małymiś pisze:To wszystko tylko po to by kolega nie znalazł się w grupie, z której (stety/niestety) bardziej zaawansowani maratończycy po prostu drą łacha (jak pokazuje kierunek w którym ten wątek poszedł).
Wyraziłem się raz i dosadnie w tej kwestii:
jacekww pisze:A ilu kibiców jeszcze, można rzec 2 godziny po zawodach

, te owacje.
Szacunek dla niej i dopingujących.
Skoor pisze:Niech nasz celebryta spija smietankę

Mnie bronią wyniki sportowe za którymi idzie popularność, ale gdyby Kelly wiedziała jaka jest tu popularna i to moim kosztem, chyba jednak pobiegnę na 6h59 to wątek złapie drugi oddech.
Jak widać życie nie znosi próżni, albo mówisz/robisz coś "inaczej" mało kto cię rozumie ale większość chce cię oglądać jako "zjawisko", albo znikasz i cię nie ma, ot cala popularność w mediach.
Ludzie tu na skraju rozpaczy zakładają poważne tematy:
Jak biegać aby przebiec,
Jak trenować aby wytrenować , itp. i dostają raptem kilka odpowiedzi, a taki "odmieniec" jak ja przyciąga uwagę.
Jak widać nawet "najwięksi/najszybsi" biegacze potrzebują chwili relaksu po morderczym treningu.
Pomyślałem więc że coś napiszę, coś kontrowersyjnego bo coraz mniej sceptycyzmu, więc albo jestem coraz lepszy albo ludzie oswajają się z tym że może mi się udać lub wręcz było by wstyd gdyby mi się nie udało.
A że nic 2 razy się nie zdarza to co tym razem napisać aby sprowadzić dyskusję na właściwe tory, że pobiegnę na 3:30, 3:20, 3:...nie wiem, podpowiedzcie.
Przytoczę wpis kolegi i zapytam przekornie
Forum Bieganie.pl dokąd zmierzasz ?
jarjan pisze:
Właśnie na tym polega rajcowność tego wątku

Gdybyś realizował jakiś sensowny plan, pies z kulawą by tu nie zajrzał.

P.S. Lepiej żartować niż się smucić
P.S. Jest tu wiele świetnych, merytorycznych blogów z których można czerpać garściami, cieszących się ogromną popularnością.
Slawrumia pisze:Kolega nie trenował ostatnio po zmianie czasu bo trenował o 5 tej rano, a o 4 tej już mu się nie chciało i mając życiówkę rok czy dwa wcześniej 3:13, chciał pobiec 3:30 a pobiegł 3:50, po 25km już odpuścił pacemakerow. Wszystko go bolało i myślał że zemdleje.
Więc jednak plany treningowe dużo dają
Teraz już merytorycznie. Jeszcze nie pobiegłem, a już nasuwają mi się wnioski podsumowujące.
Jeden z nich to taki że nie robiąc planu treningowego pod konkretny czas kompletnie nie wiem na co mnie stać i na ile mam biec. Do tego jeszcze ostatnie zawody biegłem w listopadzie.
To że na 3:45 jest pewne (choć też niczym nie oszacowane), ale kołacze mi w głowie może stać mnie na więcej.
Z drugiej strony zaczynam rozumieć dystans maratoński i różnice do innych biegów. Tak jak na 5,10km biegnę na maksimum wydolnościowym, 21 trochę poniżej, a gdyby nawet to odetnie góra 5km przed końcem czyli dodamy 2-3 minuty do wyniku.
Tak tu z jednej strony chciałbym pobiec na granicy możliwości (tak aby po, nie czuć dyskomfortu że mogłem lepiej) i zakończyć happy endem (ogólnie to tak większość by chciała), a z drugiej nie potrafię tej granicy określić, mając dodatkowo z tyłu głowy cały czas 30km i dalej (gdzie nigdy nie byłem), wiedząc że jak przesadzę na początku to będę ciągnął zwłoki po asfalcie przez 1/4 dystansu.
Pisał już wcześniej o tym kolega Jarek
jarjan pisze:jacekww pisze: ... pobiegnę na maksimum tego co mnie będzie stać na daną chwilę, czy było by to 3 godziny czy 5 to ból i zmęczenie będzie podobne bo to zawsze maksimum.
Nie pobiegniesz, bo nie będziesz wiedział - na co cię stać - dowiesz się tego w trakcie maratonu, ale wtedy może być za późno, no i na mecie.

P.S. Nie żebym chciał cofnąć czas i realizować plan "bo nie zyskał bym popularności"

i kłóciło by się z moim mottem w stopce.