
tomsoch, czy mi się wydaje czy spieramy się już w dwóch tematach

No bieg ciągły (bez marszu) na razie u mnie zdecydowanie odpada, bo trening trwałby zaledwie 6-8 minut i po zawodachPieczar pisze:Są dwie różne szkoły. Można robić marszobiegi albo biegi ciągłe ja osobiście polecam to drugie, daje większą satysfakcję (przynajmniej mnie). Jednak na początek marszobieg umożliwi ci wydłużyć sobie dystans i złapać jakąś początkową formę.
No właśnie za namową kolegi, by raz spróbować pobiec nie wg planu (wtedy to były 3min. biegu na 1,5 marszu), ale ile dam radę - zrobiłam tak i okazało się, że jednak dałam radę wyciągnąć jednorazowo do 8min, więc biegam już 6min. biegu na 2min. marszu. Trochę udało się przeskoczyć, tylko przy dłuższych odcinkach to już mi jest naprawdę ciężko, do tego to nie tylko męczy ale i trochę nudzi, więc wynajduję sobie punkty docelowe, by jakoś dobić. Szok dla mnie, bo każdy odcinek ulicy od świateł do świateł miałam poszatkowany niedawno wieloma odcinkami a teraz potrafię przechodzić w marsz na trzeciej z kolei ulicy. Dla Was, biegających po dziesiątki kilometrów dziennie, to pewnie aż śmieszne, ale dla mnie takie pół godzin to normalnie maraton a nawet triathlon, bo na początku było tak, jakby jednym z etapów było również pływanie - zdejmowałam zegarek i zdumiona pytałam: to na nadgarstku też się pocimy???tomsoch pisze:jeśli czujesz się "mocniejsza" plan możesz dowolnie modyfikować: skracać, zacząć od środka, albo opuścić któryś tydzień.
Myślałam o tym, ale boję się odwrotnie - że za wcześnie przejdę w marsz, bo zmęczenie. Ten wyczyn 8-9 minut to jednorazowo było, dziś miałam dość w okolicach 4min i trudno - zrobiłam 4min biegu i 2 min marszu, ale za to dwa okrążenia ulic, czyli wyciągnęłam prawie 5,5km w czasie 43 minut. Co wyjście to niespodzianka i nie wiem, czego się spodziewać. Jak się zorientowałam, że dziś krótsze odcinki jednak, to chociaż wydłużyłam. Nic już nie wiem, niby z zegarkiem a tu i tak styl dowolnySammi pisze:Sowo, skoro wtedy dobiłaś do 8 minut, to olej zegarek i planon Ci chyba tylko przeszkadza, bo pewnie ciągle na niego zerkasz i myślisz "o tak! jeszcze tylko minutka!" a tak to nie wiesz ile Ci zostało i się nie przejmujesz.
O, miotam się - oto mój styl, brakowało mi tego określenia! Tylko, że ja wyszłam z założeniem, że będzie trening 6min na 2min ale po 4min poczułam, że dość; stąd modyfikacja. Chyba powinnam zejść trochę niżej niż te 6min i faktycznie jechać już grzecznie planem, na takim pułapie, jaki będę w stanie utrzymać. Sensowna uwaga, dziękiMama Kin pisze:ja właśnie dlatego myślę, że lepiej lecieć planem, bo tak się miotasz od jednego do drugiego, a konkretnego progresu nie ma. no ale to wyłącznie moje zdanie
Podpisuję się pod tym rękami i nogami. Gdy biegałem bez planu to były dwa tryby. 1 - zapaleniec, kiedy codziennie się zarzynałem przez tydzień czasem nawet dwa a potem następował tryb 2 - max jeden byle jaki trening w tygodniu. Bieganie z planem jest lepsze, zdrowsze i poprawia wyniki.Bacio pisze:Jak zacząłem biegać według planu w zasadzie skończyły mi się kontuzje. Polecam!