Krzychu M - walczymy z dychami
Moderator: infernal
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 5220
- Rejestracja: 15 mar 2012, 11:32
- Lokalizacja: okolice Krakowa
20.02.2015
12 PDG x 65m sprint / p.1' (2'49" - 2'57"/km)
Razem: 6,9 km
Dziś siła.Górka ta co zazwyczaj,ale pierwszy raz postanowiłem wykonać podbiegi na maksa.
Zgodnie ze sztuką odcinek ma być biegany 10-12 sekundowym sprintem.
Odmierzyłem krokami 65m,oczywiście 1-2 metry mogło być za dużo lub za mało,ale to nie istotne.
Wszystkie odcinki wyszły powyżej 11 sekund,co przekładało się na tempo poniżej 3:00/km.
Z górki maszerowałem,co zajmowało około minuty i od razu przystępowałem do kolejnego powtórzenia.
Po pierwszych 3-4 podbiegach pomyślałem,że ten tren jest do d... ,przecież powinienem czuć nogi a tu nic.
Dopiero później na końcówkach zaczęły palić uda a od 10-tego podbiegu czułem już dość mocno.
Jest inaczej niż przy moich 140m odcinkach gdzie czuć nogi ale i oddech się pogłębia,tu tylko nogi dostają w kość.
Jutro kros po okolicy.
12 PDG x 65m sprint / p.1' (2'49" - 2'57"/km)
Razem: 6,9 km
Dziś siła.Górka ta co zazwyczaj,ale pierwszy raz postanowiłem wykonać podbiegi na maksa.
Zgodnie ze sztuką odcinek ma być biegany 10-12 sekundowym sprintem.
Odmierzyłem krokami 65m,oczywiście 1-2 metry mogło być za dużo lub za mało,ale to nie istotne.
Wszystkie odcinki wyszły powyżej 11 sekund,co przekładało się na tempo poniżej 3:00/km.
Z górki maszerowałem,co zajmowało około minuty i od razu przystępowałem do kolejnego powtórzenia.
Po pierwszych 3-4 podbiegach pomyślałem,że ten tren jest do d... ,przecież powinienem czuć nogi a tu nic.
Dopiero później na końcówkach zaczęły palić uda a od 10-tego podbiegu czułem już dość mocno.
Jest inaczej niż przy moich 140m odcinkach gdzie czuć nogi ale i oddech się pogłębia,tu tylko nogi dostają w kość.
Jutro kros po okolicy.
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 5220
- Rejestracja: 15 mar 2012, 11:32
- Lokalizacja: okolice Krakowa
21.05.2015
17,1 km - 1:21'17" (4'45"/km)
To co przydarzyło mi się na ostatnich 4km to nawet na maratonach nie miało miejsca.
Zajechałem totalnie łydki!
Ogólnie trochę katuje łydy ćwiczeniami,ale nie jakoś bardzo.
Chyba w połączeniu z wczorajszymi sprintami pod górkę,które wykonywałem po raz pierszwy w życiu przyniosły taki
efekt.
Rano przed bieganiem podczas rozciągania delikatnie czułem przywodziciele i czwórki oraz dziwnie twarde łydki od
wewnętrzej strony.Z reguły bardziej obolałe mam po zewnętrznej.
Po 500-600m ociężałego biegu wkręciłem się na obroty i bardzo przyjemnie mi się biegło...aż do 13km kiedy to
lewa łydka zaczęła "palić",a po kolejnych kilkuset metrach musiałem się zatrzymać.
Porozciągałem się ze 3 minuty,nigdzie mi się nie spieszyło wszak to sobota i ruszyłem dalej w stronę domu.
Za moment to już miałem problem z dwoma łydkami i nie było mi do śmiechu.
Podobne uczucia "skamienienia" miałem 5 lat temu jak naderwałem brzuchatego i chodziłem przez miesiąc o kulach.
Próbowałem zwolnić z 4:45 do 5:15/km ale to nic nie dawało,więc biegłem szybciej.
Jeszcze trzy razy musiałem się zatrzymać,rozciąganie nie pomagało.
Teraz też nie chodzi mi się komfortowo,najgorzej jak trochę posiedze na krześle to pierwsze kroki to masakra.
W związku z tym z jutrzejszego fartleka rezygnuję,a kto wie może i w poniedziałek wolne,przecież jak boli przy
chodzeniu to nie będę biegał.
W życiu bym nie pomyślał,że niewinne sprinterskie podbiegi pospinają tak moje łydki.
Tydzień 80,1 km (6:22')
17,1 km - 1:21'17" (4'45"/km)
To co przydarzyło mi się na ostatnich 4km to nawet na maratonach nie miało miejsca.
Zajechałem totalnie łydki!
Ogólnie trochę katuje łydy ćwiczeniami,ale nie jakoś bardzo.
Chyba w połączeniu z wczorajszymi sprintami pod górkę,które wykonywałem po raz pierszwy w życiu przyniosły taki
efekt.
Rano przed bieganiem podczas rozciągania delikatnie czułem przywodziciele i czwórki oraz dziwnie twarde łydki od
wewnętrzej strony.Z reguły bardziej obolałe mam po zewnętrznej.
Po 500-600m ociężałego biegu wkręciłem się na obroty i bardzo przyjemnie mi się biegło...aż do 13km kiedy to
lewa łydka zaczęła "palić",a po kolejnych kilkuset metrach musiałem się zatrzymać.
Porozciągałem się ze 3 minuty,nigdzie mi się nie spieszyło wszak to sobota i ruszyłem dalej w stronę domu.
Za moment to już miałem problem z dwoma łydkami i nie było mi do śmiechu.
Podobne uczucia "skamienienia" miałem 5 lat temu jak naderwałem brzuchatego i chodziłem przez miesiąc o kulach.
Próbowałem zwolnić z 4:45 do 5:15/km ale to nic nie dawało,więc biegłem szybciej.
Jeszcze trzy razy musiałem się zatrzymać,rozciąganie nie pomagało.
Teraz też nie chodzi mi się komfortowo,najgorzej jak trochę posiedze na krześle to pierwsze kroki to masakra.
W związku z tym z jutrzejszego fartleka rezygnuję,a kto wie może i w poniedziałek wolne,przecież jak boli przy
chodzeniu to nie będę biegał.
W życiu bym nie pomyślał,że niewinne sprinterskie podbiegi pospinają tak moje łydki.
Tydzień 80,1 km (6:22')
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 5220
- Rejestracja: 15 mar 2012, 11:32
- Lokalizacja: okolice Krakowa
23.02.2015
6,2 km - 29'57" (4'50"/km)
Problemów łydkowych ciąg dalszy.Nawet mój fizjo się śmieje z moich dużych 45cm łydasów,dlatego w życiu
bym nie pomyślał,iż mogę zajechać tą część mojego ciała.
Mineły 3 doby od moich sprinterskich podbiegów,rano przy chodzeniu OK,więc postanowiłem sprawdzić w terenie
co i jak.Już na początku biegu były pospinane,jeszcze lekko przywodziciele czułem,poza tym wszystko grało.
Po 3km prawa łydka puściła za to lewa coraz gorzej.
Oczywiście jest tzw.zakwas czy mówiąc poprawnie mikrouraz,więc się nic nie dzieje,ale dyskomfort przy treningu duży.
Nie jest już tak źle jak w sobotę,kiedy musiałem się zatrzymywać,jednak do ideału daleko.
Weekendowe smarowanie,rozciąganie na wiele się nie zdało.Szkoda,bo dziś wysłałem córkę na obóz a jutro mam
mało pracy i w planie było 16km BNP.
6,2 km - 29'57" (4'50"/km)
Problemów łydkowych ciąg dalszy.Nawet mój fizjo się śmieje z moich dużych 45cm łydasów,dlatego w życiu
bym nie pomyślał,iż mogę zajechać tą część mojego ciała.
Mineły 3 doby od moich sprinterskich podbiegów,rano przy chodzeniu OK,więc postanowiłem sprawdzić w terenie
co i jak.Już na początku biegu były pospinane,jeszcze lekko przywodziciele czułem,poza tym wszystko grało.
Po 3km prawa łydka puściła za to lewa coraz gorzej.
Oczywiście jest tzw.zakwas czy mówiąc poprawnie mikrouraz,więc się nic nie dzieje,ale dyskomfort przy treningu duży.
Nie jest już tak źle jak w sobotę,kiedy musiałem się zatrzymywać,jednak do ideału daleko.
Weekendowe smarowanie,rozciąganie na wiele się nie zdało.Szkoda,bo dziś wysłałem córkę na obóz a jutro mam
mało pracy i w planie było 16km BNP.
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 5220
- Rejestracja: 15 mar 2012, 11:32
- Lokalizacja: okolice Krakowa
24.02.2015
15,9 km - 1:27'09" (5'29"/km)
Wstałem rano,łydki dalej pospinane.Nie jest to efekt tylko sprinterskich podbiegów(choć to główna przyczyna)ale i ćwiczeń
a także intensywnego biegania.
Myślałem,że zalecenie od fizjo pobiegnięcia dziś 16 km wolno są żartem,ale ......... poszedłem na trening.
Jeszcze słoneczna pogoda,ciepło,biegło się przyjemnie,na hamulcu.
Dziwnie się biegnie tempem które jest teraz dla mnie odpoczynkiem pomiędzy interwałami.
Przez cały trening ani razu nie zabolała mnie łydka!Porozciągałem się porządnie po trenie i na 2h miałem spokój.
Ale jak się na chwilę zasiedzę i wstanę to znowu czuć zakwasiki.
Oczywiście jest coraz lepiej,ale jak do weekendu nie przejdą całkowicie to ten tydzień będzie BS-owy.
Być może organizm domaga się odpoczynku,choć ja tego nie czuję.
15,9 km - 1:27'09" (5'29"/km)
Wstałem rano,łydki dalej pospinane.Nie jest to efekt tylko sprinterskich podbiegów(choć to główna przyczyna)ale i ćwiczeń
a także intensywnego biegania.
Myślałem,że zalecenie od fizjo pobiegnięcia dziś 16 km wolno są żartem,ale ......... poszedłem na trening.
Jeszcze słoneczna pogoda,ciepło,biegło się przyjemnie,na hamulcu.
Dziwnie się biegnie tempem które jest teraz dla mnie odpoczynkiem pomiędzy interwałami.
Przez cały trening ani razu nie zabolała mnie łydka!Porozciągałem się porządnie po trenie i na 2h miałem spokój.
Ale jak się na chwilę zasiedzę i wstanę to znowu czuć zakwasiki.
Oczywiście jest coraz lepiej,ale jak do weekendu nie przejdą całkowicie to ten tydzień będzie BS-owy.
Być może organizm domaga się odpoczynku,choć ja tego nie czuję.
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 5220
- Rejestracja: 15 mar 2012, 11:32
- Lokalizacja: okolice Krakowa
25.02.2015
11,0 km - 59'10" (5'22"/km)
Całkowicie mi się plan treningowy rozjechał.W tym tygodniu chyba tylko regeneracja biegowa.
Do połowy biegło się dziś bezboleśnie,od rana łydki w dobrej formie i myślałem,że już po kłopocie i zanim
ruszyłem w drogę powrotną postanowiłem się solidnie porozciągać.
Chyba za mocno się naciągałem,bo powrót był już mało przyjemny,znów ten nieprzyjemny ból wrócił.
Człowiek głupi jest,było dobrze,biegłem sobie tempem jakbym nie biegł to sobie znowu kuku zrobiłem.
Teraz jest gorzej niż było,bo tylko lewa łyda boli i nie ma zachowanej symetrii.
Podobno lepiej biegać wolno niż nie ruszać się wcale,ale już sam nie wiem czy jutro sobie wolnego nie zrobię.
Jak dawnymi czasy tyrałem na siłce to często po treningu nóg nie mogłem po schodach chodzić i każdy krok był bolesny,ale wtedy jeszcze nie odkryłem biegania,więc dało się żyć.
Najgorsze,że mam duże parcie na mocny akcent,ale z tym trzeba poczekać,przecież forma nie ucieknie.
11,0 km - 59'10" (5'22"/km)
Całkowicie mi się plan treningowy rozjechał.W tym tygodniu chyba tylko regeneracja biegowa.
Do połowy biegło się dziś bezboleśnie,od rana łydki w dobrej formie i myślałem,że już po kłopocie i zanim
ruszyłem w drogę powrotną postanowiłem się solidnie porozciągać.
Chyba za mocno się naciągałem,bo powrót był już mało przyjemny,znów ten nieprzyjemny ból wrócił.
Człowiek głupi jest,było dobrze,biegłem sobie tempem jakbym nie biegł to sobie znowu kuku zrobiłem.
Teraz jest gorzej niż było,bo tylko lewa łyda boli i nie ma zachowanej symetrii.
Podobno lepiej biegać wolno niż nie ruszać się wcale,ale już sam nie wiem czy jutro sobie wolnego nie zrobię.
Jak dawnymi czasy tyrałem na siłce to często po treningu nóg nie mogłem po schodach chodzić i każdy krok był bolesny,ale wtedy jeszcze nie odkryłem biegania,więc dało się żyć.
Najgorsze,że mam duże parcie na mocny akcent,ale z tym trzeba poczekać,przecież forma nie ucieknie.
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 5220
- Rejestracja: 15 mar 2012, 11:32
- Lokalizacja: okolice Krakowa
27.02.2015
3 x 3 km (3'54"/km) / p.4'30"
1. 11'38" (3'54" , 3'52" , 3'52") (3'53"/km)
2. 11'40" (3'53" , 3'54" , 3'53") (3'53"/km)
3. 7'51" (3'57" , 3'54") (3'56"/km)
Razem: 11,2 km - 47'26" (4'14"/km)
Trzeci raz próbuję 3x3 km domknąć i trzeci raz się nie udaje.Chyba będę miał traumę jak znowu mi to przyjdzie biegać.
Budzik nastawiony na 6-tą,wstaję o 5.30,już nie dosypiam,ubieram się i wio nad Zalew Nowohucki.
Lekka mgła,bezwietrznie i 5st na plusie,fajna pogoda,choć dużo wilgoci po wczorajszych opadach deszczu.
Wczoraj dzień wolny,łydek już praktycznie nie czułem,więc dziś tym bardziej byłem pozytywnie nastawiony.
2,5 km rozgrzewki uświadomiły mi,że jest rewelacyjnie,nic nie boli,jest chęć do szybkiego biegania.
Zdjąłem dres,kurtkę,czapkę i rękawiczki,w końcu krótkie spodenki i bez czapy.
Pierwsze trzy kilometry poszły szybciutko.Tym razem lapowałem nie co kilometr a co 500m i to była dobra decyzja.
Odcinki nie dłużyły się a ja miałem większą kontrolę tempa.
Przerwa dłużyła mi się niesamowicie,wszak zregenerowałem się już po 3 minutach,ale odczekałem spokojnie zanim
zacząłem drugą "trójeczkę".
Pierwsze pół kilometra biegło mi się tak dobrze,że zaliczyłem tempo 3:48/km,więc szybciutko zwolniłem.
Do końca 2km biegło się dobrze,trzeci już był bardziej wymagający oddechowo i po raz pierwszy poczułem łydkę.
Spięcie lewej łydki było coraz mocniejsze,ale nie przeszkadzało w bieganiu.
Po skończonym drugim interwale znowu 4,5 minuty przerwy,trochę w truchcie i w marszu.
Niestety na ostatnim interwale łydka zaczęła się tak spinać,że aby zmniejszyć ból próbowałem różnych sztuczek.
Zmieniać krok,stawiać inaczej stopy,przyspieszać,zwalniać ale nic nie pomagało.
Szkoda,bo wydolnościowo było dziś bardzo fajnie.
Zgodnie z zaleceniem fizjo,nic na siłę,jak coś boli to przerwać i tyle.Dobiegłem do końca 2 km,choć powinienem to
przerwać 0,5 km wcześniej.
200m schłodzenia pokonane kuśtykając tempem powyżej 6:00/km.Rozciąganie na wiele się nie zdało,dolna część łydki
od wewnętrznej strony spięta jak cholera.
Po południu konsultacja telefoniczna z moim fizjo.Jak na razie cofnąłem się do stanu z przed 3 dni,boli przy chodzeniu a jak dotknę to tak jakbym miał siniaka.
Niemniej wiem,że to nic innego jak DOMS(potocznie zwane zakwasami),gdy za czasów regularnej siłki miewałem nie raz
tak dowalone łydki,że nie mogłem chodzić.
Jest to o tyle nieprzyjemne,że "zakwas" schodzi od góry na dół i teraz bół jest akurat w miejscu gdzie zaczyna się mięsień
brzuchaty łydki i każdy ruch stopy powoduje ucisk.
Pewnie znowu czeka mnie truchtanie po 5:30/km.
3 x 3 km (3'54"/km) / p.4'30"
1. 11'38" (3'54" , 3'52" , 3'52") (3'53"/km)
2. 11'40" (3'53" , 3'54" , 3'53") (3'53"/km)
3. 7'51" (3'57" , 3'54") (3'56"/km)
Razem: 11,2 km - 47'26" (4'14"/km)
Trzeci raz próbuję 3x3 km domknąć i trzeci raz się nie udaje.Chyba będę miał traumę jak znowu mi to przyjdzie biegać.
Budzik nastawiony na 6-tą,wstaję o 5.30,już nie dosypiam,ubieram się i wio nad Zalew Nowohucki.
Lekka mgła,bezwietrznie i 5st na plusie,fajna pogoda,choć dużo wilgoci po wczorajszych opadach deszczu.
Wczoraj dzień wolny,łydek już praktycznie nie czułem,więc dziś tym bardziej byłem pozytywnie nastawiony.
2,5 km rozgrzewki uświadomiły mi,że jest rewelacyjnie,nic nie boli,jest chęć do szybkiego biegania.
Zdjąłem dres,kurtkę,czapkę i rękawiczki,w końcu krótkie spodenki i bez czapy.
Pierwsze trzy kilometry poszły szybciutko.Tym razem lapowałem nie co kilometr a co 500m i to była dobra decyzja.
Odcinki nie dłużyły się a ja miałem większą kontrolę tempa.
Przerwa dłużyła mi się niesamowicie,wszak zregenerowałem się już po 3 minutach,ale odczekałem spokojnie zanim
zacząłem drugą "trójeczkę".
Pierwsze pół kilometra biegło mi się tak dobrze,że zaliczyłem tempo 3:48/km,więc szybciutko zwolniłem.
Do końca 2km biegło się dobrze,trzeci już był bardziej wymagający oddechowo i po raz pierwszy poczułem łydkę.
Spięcie lewej łydki było coraz mocniejsze,ale nie przeszkadzało w bieganiu.
Po skończonym drugim interwale znowu 4,5 minuty przerwy,trochę w truchcie i w marszu.
Niestety na ostatnim interwale łydka zaczęła się tak spinać,że aby zmniejszyć ból próbowałem różnych sztuczek.
Zmieniać krok,stawiać inaczej stopy,przyspieszać,zwalniać ale nic nie pomagało.
Szkoda,bo wydolnościowo było dziś bardzo fajnie.
Zgodnie z zaleceniem fizjo,nic na siłę,jak coś boli to przerwać i tyle.Dobiegłem do końca 2 km,choć powinienem to
przerwać 0,5 km wcześniej.
200m schłodzenia pokonane kuśtykając tempem powyżej 6:00/km.Rozciąganie na wiele się nie zdało,dolna część łydki
od wewnętrznej strony spięta jak cholera.
Po południu konsultacja telefoniczna z moim fizjo.Jak na razie cofnąłem się do stanu z przed 3 dni,boli przy chodzeniu a jak dotknę to tak jakbym miał siniaka.
Niemniej wiem,że to nic innego jak DOMS(potocznie zwane zakwasami),gdy za czasów regularnej siłki miewałem nie raz
tak dowalone łydki,że nie mogłem chodzić.
Jest to o tyle nieprzyjemne,że "zakwas" schodzi od góry na dół i teraz bół jest akurat w miejscu gdzie zaczyna się mięsień
brzuchaty łydki i każdy ruch stopy powoduje ucisk.
Pewnie znowu czeka mnie truchtanie po 5:30/km.
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 5220
- Rejestracja: 15 mar 2012, 11:32
- Lokalizacja: okolice Krakowa
27.02.2015 - drugi trening
3,0 km - 17'35" (5'52"/km)
Celem było sprawdzenie co i jak z łydkami? Po 6:00/km mógłbym biegać prawie bezboleśnie,ale nie o to chodzi.
Telefon do fizjo,powiedziałem jak jest a on,że w Biedrze są w bardzo dobrej cenie rollery,instruktaż jest na jego
s t r o n i e.
Miałem szczęście były jeszcze 2 sztuki,więc kupiłem.
Rollowanie wszystkich mięśni bezbolesne,ale jak zacząłem zabawę z łydkami to żona przyszła do mnie i pyta
czy mi się nic nie stało.Jęczałem z bólu,nie aż tak jak przy masażu u fizjo,ale niektóre części moich łydek tak pospinane,że masakra!
Dziś już lepiej,prawa jest zdrowa,przy rolowaniu prawie nie boli,za to lewa nieźle poobijana.
Jeśli do poniedziałku nie przejdzie lub nie będzie znaczącej poprawy mam przyjść na rozluźnienie lewej łydki,fizjo twierdzi że to może być głębszy
mikrouraz spowodowany za forsownym treningiem.
Niby mógłbym z tym biegać,ale bez akcentów to bez sensu.
3,0 km - 17'35" (5'52"/km)
Celem było sprawdzenie co i jak z łydkami? Po 6:00/km mógłbym biegać prawie bezboleśnie,ale nie o to chodzi.
Telefon do fizjo,powiedziałem jak jest a on,że w Biedrze są w bardzo dobrej cenie rollery,instruktaż jest na jego
s t r o n i e.
Miałem szczęście były jeszcze 2 sztuki,więc kupiłem.
Rollowanie wszystkich mięśni bezbolesne,ale jak zacząłem zabawę z łydkami to żona przyszła do mnie i pyta
czy mi się nic nie stało.Jęczałem z bólu,nie aż tak jak przy masażu u fizjo,ale niektóre części moich łydek tak pospinane,że masakra!
Dziś już lepiej,prawa jest zdrowa,przy rolowaniu prawie nie boli,za to lewa nieźle poobijana.
Jeśli do poniedziałku nie przejdzie lub nie będzie znaczącej poprawy mam przyjść na rozluźnienie lewej łydki,fizjo twierdzi że to może być głębszy
mikrouraz spowodowany za forsownym treningiem.
Niby mógłbym z tym biegać,ale bez akcentów to bez sensu.
Ostatnio zmieniony 03 mar 2015, 13:57 przez Krzychu M, łącznie zmieniany 1 raz.
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 5220
- Rejestracja: 15 mar 2012, 11:32
- Lokalizacja: okolice Krakowa
01.03.2015
6,0 km - 35'02" (5'50"/km)
Strasznie męczy mnie takie bieganie,jakoś nie naturalnie.Prawa łydka super,lewa spięta i obolała,ale jest poprawa
po intensywnym rolowaniu.
Myślę,że bez wizyty u fizjo się nie obędzie.Wiem,że "rozwali" mi tą łydkę i przez 2 dni będzie ciężko,ale powinno pomóc.
Najbardziej dla mnie męczące jest trzymanie diety jak nie biegam.Przy normalnym trybie treningowym jest OK,ale w
momencie jak są problemy i nie idzie po mojej myśli to za dużo żrę i dziś po 2 dniach zamiast standardowych 79-80kg
waga pokazała 83kg.
A bez odpowiedniej wagi nie będzie progresu i życiówek,więc powinienem biegać cały czas a że nie zawsze można....
Zapomniałem już co to znaczy boląca kaletka,przyczepy achillesa czy "gęsia" stopka w kolanie to zaczęły się problemy
"łydaczne" i to zawsze jest coś na wiosnę. No dobra,ponarzekałem sobie a i tak się wezmę do treningów,taki już mój los.
Zdaję sobie sprawę,że powinienem podchodzić do tego wszystkiego z większym luzem,ale nie potrafię,ten typ jak ma.
W luty 257 km,może być.Oprócz tego tygodnia zrealizowałem wszystko co było w planie.
Tydzień 53,3 km (4:36')
6,0 km - 35'02" (5'50"/km)
Strasznie męczy mnie takie bieganie,jakoś nie naturalnie.Prawa łydka super,lewa spięta i obolała,ale jest poprawa
po intensywnym rolowaniu.
Myślę,że bez wizyty u fizjo się nie obędzie.Wiem,że "rozwali" mi tą łydkę i przez 2 dni będzie ciężko,ale powinno pomóc.
Najbardziej dla mnie męczące jest trzymanie diety jak nie biegam.Przy normalnym trybie treningowym jest OK,ale w
momencie jak są problemy i nie idzie po mojej myśli to za dużo żrę i dziś po 2 dniach zamiast standardowych 79-80kg
waga pokazała 83kg.
A bez odpowiedniej wagi nie będzie progresu i życiówek,więc powinienem biegać cały czas a że nie zawsze można....
Zapomniałem już co to znaczy boląca kaletka,przyczepy achillesa czy "gęsia" stopka w kolanie to zaczęły się problemy
"łydaczne" i to zawsze jest coś na wiosnę. No dobra,ponarzekałem sobie a i tak się wezmę do treningów,taki już mój los.
Zdaję sobie sprawę,że powinienem podchodzić do tego wszystkiego z większym luzem,ale nie potrafię,ten typ jak ma.
W luty 257 km,może być.Oprócz tego tygodnia zrealizowałem wszystko co było w planie.
Tydzień 53,3 km (4:36')
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 5220
- Rejestracja: 15 mar 2012, 11:32
- Lokalizacja: okolice Krakowa
02.03.2015
4,1 km - 20'15" (4'56"/km)
W planach dzisiaj odpoczynek,ale nastąpił przełom.
Od piątku dość mocno się roluję i rozciągam,lekką poprawę zauważyłem,aż do dzisiejszego wieczora.
Podczas rolowania najbardziej bolesnej wewnętrznej części łydki w pewnym momencie jak mocno naciskałem
coś "strzeliło".
Przestraszyłem się,że znowu zrobiłem sobie kuku,ale już po chwili poczułem luz w części gdzie najbardziej bolało.
Test na schodach,nic nie boli.Szybka decyzja,idę biegać.
Przy okazji wytestowałem czołówkę,którą nabyłem tydzień temu w Lidlu.Służy do nocnego łażenia po lesie z psem,zawsze
to wygodniej niż z latarką.
Już po pierwszych krokach przeczucie mnie nie myliło,że coś tam w łydce puściło.
Oczywiście obie są trochę oklepane przez kilkukrotne rolowanie i rozciąganie ale biegać da się bezboleśnie i co
najważniejsze wcale nie wolno.
Poczekam do pierwszego akcentu ile będzie trzeba,nie chcę znów wrócić do poprzedniego stanu.
Dziś zobaczyłem co znaczy biegać na świeżości,przy tempie koło 5:00/km po pagórkach puls na mega niskim poziomie.
Wiadomo,dziś bym nic szybkiego nie pobiegł,pewnie łydka by się zbuntowała,ale dało mi to do myślenia,że za mocno
ostatnio trenowałem,ciało nie nadążyło za chęciami.
4,1 km - 20'15" (4'56"/km)
W planach dzisiaj odpoczynek,ale nastąpił przełom.
Od piątku dość mocno się roluję i rozciągam,lekką poprawę zauważyłem,aż do dzisiejszego wieczora.
Podczas rolowania najbardziej bolesnej wewnętrznej części łydki w pewnym momencie jak mocno naciskałem
coś "strzeliło".
Przestraszyłem się,że znowu zrobiłem sobie kuku,ale już po chwili poczułem luz w części gdzie najbardziej bolało.
Test na schodach,nic nie boli.Szybka decyzja,idę biegać.
Przy okazji wytestowałem czołówkę,którą nabyłem tydzień temu w Lidlu.Służy do nocnego łażenia po lesie z psem,zawsze
to wygodniej niż z latarką.
Już po pierwszych krokach przeczucie mnie nie myliło,że coś tam w łydce puściło.
Oczywiście obie są trochę oklepane przez kilkukrotne rolowanie i rozciąganie ale biegać da się bezboleśnie i co
najważniejsze wcale nie wolno.
Poczekam do pierwszego akcentu ile będzie trzeba,nie chcę znów wrócić do poprzedniego stanu.
Dziś zobaczyłem co znaczy biegać na świeżości,przy tempie koło 5:00/km po pagórkach puls na mega niskim poziomie.
Wiadomo,dziś bym nic szybkiego nie pobiegł,pewnie łydka by się zbuntowała,ale dało mi to do myślenia,że za mocno
ostatnio trenowałem,ciało nie nadążyło za chęciami.
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 5220
- Rejestracja: 15 mar 2012, 11:32
- Lokalizacja: okolice Krakowa
03.03.2015
7,5 km - 37'16" (4'58"/km)
Miało być 10 km,ale na siódmym kaemie zacząłem czuć "kamienną" łydkę,niby nic,ale wolałem odpuścić.
Przewrażliwiony jestem.
Jak nie boli mam biegać,bo wysiłek "przepłukuje" obolałe mięśnie.
SMS od Wojtka,że jego łydki po MW bolały kilka tygodni nie napawa optymizmem.
Po bieganiu solidna porcja rozciągania a w domu rolowanie.
7,5 km - 37'16" (4'58"/km)
Miało być 10 km,ale na siódmym kaemie zacząłem czuć "kamienną" łydkę,niby nic,ale wolałem odpuścić.
Przewrażliwiony jestem.
Jak nie boli mam biegać,bo wysiłek "przepłukuje" obolałe mięśnie.
SMS od Wojtka,że jego łydki po MW bolały kilka tygodni nie napawa optymizmem.
Po bieganiu solidna porcja rozciągania a w domu rolowanie.
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 5220
- Rejestracja: 15 mar 2012, 11:32
- Lokalizacja: okolice Krakowa
04.03.2015
7,1 km - 38'02" (5'21"/km)
Błonia nocą po 11h w robocie.Dołączyłem się do biegacza i razem jakoś poszło.
Jutro lekki ciągły?Jak będzie nie halo to do fizjo,sklepie łydkę,zrobię 2-3 dni wolnego i powinno pomóc.
Choć mam nadzieję,że obędzie się bez wizyty.
7,1 km - 38'02" (5'21"/km)
Błonia nocą po 11h w robocie.Dołączyłem się do biegacza i razem jakoś poszło.
Jutro lekki ciągły?Jak będzie nie halo to do fizjo,sklepie łydkę,zrobię 2-3 dni wolnego i powinno pomóc.
Choć mam nadzieję,że obędzie się bez wizyty.
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 5220
- Rejestracja: 15 mar 2012, 11:32
- Lokalizacja: okolice Krakowa
05.03.2015
2 x 4 km (4'22" - 4'15") / p.3'
1. 17'12" (4'18"/km)
2. 17'18" (4'19"/km)
Razem: 12,0 km - 54'55" (4'35"/km)
Fajny trening,typowy II zakres,niby mógłbym na raz,z ostrożności podzieliłem na 2 odcinki.
Spory wiatr,tempa pod wychodziły po 4:20-4:22 a z wiatrem oczywiście szybciej i lżej.
Łydka dobrze,najgorzej na tej pół kilometowej przerwie między odcinkami.
Dalej jest spięta,ale mniej.Jutro nie biegam.
2 x 4 km (4'22" - 4'15") / p.3'
1. 17'12" (4'18"/km)
2. 17'18" (4'19"/km)
Razem: 12,0 km - 54'55" (4'35"/km)
Fajny trening,typowy II zakres,niby mógłbym na raz,z ostrożności podzieliłem na 2 odcinki.
Spory wiatr,tempa pod wychodziły po 4:20-4:22 a z wiatrem oczywiście szybciej i lżej.
Łydka dobrze,najgorzej na tej pół kilometowej przerwie między odcinkami.
Dalej jest spięta,ale mniej.Jutro nie biegam.
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 5220
- Rejestracja: 15 mar 2012, 11:32
- Lokalizacja: okolice Krakowa
07.03.2015
13,0 km - 1:01'56" (4'46"/km)
Zostałem na cały weekend z moich 15 miesięcznym synkiem,więc jak tylko moja mama przyjechała w odwiedziny
wykorzystałem sytuację,założyłem czołówkę i wio na trasę.
Na mojej "górzystej" pętelce jeszcze tak szybko nie biegałem a przewyżeń ponad 170m,więc jest trochę gonienia
góra-dół.
Ale najważniejsze,że po 2 tygodniach zmagań z mięśniami łydek w końcu jest dobrze.
Co prawda idę we wtorek do fizjo,akurat rano w planie mocne bieganie,więc pewnie głęboki masaż nie zaszkodzi.
Po dzisiejszych górkach widzę,że przegiąłem z intensywnością treningów biegowych jak i siłowych i tamten
i ten tydzień luźniejszy wystarczył,że wyraźnie nabrałem świeżości.
Dziś byłbym wstanie naprawdę mocny trening zrobić,to się po prostu czuję.
Jutro delikatne BNP.Niestety będę musiał wliźć na to taśmowe ustrojsto żeby pobiegać.
Jakoś nie widzę szybkiego biegania po wsi z wózkiem.
13,0 km - 1:01'56" (4'46"/km)
Zostałem na cały weekend z moich 15 miesięcznym synkiem,więc jak tylko moja mama przyjechała w odwiedziny
wykorzystałem sytuację,założyłem czołówkę i wio na trasę.
Na mojej "górzystej" pętelce jeszcze tak szybko nie biegałem a przewyżeń ponad 170m,więc jest trochę gonienia
góra-dół.
Ale najważniejsze,że po 2 tygodniach zmagań z mięśniami łydek w końcu jest dobrze.
Co prawda idę we wtorek do fizjo,akurat rano w planie mocne bieganie,więc pewnie głęboki masaż nie zaszkodzi.
Po dzisiejszych górkach widzę,że przegiąłem z intensywnością treningów biegowych jak i siłowych i tamten
i ten tydzień luźniejszy wystarczył,że wyraźnie nabrałem świeżości.
Dziś byłbym wstanie naprawdę mocny trening zrobić,to się po prostu czuję.
Jutro delikatne BNP.Niestety będę musiał wliźć na to taśmowe ustrojsto żeby pobiegać.
Jakoś nie widzę szybkiego biegania po wsi z wózkiem.
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 5220
- Rejestracja: 15 mar 2012, 11:32
- Lokalizacja: okolice Krakowa
08.03.2015
7,3 km - 30'08" (4'08"/km) BNP
(4'28" , 4'15" , 4'15" , 4'05" , 4'02" , 3'57" , 3'38")
Synek po spacerze zasnął to zaryzykowałem 30 minut BNP i wskoczyłem na elektryka.
Od razu zacząłem poniżej 4:30/km,potem chwilę "teoretycznym" maratońskim a następnie co jakiś
czas przyspieszałem odcinając tylko na Garminie co kilometr.
Ostatni kilometr w 3:38 w ogóle tego nie czując,poza olbrzymią ilością spływającego potu.
W sumie rozpędziłem się do 18km/h ciągnąc tak przez końcowe 200m.Kusiło mnie przyspieszyć do 20 czy
do maksymalnych 22km/h,ale strach przed odnowieniem łydkowej kontuzji zwyciężył.
Łydki chyba już wróciły do dawnej sprawności.Po trenie duża porcja rolowania i rozciągania.
Są też plusy bycia w domu bez moich kobiet,bo na pewno nie miałbym 15 minut na potreningowe "zabawy".
7,3 km - 30'08" (4'08"/km) BNP
(4'28" , 4'15" , 4'15" , 4'05" , 4'02" , 3'57" , 3'38")
Synek po spacerze zasnął to zaryzykowałem 30 minut BNP i wskoczyłem na elektryka.
Od razu zacząłem poniżej 4:30/km,potem chwilę "teoretycznym" maratońskim a następnie co jakiś
czas przyspieszałem odcinając tylko na Garminie co kilometr.
Ostatni kilometr w 3:38 w ogóle tego nie czując,poza olbrzymią ilością spływającego potu.
W sumie rozpędziłem się do 18km/h ciągnąc tak przez końcowe 200m.Kusiło mnie przyspieszyć do 20 czy
do maksymalnych 22km/h,ale strach przed odnowieniem łydkowej kontuzji zwyciężył.
Łydki chyba już wróciły do dawnej sprawności.Po trenie duża porcja rolowania i rozciągania.
Są też plusy bycia w domu bez moich kobiet,bo na pewno nie miałbym 15 minut na potreningowe "zabawy".
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 5220
- Rejestracja: 15 mar 2012, 11:32
- Lokalizacja: okolice Krakowa
08.03.2015 - drugi trening
6,4 km - 30'48" (4'49"/km)
Miałem dziś w planie godzinę biegania,to jest godzina,tyle że w dwóch rzutach.
Zacząłem biegać o 23.40.Czyli ja kończę trening a kolega Sosik za 3h wstaje na interwały.
Tydzień pomimo łydkowych problemów nie taki zły.Dwa lekkie akcenty i akceptowalny kilometraż.
Tydzień 57,4 km (4:33')
6,4 km - 30'48" (4'49"/km)
Miałem dziś w planie godzinę biegania,to jest godzina,tyle że w dwóch rzutach.
Zacząłem biegać o 23.40.Czyli ja kończę trening a kolega Sosik za 3h wstaje na interwały.
Tydzień pomimo łydkowych problemów nie taki zły.Dwa lekkie akcenty i akceptowalny kilometraż.
Tydzień 57,4 km (4:33')