Ogólnie - warstwowo, tak, żeby wychodząc z domu było Ci trochę zimno, jeśli z natury jesteś "zmarzluchem", to więcej warstw, jak z natury Ci gorąco i przy +15 chodzisz w krótkich spodenkach, to mniej warstw, ale jak już inni pisali - nie bawełna, a coś, co dobrze odprowadza wilgoć...
Jak raz zmarzniesz "na sucho" (w sensie trochę za zimno Ci będzie) to nic Ci się złego nie stanie, ale jak się zatrzymasz choćby wiążąc buta w przemoczonej koszulce, z mokrymi plecami, itd., to może być trochę gorzej...
Tak czytając Wasze wypowiedzi dochodzę do wniosku, że naprawdę jestem dziwna :P
ale napiszę w czym biegam, może autor wątku jest też trochę "skrzywiony" w tą samą stronę co ja....
Przy tak około -10 do -15 cieplejsze (w sensie "zimowe") leginsy z deca, grubsze skarpetki, opaska na głowę, cienki buff na szyję, koszulka bez rękawów, cienka termiczna koszulka z długim rękawem i wiatrówka, tak -5 do -10 zamiast bluzki termicznej zwykła biegowa z długim ewentualnie
takie coś zamiast wiatrówki przy niewielkich mrozach ta decathlonowa bluza na koszulkę bez rękawów na cieńsze leginsy z długim, a przy +5 leginsy 3/4 (za kolana, ale nie długie...)
Przy długich wybieganiach ubieram się jakby było ze 3 stopnie zimniej, bo jednak biegnę wolniej i dłużej
aha, tak, wiem, nie jestem całkiem normalna, zimowych butów nie posiadam o kilku lat, czapkę zakładam ewentualnie poniżej -10, choć poruszam się głównie pieszo i pociągiem...