balansuję. W tamtym roku się udało w tym niestety nie.
Jednak już się zastanawiam czy nie spróbować rewanżu jesienią. Jeżeli się zdecyduję to wtedy bym pobiegł w Rzeszowie co dawało by możliwość do podwójnego satysfakcji w przypadku sukcesu, bo w 2015 roku Maraton Rzeszowski przemielił mnie i wypluł

. Do plusów zaliczam wagę startową. Udało się zejść 3 kg w stosunku do Marzanny. No i powoli staję się fanem treningu polaryzacyjnego. Jeżeli będę go biegał, to chcę w końcu zrobić pełne 3 cykle po 3 tygodnie ( 2 mocne i 1 lajtowy ). Tu jednak muszę być w 100% zdrowy.
Jeszcze raz dziękuję za doping i wszelkie uwagi w komentarzach. Wszystko czytam uważnie i staram się też z nich czerpać wiedzę na to moje szalone i beztroskie bieganie.
W poniedziałek zrobiłem 6 km roztruchtania. Przy tempie 5'20"/km dwugłowy ciągnie. Nie boli, ale czuję że nie jest do końca ok. Po za tym standardowe zakwasy na czwórkach. O dziwo łydki bez szwanku przeszły ten maraton.
Zwierzęcy instynkt, oczy jak krew, Wilk, co ujawnia w nocy swój zew,
Gdy księżyc na niebie, unosi mnie dźwięk, W biegu przed siebie wolny jak tlen!
Blog ->
Komentarze ->
Garmin
maraton - 2:58:50, półmaraton - 1:24:16, 10 km - 37:49, 5 km - 18:43