Sylw3g pisze:Przy bardzo intensywnym trybie życia, to moim zdaniem wręcz trzeba jeść czasami trochę śmieci, bo są dużo bardziej kaloryczne i "życiowo" tak wychodzi, że jest wtedy łatwiej ułożyć sobie dzień. Przykład: Jeżeli jestem po 20km E, to spaliłem tam jakoś ponad 1400kcal i wypłukałem się z glikogenu. Ciężko wtedy nadgonić utratę kaloryczną w ciągu dnia bez "śmieci"; ciast, czekolady, batoników. Whateva. Kowalczyk czy Phelps są tego najlepszym przykładem.
Jeśli chodzi o długie, kilku- kilkunastogodzinne godzinne biegi ultra, to stosuję ładowanie przed biegiem (w przeddzień nie jem zbyt dużo błonnika, czyli np. jeśli ryż, to biały), ale poza tym zabieram ze sobą jeszcze jakieś batoniki i nawet z nich korzystam. Częstuję się także tym co na bufetach (głównie owoce i ciastka). Ale na taki maraton, który robię w 4-5 godzin, to zabieram garść daktyli i ew. zjem po drodze jakieś pomarańcze, jeśli są na bufetach. I to mi wystarcza.
Natomiast nie widzę sensu ładowania batoników po/w czasie dłuższego treningu, skoro można to załatwić garścią rodzynek/daktyli zagryzanych orzechami.
Gdzie mi tam do Kowalczyk czy Phelpsa!