Mialam nie pisac, ale dzieje sie u mnie w obszarze biegowym. Po drodze fatalna proba powrotu do biegania, ktora pociagnela za soba zapisanie sie na zawody. Dostalam w dupe - duzo pokory. Wola walki pojawila sie gdzies w sierpniu (?). Powolutku, ale tez biegajac niemalze codziennie przyzwyczajalam swoje nogi do wysilku i zroznicowanych treningow. Wrzesniej bardziej owocny. Do dnia dzisiejszego opuscilam moze 2 dni - reszta przebiegana. Plan treningowy zroznicowany, wiecej OWB1. Przy skrupulatnym trzymaniu sie planu nauczylam sie pokory. Pierwszy raz w gorach w sierpniu, gdzie nabiegalam sie dosc duzo - kilka dni pod rzad. Podbieg i moje pierwsze palenie w lydkach, udach i tylku. Robilam przerwy w marszu, sapalam, zdychalam. To byl niesamowity cios. Kolejnie przy realizacji planu treningowego. Po ciezkich akcentach OWB1. Nauczylam sie korzystac z tego biegu. Nie gonie juz slepo. Nie jest mi glupio, ze biegne prawie idac . Odpoczywam i laduje kilometraz przed kolejnym wysilkiem. Po niespelna 2,5 tyg zroznicowanego treningu udaje mi sie osiagnac wielki sukces na zawodach w Sobotce. Swietnie opisal te zawody moj kolega, ktory zwyciezyl ten bieg "minianglosaski bieg gorski".
Pamietam euforie przy pierwszym kilometrze i gigantycznym zbiegu. Staralam sie kontrolowac tempo i zwalniac w miae mozliwosci, niestety weszlo szybko 3'53"/km ... - pomyslalam wtedy ku** za szybko. Dalej stabilnie. Az do momentu zamykania pierwszej petli i zmierzenia sie z ow euforycznym zbiegiem od drugiej strony co dalo masakrycznie zabijajacy podbieg. Zwolnilam na maksa , nogi palily i sztywnialy na zmiane, odmawialy posuszenstwa .... . W glowie plan zejscia z trasy po wykonaniu pierwszej petli. Bylam wtedy na 100% przekonana ze schodze. Po drodze spotykam kolege, ktory leci pierwszy za nim dlugo nic - prawie, ze idac kibicuje najlepszemu. Cos drgnelo. Kiedy przebiegam przez czytnik chipow slysze komentarz - "wbiegla 3 pani z kategorii, pani renata..... ". Glowa wrocila na swoje miejsce .... jeszcze kawalek podbiegu i lece w znowu 1,5 km mocno w dol. Dalo mi to kopa, ale tez zastanowienie. Lecialam zachowawczo, pilnowalam sie, zeby nie meczyc nog na zbiegach. Mocno je hamowalam. Pozniej kilka drobnych podbiegow, zbiegow i ostatnia prosta.... prosto w gore. Bylo dobrze, przynajmniej lepiej niz za pierwszym razem. Niedaleko przed meta gdzie juz zbiegalam ogromnego powera dostalam od kolegi. Szkoda, ze tak pozno

Dzieki Niemu i ogromnemu zapasowi w nogach dolecialam sprintem do mety. Nie spojrzalam na czas. To nie bylo dla mnie wazne. Najwazniejszy dla mnie byl fakt, ze pomimo ogromnej checi zejscia i przekosmicznie trudnej trasy jak dla mnie, zostalam. W nagrode dostalam 2-gie miejsce w kategorii k/25 , 6-te miejsce open kobiet. Od tamtego momentu wiem, ze zwyciestwo to nie cyfry, nie miejsce, nie podium puchar i te inne... Zwyciestwo to uczucie, ktore towarzyszy od poczatku do konca. Zwyciestwo to walka. Po Sobotce oczywiscie biegam codziennie. Nie robilam zadnych dni przerwy tylko spokojne truchtanko. Wczoraj trening sily biegowej, a dzisiaj BC2 10km srednio po 4'53"/km. W koncu zaczelam odczuwac ta lekkosc. Szykuje sie pod lamanie 45 min . Aktualnie nie mam pojecia jaki bylby moj czas na normalnej trasie. Jestem treningowo zaangazowana i zmotywowana. Za rok w planach lamanie 40 minut. Mam nadzieje, ze sie uda szczegolnie po tak szybkim progresie, korzystajac ze swietnego planu treningowego. Ciesze sie rowniez z jeszcze jednego aspektu - znacznego obnizenia tetna na treningach. Wpadac bede pewnie sporadycznie na bloga. Ale ciesze sie , ze moglam sie uzwenetrznic
