KONIEC. THIS IS MARATHON!!
Kilometraż: 16K + 42K na 58K w planie
- Akcenty: 1x 5K (4:10)
- Waga: +3kg do startowej.
- Treningi uzupełniające: brak
- Boso: brak
- Średnie tempo z tygodnia 4:37
Stało się. Jutro maraton i kolejne podejście do trzech godzin. Zanim będę mądrym Polakiem po szkodzie, przed szkodą napiszę słów kilka.
Porównując przygotowania do OWM 2014 (3:02) i WM 2014 (??:??)...
Zasięg:
OWM: 800 km na 900 km zaplanowanych (88%)
MW: 1100 km na 1200 km zaplanowanych (91%)
Treningi jakościowe:
OWM: zero rytmów, trochę tempa startowego pod koniec, ale 6 x 5 km w ramach Grand Prix ZBiegiemNatury
MW: rytmy i sprinty + trochę tempa szybszego niż startowe. Tylko dwa starty kontrolne (PR na 5K i 15K w ramach Pucharmu MW)
Treningi uzupełniające:
OWM:często i gęsto. Tygodniowo dwa razy kalenistyka, tabata + rower. Joga w ramach codziennego rozciągania
MW: rower porównywalnie do OWM, reszta rzadziej, ostatni miesiąc sam rower
Choroby:
OWM: 2 x po 2 tygodnie prychania i kichania
MW: 2 dni rzygania tydzień przed startem
Waga:
OWM: + 4kg w dniu startu
MW: + 4kg w dniu startu
Jakaś puenta? Biegam podobnie jak wiosną. Może trochę łatwiej wchodzi mi tempo w okolicach 4:00-4:05, które na dystansach do 10 km przestało być większym wyzwaniem, a do 4:00 zbliżam się z 150 bpm. Poza tym nie widzę różnic. Przy identycznej wadze czynnikiem decydującym (poza pogodą, jutro ma być do 20C na słońcu) będzie to czy moje o 46% większe wybieganie przełoży się sensownie na wytrzymałość pod koniec zawodów, czy wprost odwrotnie i polegnę z powodu zbyt małej regeneracji (napieprza mnie mięsień prawej łydki od tygodnia - co śmieszniejsze nadwyrężyłem go sobie nie podczas treningu, a w
romantycznych okolicznościach)
Cykl oceniam OK. Przekroczenie 100 km tygodniowo było ciekawym doświadczeniem (ciut wypaliło mnie jednak), kontuzji żadnej nie zaliczyłem, dało się to ogarnąć razem z obowiązkami rodzinno/roboczymi i pracował(by) tak, jak (by) miał, gdybym go się trzymał do końca. Oczywiście zawaliłem wagę. Tu Mundial, tam wczasy, a obok siatkarze. Po prawdzie byłem też mało zmotywowany. Możliwe, że podświadomie sobie mówiłem, że jak tak mało zabrakło mi wiosną, to teraz z taką samą wagą sobie poradzę. A jak nie, to będę miał na co zwalić porażkę i nad czym popracować zimą
Teraz tylko wyspać się i zrobić jutro to co jest do zrobienia tak dobrze, jak to możliwe. No i w końcu wybrać buty, w których mam pobiec, bo się zawiesiłem z tematem i na 12 godzin do startu nadal mam wątpliwości czy inov-8 (zrobiłem w nich 200 km, ale nic ponad 21 km) czy road glove (mniej dynamiczne, ale po trzech maratonach doskonale wiem co mnie czeka)
Jakby co numer: 3565, singlet wkurw teamu (taki, jak
tu na foci).
- bezpośrednio po biegu pewnie coś naskrobię więcej, chyba że tak dam ciała, że mi wstyd na to nie pozwoli. W takim wypadku czytamy się dopiero, jak się zrehabilituję
>> KOMENTARZE <<
Nie masz wymaganych uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego posta.