30.05 - 15km
Założyłam nowe buty na nogi i postanowiłam na dobry początek pokonać te 5km do Agrykoli. Szybko jednak stwierdziłam, że jajo zniosę czekając na tych wszystkich światłach wzdłuż Puławskiej i wskoczyłam do akurat nadjeżdżającego tramwaju. Potem jeszcze kawałek od przystanku i w sumie wyszło 2,5km po 5:46/km w ramach rozgrzewki. Biegło się dobrze. Lekko na stopach, a jednocześnie amortyzacji nie brakowało. Po równym asfalcie czy chodniku da się biec, problem zaczyna się przy dziurawej, nierównej nawierzchni bądź na starym bruku jaki przyszło mi mijać na Szucha - pod stopą dość mocno czuć nierówności i wtedy wychodzi, że podeszwa jest jednak delikatniejsza. Przynajmniej jak się człowiek przestawia z dosyć potężnych treningówek.
No i ruszyłam. Z ośmioma tysiączkami:
4:24 (khem... no nie potrafię...)
4:27
4:25
4:31
4:29
4:32
4:28
4:28
Przerwa 400m w marszu i truchcie (3min). Pierwszych czterech powtórzeń specjalnie nie poczułam, trudniej zaczęło się robić na piątym, bo nagle te trzy minuty zaczęły nie wystarczać na regenerację i biegłam na coraz większym zmęczeniu. Ale podobno życie zaczyna się po wyjściu ze strefy komfortu, więc latałam dalej z postanowieniem, że przerwę, jeżeli czas powtórzenia będzie dłuższy niż 4:35. Nie był. Siłowo mogłabym pewnie zasuwać dalej, ale na ostatnim tysiączku czułam, że technika już zaczyna leżeć i kwiczeć, zaczynam się garbić i w ogóle rzeźbię w tym tartanie, więc dałam sobie spokój.
Dosyć łatwo mi wchodzi taki trening, więc raczej wrócę do dłuższych interwałów, bo tam mam braki. Jeszcze trochę wody w Wiśle upłynie, zanim utrzymam takie tempo na 10km, ale coś rzędu 46-47 minut na dobry początek w lipcu wydaje się być realne.
Na koniec 1,6km schłodzenia po 5:54 min/km. Ogólnie to chyba postawię te buty w gablotce i będę je podziwiać, bo biegało mi się świetnie. Ale należy na moje peany brać poprawkę, bo nigdy wcześniej nie biegałam w startówkach, ani właściwie jakichkolwiek lżejszych butach.
Wieczorem ogólnorozwojówka na koncercie Jelonka.
