Mam Garmina 310XT już prawie. Oczywiście po drodze było kilka resetów, bo a to trening nie chciał się zgrać, a to Ant nie widział zegarka, a to coś, a to coś.
Jednak dużą zaletą było sygnał GPS. Zawsze wszystko ładnie wyrysowane, tylko raz zgubiłem sygnał (w czasie burzy). Wszystko bez zarzutu.
Natomiast to, co mam w ostatnim tygodniu to jakaś masakra. Najpierw podczas interwałów cały czas skakało mi tempo, rzędu 20s/km w obie strony. Musiałem olać to, co mi wyświetla i biec na wyczucie. Później na wykresie, gdyby nie tętno, to w ogóle nie byłoby widać, że biegłem zmiennym tempem. I to bieg po otwartej przestrzeni, gdzie na odcinku 3,5km jest jeden zakręt 90 stopni, a reszta to proste.
Druga sytuacja dzisiaj. Robię sobie zabawę biegową po ulicach (wyjątkowo) przy bezchmurnym niebie i szybko złapanym sygnale. Już rozgrzewka wychodziła jakoś podejrzanie wolno, ale pomyślałem, że może mi się zdaje. Ale podczas zb to garmin przeszedł sam siebie. Zakręty pościnane o dobre 10-20 metrów. Każdy odcinek z zakrętem to tempo automatycznie 20-30s/km wolniejsze niż na prostej. Kompletne pomieszanie z poplątaniem. Podsumowując także nie dało się polegać na zegarku. Mało tego, błędy już w trakcie treningu wydawały mi się ogromne.
Jest to dziwna sprawa, bo do tej pory nie mogłem narzekać na rysowanie trasy i wszystko było wzorowo.
W międzyczasie zrobiłem jeszcze inne treningi (zwykłe rozbiegania) i wydaje mi się, że wtedy było wszystko ok więc nie jest to ciągła przypadłość.
Czy reset może w czymś pomóc, czy mam liczyć, że sam się ogarnie? W sobotę mam start i jutro ostatni trening więc sprawa pilna, bo zegarek musi działać poprawnie
