Teraz to jestem ledwo ciepła. Wygrałam MP Masters, dobre, heh, wycisnąwszy 19'52. Jakoś te 2 sekundy mnie prześladują, może to mój wrodzony dysonans przed - i po decyzyjny.
Znów przytargałam do domu trochę gadżetów, rozdam braciom, jakoś torby sportowe nie w moim guście

.
Spotkałam sporo znajomych z dawnych, bardziej wyczynowych lat. Każdy lekko utyka, na coś bolącego narzeka i każdy twierdzi, że z trudem rano wstaje, ale na podium wszyscy wskakują (ochoczo), dobre

. Nie jestem gorsza i "tylko" wstrzyknę sobie kwas hialuronowy w jedno kolano (podobno będę mogła znów sprawnie wchodzić po schodach), wytnę torbiel z drugiego (innej metody nie ma), i za dwa lata na tej trasie wygram Mistrzostwa Świata Masters (bo rzekomo mają się odbyć), a co!

Trzeba mieć dalekosiężne plany!
