4 x 2 km (brak założeń tempa,ślisko) / p.4'30"
1. 7'41" (3'48" , 3'53") (3'51"/km)
2. 7'40" (3'46" , 3'54") (3'50"/km)
3. 7'40" (3'48" , 3'52") (3'50"/km)
4. 7'39" (3'48" , 3'51") (3'49"/km)
Razem: 16,5 km - 1:15'23" (4'34"/km)
Po wczorajszej wieczornej rozmowie z Mihumorem,że warun na Błoniach jest OK wstałem pełen energii przed
dzisiejszą wytrzymałością tempową.
Jak wyjechałem z domu i zobaczyłem,że ulice przykryte śniegiem to już czułem lekkie podenerwowanie,czy da się
biegać tempa?jak szybko i itd.
Po zajechaniu na miejsce byłem delikatnie mówiąc wkurwiony,Błonia pokryte 2 cm warstwą śniegu.

Jedynie prosta na Al. 3 Maja była w lepszym stanie,ale nie idealnym.Poza tym super,-5st i bezwietrznie,co na
Krakowskich Błoniach jest rzadkością.

Rozgrzewka w ślimaczym tempie,coś tam się uślizguję i postanawiam biec to na czuja....cały czas wkuur....

Oczywiście zacząłem za szybko,GPS wariuje,ale ja mam odznaczone odcinki,które wcześniej na rozgrzewce trochę odśnieżyłem.
Pierwszy kilometr gładko,na drugim trochę zwolniłem,ale idzie ciężko,są miejsca trochę zaśnieżone,w innych piach.
Nie były to jakieś uślizgi,ale czułem że siły trzeba więcej włożyć w te odcinki.
Po pierwszym interwale 4,5 minutowa przerwa trochę w staniu,trochę w truchcie i do roboty.
Znów niby za szybko,ale ja się już tak nie męczę,śmiejąc się w duchu,że łatwo wchodzi w okolicach 3:50/km.

Dziś pewnie kilometrówki biegałbym po 3:35-3:38/km.
Słońce mocno grzeje i warun się delikatnie poprawia,ja nabuzowany adrenaliną nie zamierzam odpuszczać i zwalniać.
Trochę z premedytacją zaczynałem za szybko,aby jakoś się rozkręcać na tej nawierzchni a na drugim kilometrze
mogłem sobie pozwolić na lekkie zwolnienie.
Trzecia 2-ka ciężka,oddechowo nawet nie,ale przywodziciele i czwórki zaczynały palić,co mnie nie dziwiło,zawsze
na śliskawej nawierzchni tak mam.

Ostania przerwa,która o dziwa wydała mi się nawet za długa,ale doczekałem spokojnie te 4,5 minuty i ruszyłem.
Nawierzchnia była w coraz lepszym stanie,w zasadzie na ostatnim powtórzeniu oprócz 150-200m odcinka było oki.
Mnie jednak mięśnie zaczęły powoli sztywnieć,pewnie w tym momencie miałem niezłe zakwaszenie.

Niemniej lekkie zdziwienie,że pomimo siłowego biegu tempo jest dobre.
Ostatnie 300-400m to już wypatrywanie znaku McDonalda,gdzie była usytułowana meta.

Po skończonej tempówce pooglądałem z pół minuty swoje Pumy i ruszyłem wykonać rundę honorową,kółeczko
Błoń na schłodzenie.

Nie czułem,abym ten trening wykonał za mocno,zmęczenie identyczne jak tydzień czy dwa tygodnie temu,tylko warunki
trochę gorsze,no i szybciej było.

Muszę poszukać jakiejś dyszki w okolicy,czuję że połamanie 39 minut jest jak najbardziej realne.....a czym szybciej
się z tą barierą uporam,tym szybciej wejdę na plan pod 800m.
