Niedziela:
- dziewiąta, wstawaj, mieliśmy jechać … ( i tu wyliczanka wszystkich ważnych miejsc, które obiecałam odwiedzić zaraz po powrocie)
- oszzz…, auu, tylko mnie-nie-do-ty-kaj-cie nawet, błagam!!!
szlaki na polsko-słowackim pograniczu nie są takie oczywiste, jak by się można spodziewać; zarośnięte, przywalone grubymi konarami, poprowadzone pod prąd, ale poprzez tę swoją dzikość – zupełnie wyjątkowe! zapomniane przez świat? – taka myśl mi towarzyszyła po drodze i zaraz za nią druga – piękne, po prostu piękne, ale nie wiem, czy chciałabym znaleźć się na nich zupełnie sama…
wczesne popołudnie, słońce praży niemiłosiernie i nie ma czym oddychać; wilgotna ziemia paruje i oddaje to, co kilka dni wcześniej dostała z góry; mimo wszystko wydaje mi się, że jest do zniesienia; pewnie dlatego, że bardzo duża część trasy prowadzi pod gęstymi koronami drzew; wystarczy jednak na moment się wynurzyć! wszystko lśni na złoto, nawet niebo; słony buff, który wcześniej naciągnęłam na czoło jako opaskę teraz rozwijam i okrywam całą głowę; heh możliwe, że nieco za późno
![hej :hej:](./images/smilies/icon_razz.gif)
: …billboard, no proszę, nawet tutaj…? ze zdziwieniem przyglądam się migoczącej jeszcze z daleka biało-czarnej planszy i mrużę oczy, żeby dostrzec, co jest tak bardzo warte reklamy w środku rezerwatu; do dziś nie wiem, bo złośliwie rozpłynął się, normalnie rozpłynął się w powietrzu zanim zdążyłam do niego dobiec; kurczę, za chwilę sama się rozpłynę, albo rozpuszczę w morzu tych wszystkich płynów, które wchłonęłam; bardzo puchną mi dłonie; kiedyś przeczytałam, że może to być objaw zaburzonej gospodarki elektrolitami i że najlepiej zatrzymać się, pić nieco mniej i połknąć choćby np. kostkę bulionową; gdzie je mam? chyba wrzucałam kilka do kieszonki, są – elektrolity, paskudnie słono-słodkie, apteczne; nie bawię się w rozpuszczanie tylko proszek do ust i popijam;
ależ było!!! oczekiwałam, że za Beskidem Bednarów i Oszustem będzie już tylko łatwo i przyjemnie; L - tak właśnie jeszcze w domu, na wydrukowanym profilu trasy oznaczyłam ołówkiem ostatni jej fragment; „L” jak lekko, light, lubię; w rzeczywistości to właśnie były dla mnie najcięższe kilometry; wylazło zmęczenie podejściami nie do opisania stromymi, otumanienie upałem, do tego tak potwornie bolały stopy – każdy krok z osobna - mogłam jednak założyć żółtki; doświadczenie nie do zapomnienia – jak ból potrafi mieszać się z zachwytem; kolega popłakał się ze śmiechu gdy usłyszał moje „o, jak cudownie” skorelowane z bolesnym grymasem twarzy zaraz po uderzeniu obitą stopą w ostry kamień; bo tak właśnie było! cudownie ciężko i cudownie boleśnie!
nie żałuję wyboru, nawet jeśli ukończyłam bieg bardzo blisko limitu; naprawdę cieszę się, że przeżyłam to co przeżyłam i właśnie dlatego, że pod koniec było mi tak cholernie ciężko; wiem teraz, że kryzysy dopadają nie tylko znajomych i nieznajomych - mnie też mogą się zdarzyć; jeden po drugim po kolei łamią, rzucają na kolana, kładą - ale jak pięknie jest się potem podnieść
![uśmiech :)](./images/smilies/icon_e_smile.gif)
jak ja się cieszę
![hej :hej:](./images/smilies/icon_razz.gif)
!!!
fajnych, naprawdę fajnych ludzi spotyka się na takich imprezach
pozdrawiam i dziękuję za wyjątkowo sympatyczne towarzystwo
!!
a co było wcześniej, zanim zaczęło boleć? a to:
warto wstać rano
![Obrazek](http://www.fotomaraton6.home.pl/lib-foto/uchw14/foto/uchw14-foto.php?PI=7023105)