No i pobieglem. 32.77km czas 3:03:29. O prawie 4 minuty dluzej niz zakladany

. Na to zlozylo sie kilka bledow taktyczno-logistycznych.
1. Zamiast NS wyszedl PS

. Startowalo tylko 150 osob na tym dystansie i wszyscy ruszyli mocno, a ze czlowiek nie chce byc ostatni to to tez przyspieszylem, na szczescie po 1 km sie opamietalem i zwolnilem. Potem juz rowno na 5:27, a potem coraz wolniej i od 25km znow udalo mi sie przyspieszyc.
2. Ostatnie dwa tygodnie, niestety trenig lezal, biegalem tylko 3 razy, no i niezdrowy/nieregularny tryb zycia (urlop i delegacja).
3. Wystratowalem o 10, bez sniadania (bo w hotelu jeszcze nie bylo), chociaz ja zawze tak biegam, ale teraz do 14:00 zylem na 3 zelach

4. Brak jakiegokolwiek support. Musialem wszystkie potrzebne (i niepotrzebne rzeczy) zabrac ze soba w mala torbe na ramie. Przez pierwsze 3 km walczylem jak ja uzlozyc zeby nie przeszkadzala, jakos poszlo ale wygodnie nie bylo

.
5. Sporo podbiegow, ktorych u siebie wogole nie cwiczylem bo mam teren plaski jak stol. Zawazylem zeo ile podbiegi (pomimo wiekszego zmeczenia) jakos daje rade, to technika zbiegania lezy. Wszyscy wydluzali krok i zwiekszali predkosc jakos tak naturalnie, a ja musialem hamowac.
No to tyle, do maratonu zostalo jeszcze 3 tygodnie, za wiele juz sie nie poprawi, musze tylko wrocic do formy z przed urlopu. Kalkulatory pokazuja 4h. Jak weliminuje wczorajsze bledy, to moze jeszcze kilka minut mi sie uda urwac, ale wyglada ze bedzie lala sie krew

. Jakies wskazowki co robc przez pozostale 3 tygodnie, zeby sie nie zajezdzic a lekko poprawic kondycje?