majak biega
Moderator: infernal
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1392
- Rejestracja: 10 cze 2013, 13:12
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
24 marca 2015
Nie wytrzymałem i wyszedłem pobiegać... Stroiłem się dość długo z nadzieją, że rozsądek wygra, ale nie wygrał
Starałem się biec wolniutko. Tempo 7.0 wolniej nie umiałem bo to już o marsz się opierało. Noga taka sama po bieganiu jak i przed bieganiem...
Ale to nie jest to co chcę, bądź chciałbym... Nawet nie przebiegłem piątki dla zasady tylko 4km, Tętno coś około 160, Do domu został mi kilometr, więc poświęciłem ten czas na rozmowę ze Stwórcą. Wybaczycie, że oszczędzę Wam szczegółów ?
Generalnie to mam 27 marca ortopedę i 2 kwietnia fizjoterapełtę w Warszawie-podobno gość jest niesamowity
Nie mniej jednak nie zależnie co mi Ci Panowie powiedzą to będę biegał!!! Bo tu już mi się furtki raczej kończą, bo co innego mogę jeszcze robić?
Aha po biegu oczywiście rozciąganie, zrobiłem też 10 pompek i 4 razy podciągnąłem się na drążku.
Nie wytrzymałem i wyszedłem pobiegać... Stroiłem się dość długo z nadzieją, że rozsądek wygra, ale nie wygrał
Starałem się biec wolniutko. Tempo 7.0 wolniej nie umiałem bo to już o marsz się opierało. Noga taka sama po bieganiu jak i przed bieganiem...
Ale to nie jest to co chcę, bądź chciałbym... Nawet nie przebiegłem piątki dla zasady tylko 4km, Tętno coś około 160, Do domu został mi kilometr, więc poświęciłem ten czas na rozmowę ze Stwórcą. Wybaczycie, że oszczędzę Wam szczegółów ?
Generalnie to mam 27 marca ortopedę i 2 kwietnia fizjoterapełtę w Warszawie-podobno gość jest niesamowity
Nie mniej jednak nie zależnie co mi Ci Panowie powiedzą to będę biegał!!! Bo tu już mi się furtki raczej kończą, bo co innego mogę jeszcze robić?
Aha po biegu oczywiście rozciąganie, zrobiłem też 10 pompek i 4 razy podciągnąłem się na drążku.
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1392
- Rejestracja: 10 cze 2013, 13:12
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
VI Chotomowskie Powitanie Wiosny 19 kwietnia 2015
Pobiegłem sobie na spokojnie piątkę w charytatywnym biegu w Chotomowie. Było miło i przyjemnie, zresztą jak zawsze przy tego typu biegach
Noga jeszcze nie ta, ale uzyskany czas 35 minut też jej nie obciążył, więc na razie pozostaje mi się cieszyć z tego co mam, bo jeszcze jakiś miesiąc temu, nawet tempa powyżej 7-u nie miałem...
Na razie staram się ćwiczyć i choć przysiadów boje się robić, ale pompki, brzuszki i podciaganie na drążku, wychodzą coraz lepiej.
Pozdrawiam Was Wszystkich.
Pobiegłem sobie na spokojnie piątkę w charytatywnym biegu w Chotomowie. Było miło i przyjemnie, zresztą jak zawsze przy tego typu biegach
Noga jeszcze nie ta, ale uzyskany czas 35 minut też jej nie obciążył, więc na razie pozostaje mi się cieszyć z tego co mam, bo jeszcze jakiś miesiąc temu, nawet tempa powyżej 7-u nie miałem...
Na razie staram się ćwiczyć i choć przysiadów boje się robić, ale pompki, brzuszki i podciaganie na drążku, wychodzą coraz lepiej.
Pozdrawiam Was Wszystkich.
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1392
- Rejestracja: 10 cze 2013, 13:12
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
22 kwietnia 2015
Witam Was
Troszeczkę biegam, troszeczkę ćwiczę, troszeczkę się leczę/rehabilituje...
Czasem idzie do przodu a czasem stoi w miejscu...
Sorrki, że troszkę mnie tu nie ma ale zaczynam troszkę cierpieć na brak czasu...
pozdrawiam Was
Witam Was
Troszeczkę biegam, troszeczkę ćwiczę, troszeczkę się leczę/rehabilituje...
Czasem idzie do przodu a czasem stoi w miejscu...
Sorrki, że troszkę mnie tu nie ma ale zaczynam troszkę cierpieć na brak czasu...
pozdrawiam Was
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1392
- Rejestracja: 10 cze 2013, 13:12
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
Witam Was
1 maja 2015
Czyli coś tak sobie biegam spokojnie, systematycznie do przodu:) Podciąganie na drążku idzie coraz lepiej Pompki i brzuszki standardowo dobrze Nie chcę zapeszać, ale z nogą coraz lepiej, 6 maja jeszcze jadę do Michała by mnie troszkę pomęczył i myślę, że mogę być dobrej myśli W niedzielę, biegnę w Warszawie w biegu Konstytucji ale nie liczę na jakiś spektakularny wynik, ale jeśli przed startem będę czuł, że noga pozwala to będę chciał się troszkę zmęczyć
Aha, już do kilku z Was nie moge się wbić na blog-nie ogarniam tego nowego systemu jestem chyba wyjątkowo upośledzony
pozdrawiam Was
1 maja 2015
Czyli coś tak sobie biegam spokojnie, systematycznie do przodu:) Podciąganie na drążku idzie coraz lepiej Pompki i brzuszki standardowo dobrze Nie chcę zapeszać, ale z nogą coraz lepiej, 6 maja jeszcze jadę do Michała by mnie troszkę pomęczył i myślę, że mogę być dobrej myśli W niedzielę, biegnę w Warszawie w biegu Konstytucji ale nie liczę na jakiś spektakularny wynik, ale jeśli przed startem będę czuł, że noga pozwala to będę chciał się troszkę zmęczyć
Aha, już do kilku z Was nie moge się wbić na blog-nie ogarniam tego nowego systemu jestem chyba wyjątkowo upośledzony
pozdrawiam Was
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1392
- Rejestracja: 10 cze 2013, 13:12
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
Hej wszystkim
3 maja, Warszawa bieg konstytucji!
Było fajnie miło i sympatycznie! No, może z wyjątkiem sytuacji na Agrykoli, kiedy widząc męczącego się chłopaka na podbiegu, starałem się radzić by trzymał oddech a nie tempo, a później dopiero przyciśnie, i delikatnie mówiąc chyba nie spodobało się to innym biegaczom bo chyba troszkę to wyszydzali, kurdę chyba jestem zbyt nadgorliwy :/
Nie mniej jednak było naprawdę super! Spotkanie i wspólna rozgrzewa z klubowiczami pozwoliła troszkę się rozluźnić przed startem, bo jednak jeszcze niestety towarzyszy mi ta adrenalina przedstartowa :/
Sam bieg w porządku, chciałem się zmęczyć i byłem zmęczony
Z sms-a;
Czasz 22,49
Nieoficjalne miejsce open 570
Kat; M30 227 na nie wiem ilu
Wyszło by na to, że mam nową życiówkę na 5k, ale czy mnie lub Was to tak naprawdę obchodzi?
Pozdrawiam Was serdecznie!
3 maja, Warszawa bieg konstytucji!
Było fajnie miło i sympatycznie! No, może z wyjątkiem sytuacji na Agrykoli, kiedy widząc męczącego się chłopaka na podbiegu, starałem się radzić by trzymał oddech a nie tempo, a później dopiero przyciśnie, i delikatnie mówiąc chyba nie spodobało się to innym biegaczom bo chyba troszkę to wyszydzali, kurdę chyba jestem zbyt nadgorliwy :/
Nie mniej jednak było naprawdę super! Spotkanie i wspólna rozgrzewa z klubowiczami pozwoliła troszkę się rozluźnić przed startem, bo jednak jeszcze niestety towarzyszy mi ta adrenalina przedstartowa :/
Sam bieg w porządku, chciałem się zmęczyć i byłem zmęczony
Z sms-a;
Czasz 22,49
Nieoficjalne miejsce open 570
Kat; M30 227 na nie wiem ilu
Wyszło by na to, że mam nową życiówkę na 5k, ale czy mnie lub Was to tak naprawdę obchodzi?
Pozdrawiam Was serdecznie!
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1392
- Rejestracja: 10 cze 2013, 13:12
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
http://www.maratonypolskie.pl/mp_index. ... code=33775
https://www.facebook.com/events/1408520562803851/
Zapraszam Was serdecznie
Ja na razie nie biegam,wypoczywam sobie
W niedzielę planuję coś potruchtać
pozdro!
https://www.facebook.com/events/1408520562803851/
Zapraszam Was serdecznie
Ja na razie nie biegam,wypoczywam sobie
W niedzielę planuję coś potruchtać
pozdro!
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1392
- Rejestracja: 10 cze 2013, 13:12
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
Hejka
W obiecywaną niedzielę, nie potruchtałem już nie pamiętam dlaczego :/ Ale coś tam sobie truchtam
Może nie jest to jakiś intensywny trening, bo w moim przypadku słowo trening delikatnie mówiąc nie jest na miejscu ale biegam sobie i staram się brać tyle przyjemności ile się tylko da Rehabilitację już zakończyłem-Michał powiedział, że już mnie i siebie nie widzi i że mam biegać, więc biegam sobie ! Suchych liczb nie podaję bo nie mam czasu na zabawę z garminem...(ale popracuje nad tym)
23 maja na biegu Kwitnących ogrodów myślę, że pobiegłem całkiem przyzwoicie, 48 minut na dyszkę, oczywiście dupy nie urywa, ale ponawiam pytanie, czy mnie lub Was to cokolwiek obchodzi? Biegam sobie i to jest ważne!
Blogi tutaj to nie kącik zwierzeń ani o pisaniu o głębszej prywatności, ale za sprawą ''pewnej osoby '' zmieniła mi się filozofia podejścia do biegania, a także moje dotychczasowe życie! Oczywiście są to dla mnie bardzo dobre zmiany!
Szczerze się przyznaję, że nie czytam co u Was z braku czasu, ale to nie znaczy, że nie myślę o Was
pozdrawiam Was serdecznie!
chodzi mi po głowie, wrześniowy maraton... ale ciiii bo się wyda
W obiecywaną niedzielę, nie potruchtałem już nie pamiętam dlaczego :/ Ale coś tam sobie truchtam
Może nie jest to jakiś intensywny trening, bo w moim przypadku słowo trening delikatnie mówiąc nie jest na miejscu ale biegam sobie i staram się brać tyle przyjemności ile się tylko da Rehabilitację już zakończyłem-Michał powiedział, że już mnie i siebie nie widzi i że mam biegać, więc biegam sobie ! Suchych liczb nie podaję bo nie mam czasu na zabawę z garminem...(ale popracuje nad tym)
23 maja na biegu Kwitnących ogrodów myślę, że pobiegłem całkiem przyzwoicie, 48 minut na dyszkę, oczywiście dupy nie urywa, ale ponawiam pytanie, czy mnie lub Was to cokolwiek obchodzi? Biegam sobie i to jest ważne!
Blogi tutaj to nie kącik zwierzeń ani o pisaniu o głębszej prywatności, ale za sprawą ''pewnej osoby '' zmieniła mi się filozofia podejścia do biegania, a także moje dotychczasowe życie! Oczywiście są to dla mnie bardzo dobre zmiany!
Szczerze się przyznaję, że nie czytam co u Was z braku czasu, ale to nie znaczy, że nie myślę o Was
pozdrawiam Was serdecznie!
chodzi mi po głowie, wrześniowy maraton... ale ciiii bo się wyda
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1392
- Rejestracja: 10 cze 2013, 13:12
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
Dzień dobry wszystkim
Ja rozumiem, że mam mało czasu na pisanie, ale żeby zaraz zakopać mój blog aż na czwartą stronę? tak to się naprawdę nie robi
No dobra, koniec żartów
To, że nie mam czasu na pisanie to nie znaczy,że nie biegam i tu mam wybór, albo bieganie, albo siedzenie na forum i pisanie(sorrki, że wybrałem to pierwsze)
Tak, więc truchtam sobie troszkę.Jak mnie nie było to zaliczyłem między innymi krosową dyszę w wieliszewie(było potwornie ciężko) i nocną dyszkę Kopernikańską w Toruniu, tu też lekko nie było, ale w porównaniu do wieliszewa to była to kaszka z mleczkiem. Czas w Toruniu z tego co pamiętam 47,30 a w wieliszewie 48,15 czy jakoś tak-nie chcę mi się szukać dokładnych czasów I jeśli chodzi o czasy na dyszkę, to jestem teraz właśnie w takiej strefie czasowej i na dzień dzisiejszy to jest moje optimum! Teraz 4 lipca ruszam na Kretowiny, pobiegać wokół jeziora Narie (33km w słońcu-będzie ciekawie)
Jak jestem w Warszawie, a teraz jestem co tydzień, to ciągle prześladuje mnie narodowy...
Powodzenia dla Was!
Trzymajcie się i biegajcie zdrowo!
Ja rozumiem, że mam mało czasu na pisanie, ale żeby zaraz zakopać mój blog aż na czwartą stronę? tak to się naprawdę nie robi
No dobra, koniec żartów
To, że nie mam czasu na pisanie to nie znaczy,że nie biegam i tu mam wybór, albo bieganie, albo siedzenie na forum i pisanie(sorrki, że wybrałem to pierwsze)
Tak, więc truchtam sobie troszkę.Jak mnie nie było to zaliczyłem między innymi krosową dyszę w wieliszewie(było potwornie ciężko) i nocną dyszkę Kopernikańską w Toruniu, tu też lekko nie było, ale w porównaniu do wieliszewa to była to kaszka z mleczkiem. Czas w Toruniu z tego co pamiętam 47,30 a w wieliszewie 48,15 czy jakoś tak-nie chcę mi się szukać dokładnych czasów I jeśli chodzi o czasy na dyszkę, to jestem teraz właśnie w takiej strefie czasowej i na dzień dzisiejszy to jest moje optimum! Teraz 4 lipca ruszam na Kretowiny, pobiegać wokół jeziora Narie (33km w słońcu-będzie ciekawie)
Jak jestem w Warszawie, a teraz jestem co tydzień, to ciągle prześladuje mnie narodowy...
Powodzenia dla Was!
Trzymajcie się i biegajcie zdrowo!
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1392
- Rejestracja: 10 cze 2013, 13:12
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
Witam Was serdecznie :uuusmiech: (no dobra, tym razem nie tęskniliście )
Nowości nie będzie jeśli powiem, że nie mało mam czasu na forum... Ale tym razem udało się przeczytać chociaż Wasze ostatnie wpisy :uuusmiech:
Cieszę się bardzo, że biegacie :uuusmiech: :uuusmiech: :uuusmiech: A jeszcze bardziej z tego, że nie znalazłem u nikogo z Was problemów zdrowotnych :uuusmiech: :uuusmiech: :uuusmiech:
Ja biegam sobie systematycznie. Przedreptałem te kretowiny, potem bieg Powstania Warszawskiego, poleciałem też połówkę z Błonia do Borzęcina i z tego co pamiętam popełniłem życiówkę 1,44,50 dupy nie urywa, ale fajnie było. Teraz jestem po powrocie z Krynicy :uuusmiech: Oj działo się, oj działo :uuusmiech: Co za miejsce! Niesamowita atmosfera! Wspaniała organizacja! Przepiękne widoki! Co chwila jakiś start. Tu dekoracje, tu wykłady biegowe, no bajka po prostu. Widać, że to festiwalowe święto jest dla Nas! :uuusmiech:
Oczywiście moje plany było bardzo zachowawcze bo nigdy nie miałem zawodów trzy dni pod rząd! A założenia miałem takie;
W piątek pobiec sobie spokojnie wieczorną piątkę by być w formie na sobotnią dyszkę, a potem na niedzielnej połówce pobiec na tyle ile zostanie ze mnie z dnia poprzedniego Wyszło oczywiście tak, że tą piątkę poleciałem jak pies spuszczony z łańcucha No ale czasem tak bywa Suma przewyższeń +-80m. W sobotę na dyszce po piątym kilometrze męczyłem się okropnie, ale koniec końców nabiegałem 46,09 więc nie było aż tak tragicznie, oczywiście wynik dupy nie urywa, bo trasa w całości prowadzi w dół! Ale podobno też trzeba było umiejętnie zbiegać. Nie mniej jednak na dzień dzisiejszy to wszystko co mogę zaoferować na dyszkę. jeszcze tego samego dnia po dekoracji poszliśmy pochodzić po górach, a, że je po prostu kocham to gdzieś miałem to, że byłem zmęczony i co chwila cieszyłem jape z przepięknych widoków! Wieczorkiem regeneracyjne piwko i dość zmęczony, ale szczęśliwy! kładę się spać...
W niedzielę wstaję rano na połówkę. O dość niezłym wyniku nie mogło być mowy, zwłaszcza, że jestem zmęczony... przy tym zapomniałem kupić sobie coś na śniadanie... a suma przewyższeń to coś około +- 240m. Miałem tylko dwa banany i dwa żele i to też zasługa mojej Małgosi, bo mój genialny mózg nawet oto by nie zadbał. Tak więc wychodząc z hotelu zjadłem po drodze banany a przed startem żel. Trasa do piątego kilometra płaska ale dalej zaczynają się owe +-240m. I tak do 17kilometra... Potem ostry zbieg w dół aż do samej mety. Połówkę kończę z czasem coś około 1,50...
Taka mała wzmianka, to pamiętacie może Michała Dachowskiego? tego który wyleczył mnie z kontuzji! :uuusmiech: Był na targach expo! A, że mnie bolało biodro :/ to nie omieszkałem Mu o tym powiedzieć. Powiedział, żebym przyszedł do Niego na stanowisko po sobotniej dyszce to zrobi sobie ze mnie fajną reklamę :/
Pamiętacie jak mnie gniótł? pamiętacie Jego terapię FDM? Wyglądało to mniej więcej tak , że gniótł mnie w bolące biodro i z uśmiechem na twarzy mówił bym krzyczał to zrobię Mu reklamę! Mam nawet zdjęcie! jak będę miał chwilkę to poproszę Małgosię by wrzuciła bo ja nie umnę! No, czyli jak ktoś z Was tam był i słyszał jak ktoś krzyczał na targach to byłem właśnie ja! Tak więc jeszcze małe sprostowanie, że niedzielną połówkę leciałem z potwornymi zakwasami po nagniataniu Michała, o bólu mięśniowym nie wspomnę...
Szczerze mówiąc nosiłem się z zamiarem zakończenia pisania o moim dreptaniu, ale miało tu do Was zajrzeć nawet po 3 miesiącach, tak wiec zostaję i będziecie się jeszcze ze mną męczyć
Następny wpis pewnie coś około 3 miesięcy
Trzymajcie się Kochani :uuusmiech:
Aha, już się nie boję Narodowego, choć dalej mnie prześladuje!
Nowości nie będzie jeśli powiem, że nie mało mam czasu na forum... Ale tym razem udało się przeczytać chociaż Wasze ostatnie wpisy :uuusmiech:
Cieszę się bardzo, że biegacie :uuusmiech: :uuusmiech: :uuusmiech: A jeszcze bardziej z tego, że nie znalazłem u nikogo z Was problemów zdrowotnych :uuusmiech: :uuusmiech: :uuusmiech:
Ja biegam sobie systematycznie. Przedreptałem te kretowiny, potem bieg Powstania Warszawskiego, poleciałem też połówkę z Błonia do Borzęcina i z tego co pamiętam popełniłem życiówkę 1,44,50 dupy nie urywa, ale fajnie było. Teraz jestem po powrocie z Krynicy :uuusmiech: Oj działo się, oj działo :uuusmiech: Co za miejsce! Niesamowita atmosfera! Wspaniała organizacja! Przepiękne widoki! Co chwila jakiś start. Tu dekoracje, tu wykłady biegowe, no bajka po prostu. Widać, że to festiwalowe święto jest dla Nas! :uuusmiech:
Oczywiście moje plany było bardzo zachowawcze bo nigdy nie miałem zawodów trzy dni pod rząd! A założenia miałem takie;
W piątek pobiec sobie spokojnie wieczorną piątkę by być w formie na sobotnią dyszkę, a potem na niedzielnej połówce pobiec na tyle ile zostanie ze mnie z dnia poprzedniego Wyszło oczywiście tak, że tą piątkę poleciałem jak pies spuszczony z łańcucha No ale czasem tak bywa Suma przewyższeń +-80m. W sobotę na dyszce po piątym kilometrze męczyłem się okropnie, ale koniec końców nabiegałem 46,09 więc nie było aż tak tragicznie, oczywiście wynik dupy nie urywa, bo trasa w całości prowadzi w dół! Ale podobno też trzeba było umiejętnie zbiegać. Nie mniej jednak na dzień dzisiejszy to wszystko co mogę zaoferować na dyszkę. jeszcze tego samego dnia po dekoracji poszliśmy pochodzić po górach, a, że je po prostu kocham to gdzieś miałem to, że byłem zmęczony i co chwila cieszyłem jape z przepięknych widoków! Wieczorkiem regeneracyjne piwko i dość zmęczony, ale szczęśliwy! kładę się spać...
W niedzielę wstaję rano na połówkę. O dość niezłym wyniku nie mogło być mowy, zwłaszcza, że jestem zmęczony... przy tym zapomniałem kupić sobie coś na śniadanie... a suma przewyższeń to coś około +- 240m. Miałem tylko dwa banany i dwa żele i to też zasługa mojej Małgosi, bo mój genialny mózg nawet oto by nie zadbał. Tak więc wychodząc z hotelu zjadłem po drodze banany a przed startem żel. Trasa do piątego kilometra płaska ale dalej zaczynają się owe +-240m. I tak do 17kilometra... Potem ostry zbieg w dół aż do samej mety. Połówkę kończę z czasem coś około 1,50...
Taka mała wzmianka, to pamiętacie może Michała Dachowskiego? tego który wyleczył mnie z kontuzji! :uuusmiech: Był na targach expo! A, że mnie bolało biodro :/ to nie omieszkałem Mu o tym powiedzieć. Powiedział, żebym przyszedł do Niego na stanowisko po sobotniej dyszce to zrobi sobie ze mnie fajną reklamę :/
Pamiętacie jak mnie gniótł? pamiętacie Jego terapię FDM? Wyglądało to mniej więcej tak , że gniótł mnie w bolące biodro i z uśmiechem na twarzy mówił bym krzyczał to zrobię Mu reklamę! Mam nawet zdjęcie! jak będę miał chwilkę to poproszę Małgosię by wrzuciła bo ja nie umnę! No, czyli jak ktoś z Was tam był i słyszał jak ktoś krzyczał na targach to byłem właśnie ja! Tak więc jeszcze małe sprostowanie, że niedzielną połówkę leciałem z potwornymi zakwasami po nagniataniu Michała, o bólu mięśniowym nie wspomnę...
Szczerze mówiąc nosiłem się z zamiarem zakończenia pisania o moim dreptaniu, ale miało tu do Was zajrzeć nawet po 3 miesiącach, tak wiec zostaję i będziecie się jeszcze ze mną męczyć
Następny wpis pewnie coś około 3 miesięcy
Trzymajcie się Kochani :uuusmiech:
Aha, już się nie boję Narodowego, choć dalej mnie prześladuje!
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1392
- Rejestracja: 10 cze 2013, 13:12
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
Hejka to (niestety ) znowu ja
Wygląda na to, że się nie wywinę i będę musiał jutro pobiec maraton w Warszawie
Nie boję się Narodowego
Pozdrawiam Was wszystkich :uuusmiech:
Wygląda na to, że się nie wywinę i będę musiał jutro pobiec maraton w Warszawie
Nie boję się Narodowego
Pozdrawiam Was wszystkich :uuusmiech:
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1392
- Rejestracja: 10 cze 2013, 13:12
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
Witam Was wszystkich :uuusmiech:
Bardzo dziękuję za doping i wsparcie :uuusmiech: Ale proszę już starczy bo będę ryczał!(ze wzruszenia...)
Sam nie wiem co napisać...
Z zamiarem przebiegnięcia drugiego maratonu nosiłem się już od dawna. Nie chodziło mi o sam bieg czy czas. Chodziło o to by się przekonać bądź sprawdzić, czy ten pierwszy aby nie był przypadkowy, czy mi się po prostu najzwyczajniej w świecie, udał... Ale wygląda na to, że nie, bo przebiegłem sobie kolejny i udało się potwierdzić, że to jednak nie był przypadek
Magda
Moja kontuzja achillesa skończyła się tak, że Michał powygniatał mi nogę na wszystkie strony i pomogło. A poważnie to terapia FDM czyni cuda! Oczywiście nie przeszło mi to od razu, bo czuje nogę nadal ale to tylko dlatego, że mam spięcia mięśniowe bardzo głęboko a tam niestety już Michał nie dosięgnie, nie mniej jednak z czystym sumieniem moge powiedzieć, że jestem zdrowy. Oczywiście z mentalnym wsparciem mojej Małgosi, bez której absolutnie nie dałbym rady. Zresztą jak i przebiec kolejnego maratonu... a właśnie, miało być o maratonie
Jeśli ma to dobrze wyglądać to troszkę wrócę do korzeni(ale tylko chwilkę)
Otóż wygląda to tak. Za sprawą Małgosi całkowicie zmieniła mi się filozofia biegania(oczywiście na lepsze!) Przestałem się nad sobą użalać, biadolić, że tu boli tu strzyka, no przecież po przebiegnięciu choćby treningowo 20km. coś musi boleć nie? Sprzedałem też garmina i wierzcie mi-da się bez niego biegać!
Zwolniłem troszkę biegałem bardzo wolno na treningach, cały czas kontrolując komfortowy oddech. Moje treningi wyglądały tak, że raz w tygodniu robiłem akcenty w postaci podbiegów na mojej górce w sochocinie(zrobiłem w sumie ze 4 takie treningi) a reszta to spokojne długie kilometry w granicach 20km tempem troszkę powyżej 6,0
to be continued...
Bardzo dziękuję za doping i wsparcie :uuusmiech: Ale proszę już starczy bo będę ryczał!(ze wzruszenia...)
Sam nie wiem co napisać...
Z zamiarem przebiegnięcia drugiego maratonu nosiłem się już od dawna. Nie chodziło mi o sam bieg czy czas. Chodziło o to by się przekonać bądź sprawdzić, czy ten pierwszy aby nie był przypadkowy, czy mi się po prostu najzwyczajniej w świecie, udał... Ale wygląda na to, że nie, bo przebiegłem sobie kolejny i udało się potwierdzić, że to jednak nie był przypadek
Magda
Moja kontuzja achillesa skończyła się tak, że Michał powygniatał mi nogę na wszystkie strony i pomogło. A poważnie to terapia FDM czyni cuda! Oczywiście nie przeszło mi to od razu, bo czuje nogę nadal ale to tylko dlatego, że mam spięcia mięśniowe bardzo głęboko a tam niestety już Michał nie dosięgnie, nie mniej jednak z czystym sumieniem moge powiedzieć, że jestem zdrowy. Oczywiście z mentalnym wsparciem mojej Małgosi, bez której absolutnie nie dałbym rady. Zresztą jak i przebiec kolejnego maratonu... a właśnie, miało być o maratonie
Jeśli ma to dobrze wyglądać to troszkę wrócę do korzeni(ale tylko chwilkę)
Otóż wygląda to tak. Za sprawą Małgosi całkowicie zmieniła mi się filozofia biegania(oczywiście na lepsze!) Przestałem się nad sobą użalać, biadolić, że tu boli tu strzyka, no przecież po przebiegnięciu choćby treningowo 20km. coś musi boleć nie? Sprzedałem też garmina i wierzcie mi-da się bez niego biegać!
Zwolniłem troszkę biegałem bardzo wolno na treningach, cały czas kontrolując komfortowy oddech. Moje treningi wyglądały tak, że raz w tygodniu robiłem akcenty w postaci podbiegów na mojej górce w sochocinie(zrobiłem w sumie ze 4 takie treningi) a reszta to spokojne długie kilometry w granicach 20km tempem troszkę powyżej 6,0
to be continued...
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1392
- Rejestracja: 10 cze 2013, 13:12
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
I to cała tajemnica moich treningów. Postawiłem głównie na długie spokojne kilometry z jednym akcentem w tygodniu.Na dwa tygodnie przed maratonem zmniejszyłem objętość treningów o 20% a w ostatnim tygodniu o 40%
W przed dzień startu mieliśmy się z Małgosią powłóczyć po expo posłuchać wykładów, ale cały plan wziął w dupę, gdyż w sobotę czekała mnie jeszcze druga zmiana w pracy... Małgosia odebrała mi pakiet startowy a ja docieram więc do Warszawy późnym wieczorem. Obejrzeliśmy jeszcze razem trasę maratonu, ustaliliśmy jeszcze gdzie Małgosia będzie czekać na mnie z żelami i wodą i poszliśmy spać... Z wiadomych przyczyn nie mogłem usnąć a jak już się udało to spałem max. jakieś 3 godziny... Nie mniej jednak w tygodniu wysypiałem się dość dobrze, więc tragedii nie było. Rano to standardowa procedura startowa-Małgosia zrobiła mi tak pyszną pomidorówkę, że palce lizać, i chyba tylko ze zdrowego rozsądku nie wciągnąłem drugiego talerza Ubieram się i jedziemy na start.Na miejscu kilka pamiątkowych fotek z kolegami z klubu, rozgrzewka i idę na start. I tu do końca nie mogłem zdecydować za którym zającem się ustawić. Rozważałem czasy; 3,40 3,45 i 3,50 ... ostatecznie zdecydowałem się na 3,45... Ostatnie uściski z Małgosią i lecę...
Już na samym początku okazało się, że tempo 5,19 dające właśnie rzekome 3,45 jest dla mnie bardzo ale to bardzo komfortowe :uuusmiech: A do tego niesamowity zając, a właściwie było ich trzech, prowadzili grupę po prostu wzorowo. A i biegacze z grupy okazali się nie tylko świetnymi biegaczami a także ludźmi Szybko złapałem z Nimi dobry kontakt. Wszyscy dzieliliśmy się wzajemnie wszystkim co było pod ręką, woda, żele, banany.Każdy każdego wspierał jak tylko mógł. I w takiej to atmosferze biegniemy sobie ulicami Warszawy. Jest piąty kilometr, ja czuję się fantastycznie, biegnę na totalnym lajcie. I tylko z rozsądku jaki i z własnego doświadczenia(bo sam już wiem, czym jest dystans maratonu) nie puszczam nóg i nie przyspieszam. Jest dziesiąty kilometr, dalej czuję się rewelacyjnie. Na dwunastym kilometrze Małgosia daje mi wodę i cukierka (michaszek duo ) na 15 kilometrze wciągam (planowo)żel i biegnę sobie dalej na totalnym lajcie z lekką przewagą, bo jak się okazało, biegnąc pod wiatr nadrobiliśmy niecałą minutę do planowanego czasu. Wspólnie zdecydowaliśmy, że nie zwalniamy tylko ową przewagę wykorzystamy na podbiegi. Dystans półmaratonu mijam z uśmiechem na twarzy i praktycznie zerowym zmęczeniu, na dwudziestym drugim kilometrze czeka Małgosia z wodą, cukierkami i żelem Biorę cały zapas, cukierka zjadam od razu i biegnę dalej. W tunelu mija Nas grupa na 3,40 (lecieli negativ split) i już chciałem się do nich podłączyć, ale po raz kolejny ciesze się, że grzecznie zostałem ze ''swoimi'' Jest 25 kilometr, czuję się bardzo dobrze, przypominam sobie chwilę sprzed roku, gdzie właśnie na owym kilometrze zacząłem po prostu ''zdychać'' , podbudowany faktem, że w tym roku mam przecież szybsze tempo i do tego na tym etapie biegu czuję się bardzo dobrze, biegnę dalej z uśmiechem na twarzy. I to by było na tyle dobrych wiadomości z trasy... Mój maraton zaczyna się na 32 kilometrze... W tym miejscu zaczynam czuć mięśnie bioder, pośladków i nóg. tym razem z łydkami było troszkę lepiej bo miałem opaski. Zaczyna się podbieg na Sanguszki, pokonuję go naprawdę w dobrym tempie, ale ból wspomnianych mięśni narasta...Trzymam się jeszcze do 35 kilometra, ale zaczynają mi uciekać zające...
to be continued...
W przed dzień startu mieliśmy się z Małgosią powłóczyć po expo posłuchać wykładów, ale cały plan wziął w dupę, gdyż w sobotę czekała mnie jeszcze druga zmiana w pracy... Małgosia odebrała mi pakiet startowy a ja docieram więc do Warszawy późnym wieczorem. Obejrzeliśmy jeszcze razem trasę maratonu, ustaliliśmy jeszcze gdzie Małgosia będzie czekać na mnie z żelami i wodą i poszliśmy spać... Z wiadomych przyczyn nie mogłem usnąć a jak już się udało to spałem max. jakieś 3 godziny... Nie mniej jednak w tygodniu wysypiałem się dość dobrze, więc tragedii nie było. Rano to standardowa procedura startowa-Małgosia zrobiła mi tak pyszną pomidorówkę, że palce lizać, i chyba tylko ze zdrowego rozsądku nie wciągnąłem drugiego talerza Ubieram się i jedziemy na start.Na miejscu kilka pamiątkowych fotek z kolegami z klubu, rozgrzewka i idę na start. I tu do końca nie mogłem zdecydować za którym zającem się ustawić. Rozważałem czasy; 3,40 3,45 i 3,50 ... ostatecznie zdecydowałem się na 3,45... Ostatnie uściski z Małgosią i lecę...
Już na samym początku okazało się, że tempo 5,19 dające właśnie rzekome 3,45 jest dla mnie bardzo ale to bardzo komfortowe :uuusmiech: A do tego niesamowity zając, a właściwie było ich trzech, prowadzili grupę po prostu wzorowo. A i biegacze z grupy okazali się nie tylko świetnymi biegaczami a także ludźmi Szybko złapałem z Nimi dobry kontakt. Wszyscy dzieliliśmy się wzajemnie wszystkim co było pod ręką, woda, żele, banany.Każdy każdego wspierał jak tylko mógł. I w takiej to atmosferze biegniemy sobie ulicami Warszawy. Jest piąty kilometr, ja czuję się fantastycznie, biegnę na totalnym lajcie. I tylko z rozsądku jaki i z własnego doświadczenia(bo sam już wiem, czym jest dystans maratonu) nie puszczam nóg i nie przyspieszam. Jest dziesiąty kilometr, dalej czuję się rewelacyjnie. Na dwunastym kilometrze Małgosia daje mi wodę i cukierka (michaszek duo ) na 15 kilometrze wciągam (planowo)żel i biegnę sobie dalej na totalnym lajcie z lekką przewagą, bo jak się okazało, biegnąc pod wiatr nadrobiliśmy niecałą minutę do planowanego czasu. Wspólnie zdecydowaliśmy, że nie zwalniamy tylko ową przewagę wykorzystamy na podbiegi. Dystans półmaratonu mijam z uśmiechem na twarzy i praktycznie zerowym zmęczeniu, na dwudziestym drugim kilometrze czeka Małgosia z wodą, cukierkami i żelem Biorę cały zapas, cukierka zjadam od razu i biegnę dalej. W tunelu mija Nas grupa na 3,40 (lecieli negativ split) i już chciałem się do nich podłączyć, ale po raz kolejny ciesze się, że grzecznie zostałem ze ''swoimi'' Jest 25 kilometr, czuję się bardzo dobrze, przypominam sobie chwilę sprzed roku, gdzie właśnie na owym kilometrze zacząłem po prostu ''zdychać'' , podbudowany faktem, że w tym roku mam przecież szybsze tempo i do tego na tym etapie biegu czuję się bardzo dobrze, biegnę dalej z uśmiechem na twarzy. I to by było na tyle dobrych wiadomości z trasy... Mój maraton zaczyna się na 32 kilometrze... W tym miejscu zaczynam czuć mięśnie bioder, pośladków i nóg. tym razem z łydkami było troszkę lepiej bo miałem opaski. Zaczyna się podbieg na Sanguszki, pokonuję go naprawdę w dobrym tempie, ale ból wspomnianych mięśni narasta...Trzymam się jeszcze do 35 kilometra, ale zaczynają mi uciekać zające...
to be continued...
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1392
- Rejestracja: 10 cze 2013, 13:12
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
...z każdym metrem tracę do Nich coraz więcej. 36 kilometr to już potworny ból mięśni... walczę o każdy biegowy krok...
O ile wydolnościowo czułem się znakomicie to mięśniowo poległęm tak samo jak rok temu. Staram się biec tak szybko jak to możliwe. Ustabilizowałem tempo około 6,0 i jakoś tam człapałem. Nie mniej jednak w głowie miałem tylko to, że Małgosia będzie się martwić jak wbiegną zające, a mnie nie będzie... I niestety miałem rację. Z wielkim niepokojem odświeżała stronę i wypatrywała mnie na 40-ym kilometrze... Udaje mi się dotrzeć na metę w jednym kawałku z wiadomym już czasem Oczywiście czas dupy nie urywa, ale doskonale zdaję sobie sprawę na jakim poziomie się znajduję i wiem, że na tej trasie zostawiłem wszystko co miałem i w gruncie rzeczy jestem bardzo zadowolony z tego biegu Szampana otwierał nie będę ale jestem zadowolony z tego biegu. Mimo walki i bólu od 35 kilometra, to było naprawdę fajowsko. Maraton to niezwykły bieg i życzę każdemu by przeżył to co w czasie jego trwania się dzieje. I nie ważne czy biegniesz na 3,20 czy na 5,00 ważne jest to by poczuć to coś, gdzie nie znajdzie się tego w żadnym półmaratonie
Nie mniej jednak już na dwa tygodnie przed maratonem powiedziałem sobie, że to będzie mój ostatni maraton... Ja przeżyłem swoje i odpuszczam. Nie wiem czy to moje tchórzostwo, ale już nie chcę się tak męczyć, po prostu musiałem sobie tylko coś udowodnić i już mi starczy Maraton mimo swojego uroku, to jednak ogromne obciążenie dla organizmu, a muszę jednak pamiętać, że mój organizm jest podatny na wszelkiego rodzaju kontuzje... więc odpuszczam. Jestem zdrowy i chcę by tak zostało. Oczywiście, że będę tęsknił za tym dystansem i nie mogę wykluczyć tego, że znów coś strzeli mi do łba by znów go pobiec, ale na dzień dzisiejszy dziękuję
Jakie mam plany? Chcę dalej sobie spokojnie truchtać tak jak do tej pory. Jeśli uda się urwać jakąś moją życiówkę to dobrze, a jeśli nie to drugie dobrze, nie mam już parcia na wyniki. Oczywiście niczego nie odpuszczam, ale na pewno nie potnę się nożem jeśli do którejś z moich życiówek zabraknie mi 2 czy 3 sekundy
24 października jedziemy z Małgosią do Krakowa na połówkę
11 listopada bieg niepodległości w Warszawie
I jeszcze jakiś bieg mikołajkowy. Do tej pory jeździłem do Mikołajek na połówkę, ale nie wiem czy w tym roku będzie mi się chciało...
pozdrawiam Was serdecznie :uuusmiech:
i jeszcze raz dziękuję z całego serducha za kibicowanie i trzymane kciuki :uuusmiech:
O ile wydolnościowo czułem się znakomicie to mięśniowo poległęm tak samo jak rok temu. Staram się biec tak szybko jak to możliwe. Ustabilizowałem tempo około 6,0 i jakoś tam człapałem. Nie mniej jednak w głowie miałem tylko to, że Małgosia będzie się martwić jak wbiegną zające, a mnie nie będzie... I niestety miałem rację. Z wielkim niepokojem odświeżała stronę i wypatrywała mnie na 40-ym kilometrze... Udaje mi się dotrzeć na metę w jednym kawałku z wiadomym już czasem Oczywiście czas dupy nie urywa, ale doskonale zdaję sobie sprawę na jakim poziomie się znajduję i wiem, że na tej trasie zostawiłem wszystko co miałem i w gruncie rzeczy jestem bardzo zadowolony z tego biegu Szampana otwierał nie będę ale jestem zadowolony z tego biegu. Mimo walki i bólu od 35 kilometra, to było naprawdę fajowsko. Maraton to niezwykły bieg i życzę każdemu by przeżył to co w czasie jego trwania się dzieje. I nie ważne czy biegniesz na 3,20 czy na 5,00 ważne jest to by poczuć to coś, gdzie nie znajdzie się tego w żadnym półmaratonie
Nie mniej jednak już na dwa tygodnie przed maratonem powiedziałem sobie, że to będzie mój ostatni maraton... Ja przeżyłem swoje i odpuszczam. Nie wiem czy to moje tchórzostwo, ale już nie chcę się tak męczyć, po prostu musiałem sobie tylko coś udowodnić i już mi starczy Maraton mimo swojego uroku, to jednak ogromne obciążenie dla organizmu, a muszę jednak pamiętać, że mój organizm jest podatny na wszelkiego rodzaju kontuzje... więc odpuszczam. Jestem zdrowy i chcę by tak zostało. Oczywiście, że będę tęsknił za tym dystansem i nie mogę wykluczyć tego, że znów coś strzeli mi do łba by znów go pobiec, ale na dzień dzisiejszy dziękuję
Jakie mam plany? Chcę dalej sobie spokojnie truchtać tak jak do tej pory. Jeśli uda się urwać jakąś moją życiówkę to dobrze, a jeśli nie to drugie dobrze, nie mam już parcia na wyniki. Oczywiście niczego nie odpuszczam, ale na pewno nie potnę się nożem jeśli do którejś z moich życiówek zabraknie mi 2 czy 3 sekundy
24 października jedziemy z Małgosią do Krakowa na połówkę
11 listopada bieg niepodległości w Warszawie
I jeszcze jakiś bieg mikołajkowy. Do tej pory jeździłem do Mikołajek na połówkę, ale nie wiem czy w tym roku będzie mi się chciało...
pozdrawiam Was serdecznie :uuusmiech:
i jeszcze raz dziękuję z całego serducha za kibicowanie i trzymane kciuki :uuusmiech:
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1392
- Rejestracja: 10 cze 2013, 13:12
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
Cześć
No i już po Krakowie... ale było fajnie! Połówka jak i zwiedzanie Krakowa rewelacja!
Nie będę pisał relacji bo po co komu ona? Nie mniej jednak... Biegnąc przez Wawel chyba nie miałem do końca świadomości koło czego biegnę(nie byłej jeszcze na Wawelu). Zwiedzając w niedzielę to miejsce napawało mnie głęboką zadumą. Tam czuć Naszą historię... A grobowce polskich królów... Kościół Mariacki...
Długo będę wspominał ten weekend. Było naprawdę wspaniale.
Aha doczłapałem się do mety z nową życiówką(coś koło 1,42 z groszami), ale czy mnie lub Was to obchodzi?
Słówko do moich treningów to jakoś po maratonie włączyło mi się szybsze bieganie. GPS-a już nie mam ale tak na wyczucie to z tempa 6,0 biegam teraz jakieś 5,40 + rytmy. Pompki i podciąganie na drążku to już standard, muszę jeszcze popracować nad brzuszkami i przysiadami
Pozdrawiam Was serdecznie
No i już po Krakowie... ale było fajnie! Połówka jak i zwiedzanie Krakowa rewelacja!
Nie będę pisał relacji bo po co komu ona? Nie mniej jednak... Biegnąc przez Wawel chyba nie miałem do końca świadomości koło czego biegnę(nie byłej jeszcze na Wawelu). Zwiedzając w niedzielę to miejsce napawało mnie głęboką zadumą. Tam czuć Naszą historię... A grobowce polskich królów... Kościół Mariacki...
Długo będę wspominał ten weekend. Było naprawdę wspaniale.
Aha doczłapałem się do mety z nową życiówką(coś koło 1,42 z groszami), ale czy mnie lub Was to obchodzi?
Słówko do moich treningów to jakoś po maratonie włączyło mi się szybsze bieganie. GPS-a już nie mam ale tak na wyczucie to z tempa 6,0 biegam teraz jakieś 5,40 + rytmy. Pompki i podciąganie na drążku to już standard, muszę jeszcze popracować nad brzuszkami i przysiadami
Pozdrawiam Was serdecznie
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1392
- Rejestracja: 10 cze 2013, 13:12
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
For kate
2 PZU Półmaraton Królewski
Kraków 24 października 2015
Czyli pobiegliśmy sobie z Małgosią w Krakowie połówkę
Niestety na tydzień przed wyjazdem do Krakowa zesrał mi sie samochód a mój mechanik jest tak zakręcony jak stado pędzących imadeł! Szkoda gadać...
Rzutem na taśmę biorę samochód od Marka(mój brat) i Laguną z rozklekotanym tłumikiem wlokę się do Królewskiego miasta.He he chyba cały Kraków wiedział, że majak przyjechał No ale do rzeczy.
W Krakowie meldujemy się późnym wieczorem. Zostawiliśmy walizki w hotelu i poszliśmy na pizzę(no co biegacz też człowiek )ale była pyszna! Wracamy i idziemy spać. Oczywiście spać to pojęcie względne, bo pomimo wyczesanego hotelu(Małgosia zamawiała) poduszki do spania to totalna porażka!Spałem max. jakieś 3 może 4 godziny. Wstaję rano zły i niewyspany! O 9-ej wychodzimy z hotelu. Szukanie parkingu to jakaś masakra. Przy decathlonie zażyczyli sobie 70 dyszek za ponad dwie godziny... nie dziękuję, postoję! Wysadziłem Małgosię by szybko poleciała po pakiety startowe a sam ... no dobra znalazłem w końcu parking i przed dziesiątą jesteśmy już ogarnięci ze wszystkim. Tauron Arena z zewnątrz robi wrażenie lepiej jak narodowy! W środku już nie do końca ale z zewnątrz-wyczes!
Pozwiedzaliśmy, pstryknęliśmy kilka fotek i po rozgrzewce idziemy na start. I tu, żebyście dobrze zrozumieli moje obawy na końcu tej relacji, to muszę napisać, że Małgosia biegła tą połówkę kompletnie nie przygotowana, niestety codzienne obowiązki i praca nie pozwoliły Jej na odpowiednie przygotowanie się. A był to Jej wymarzony start więc choć byłem pełen obaw o Jej bieg to nie mogłem Jej odmówić...
Ona poszła sobie w swoją strefę a ja odważnie stanąłem na 1,40... Do tej pory miałem fantastycznych zająców ale tego skreśliłem już po samej rozmowie przed startem...
ja; dzień dobry Panu
On; dzień dobry
ja; Jaką strategię Pan planuje? Wolniej szybciej? Szybciej wolniej? czy równe tempo?
On; zobaczymy, w zależności jak będzie trzeba gonić to pogonimy a jak zwolnić to zwolnimy
Heloł-pomyślałem. To ma być peacemaker! i to na takiej imprezie?
No nic startujemy. Pobiegłem chwile za Nim ale tak na początku rwał tempo...
to be continued
2 PZU Półmaraton Królewski
Kraków 24 października 2015
Czyli pobiegliśmy sobie z Małgosią w Krakowie połówkę
Niestety na tydzień przed wyjazdem do Krakowa zesrał mi sie samochód a mój mechanik jest tak zakręcony jak stado pędzących imadeł! Szkoda gadać...
Rzutem na taśmę biorę samochód od Marka(mój brat) i Laguną z rozklekotanym tłumikiem wlokę się do Królewskiego miasta.He he chyba cały Kraków wiedział, że majak przyjechał No ale do rzeczy.
W Krakowie meldujemy się późnym wieczorem. Zostawiliśmy walizki w hotelu i poszliśmy na pizzę(no co biegacz też człowiek )ale była pyszna! Wracamy i idziemy spać. Oczywiście spać to pojęcie względne, bo pomimo wyczesanego hotelu(Małgosia zamawiała) poduszki do spania to totalna porażka!Spałem max. jakieś 3 może 4 godziny. Wstaję rano zły i niewyspany! O 9-ej wychodzimy z hotelu. Szukanie parkingu to jakaś masakra. Przy decathlonie zażyczyli sobie 70 dyszek za ponad dwie godziny... nie dziękuję, postoję! Wysadziłem Małgosię by szybko poleciała po pakiety startowe a sam ... no dobra znalazłem w końcu parking i przed dziesiątą jesteśmy już ogarnięci ze wszystkim. Tauron Arena z zewnątrz robi wrażenie lepiej jak narodowy! W środku już nie do końca ale z zewnątrz-wyczes!
Pozwiedzaliśmy, pstryknęliśmy kilka fotek i po rozgrzewce idziemy na start. I tu, żebyście dobrze zrozumieli moje obawy na końcu tej relacji, to muszę napisać, że Małgosia biegła tą połówkę kompletnie nie przygotowana, niestety codzienne obowiązki i praca nie pozwoliły Jej na odpowiednie przygotowanie się. A był to Jej wymarzony start więc choć byłem pełen obaw o Jej bieg to nie mogłem Jej odmówić...
Ona poszła sobie w swoją strefę a ja odważnie stanąłem na 1,40... Do tej pory miałem fantastycznych zająców ale tego skreśliłem już po samej rozmowie przed startem...
ja; dzień dobry Panu
On; dzień dobry
ja; Jaką strategię Pan planuje? Wolniej szybciej? Szybciej wolniej? czy równe tempo?
On; zobaczymy, w zależności jak będzie trzeba gonić to pogonimy a jak zwolnić to zwolnimy
Heloł-pomyślałem. To ma być peacemaker! i to na takiej imprezie?
No nic startujemy. Pobiegłem chwile za Nim ale tak na początku rwał tempo...
to be continued