Niedziela ( 04.10.2015 9:30 )
Zawody: 3 Maraton Rzeszowski - czas netto 3:13:19, 32 miejsce Open, 12 w M30.
Pomysł startu w tym maratonie posunął mi Krzysiek na jednym z wspólnych treningów. Pierwotnie miał odbyć się 21 października, ale organizatorzy zmienili datę na 4 października. Ten termin pasował mi, bo był 3 tygodnie przed krakowską połówką. Po negocjacjach z Małżonką dostałem zielone światło i zapisałem się na ten bieg.
Jako, że w cyklu treningowym biegałem > 100 km tygodniowo, stwierdziłem, że baza jest. Dorzuciłem w sumie tylko parę treningów w tempie okołomaratońskim na Błoniach: raz 21 km, drugi raz 24 km. 10 dni przed zawodami dorzuciłem jeszcze 15 km i w sumie, to tyle jeśli chodzi o treningi do maratonu. Nie pisałem o tym starcie na forum, bo chciałem to na spokojnie pobiec, bez zbędnego nakręcania się na wynik.
Na zawody wybrałem się razem z Krzyśkiem. Na miejscu stwierdziliśmy, że niestety prognozy się sprawdziły. Było ciepło i już rano mocno wiało. Cóż nie zrażeni tym, po krótkiej rozgrzewce, staneliśmy na starcie. Ok 8:30, zgodnie z planem ruszyliśmy. Zacząłem to spokojnie, zgodnie z planem. Pierwsza piątka ok 22:20, dyszka w 43:30. Niby wszystko szło dobrze, piłem na każdym postoju kubek, a drugi wylewałem na głowę i plecy, jednak cały czas dziwne uczucie, że nie jestem w ogóle spocony. Koszulka i getry cały czas suche. Co najdziwniejsze z wiatrem jak biegłem, to miałem odczucie, że się 'gotuję'. Pod wiatr za to chwilami stawiało w miejscu. Na plecach miałem przyczepioną agrafkami kartkę, że biegnę dla Wiktorka. Nie dotrwała do końca biegu - zwiało ją w trakcie

. Połówka wchodzi w 1:32:10. Całkiem nieźle, ale jest co raz cieplej i mocniej wieje. 30 km w czasie ok 2:11:30 czyli jeszcze jest dobrze. Jednak na rękach zaczynają mi się pojawiać kryształki soli. Ja zaczynam powoli zwalniać. Chociaż nogi i oddech dobrze, to nie jestem w stanie utrzymać tempa. Mimo takiego słabnięcia wyprzedziłem jeszcze ze 4-5 osób, mnie wyprzedziły dwie. W okolicach 37 km orientuję się, że nawet na życiówkę nie mam dzisiaj szans, ale biegnę dalej. Starając się przyspieszyć. Dziwne, to jest - nogi chcą, ale organizm jako całośc nie może. Mimo, iż piję dalej na każdym punkcie, ręce mam co raz bardziej białe. Na 39 km pojawia się stan przedkolkowy, a na 40 zaczynam mieć mroczki przed oczami. Akurat mija mnie karetka na sygnale - ponoć z biegaczem na pokładzie. Trochę zwolniłem, aby to dobiec. Pomogło, na metę wpadam z uśmiechem i macham kibicom. Na gorąco stwierdzam, że w sumie niezły czas nabiegałem

.
Od razu podbiega Krzysiek. Okazuje się, że ma kontuzję kostki i zszedł po połówce. Mówi mi, że całą twarz mam w soli. W sumie okazuje się, że tam gdzie nie miałem ubrania, to jestem pokryty solą. Musiałem się nieźle odwodnić. Z Krzyśkiem wymieniamy uwagi - ma podobne odczucia jak ja, że te wodopoje za rzadko i słabo ogarnięta obsługa na nich. Ja piję duszkiem 0,5 l wody, zjadam banana - dostaliśmy na mecie. Spokojnie dochodzę do siebie. O dziwo nogi bardzo dobrze, po za ogólnymi 'zakwasami' żadnych większych strat. To bardzo mnie cieszy. W czasie powrotu do Krakowa wypijam jeszcze półtora litra wody i zjadam 150 g orzeszków ziemnych. Po powrocie do domu staję na wadze, a tam 76,8 kg. Po odjęciu tego co zjadłem i wypiłem, to na mecie musiałem ważyć w okolicach 74,5 kg. Przy wadze startowej ( ważyłem się rano przed wyjazdem ) 81,5 kg daje -7 kg.
Po powrocie wziąłem prysznic. Oceniłem straty na chłodno. Okazało się, że po za małym odciskiem na jednym palcu, innych brak

. Dzisiaj nogi całkiem dobrze. Bez problemu dojechałem rowerem do pracy. Więc chyba wszystko jest w porządku. Chociaż wieczorem łydki 'żyły' swoim życiem i wyglądało to jakby jakieś falowanie po nich przechodziło. Pewnie za dużo jakiś mikroelementów straciłem.
Ze startu jestem zadowolony. Czas niezły, 32 miejsce OPEN - poprawiłem się od Silesii ( tam 61 byłem )

kontuzji brak więc dalej mogę spokojnie przygotowywać się do krakowskiej połówki.
Na końcu wielkie podziękowania dla Krzyśka ( KrzychuM ), gdyby nie on, to bym tego nie pobiegł. No i miałem wygodny transport na i z zawodów. Wielki dzięki Krzysiek i trzymam kciuki, aby ta kontuzja nie okazała się groźna. Może jednak uda się pobiec na Królewskim.