Wszystko w życiu musi kosztować...
Za dwa mocne maratony w dwa tygodnie zapłaciłem już po 17 godzinach od przekroczenia mety, w sumie to dobrze, że nie od razu. I tutaj sumuje się kilka spraw. Każdemu zdrowemu na umyśle odradzam takie podejście i bieganie maratonów w takiej częstotliwości i na takiej intensywności. Rozwijające się przeziębienie też tutaj nie pomogło. Modliłem się wczoraj podczas "resetu", żeby nie była to grypa, bo oznaczałoby skrócenie sobie życia o parę latek, na szczęście dziś przeszło. Co dokładnie? O tym potem.
W poniedziałek wstałem o 7 rano, chce zbierać się do pracy... Zaczyna boleć brzuch, bardzo... Nogi kamienne, boli wszystko oprócz włosów i zębów

Rozpalone mięśnie nóg i brzucha. Biegunka. W pracy wytrzymuję do 10. Nie mogę patrzeć na jedzenie, mdli mnie. Wracam do domu, mieszkam na 4 piętrze, więc wybieram dom mamy, łazienka na 1 piętrze... Biegunka ciąg dalszy, ciężko przychodzi mi picie. Kładę się, myślę, że poleżę do 11 i wrócę do pracy... Z godziny na godzinę było coraz gorzej, układ pokarmowy nie pracował, biegunka cały czas, zaczynałem się odwadniać. Wczesnym popołudniem nie mogłem już podnieść się z łóżka. Wciskałem na siłę jakieś jedzenie i picie, już naprawdę minuty dzieliły mnie od decyzji pojechania na izbę przyjęć po glukozę dożylnie. Gorączka i mega ból głowy, puls był taki, że podnosiło mi głowę na poduszce. Wegetowałem tak do 15, przyjechała po mnie Paulina i jakoś dotarliśmy do domu. Tabletki na ból i gorączkę, coś na zapalenie mięśni, ogólnie to się czułem, jakbym miał zapalenie całego organizmu. Noc przeszła w miarę spokojnie, sen regeneruje. Wstałem już zdrowy, ale pościel mokra od razu do prania, wypociłem wszystko co mogłem.
Dziś już ok, apetyt był, biegunki brak, po przeziębieniu nie ma śladu. Nogi też ok, nawet dziś przysiad zrobiłem

Kontuzji brak, jedynie mięśniowe przeciążenie. Zastanawiam się, czy mój wczorajszy reset to maraton czy połączenie maratonu z przeziębieniem, a może to jelitówka była? W każdym razie leżałem plackiem w łóżku od 10 rano w poniedziałek do 7 rano we wtorek...
W każdym razie, niech nikt tak nie biega, to nie zdrowe
Ale nie żałuje,dla tych emocji zrobiłby to jeszcze raz i jeszcze raz mógłbym siedzieć dzień na kibelku za to
P.S. Podziękowania dla Michała, za świetne fotki, niżej jedna z nich...