owszem Michał; „mieć zacięcie” z mojego ostatniego wpisu to wcale nie jest negatywna ocena; stawiam się po prostu obok tego i widzę, że ja tak nie potrafię i nawet nie chcę; dlatego nie biegam klasycznych maratonów, miejskich dyszek, piątek i połówek; takie biegi wymagają trochę innego podejścia treningowego, na które mnie mentalnie nie stać, a bieganie takich zawodów bez specjalnego przygotowania - jak dla mnie mija się z celem; pobiegać po ulicy "tak se" to ja mogę za darmo i kiedy chcę;)
za to nie potrafię sobie odmówić biegów terenowych; może i w tym roku niewiele startuję – razem z Łemkowyną będzie z 5 imprez, ale też przecież opieram się na jakichś planach; to, że teraz nie chce mi się szczegółowo opisywać treningów – wcale nie znaczy, że wychodzę spontanicznie i radośnie biegam, co mi się akurat zachce; ostatnie dwa tygodnie pracowałam głównie nad siłą; w tym będzie trochę tempa, potem odpoczynek i … kurczę, wcale jeszcze nie „rura”
a skrajności? myślę, że zdarzają się częściej, niż by się wydawało, tylko nie chcemy się do tego przyznawać ani przed sobą, ani tym bardziej przed innymi; nie chodzi tu o stoper tylko o relację: bieganie-reszta świata i realizację planów w sposób beznamiętny, bez względu na wszystko; wiem, bo sama tak miałam;
...
łoł, za 12 dni Łemkowyna, a na początku listopada Złota Koniczynka; mam nadzieję, że tym razem nic mi nie przeszkodzi w wyjeździe do Ojcowa