Problem jest bardziej złożony.Qba Krause pisze:Obserwuję dyskusję i zastanawiam się, czego się boi taki pojedynczy biegacz, jakich konsekwencji względem samego siebie? Ja rozumiem ogólne oburzenie formą projektu, ściemniactwem, wyciąganiem chciwej ręki po nie swoje itd. Ponieważ jednak mam tak, że jak coś mi nie pasuję, to sobie idę gdzie indziej, i w tej sytuacji zadałem sobie pytanie: jak ewentualna realizacja tego zamachu stanu uderzy we mnie i mnie podobnych szaraczków? czy muszę wychodzić na demonstrację?
wyobrażam sobie, że biegacz myśli tak: od pińciu lat startuję w poznańskim maratonie i teraz ktoś mi powie: jak nie będziesz miał ubezpieczenia i karteluszka, to nie pobiegniesz.
i tak sobie pomyślałem, że gdyby tę samą konsekwencję, zapał, złość i chęć działania jaką teraz prezentuje środowisko amatorskie przełożyć na o ileż łatwiejsze i mniej męczące zaniechanie, a konkretnie NIEZAPISANIE się na poznański maraton, to chyba efekt byłby równie dobry, jeśli nie lepszy. Jeśli zgoda jest w narodzie i organizator miałby zamiast 5000 zgłoszeń 500, wysłałby delegata PZLA tam gdzie jego miejsce szybciej niż się wymawia "Karta Biegacza".
czy nie?
1. Wiele zawodów jest uzależnionych od dotacji z miasta. Wystarczy, że włodarze wymyślą sobie, że skoro jest certyfikacja za "śmieszne pieniądze" to dotować będą tylko certyfikowane biegi. Organizator w takiej sytuacji albo znacząco podwyższy wpisowe lub podda się naciskom.
2. Jak podwyższy wpisowe zmniejszy mu się drastycznie frekwencja a co za tym idzie odejdą sponsorzy i impreza pada.
3. Jak podda się certyfikacji, zmniejszy mu się frekwencja, odejdą sponsorzy i impreza padnie.
Jak dużo imprez może pozwolić sobie na drastyczny spadek frekwencji? Ile imprez padnie? W ten sposób boom na bieganie albo mocno wyhamuje, albo zupełnie zaniknie - nie czarujmy się - dla większości z nas zawody to duży motywator do treningu. Ograniczy się nam dostępność zawodów, to wielu z nas nie będzie miało motywacji i porzuci bieganie.