szymon - 37:xx na 10k na pełnym luzie

Moderator: infernal

Awatar użytkownika
szymon_szym
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 1763
Rejestracja: 25 maja 2010, 15:03
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: 3:52:14

Nieprzeczytany post

11 IX

60 min spokojnie

13 IX

55 minut spokojnie

14 IX

15 minut
przebieżki 6x100m p' spacer
15 minut

16 IX

50 minut spokojnie

17 IX

15 minut spokojnie
zabawa biegowa 15x1'/1' na krosie
15 minut spokojnie

18 IX

55 minut spokojnie


Przedostatni tydzień głównego planu. Trochę mi się poprzesuwał stały schemat dni treningowych, ale najważniejsze, że udaje się biegać pięć razy w tygodniu. Przy takich obciążeniach można pozwolić sobie na kilka dni biegowych pod rząd.
Ogólnie biega się dobrze. Już we wtorek moje ciało nie pamiętało o dyszce z weekendu. Na plus wyróżnia się sobotnia zabawa biegowa, którą robiło mi się fenomenalnie. Całość na hipodromie, bardzo mocno i bardzo przyjemnie. Każde powtórzenie sprawiało masę frajdy i w ogóle nie czułem zmęczenia, chociaż to była najmocniej zrobiona zabawa w całym cyklu. Super.
Staram się nie myśleć o niedzielnym starcie. Powoli planuję tez mikrocykl pod 11 listopada.

trening ogólnorozwojowy

Myślę, że z czystym sumieniem mogę zmienić tytuł tego "działu" z treningu siłowego na ogólnorozwojowy. Element siłowy zostaje i dalej "progresuję się" w klasycznych ćwiczeniach (pompki, podciąganie, mostek, sylwetki), ale coraz częściej dorzucam przewroty (na razie w przód i przez bark) i bardzo powoli uczę się elementów wymagających koordynacji, a nie siły. Nigdy nie umiałem na przykład zrobić przerzutu bokiem (gwiazdy). Możecie sobie wyobrazić jak wyglądają wprawki do gwiazdy robione przez słabo rozciągniętego 32-letniego faceta :hahaha: :hahaha:
Gwoli ścisłości opisuję trening uzupełniający, bo jestem przekonany, że będzie on miał duże przełożenie na trening biegowy. Poprawa wyników za pomocą fikołków? Jak najbardziej :hahaha:
New Balance but biegowy
Awatar użytkownika
szymon_szym
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 1763
Rejestracja: 25 maja 2010, 15:03
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: 3:52:14

Nieprzeczytany post

19 IX

55 min spokojnie

20 IX

20 minut
6x100m przebieżka przerwa spacer
20 minut

23 IX
20 minut
6x~50m przebieżka przerwa spacer
20 minut

24 IX
rozruch ~5 km


Lekki tydzień przedstartowy. Biegania niewiele, ale z regeneracją bywało różnie. Ogólnie jednak wszystko było w porządku i na start jechałem w dobrym humorze.

25 IX
Obrazek
Trzcianka, 10 km, 38:11


Hmm. Jakieś dwa tygodnie temu pisałem, że czuję się na ok 38' i trzeba przyznać, że trafiłem z oceną formy. Czas nie powala, ale biorąc pod uwagę wszystkie czynniki, uważam, że jest nieźle. Teraz zrobię tydzień wyluzowania i spróbuję podbić formę na 11-go listopada.

Sam bieg wyszedł mi bardzo dobrze. Mogę z czystym sumieniem powiedzieć, że poleciałem na 100% aktualnych możliwości. Zacząłem spokojnie i nie przesadzałem. Pierwsze dwa kilometry to rundka po mieście, a potem długa prosta z nawrotką na 6. km i powrót do mety. Po nawrocie cały czas pod wiatr, co mocno przeszkadzało. Leciałem swoim tempem. Na początku odcinka pod wiatr zgadałem się z drugim zawodnikiem i do końca prowadziliśmy na zmianę. Dzięki temu udało się utrzymać naprawdę niezłą intensywność. Na około 400 metrów przed metą zaatakowałem i spokojnie odszedłem na kilka metrów.
Oprócz dobrego rozegrania samego wyścigu bardzo mnie cieszy poprawa sylwetki w biegu. W tej kwestii postanowiłem cofnąć się kilka kroków i wypracować najpierw podstawy. Staram się chociaż trochę poprawić mobilność, koordynację i stabilizację. U mnie w tym ostatnim elemencie ogromną różnicę robi regularne ćwiczenie sylwetek gimnastycznych.

Na razie luzik i powoli myślę co dalej.
Awatar użytkownika
szymon_szym
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 1763
Rejestracja: 25 maja 2010, 15:03
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: 3:52:14

Nieprzeczytany post

Tydzień mini-roztrenowania. Biegałem tylko rozruchy, dużo się rozciągałem i rolowałem. Myślami jestem już przy ostatnim asfaltowym starcie w roku - biegu Niepodległości w Poznaniu.

Zdecydowałem się spróbować podbić formę przez te kilka tygodni za pomocą schematu: interwały w tygodniu i ciągły w weekend. Jeśli będę się dobrze regenerował, to dorzucę jeszcze w tygodniu interwały tempowe. Kiedyś taki trening (interwały VOmax i tempowe dzień po dniu) nie sprawiał mi trudności, ale zobaczymy jak będzie teraz. Chodzi o to, żeby popracować na intensywnościach, których nie ruszałem przez lato. Przez kontuzję i przeziębienie wypadły mi z planu prawie wszystkie interwały i T10, a ciągłych po prostu nie robiłem. Bardzo liczę na to, że organizm "zapomniał" bodźce tego typu i ładnie mnie podbiją
Następny tydzień jeszcze rozruchowy - z zabawą w tempie półmaratonu i czterysetkami, a potem jedziemy z koksem.

2 X
10 min rozgrzewki
ciągły 8 km 34:06 - 4:16/km
10 min schłodzenia


Dzisiaj pobiegłem pierwszy ciągły, trochę jako rozpoznanie. Całkowicie odwykłem od tego rodzaju treningu, ale poszło całkiem dobrze. Było ciężkawo, jednak myślałem, że będzie gorzej.
Awatar użytkownika
szymon_szym
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 1763
Rejestracja: 25 maja 2010, 15:03
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: 3:52:14

Nieprzeczytany post

4 X
55' E

5 x
~30'E

6 X
3 E
10x400R/400 truchtu
3 E

8 X
~40 ' E

9 X
1,5 E
8 km ciągły (4:15)
1,5 E


Dziwny tydzień. Po zeszłoniedzielnym ciągłym zaczęło pobolewać mnie kolano. W czasie rolowania wykryłem niezły gnój w mięśniu nad kolanem (na moje oko krawiecki, ale nie jestem pewien). Zacząłem akcję rolowania i uciskania bolącego miejsca. Po kilku dniach zmagań trochę się poprawiło, ale zobaczymy na ile trwały będzie efekt.
W środę w czasie biegu od samego początku "wsłuchiwałem" się w kolano, a tu nagle zabolała mnie stopa. Spróbowałem roztruchtać, nie przeszło, więc wróciłem marszobiegiem. Do wieczora przeszło, chociaż czasami czuję w śródstopiu lekkie ciśnienie.
W czwartek udało zrobić się czterysetki i weszły bardzo fajnie. Tempo bez szału (powtórzenia od 1:23 do 1:19), ale starałem się biec umiarkowanie luźno i nie cisnąłem.
W sobotę wieczorem po ok 20 minutach rozbiegania poczułem, że mnie odcina. Czasem tak mam na lekkich treningach i nie próbuję wtedy na siłę kontynuować biegu. Pospacerowałem kilka minut i wróciłem truchtem do domu. Wyszło ogólne zmęczenie z całego tygodnia.
W niedzielę poszliśmy pokibicować trochę maratończykom. Staliśmy na 36. kilometrze. Utwierdziłem się tylko w przekonaniu, że zupełnie nie tęsknię za tym rodzajem wysiłku :bum:
Niedzielny trening wyszedł dużo lepiej niż mogłem się spodziewać po pierwszym kółku (biegnę dwie pętle po 4 km). Szło dość ciężkawo a tempo po 4 km wyszło ~4:24. Przy ciągłych ważniejsza jest dla mnie odpowiednia intensywność, więc wyluzowałem się i skupiłem na fajnym rytmie. Druga pętla weszła o niebo łatwiej przy tempie 4:04. Super.
Awatar użytkownika
szymon_szym
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 1763
Rejestracja: 25 maja 2010, 15:03
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: 3:52:14

Nieprzeczytany post

11 X
55' E

12 X
40'E

13 X
3 E
3x1,6T p'1'
3 E

15 X
Dziewicza Góra - 5 km 21:50, 5 msce

16 X
60' E




Wtorek i środa easy na luzie. W środę nie miałem czasu na dłuższy trening, więc interwały tempowe przełożyłem na czwartek. Miało być spokojnie, żeby w sobotę pobiec zawody na świeżości. Tymczasem wyszedł z tego solidny trening. Pierwsze powtórzenie w tempie 3:55 szło ciężkawo, potem na luzie 3:45 i na koniec 3:42. Trzecie zdecydowanie powyżej intensywności tempo run, ale ciągle dość swobodnie. Może forma delikatnie drgnęła, a może po prostu miałem dobry dzień.
W sobotę pierwsze w tym sezonie zawody na Dziewiczej Górze. Ło matko, ale mnie przeczołgały. Zbiegło się parę czynników. Po pierwsze zapomniałem z jakim szacunkiem trzeba podejść do podbiegów i szybko nauczyły mnie pokory. Po drugie dwie noce pod rząd były słabe, a to wystarczy, żeby na biegu szybko zacząć cierpieć.
Już na rozgrzewce czułem się średnio. Tuż po starcie starałem się biec z rezerwą, tym bardziej, że od rana pobolewało mnie kolano i biodro. Mimo to po kilku pierwszych pomniejszych podbiegach byłem już ugotowany, a w perspektywie miałem jeszcze dwie wspinaczki na szczyt. Do góry biegło mi się beznadziejnie, w dół słabo i bez ikry, tylko na wypłaszczeniach łapałem czasem jako taki rytm. Na ostatnim dużym podbiegu miałem już dość. Przeszedłem nawet do marszu (pierwszy raz na tej trasie), ale po chwili minął mnie zawodnik ze słowami "dajesz, dajesz". Ruszyłem za nim i jakoś wtelepałem się na górę. Tam zaczyna się mój ulubiony fragment trasy, gdy tuż po wspinaczce trzeba docisnął na wąskiej ścieżynce w dół. Tym razem po prostu zbiegłem bez żadnego zrywu. Dopiero na dole, jakieś 400 metrów od mety, zacząłem długi finisz i wyprzedziłem pięcioosobową grupkę. Pomyślałem, że to taki fajny atak trochę na pocieszenie, ale potem okazało się, że czwórka wyprzedzonych przeze mnie brawurowo zawodników... pobiegła na drugą pętle, bo lecieli dychę :hahaha:
Mimo tragicznego biegu czas nie najgorszy - pół minuty wolniej od mojej życiówki na tej trasie.

W piątek z kolanem było bardzo słabo, do tego doszedł ból biodra. W sobotę znalazłem na bocznym paśmie na udzie jakiś mega przykurcz i powoli zacząłem go rozbijać na wałku. Do tego popracowałem więcej nad rozciąganiem przywodzicieli, które polecił mi fizjo, ale ostatnio trochę je zaniedbałem. Dzisiaj biegłem praktycznie bez dyskomfortu, ale zobaczymy jak będzie dalej.
Awatar użytkownika
szymon_szym
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 1763
Rejestracja: 25 maja 2010, 15:03
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: 3:52:14

Nieprzeczytany post

18 X
55' E

19 X
40'E

20 X
3 E
4x1200 I p'3' trucht
3 E

22 X
60' E

23 X
1 E
8 ciągły (4:05)
1E


Dobry tydzień. Dopiero w czwartek miałem czas na interwały. Weszły super. Pierwsze i ostatnie powtórzenie w tempie ~3:33, dwa środkowe ~3:38. Myślałem, że biegnę wolniej, bo była rezerwa. Intensywność zdecydowanie interwałowa, ale bez rzeźbienia. Każde powtórzenie na skupieniu, z pełną kontrolą ciała. Jestem bardzo zadowolony z tego treningu.
W niedzielę tradycyjne ciągły. Weszło dość żwawo. Pierwsza czwórka w ~4:09, druga 4:02. Tym razem dość mocno pracowałem i nie było w drugiej połowie takiego luzu jak tydzień temu. Jednak wszystko cały czas pod kontrolą.

Sporo pracuję z wałkiem i piłeczkami. Zdecydowanie widzę różnicę już po dwóch tygodniach, chociaż jest to zabawa na dużo dłużej.
Ciągle regularnie ćwiczę, ale zacząłem eksperymentować z różnymi drabinkami i nie ma sensu tego wszystkiego tu wypisywać.
Awatar użytkownika
szymon_szym
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 1763
Rejestracja: 25 maja 2010, 15:03
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: 3:52:14

Nieprzeczytany post

27 X
50' E

29 X
ciągły 8 km (4:04 km)

30 X
60' E


Masakra. Na początku tygodnia się przeziębiłem i wypadły mi przez to interwały. Niby tylko jedna jednostka, ale stanowiąca 33% wszystkich interwałów w moim małym cyklu ;) Chorobę przechodziłem i chyba mi się upiekło. W czwartek rozbieganie szło ciężkawo, a w sobotę bałem się, że mogę mieć problemy z domknięciem ciągłego w tempie 4:30, ale poszło nadspodziewanie dobrze. Nawet trochę lżej niż tydzień wcześniej. Do startu dwa tygodnie i może jeszcze nie wszystko stracone :hejhej:
Awatar użytkownika
szymon_szym
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 1763
Rejestracja: 25 maja 2010, 15:03
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: 3:52:14

Nieprzeczytany post

1 XI
55'E

2 XI
3 E
5x1000 I p'3' (tempo ~3:40)

3 XI
40'E


We wtorek spokojne wybieganie. W środę udało się zrobić interwały (i bardzo dobrze, bo w czwartek nie byłoby szans). Jeszcze zostało jakieś osłabienie po chorobie, bo interwały weszły najwolniej odkąd pamiętam. Jeśli ten trening miałby być dla mnie dowodem na dobrą formę, to nie spełniłby swojego zadania :bum: Jestem jednak za duży, żeby przejmować się za bardzo tempami. Intensywność się z grubsza zgadzała.
Swoja drogą ciekawe na ile można wróżyć formę z takich treningów. Niby wszystko jest proste - jak lecisz taki trening po 3:30 to jesteś w lepszej formie niż jak po 3:40. U mnie jednak nie zawsze się to przekłada. Zdarzało mi się domykać w cyklu takie jednostki w okolicach 3:30, a potem biec dyszkę poniżej oczekiwań. Zobaczymy jak będzie tym razem :)
Dzisiaj słaba noc i mało czasu. Zmieściłem tylko wolny rozruch z rana, który biegłem bez specjalnej przyjemności :hahaha:

W weekend ciągły i powoli zaczynam śledzić prognozy pogody na piątek ;)
Awatar użytkownika
szymon_szym
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 1763
Rejestracja: 25 maja 2010, 15:03
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: 3:52:14

Nieprzeczytany post

5 XI
55' E

6 XI
ciągły 8 km 4:12


Kurde, siedzę w czwartek wieczorem i za cholerę nie mogę sobie przypomnieć, jak biegło mi się ciągły w niedzielę. Na pewno weszło równo i bardzo luźno, całkiem jak żwawsze easy. Miesiąc wcześniej 4:16 było mocnym tempem, które odczuwałem jako bardzo intensywne. Czy to znaczy, że przez miesiąc forma tak mocno poszła w górę? Nie. To znaczy, że mój organizm zaadaptował się do tego konkretnego bodźca ;)

8 XI
55' E

9 XI
rozruch 35' z kilkoma przebieżkami


W środę lekki rozruch z przebieżkami. Czasu niewiele, więc doszedłem do wniosku, że w czwartek lepiej godzinę poświęcić na sen, niż na wybieganie. Trochę porozluźniałem się tylko na wałku i piłeczce. Po poniedziałku odpuściłem też trening siłowy i robiłem tylko sylwetki. Jutro spokojna głowa i luźno w trupa ;)
Awatar użytkownika
szymon_szym
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 1763
Rejestracja: 25 maja 2010, 15:03
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: 3:52:14

Nieprzeczytany post

11 XI
Poznański Bieg Niepodległości

38:21


Masakra. Najgorszy bieg w moim wykonaniu. Wiadomo, że nie każde zawody wychodzą, ale to była moja największa sportowa porażka ever. Nie chodzi o czas - walić go. W Trzciance pobiegłem taki sam i byłem bardzo zadowolony. Jestem na siebie strasznie wku...wiony. Nawet nie - jestem po prostu zażenowany własną postawą.
Na półmetku spojrzałem na zegarek i zobaczyłem 19:04. W głowie pojawiła się myśl, że chyba nie warto się szarpać, bo i tak czas będzie słaby. Pierwszy lekki kryzys mnie pokonał. Głowa od razu wysiadła, a przecież fizycznie czułem się bardzo dobrze. Zacząłem zwalniać, od 6. kilometra truchtałem sobie jak na lekkim ciągłym. Wyprzedziło mnie milion osób, a ja nie potrafiłem się zebrać. Ale to jeszcze nie wszystko.
Na 8. kilometrze czułem się jak na 4., zero walki. Przyspieszyłem na ostatnich 200 metrach i wyprzedziłem kilka osób, ale to żaden wyczyn, skoro od połowy dystansu odpoczywałem. Jak na zegarze zobaczyłem czas dopiero zrozumiałem jak bardzo zje...łem. Drugą piątkę przetruchtałem tylko 12 sekund wolniej niż przebiegłem pierwszą. O tyle ta część trasy była szybsza. Wystarczyła odrobinka, ciutka zaangażowania, żeby złamać 38'. A międzyczas z 5. na lajcie starczył na życiówkę. Wystarczyło się nie poddać przy pierwszym kryzysie...
Idealna pogoda, świetna trasa. To był bieg na życiówkę (albo bardzo dobry wynik, nie ważne), a ja na własne życzenie go zawaliłem.

Czasami przed zawodami przeglądam własne wpisy z poprzednich sezonów. Oto wiadomość dla Szymona z przyszłości - ogarnij się i nie odpuszczaj tak łatwo. Trochę cierpienia na trasie nijak się ma do tego poczucia zażenowania, z którym musisz się zmagać potem. Tyle.
Awatar użytkownika
szymon_szym
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 1763
Rejestracja: 25 maja 2010, 15:03
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: 3:52:14

Nieprzeczytany post

Podsumowanie sezonu

Najgorszy wynikowo sezon od dawna. Okazuje się jednak, że nie samymi wynikami żyje biegacz. Z sezonu jestem bardzo zadowolony, a to z kilku powodów.
Latem realizowałem zupełnie nowy plan. Nie mogę go oceniać, bo wypadły mi kluczowe treningi, ale na pewno mojej psychice świetnie zrobiła taka odmiana. Dużo stosunkowo krótkich zabaw to dla mnie całkowita nowość. Trening dał mi sporo frajdy, nie zmęczył mnie psychicznie i był zupełnie nowym bodźcem. Myślę. że latem znowu go spróbuję, tym razem może wariantu dla wytrzymalościowców…
Kolejnym wielkim plusem letniego planu było to, że stosunkowo niskie obciążenie pozwoliły bezproblemowo wprowadzić regularny trening uzupełniający. To moje największe osiągnięcie w tym sezonie. Ćwiczę regularnie od maja i coraz bardziej mi się to podoba. Zaczęło się od „Skazanego” i stosunkowo szybko wyewoluowało w bardziej rozbudowany program treningowy. Ćwiczę trochę na drążku, stawiam pierwsze kroki na kółkach. Wszystko robię w domu i powoli, bez pośpiechu przechodzę do bardziej złożonych ćwiczeń. Dzięki temu, że zacząłem od pierwszych kroków ze „Skazanego” (np. do pełnych pompek doszedłem po kilku miesiącach) miałem dość czasu, żeby wypracować jako-taką technikę i nie zrobić sobie krzywdy. Gdy było jeszcze ciepło robiłem trochę przewrotów i takich rzeczy. Moje cele na zimę to wypracować porządną poziomkę (na początek na krzesłach) i ogarnąć przysiad.
Mój siłowy trening uzupełniający szybko wyewoluował w zainteresowanie ogólną sprawnością. Prawie codziennie pracuję nad mobilizacją różnych obszarów mojego ciała. Sprawdzam wzorce ruchu i szukam miejsc, które mnie ograniczają. Na razie dość chaotycznie, ale chciałbym wprowadzić konkretne „programy naprawcze” zaczynając właśnie od przysiadu. Oczywiście nie mam czasu na długie sesje treningowe – priorytetem jest bieganie. Często jednak udaje mi się coś zrobić „przy okazji”. Ostatnio, w czasie zabawy na podłodze, syn wsuwał mi piłeczkę tenisowa pod łydkę ;) Jak ja mu kiedyś wytłumaczę, że nie służy ona tylko do masażu? :D
I wreszcie trzeci plus. Pojawiła się szansa ruszenia do przodu w pracy nad techniką. Dzięki regularnym ćwiczeniom hollow body zdecydowanie poprawiła się u mnie świadomość pozycji własnej miednicy. Abstrahując od tego, że stabilizacja ciała w biegu jest dużo trudniejsza niż w leżeniu na podłodze, jeśli nie mam siły przytrzymać tyłopochylenia miednicy i nie wiem jak to zrobić, to praca nad techniką biegu nie ma sensu. Na razie jedynym symptomem zmiany techniki biegu jest to, że buty, w których startuję drugi rok, strasznie ostatnio odcisnęły mi duże palce u stóp ;) Wcześniej to się nie zdarzało.
A na koniec super jest sam fakt, że udaje mi się godzić napięty harmonogram dnia z regularnym treningiem. Byłoby to niemożliwe bez wielkiego wsparcia i wyrozumiałości ze strony mojej żony.
I do tego śpię jakby więcej…
Czyli praktycznie same plusy.
Awatar użytkownika
yacool
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 12931
Rejestracja: 03 gru 2008, 11:25
Kontakt:

Nieprzeczytany post

Olej to kurczowe trzymanie tyłopochylenia miednicy. Nie w tym rzecz (w twoim przypadku), tylko w organizacji mięśniowej zejścia w podporze. Z łamiącym sylwetkę przeciążeniem nie wygrasz dzięki jakiemuś wstępnemu napięciu mięśni. Potrzebujesz zmiany pracy zgięcia stawu biodrowego. Za tym kryje się właśnie czucie rozciągania dupy, czyli zatrzymania przyczepów początkowych (brak pochyleń miednicy w płaszczyźnie czołowej). To jest czysta praca mięśniem pośladkowym podczas treningu funkcjonalnego. Stabilizacja miednicy sama się pojawi jak tylko zgrasz wszystko (dupę, czwórkę i łydkę) w szybkim i miękkim zarazem ładowaniu nogi podporowej. Do tego wychylenie ciała bardziej do przodu i prowokowanie agresywnego lądowania z przodu. O luzie przy tym nie muszę pisać, bo wiesz w czym rzecz.
Awatar użytkownika
szymon_szym
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 1763
Rejestracja: 25 maja 2010, 15:03
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: 3:52:14

Nieprzeczytany post

No tak, tylko jak w podporze dupa mi ucieknie, to znaczy, że pogłębieniem lordozy kompensuję brak zgięcia w stawie biodrowym. W ten sposób nie zapracuję pośladkowym. Im silniejsze są mięśnie zapobiegające przodopochyleniu miednicy w momencie przeciążenia, tym do większej pracy mogę zaprząc nogę. Tak to widzę. Czyli dla mnie stabilizacja centralna nie jest sama w sobie strategią ruchową, ale warunkiem koniecznym do spełnienia dla dalszej pracy.
Z całą resztą się zgadzam. Brzmi tyleż prosto, ileż jest trudne w realizacji w ruchu :oczko:
Awatar użytkownika
yacool
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 12931
Rejestracja: 03 gru 2008, 11:25
Kontakt:

Nieprzeczytany post

Szymek,
tak na zdrowy rozum - jak ważysz przez chwilę 200 kilo, to musiałbyś mieć mięśnie stabilizujące rozbudowane jak ciężarowiec. Do tego jak te 200 kilo przypada na jedną nogę i powtarza się z częstotliwością około półtora herca, to podejrzewam, że wymięknie nawet ciężarowiec.
Skupiłbym się bardziej na poprawie organizacji mięśniowej, tak by płynniej poddawać się temu przeciążeniu, a nie z nim walczyć.
Pamiętasz jakim problemem była ekscentryka w statyce? Wypoziomowaniem miednicy tego nie poprawisz. Masz w dupie przegub kulowy z trzema stopniami swobody i trzeba nad nimi zapanować zwiększając zakres pracy mięśni i wrażliwość na ruch.
Awatar użytkownika
szymon_szym
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 1763
Rejestracja: 25 maja 2010, 15:03
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: 3:52:14

Nieprzeczytany post

[do Jacka: po namyśle przyznaję, że zgięcie w stawie biodrowym jest kluczowe. Będę się jednak upierał, że bez dobrej stabilizacji nie będzie dobrej organizacji mięśniowej w ruchu. Pojedynczo żaden element nie wystarczy, trzeba, żeby wszystko zagrało]

Dwa tygodnie roztrenowania zleciały szybko i przyjemnie. Tym razem nie zrobiłem całkowitej laby i wychodziłem na 30-40 minutowe wolne rozruchy. Odpocząłem trochę i od nowa nabrałem apetytu na bieganie. Zimę tradycyjnie zaplanowałem sobie z Danielsem. Planuje tylko zamiast longów biegać wolne (~4:30) ciągłe. Tylko taki wariant mam szansę upchnąć czasowo.

W sobotę pobiegłem piątkę na Dziewiczej. Biegłem luźno, mając świadomość, że tuż po przerwie nie ma co szarpać. Podbiegi delikatnie, na zbiegach nie ryzykowałem. Końcówkę przycisnąłem, na ile było to możliwe. No właśnie. Dziewicza Góra to mój ulubiony cykl i startuję tu już od dwóch lat. W związku ze wzrostem ilości uczestników organizatorzy szukają sposobu na pomieszczenie chętnych na wąskich ścieżkach. W sobotę start na dychę był 5 minut przed startem na piątkę. Rozumiem, że wynika to z tego, że na dychę biegnie więcej wiary. Jak zawsze przy takich zmianach ktoś będzie zadowolony, ktoś nie. Ja jeszcze na pierwszym kilometrze dogoniłem końcówkę dyszki i potem cały dystans wyprzedzałem wężyk biegaczy. Naprawdę problematyczne stało się to dopiero w końcówce, gdzie trzeba było obiegać po krzaczorach, albo przejść do truchtu i odpuścić walkę. Tym razem leciałem poboczami, ale jak spadnie śnieg to bym nie ryzykował. Nie mam problemu z tym, że muszę kogoś wyprzedzać, ale tu było momentami niebezpiecznie, bo trasa jest naprawdę trudna. Poza tym taki bieg traci zupełnie walor wyścigu. Nie ma odpadania/klejenia grupy, urywania na zbiegach, ścigania na finiszu… W lutym i marcu pasują mi jeszcze terminy startów (potrzeba czterech biegów, żeby być klasyfikowanym), a potem zobaczymy. Dla mnie element sportowej rywalizacji jest jednak kluczowy ;)

W treningu uzupełniającym nie musiałem robić przerwy. Opiera się on u mnie na niedużych, acz systematycznych obciążeniach treningowych. Aktualnie zafascynowałem się przysiadami. Samych powtórzeń robię zaledwie po kilka, ale uczę się przede wszystkim techniki i pracuję nad mobilnością. Ciągle wygląda to słabo, ale na początku nie potrafiłem zejść nawet dupą poniżej linii kolan. Powoli pracuję dalej i pilnuję, żeby nie przedobrzyć.
ODPOWIEDZ