Widzisz Rolli, ja podobnie podchodzę do dyskutowanego głodzenia 2h po treningu. Dla mnie jest to jeden ze sposobów uczynienia treningu cięższym. Przy słabych bodźcach to musi działać, bo intensyfikuje te bodźce. Natomiast przy bodźcach prawie destrukcyjnych (dla biegu jakieś wytrzymałości tempowe, czy interwały) efekt może nie być oczywisty. Ja osobiście jako totalny amator często nie jem po długich treningach, ale to dla mnie najłatwiejszy sposób trzymania wagi. Natomiast u zawodowca który ma rozpisaną dietę co do kalorii mam mieszane uczucia, czy nie lepiej zrobić mocniejszy trening i nie utrudniać go potreningową głodówką.
Tutaj mam kolejne przemyślenie znowu z pograniczna medycyny

Często mówi się, o bardzo chorych pacjentach, że prędzej chudy umrze, niż gruby schudnie. I jest to potwierdzony naukowo fakt. U pacjentów w sepsie otyłość jest czynnikiem rokowniczo pozytywnym. Kiedy to stwierdzono próbowano pacjentów którzy trafiają na OIT w sepsie "tuczyć". Nie przyniosło to oczekiwanych rezultatów. W badaniach jednoznacznie wyszło, że najkorzystniejszą jest ilość kalorii pokrywająca aktualne zapotrzebowanie. Niemniej dalej zastanawiające jest dlaczego "grubi" mają przewagę. Włączając żywienie pozajelitowe można przecież u "chudego" zasymulować obraz dostatniej w składniki odżywcze krwi. Nic to jednak nie daje i osoby otyłe przeżywają ciężką sepsę statystycznie częściej. Jedna z teorii głosi więc, że przyczyna tego leży w samej komórce. Osoby otyłe bowiem nie trenowały szlaków lipolizy i pozyskiwania energii drogami alternatywnymi. U nich zawsze komórka miała łatwo. Osoby chude natomiast były jak ten biegacz który głodując uczył komórkę pozyskiwać energię alternatywnie. W momencie stresu okazuje się jednak, że najprostszy cykl krebsa jest najefektywniejszy i działa w hipertermii, kwasicy itd. najefektywniej. Więc komórka "grubego" nie kombinuje, bo nie jest nauczona i wychodzi na tym najlepiej.
Teraz próbując nałożyć na to głodzenie potreningowe mam mieszane uczucia. Oczywiście w pakiecie za postępowaniem celowego nieprzygotowania się do startowej hipoglikemii musi iść program dostarczenia pełnego zapotrzebowania kalorycznego podczas zawodów. Myślę, że to ryzykowna i niekoniecznie musząca się sprawdzić teoria wymagająca zupełnie innego podejścia do układu trening/dieta. Puki co żaden zawodowiec takiego podejścia nie zaryzykuje. My amatorzy też biegamy zawody (szczególnie maraton) na ujemnym bilansie kalorycznym więc musimy nauczyć organizm czerpać energię z tłuszczów. Czy jednak za 20 lat nie będą się śmiali z takiego podejścia do sprawy regularnie łamiący 2h w maratonie zawodowcy? Pożyjemy, zobaczymy;)