Bieg byl rzeczywiscie fajny, ale tez i trudny. Zapisywalam sie na bieg po plazy, ale nikt nie ostrzegl, ze 2 km to bedzie w kopnym piasku srodkiem plazy, a dopiero nastepne 5 ubitym brzegiem. Ten kopny piasek mocno dal mi w kosc, niezle cwiczenie na sile. Podziekowania dla katekate, ze cala plaze moglam trzymac jej sie na ogonie, bez tego bym pewnie duzo szybciej odpadla. Mnostwo kibicow, chlapiace dzieciaki, strazacy z psikajaca woda, gabki, woda, banany, to co trzymalo przy zyciu w tym upale. Bieglismy jak na patelni. Mialam ochote wejsc do wody cala podczas biegu, powstrzymywal mnie telefon na pasie

Na ostatnim km rzeczywicie mialam kryzys, skoczylo mi tetno, zaczelo mnie dusic w oskrzelach, mysle ze to mogla byc kwestia odwodnienia i zmeczenia biegiem i podroza dnia poprzedniego. No i nie jestem tak silna jak kolezanki.
Po biegu przebralam sie w stroj i wskoczylam do morza. To bylo wspaniale.

A pozniej w Ustce czekal na mnie zamowiony obiad

Ostatecznie wyszlo mi srednie tempo 6:25, co jak na warunki chyba nie jest tak zle.