27.02.2015
3 x 3 km (3'54"/km) / p.4'30"
1.
11'38" (3'54" , 3'52" , 3'52")
(3'53"/km)
2.
11'40" (3'53" , 3'54" , 3'53")
(3'53"/km)
3.
7'51" (3'57" , 3'54")
(3'56"/km)
Razem: 11,2 km - 47'26" (4'14"/km)
Trzeci raz próbuję 3x3 km domknąć i trzeci raz się nie udaje.Chyba będę miał traumę jak znowu mi to przyjdzie biegać.
Budzik nastawiony na 6-tą,wstaję o 5.30,już nie dosypiam,ubieram się i wio nad Zalew Nowohucki.
Lekka mgła,bezwietrznie i 5st na plusie,fajna pogoda,choć dużo wilgoci po wczorajszych opadach deszczu.
Wczoraj dzień wolny,łydek już praktycznie nie czułem,więc dziś tym bardziej byłem pozytywnie nastawiony.
2,5 km rozgrzewki uświadomiły mi,że jest rewelacyjnie,nic nie boli,jest chęć do szybkiego biegania.
Zdjąłem dres,kurtkę,czapkę i rękawiczki,w końcu krótkie spodenki i bez czapy.
Pierwsze trzy kilometry poszły szybciutko.Tym razem lapowałem nie co kilometr a co 500m i to była dobra decyzja.
Odcinki nie dłużyły się a ja miałem większą kontrolę tempa.
Przerwa dłużyła mi się niesamowicie,wszak zregenerowałem się już po 3 minutach,ale odczekałem spokojnie zanim
zacząłem drugą "trójeczkę".
Pierwsze pół kilometra biegło mi się tak dobrze,że zaliczyłem tempo 3:48/km,więc szybciutko zwolniłem.
Do końca 2km biegło się dobrze,trzeci już był bardziej wymagający oddechowo i po raz pierwszy poczułem łydkę.
Spięcie lewej łydki było coraz mocniejsze,ale nie przeszkadzało w bieganiu.
Po skończonym drugim interwale znowu 4,5 minuty przerwy,trochę w truchcie i w marszu.
Niestety na ostatnim interwale łydka zaczęła się tak spinać,że aby zmniejszyć ból próbowałem różnych sztuczek.
Zmieniać krok,stawiać inaczej stopy,przyspieszać,zwalniać ale nic nie pomagało.
Szkoda,bo wydolnościowo było dziś bardzo fajnie.
Zgodnie z zaleceniem fizjo,nic na siłę,jak coś boli to przerwać i tyle.Dobiegłem do końca 2 km,choć powinienem to
przerwać 0,5 km wcześniej.
200m schłodzenia pokonane kuśtykając tempem powyżej 6:00/km.Rozciąganie na wiele się nie zdało,dolna część łydki
od wewnętrznej strony spięta jak cholera.
Po południu konsultacja telefoniczna z moim fizjo.Jak na razie cofnąłem się do stanu z przed 3 dni,boli przy chodzeniu a jak dotknę to tak jakbym miał siniaka.
Niemniej wiem,że to nic innego jak DOMS(potocznie zwane zakwasami),gdy za czasów regularnej siłki miewałem nie raz
tak dowalone łydki,że nie mogłem chodzić.
Jest to o tyle nieprzyjemne,że "zakwas" schodzi od góry na dół i teraz bół jest akurat w miejscu gdzie zaczyna się mięsień
brzuchaty łydki i każdy ruch stopy powoduje ucisk.
Pewnie znowu czeka mnie truchtanie po 5:30/km.
![hahaha :hahaha:](./images/smilies/icon_lol.gif)