
8.Cieszyński Fortuna Bieg
Cieszyn miał odpowiedzieć na pytanie, w jakiej formie szybkościowej jestem i jak ustawić tempa i dalszy trening pod kątem poprawienia się w półmaratonie w czerwcu. Po cichu liczyłem na życiówkę, ale wiedziałem, że będzie trudno, bo ostatnimi czasy raczej nie biegałem w tempach około 4.30. Co prawda ostatni trening poszedł dobrze, ale wolałem nie zapeszać.
W niedzielę korzystając z pobytu u rodziców pospałem prawie do 10.00 i ledwo zdążyłem na bieg. Na szczęście na miejscu wszystko poszło sprawnie i po około 2 kilometrowej rozgrzewce mogłem szykować się do startu. To był mój 3 albo 4 udział w cieszyńskim Fortuna Biegu, więc doskonale znałem trasę, która ma dwie pętle i jest praktycznie płaska, z długimi prostymi odcinkami. W tym roku na starcie stanęło około 1.400 osób, więc bieg dość mocno się rozrósł. Warunki do biegania były idealne, około 5 stopni, zachmurzenie i brak wiatru.
Ustawiłem się gdzieś pomiędzy strefą 40 a 50 minut i punktualnie o 12 ruszyliśmy. Pierwszy kilometr po 4:32 dobre otwarcie, ale czułem że to może być trochę za szybko. Kolejne po 4:38, 4:36 i 4:40. Cały czas na granicy życiówki, ale bez szaleństw. Niestety gdzieś w połowie 5 km rozwiązała mi się sznurówka, straciłem lekko licząc 10 a może nawet 15 sekund. W tym momencie pomyślałem, że jest po zawodach. Wiedziałem, że jestem przygotowany na lekkie poprawienie życiówki, która wynosiła 46:35 i ta strata tych szans może mnie pozbawić. Udało się jednak ten piąty kilometr wyciągnąć na 4:41.
Tradycyjnie oznaczenie kilometrów lekko się rozjeżdżały z Garminem, więc trzeba było jeszcze to wziąć pod uwagę. Na 6 kilometrze trochę szarpnąłem 4:34 i zacząłem odczuwać trudy biegu. Starałem się jednak doczepiać do kogoś przede mną i trzymać tempo. Siódmy kilometr kryzysowy 4:41 i zaczynam żegnać się życiówką i myśleć o złamaniu 47 minut. Jednak udaje się trochę przyśpieszyć i kolejne dwa kilometry idą po 4:38 i 4:36. Czuję, że łapię wiatr w żagle. Około 500 metrów przed metą widzę, że jest szansa zakręcić w okolicach 46 minut. 10 kilometr poszedł po 4:20, z zaciśniętymi zębami wpadam na stadion i cisnę na maksa ostatnie 40 metrów – wyszło tempo 2:52


